Piętnaścioro dzieci czeczeńskich ma już jakieś pojęcie o języku polskim – poznały literkę A jak Azor. Pora na literkę B. – Azor ma budę – nauczycielka pokazuje rysunek. Dzieci siedzą osłupiałe. Dziewczynki pąsowieją, chłopcy szturchają się z cichym chichotem. – A-zor i bu-da – powtarza trochę speszona nauczycielka. Dopiero za jakiś czas dowie się, że „buda” to po czeczeńsku „piz…”. I uświadomi sobie, że czeczeńskie dzieci na początku nauki w polskiej szkole słyszą: „Azorek ma piz...”. Nauczy się, że tak samo kojarzy im się słowo „muza”, a niewinny u nas zaimek „ten” to z kolei „ch...”.
Szkoła ma więcej problemów. Dziewczynka przychodzi do klasy w chustce, a nauczycielka stanowczo każe chustkę ściągnąć – awantura gotowa. Chłopcy do klasy pchają się przed dziewczynkami, a co gorsza przed nauczycielką – awantura. Nauczycielka każe dziewczynce założyć krótkie spodenki na wf – awantura. Każe narysować kolorową łąkę, a czeczeński chłopiec ołówkiem rysuje czołgi. Dzieci nie odrabiają lekcji i odpowiadają po czeczeńsku, bo za słabo mówią po polsku. Jak je uczyć z polskich podręczników? Jak oceniać?
W polskich szkołach w tym roku uczy się ponad 8 tys. obcokrajowców. 650 z nich to mali uchodźcy, w większości Czeczeni. Od 2000 r. to największa grupa narodowościowa, która składa w Polsce wnioski o nadanie statusu uchodźcy. Do września wystąpiło o niego 3,5 tys. Czeczenów, w zeszłym roku ponad 5,7 tys. Teoretycznie na decyzję polskiego urzędu uchodźcy powinni czekać pół roku, ale czekają i dwa–trzy lata.
Szkoła we wsi Emolinek pod mazowieckim Zakroczymiem informację, że ma przyjąć 43 dzieci czeczeńskich, dostała pod koniec sierpnia 2008 r.