Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Legenda w piwnicy

Spór o pamiątki po legendarnym kurierze

Ostatnia towarzyszka życia Jana Karskiego Kaya Mirecka-Ploss (na fot.) wyłożyła własne pieniądze, by nie dopuścić do rozproszenia spuścizny po słynnym kurierze. Ostatnia towarzyszka życia Jana Karskiego Kaya Mirecka-Ploss (na fot.) wyłożyła własne pieniądze, by nie dopuścić do rozproszenia spuścizny po słynnym kurierze. Rafał Klimkiewicz / Edytor.net
Pamiątki po Janie Karskim, legendarnym kurierze Polskiego Państwa Podziemnego, leżą w ognioodpornej skrzyni w suterenie Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach. Trwa spór, kto ma płacić za przygotowanie i utrzymywanie ekspozycji.
Oryginalny dokument o nadaniu w 1943 r. Janowi Karskiemu Orderu Virtuti Militari z podpisem naczelnego wodza, gen. Władysława Sikorskiego.Rafał Klimkiewicz/Edytor.net Oryginalny dokument o nadaniu w 1943 r. Janowi Karskiemu Orderu Virtuti Militari z podpisem naczelnego wodza, gen. Władysława Sikorskiego.
Jedna z pamiątek czekających na ekspozycję w Instytucie Dialogu i Tolerancji im. Jana Karskiego w Rudzie Śląskiej.Rafał Klimkiewicz/Edytor.net Jedna z pamiątek czekających na ekspozycję w Instytucie Dialogu i Tolerancji im. Jana Karskiego w Rudzie Śląskiej.
Dyrektor Instytutu im. Karskiego Aleksander Majcher przed willą, którą Ruda Śląska miała przekazać Instytutowi w użytkowanie.Rafał Klimkiewicz/Edytor.net Dyrektor Instytutu im. Karskiego Aleksander Majcher przed willą, którą Ruda Śląska miała przekazać Instytutowi w użytkowanie.

Zdumiewa choćby lekko zaledwie nadszarpnięta zębem czasu „Podręczna encyklopedia prawa” z lat 30. – nagroda za zwycięstwo w konkursie krasomówczym na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Jak Jan Karski zdołał ją przechować? Jest dyplom za mowę oskarżycielską przeciwko Ludwikowi XVI i dyplom ukończenia lwowskiego uniwersytetu. A także oryginalny dokument o nadaniu w 1943 r. Janowi Karskiemu Orderu Virtuti Militari z podpisem naczelnego wodza, gen. Władysława Sikorskiego. Są albumy ze zdjęciami. I jeszcze mnóstwo innych osobistych pamiątek. Dlaczego ta bezcenna spuścizna, mogąca być ozdobą wielu muzeów − krajowych czy zagranicznych – skrywana jest w piwnicy izby gospodarczej?

I

Od października 2010 r. pamiątki powinny być eksponowane w Międzynarodowym Instytucie Dialogu i Tolerancji im. Jana Karskiego w Rudzie Śląskiej – mówi Aleksander Majcher, dyrektor Instytutu. – Instytut powstał w listopadzie 2008 r., działa jako fundacja, ale nie ma swojej siedziby. Z tego powodu nie przypłynęły jeszcze meble i całe wyposażenie gabinetu Karskiego. W planach zapisano, że gabinet ma być odtworzony w najdrobniejszych szczegółach. Przed wyborami samorządowymi ówczesne władze miejskie wyremontowały dla Instytutu, za blisko 2 mln zł, secesyjną reprezentacyjną willę. Stoi pusta.

