Małżonkowie W. byli 10 lat po ślubie. Jak wielu wykształconym trzydziestoparolatkom, aspirującym do statusu tzw. klasy średniej, ich życie upływało podobnie: licealna miłość, studia, prace w korporacjach, budowa i urządzanie domu, dwójka dzieci, wreszcie pierwszy kryzys. Zdenerwowała się – pomyślał Romuald, wówczas dyrektor finansowy w dużej firmie, kiedy po raz pierwszy Małgorzata uderzyła go w głowę.
Romuald przypadkiem odkrył, że Małgorzata po kryjomu przelała 25 tys. zł ze wspólnego konta na swoje. Stracił zaufanie i kupił dyktafon. Dziś podejrzewa, że może już wtedy szykowała się do rozwodu. Ale wówczas jeszcze sądził, że ze względu na dzieci wszystko się jakoś poukłada. Kilka miesięcy później Małgorzata znienacka zaatakowała męża widelcem, raniąc do krwi. Innym razem kopnęła. Wreszcie – zmobilizowała do nękania całą swoją rodzinę. W szpitalu stwierdzono u Romualda wstrząśnienie mózgu i stłuczenie kolana. Na dyktafonie zachowały się fragmenty rozmów.
Brat żony: „Nie wiedziałem, że aż tak napuchnie. (…) Niedobrze, że uciekł”.
Żona: „On się nigdy nie bił! (…) Dopóki nie mam rozwodu, nie można mu zrobić największej krzywdy, bo jak go unieszkodliwicie, jakby został kaleką, to ja mu będę musiała alimenty płacić… Bo po rozwodzie to pal licho!”.
W filmowym makijażu
W odróżnieniu od Romualda W. Piotr K. od początku tolerował wybuchowy charakter żony. Nauczył się schodzić jej z drogi w odpowiednich momentach. Kiedy po 15 latach małżeństwa odkrył jej romans i chciał o tym porozmawiać, zaczęła walić na oślep. Przez kilka dni Piotr – menedżer z wieloletnim doświadczeniem w branży kosmetycznej – wychodził do pracy w filmowym makijażu.