Przystanki autobusowe w Leśniewie są obskurne. Nie ma na czym usiąść. Zamiast koszy na śmieci plastikowe wiaderka po kiszonych ogórkach. Boisko i plac zabaw mocno zapuszczone. Wokół stawu w centrum wsi rosną chwasty, leżą resztki gruzu. Kiedy Marcin sprowadził się tu z rodziną sześć lat temu, zaczęło go to drażnić. Nie lubi brzydoty, nieładu. Miał w życiu tak pedantyczny okres, że denerwowała go nawet krzywo leżąca książka na biurku. Studiuje architekturę krajobrazu w Sopockiej Szkole Wyższej. I uznał, że coś trzeba by z tym zrobić.
Cztery lata temu wystartował w wyborach na sołtysa, ale przegrał. Nie dlatego, że jest gejem. Wtedy jeszcze to ukrywał. Miał 22 lata. Mieszkańcy uznali, że jest za młody, za mało doświadczony. – Nie był jeszcze w Leśniewie znany, więc ludzie nie mieli do niego zaufania – tłumaczy jeden z mieszkańców. – Poza tym on więcej wtedy był w szkołach niż we wsi.
Nie miał zamiaru startować po raz drugi, ale sąsiedzi go namówili. Wydrukował ulotki, zorganizował spotkanie wyborcze, na które przyszło kilkadziesiąt osób – z 1,6 tys. mieszkańców Leśniewa. Chyba wtedy ich przekonał, że jest ambitny i mu zależy. Dostał 80 proc. głosów. Na uroczystej sesji w Urzędzie Gminy odebrał akt wyboru, a dzień później poprzednik przekazał mu insygnia władzy, czyli pieczątkę i tabliczkę z napisem sołtys. Własnoręcznie wieszał ją na ścianie domu, wypucowaną tak, żeby było widać z daleka.
Marcin jest trzy lata po coming oucie. Porównuje to uczucie do zrzucenia z ramion tonowego ciężaru. Kłopoty miał już od podstawówki. Co prawda on sam jeszcze wtedy nie wiedział, że jest gejem, ale rówieśnicy wyczuli inność. Lubił grać z dziewczynami w gumę, był jakiś taki niechłopacki, więc wyzywali go od bab i pedałów.