W ostatnich wyborach Grażyna Dziedzic, reprezentująca komitet wyborczy Porozumienie dla Rudy Śląskiej, pokonała Andrzeja Stanię z komitetu Platforma Obywatelska, inicjatora powołania Instytutu Karskiego. Nowa zwycięska ekipa nie chce się zgodzić na zwolnienia Instytutu z opłat eksploatacyjnych. To ok. 10 tys. zł miesięcznie. – W przyszłości będziemy płacić, ale teraz jesteśmy na starcie, na dorobku, przydałoby się nam wsparcie – przekonuje dyrektor Majcher. – Samo ubezpieczenie pamiątek po Karskim to dla nas ogromny wydatek. Dlatego są przechowywane w chronionym budynku RIG.

Prof. Jan Kozielewski (Jan Karski to pseudonim wojenny) zmarł w Waszyngtonie w połowie lipca 2000 r. Miał 86 lat. Kilka ostatnich lat spędził z Kayą Mirecką-Ploss, swoją przyjaciółką w końcówce życia. Po jego śmierci Mirecka-Ploss założyła w Waszyngtonie Międzynarodowy Instytut Dialogu i Tolerancji im. Jana Karskiego. Po kilku latach zdecydowała się przenieść Instytut z Waszyngtonu do Rudy Śląskiej, 150-tysięcznego miasta w centrum Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. O Rudzie Śląskiej, mieście węgla i stali, słyszano do tej pory jedynie przy okazji wielkich katastrof górniczych, a tu taki prezent mogący zmienić szary wizerunek postindustrialnego miasta. Dlaczego jednak spuścizna po Karskim trafiła właśnie na Górny Śląsk?

Jan Kozielewski, urodzony w Łodzi, wychowany we Lwowie, nie miał przed wojną z Górnym Śląskiem nic wspólnego. Może poza małym epizodem w niemieckiej jego części. Na lwowskim uniwersytecie ukończył w 1935 r. prawo oraz studium dyplomatyczne. Potem wstąpił do Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii – był w niej prymusem, otrzymał szablę honorową prezydenta RP. Chyba nieprzypadkowo skierowany został na praktykę konsularną do niemieckiego Oppeln (Opola), bywał w Gleiwitz (Gliwicach). To był czas, kiedy nad Europą zbierały się już wojenne chmury.

II

Wówczas Kaya Mirecka-Ploss – bo to ona zdecydowała, że pamiątki po Janie Karskim trafiły na Górny Śląsk – nazywała się jeszcze Hanna Adela Czech. Mieszkała w Nakle, pod Tarnowskimi Górami. Urodziła się w rodzinie polsko-niemieckiej. Ojciec Polak, matka – niemiecka Ślązaczka. Babka była Żydówką i żarliwą katoliczką. Na chrzcie rodzice chcieli dać jej na imię Kaya, ale nie zgodził się ksiądz, bo nie ma takiej świętej. Kayą została oficjalnie dopiero w USA.

Wojna, którą spędziła na robotach w Niemczech, stała się dla przyszłej Kai początkiem barwnego i burzliwego życia. Po jej zakończeniu przedostała się z Monachium do Włoch. Trafiła do teatru II Korpusu. Tam poznała Wiesława Mireckiego, aktora i przedwojennego oficera. Ślub wzięli już w Londynie. Kaya ukończyła studia z zakresu projektowania mody i kostiumologii, a później – już na uniwersytecie w Heidelbergu – obroniła doktorat.

W 1956 r. Mirecki wrócił do Polski za namową Leona Kruczkowskiego i Jana Świderskiego, który dał mu angaż w Teatrze Narodowym. Kaya została w Londynie – wtedy poznała amerykańskiego sowietologa Sidneya Plossa – ale rok później była już, na prośbę męża, w Warszawie. Szybko stała się gwiazdą stołecznych salonów. Jeździła kabrioletem Triumf, świetnie się ubierała, Irena Dziedzic zapraszała ją do „Tele-Echa”, a w karty grała z Magdaleną Samozwaniec. Z jej inicjatywy powstały pierwsze sklepy Mody Polskiej. Gorzej wiodło się mężowi, ale kiedy Mireckiego wyrzucili z Teatru Dramatycznego, Kruczkowski załatwił mu stanowisko dyrektora teatru w Zielonej Górze.

Za to Kayą zaczęło interesować się SB. Wykształcona, ładna, znająca języki – SB zaproponowało jej współpracę w celu skompromitowania Radia Wolna Europa. Bezpieka miała sfingować jej ucieczkę na Zachód. Odmówiła. Wtedy aresztowano jej chorego ojca, ale choć zwolniono go po interwencji ministra górnictwa Jana Mitręgi, szybko zmarł. Pod koniec 1965 r. sama Mirecka trafiła do aresztu. W tym momencie miała już dość życia w Polsce Ludowej. Dzięki skutecznej interwencji koleżanek u samego Józefa Cyrankiewicza mogła wyjechać do Waszyngtonu, do Plossa, wówczas profesora w Princeton.

W 1969 r., po śmierci Mireckiego, wyszła za mąż za Plossa. Przeżyli wspólnie 21 lat, jednak gdy dwa lata temu była w Polsce, wyznała „Gazecie Wyborczej”, że to małżeństwo nie było udane. – Ale mąż ustawił mnie finansowo – przyznała bez skrupułów. Dlatego mogła spokojnie zająć się działalnością polonijną: w 1989 r. została szefową Amerykańskiej Rady Kultury Polskiej, a potem dyrektorem Centrum Kultury Polskiej w Waszyngtonie. W 1996 r. rozpoczęła współpracę z prezydentową Jolantą Kwaśniewską. Do dziś finansuje Wakacje Marzeń dla biednych dzieci z polskich domów.

III

W połowie lat 70. Kaya Mirecka-Ploss poznała Jana Karskiego. Przychodził na wykłady jej męża. Zaprzyjaźnili się. Przed dwoma laty na inauguracji Instytutu Karskiego w Rudzie Śląskiej Mirecka-Ploss w bardzo emocjonalnym wystąpieniu mówiła: – Kiedy w 1991 r. zmarła tak tragicznie żona Jana Karskiego, a już wtedy byłam sama, było tak naturalną rzeczą, że się związaliśmy ze sobą, mniej romantycznie, ale serdecznie i po przyjacielsku. Ufaliśmy sobie i dbaliśmy o siebie. Ja miałam też ten smutny obowiązek pochowania Jana Karskiego.

Po jego śmierci założyła w Waszyngtonie Międzynarodowy Instytut Dialogu i Tolerancji. – Najważniejszą sprawą dla pani Kai było zebranie wszystkich pamiątek po profesorze Karskim – mówi Bożena Łobzowska, prezes Instytutu w Rudzie Śląskiej. Część pamiątek zdeponowana była w amerykańskim Instytucie Hoovera, przechowującym oryginały dokumentów wytworzonych w poprzednim stuleciu przez polskie instytucje. Przekazano je do nowej placówki Mireckiej-Ploss. Karski nie zostawił testamentu. Powstał więc problem tzw. własności intelektualnej, spuścizny niematerialnej. Sąd wystawił te prawa na licytację. Za ok. 40 tys. dol. kupiła je właśnie Kaya. – Chodzi o prawa do wszystkiego, co Karski napisał i stworzył za życia, a co wcześniej nieobjęte zostało dodatkową licencją – tłumaczy dyrektor Majcher. – Mieszczą się w tym również prawa do wizerunku prof. Karskiego.

Cała spuścizna Jana Karskiego trafiła do Rudy Śląskiej. Intencją Mireckiej-Ploss było przekazanie jej do Polski, a konkretnie na Śląsk, region jej dzieciństwa i miejsce wielokulturowe, tolerancyjne.

Prawie 110 lat temu w dzisiejszej Rudzie Śląskiej gmina żydowska i parafia katolicka zbierały środki na budowę kościoła ewangelickiego, który funkcjonuje do dzisiaj – mówi Andrzej Stania, w poprzedniej kadencji prezydent Rudy Śląskiej. – Gdy tylko pojawiły się możliwości uruchomienia Międzynarodowego Instytutu Dialogu i Tolerancji na Śląsku, to od razu podjęliśmy to wyzwanie.

W nawiązaniu kontaktu z Mirecką-Ploss pomocny był związany z Rudą Śląską znany pianista Piotr Folkert, mieszkający od 20 lat w USA. Po kilku spotkaniach i deklaracji, że Ruda Śląska zapewni, na zasadzie użyczenia, lokal dla Instytutu Karskiego, pani Kaya przekazała w listopadzie 2008 r. prawa do spuścizny po swoim przyjacielu. Liczyły się też inne gesty. Wcześniej, po tragedii w kopalni Halemba Mirecka-Ploss zrobiła w USA zbiórkę pieniędzy dla dzieci ofiar katastrofy i zorganizowała dla nich kolonie. Atmosfera wokół prestiżowego Instytutu wydawała się więc doskonała.

Choć nie dla wszystkich. Kilku radnych poprzedniej kadencji wolałoby widzieć w wyremontowanej willi żłobek i przedszkole, a jeden z prawicowych rajców (choć akurat prawicy powinno zależeć, aby na Śląsku upamiętniani byli tacy ludzie jak Karski!) grzmiał: – Więzienia buduje się tam, gdzie są przestępcy, szpitale – gdzie są chorzy, a instytucje uczące tolerancji – tam gdzie tolerancji nie ma!

Na spotkaniu inaugurującym działalność Instytutu Karskiego, kiedy Mirecka-Ploss przekazywała swoje prawa, bito brawa dla jej gestu i decyzji poprzednich władz miasta. Potem były jednak wybory. Prezydent Stania, jeden z inicjatorów powstania Instytutu Karskiego, przegrał wyścig do fotela.

Grażyna Dziedzic, nowa prezydent, nie odżegnuje się od pomysłu. Mówi, że jest Polką ze śląskimi korzeniami i Jan Karski jest dla niej ważną częścią pamięci historycznej: – Będziemy się szczycić posiadaniem takiej placówki – mówi. – Ale miasto nie ma żadnej podstawy prawnej, aby wspierać tę fundację ani żadną inną. Już wydało miliony na remont willi. Proponuje użyczenie pomieszczeń bez pobierania czynszu, ale z opłat eksploatacyjnych samorząd nie może zrezygnować. – Poprzednia ekipa zostawiła prawie 77 mln zł długów, tniemy wydatki, gdzie tylko można, zwalniamy pracowników – nie stać nas na żadne zadania dodatkowe.

IV

Władze Fundacji Międzynarodowy Instytut Dialogu i Tolerancji im. Jana Karskiego w Rudzie Śląskiej zainteresowały się ostatnio jednym piętrem wyremontowanej willi. – Zaczynają pojawiać się już pierwsze pieniądze za licencje wydawnicze na książki Jana Karskiego – mówi dyrektor Majcher. Udaje się pozyskiwać środki z UE na spotkania młodzieży z całej Europy, na własne wydawnictwa. – Ciągle działamy na zasadzie wolantariatu – dodaje. – Kiedy wyeksponujemy pamiątki i gdy trzeba będzie zorganizować salę muzealną, odtworzyć gabinet profesora Karskiego, to sam zapał społeczny już nie wystarczy.

Nowe władze Rudy Śląskiej nie mówią nie Instytutowi Karskiego, ale stawiają warunek: to fundacja pokrywa koszty eksploatacji wyremontowanego budynku. Kaya Mirecka-Ploss chciała, przekazując pamiątki po Janie Karskim, żeby były eksponowane na Śląsku, w ogromnym i niebiednym województwie, z którego pochodzi. W warunkach na miarę zasług wojennego bohatera, a nie w skrzyni w suterenie.

Polityka 12.2011 (2799) z dnia 18.03.2011; Coś z życia; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Legenda w piwnicy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną