Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Licea niekształcące

W liceum ogólnokształcącym przeważa liczba uczniów, którzy nie chcą się uczyć. W liceum ogólnokształcącym przeważa liczba uczniów, którzy nie chcą się uczyć. Maximilian Boschi / PantherMedia
W polskiej szkole średniej uczniowie już nie otrzymują wykształcenia ogólnego. Jesteśmy świadkami upadku intelektualnego kolejnych roczników młodych Polaków – pisze w dramatycznym tekście nauczycielka renomowanego liceum.
Realia średniej szkoły ogólnokształcącej wskazują, że z roku na rok polskie społeczeństwo prymitywnieje.Polityka Realia średniej szkoły ogólnokształcącej wskazują, że z roku na rok polskie społeczeństwo prymitywnieje.
W polskiej szkole średniej, mylnie zwanej ogólnokształcącą, uczniowie już nie otrzymują wykształcenia ogólnego.f_shields/Flickr CC by 2.0 W polskiej szkole średniej, mylnie zwanej ogólnokształcącą, uczniowie już nie otrzymują wykształcenia ogólnego.

Następne ćwierć miliona absolwentów ogólniaków właśnie zaczyna studia. Opuszczą je za kilka lat jako lekarze, prawnicy, aktorzy, politycy, nauczyciele. Trzeba pogodzić się z tym, że ci spośród nich, którzy zdawali maturę po 2006 r., już nie mają ogólnej orientacji w świecie. Na licznych kierunkach studiów przez pierwszy rok prowadzi się kursy podstawowe, by móc w ogóle ruszyć z kształceniem na poziomie wyższym – absolwenci ogólniaków często nie mają również orientacji w tej wybranej przez siebie dziedzinie wiedzy.

Po przewrocie solidarnościowym przed polską oświatą otworzyła się wielka szansa. Zaczęły powstawać średnie szkoły społeczne i prywatne. Między nimi a szkołami publicznymi rozpoczęła się konkurencja, często oparta na ambitnych programach autorskich. Poziomem nauczania znacznie przewyższaliśmy Europę Zachodnią czy USA. Podczas gdy na polskich lekcjach matematyki uczniowie czwartej klasy liceum poznawali całki i logarytmy, ich francuscy czy niemieccy rówieśnicy uczyli się obliczać procenty. Do końca XX w. polscy uczniowie omawiali na lekcjach twórczość Reja w oryginale, a ich brytyjskie równolatki czytały wyimki Szekspira w tłumaczeniu ze staroangielskiego na język współczesny, a austriackie zadowalały się lekturą literatury klasycznej w wersji czytankowej. Kiedy polski program nauczania geografii umożliwiał jeszcze rzetelną orientację w świecie, uczniowie amerykańscy nie odróżniali państw europejskich od azjatyckich.

Wprowadzenie gimnazjum i trzyletniego liceum – w ramach kolejnej reformy edukacji – odebranie szkołom średnim praw do tworzenia programów autorskich, kasacja zajęć fakultatywnych, coraz bardziej redukowane programy nauczania, wprowadzenie mało ambitnej matury zewnętrznej, zniesienie niełatwych egzaminów na studia pchnęły lawinę obniżania poziomu.

Dziś prawie każdy absolwent polskiego gimnazjum kontynuuje naukę w liceum ogólnokształcącym. Często robi to ze strachu przed dokonaniem wyboru nietypowego (np. technikum specjalistycznego), z braku alternatywy (po likwidacji szkół zawodowych), ale głównie ulegając zakorzenionemu przekonaniu, że bez matury oraz ukończonych studiów wyższych nie znajdzie dobrej pracy. Znakomitej większości kandydatów do ogólniaków przyświeca jeden cel: uzyskać przepustkę na wyższe uczelnie. Nie chodzi o to, żeby wiedzieć i rozumieć, ale żeby zdać. W efekcie w liceum ogólnokształcącym przeważa liczba uczniów, którzy nie chcą się uczyć.

Chętnie cytowane przez polityków i media statystyki (w latach 70. studiowało 0,5 mln młodzieży, dziś – 2 mln) mają przekonywać, że polskie społeczeństwo mądrzeje i kulturalnieje, tymczasem realia średniej szkoły ogólnokształcącej wskazują, że z roku na rok polskie społeczeństwo prymitywnieje. Zabieganie o jak największą liczbę uczniów szkół ogólnokształcących dało efekt nie upowszechnienia, lecz spowszechnienia ogólniaka.

Spowszechniona szkoła

Ministerialne przepisy wychodzą naprzeciw niechęci do nauki.

Skrócony czas nauczania

Kolejne programy nauczania coraz bardziej ograniczają wymagany od uczniów zakres wiedzy ogólnej. Zminimalizowano czas nauki do dwóch i pół roku (trzecioklasiści kończą naukę w kwietniu), drastycznie ograniczono liczbę godzin lekcyjnych z takich przedmiotów jak chemia, biologia, historia czy kultura. Nauczanie np. fizyki w wymiarze jednej godziny tygodniowo przez dwa lata daje powierzchowną i głęboko selektywną orientację w przedmiocie.

Sprofilowanie wiedzy ogólnej

Kolejnym paradoksem jest sprofilowanie klas, w których dominują lekcje z dwóch wybranych przedmiotów. W klasie matematyczno-fizycznej ogranicza się liczbę lekcji historii, w humanistycznej – liczbę lekcji z przedmiotów przyrodniczych. Normą w liceum ogólnokształcącym stało się eliminowanie klas o profilu ogólnym, a w ich miejsce powołuje się klasy podporządkowane określonym kierunkom studiów, np. klasy geograficzno-matematyczne dla przyszłych studentów Szkoły Głównej Handlowej.

Kastracja humanistyki

Obowiązująca jeszcze rok – przypadkowa i zredukowana – podstawa programowa przedmiotów humanistycznych jeszcze ma skarleć. Wtajemniczanie w zagadnienia sztuki zredukowano do jednej godziny tygodniowo w wyłącznie jednym roku szkolnym. Zminimalizowanie zagadnień dotyczących korzeni kultury (Biblia, mitologia) odcina od jej fundamentów. Modne dziś odchodzenie od historycznego i kontekstowego nauczania literatury nie wyjaśnia jej wartości. Lektura wyimków utworów literackich nie tłumaczy ich sensu i znaczenia. Redukcja listy obowiązkowych lektur i innych tekstów kultury zawęża i fałszuje obraz ewolucji myśli.

Nauczanie odczłowieczone

Szkoła głowi się, jak uatrakcyjnić sposoby nauczania. Na lekcjach przemawiają komputery, rzutniki, nagrania – mało ciekawe dla uczniów oswojonych na co dzień z machiną elektroniczną. Coraz więcej nauczycieli komunikuje się z uczniami przez Internet, co nie motywuje do fizycznej obecności na lekcjach; uczniowie nie muszą chodzić do szkoły, by poznać polecenia czy opinie nauczyciela. Zrywa się kontakt osobisty ucznia z nauczycielem.

Żenujące egzaminy

Komisje egzaminacyjne z roku na rok obniżają kryteria oceniania egzaminów maturalnych. Do nauki nie motywuje powszechna i – co najgorsze – prawdziwa opinia, że nie trzeba solidnie się uczyć, by egzamin maturalny zdać. Taka sytuacja demoralizuje maturzystów, którzy nierzadko są zaskakiwani pozytywnymi wynikami. A przecież nie tylko uzyskanie wymaganych 30 proc. punktów oznacza żenująco niski poziom wiedzy i umiejętności, ale i 60 proc. punktów (przybliżona średnia krajowa), niestety, nie świadczy o przyzwoitym opanowaniu materiału.

Upadek szkół lepszych

Obniżanie kryteriów oceniania degraduje szkoły dotychczas renomowane. Dla wyników maturalnych przestało mieć znaczenie, które liceum maturzysta ukończył. Szkoły na wysokich miejscach list rankingowych tracą uzdolnionych kandydatów, bo tam utrzymuje się wysoki poziom wymagań i większe obciążenie nauką. A gimnazjaliści wychodzą z założenia, że nie ma sensu się uczyć, skoro z takim samym pozytywnym skutkiem można się nie uczyć. Ma to także związek ze zniweczeniem relacji między uczniem a mistrzem. Jeszcze nie tak dawno nauczanie przez wybitnych pedagogów wyróżniało uczniów; dziś wyjątkowość ucznia przestała się liczyć.

Spowszechnione wychowanie

Modne hasło nauczania bezstresowego „dostosowanego do dzisiejszych czasów” znajduje absurdalną realizację w przepisach sprzyjających uczniom, którzy nie chcą się uczyć. „Bardzo się starajcie, abym szkołę ukończył” – mówi uczeń spowszechniony, a szkoła odpowiada: „Na pewno nam się to uda”. I się udaje.

Nieprawdziwe usprawiedliwienia

Od wielu lat uczniowie pełnoletni mają prawo samodzielnie usprawiedliwiać swoje nieobecności. Ten kuriozalny przepis skłania do nieodpowiedzialności, jeśli nie do kłamstwa.

Rodzice mogą usprawiedliwić dowolną liczbę nieobecności dzieci, z czego najczęściej skwapliwie korzystają (uczniowi, który zaspał, mama pisze usprawiedliwienie zwalniające z lekcji z powodów rodzinnych). Uczy to nieuczciwości, podważa autorytet opiekunów i szkoły. W świetle takiej praktyki najwspanialsze lekcje wychowawcze nie przyniosą pożytecznych skutków.

Promocje z pałkami

Kolejny przepis mówi, że dopiero ponad 50-procentowa nieobecność ucznia na lekcjach określonego przedmiotu daje podstawę do niedopuszczenia go do promocji. Uczeń, który opuścił np. 60 lekcji matematyki, zdobywając przy okazji kilka ocen cząstkowych, może bez problemów zdać do następnej klasy. Nie uczy go to ani obowiązkowości, ani wartości lekcji, ani szacunku dla pracy nauczycieli.

Od bieżącego roku szkolnego wszedł w życie przepis automatycznie zezwalający licealistom na przystępowanie do egzaminu poprawkowego z dwóch przedmiotów, z których otrzymali na koniec roku ocenę niedostateczną; do tej pory o prawie do drugiej poprawki decydowała rada pedagogiczna, która brała pod uwagę okoliczności indywidualne. Dwie oceny niedostateczne świadczą albo o wyjątkowo niskim poziomie intelektualnym ucznia, albo o zbagatelizowaniu wymagań szkolnych. Co więcej – od tego roku szkolnego uczeń, który nie zdał jednej z dwóch poprawek sierpniowych, ma prawo warunkowo przejść do klasy wyższej – jest promowany z oceną niedostateczną. Taki system wychowawczy nie przygotowuje do życia społecznego, w którym trzeba spełnić odpowiednie wymagania, by uzyskać określony status, awans czy uprawnienia.

Uniemożliwienie nauczycielowi stawiania ocen niedostatecznych za nieobecność powoduje nierzadko, że uczeń, któremu udało się uniknąć sprawdzianów, ma prawo uzyskać promocję. Ta zasada prowokuje do cwaniactwa.

Nieobecni rodzice

Rodzice coraz częściej nie przejawiają zainteresowania szkolnym losem swoich dzieci. Wynika to z przeświadczenia, że uczeń szkołę jakoś ukończy, a liczą się nie oceny na świadectwie, lecz egzamin maturalny, który zdaje prawie każdy. Opinia nauczyciela na temat dziecka przestaje mieć znaczenie. Świadczy o tym malejąca w oczach frekwencja rodziców na zebraniach szkolnych, na razie głównie w tych liceach, w których wprowadzono dziennik elektroniczny. Odbiera to wartość podmiotową nauczycielowi, nadaje funkcję przedmiotu uczniowi.

Spowszechniony uczeń

Ta szkoła wytworzyła własny typ ucznia, dominujący w polskich liceach. Uczeń spowszechniony jako członek społeczności masowej to typ konformistyczny, automatycznie powielający wybory i zachowania powszechne.

Szkołę ogólnokształcącą traktuje jako przymus. Nie uczestniczy w zajęciach nieobowiązkowych, jak wychowanie do życia w rodzinie czy etyka. Unika kół zainteresowań, bo nie ma szczególnych zainteresowań. Chętnie korzysta z przyzwolenia na nieobecności. Potrafi usprawiedliwić swoją nieobecność w szkole np. wyjazdem na wycieczkę. Ani on, ani jego rodzice nie traktują uczęszczania do szkoły jako priorytetowego obowiązku. Twierdzi, że „jest wolnym człowiekiem i przy okazji uczniem”. O jego pragmatyzmie najlepiej świadczy nieobecność w szkole po terminie wystawienia ocen końcowych, który wyprzedza zakończenie semestru o jakieś 10 dni.

Nie ceni wykształcenia ogólnego. Wybór edukacji w klasie profilowanej uważa za jednoznaczny ze specjalizacją, np. uczeń klasy językowej oburza się, że szkoła ogólnokształcąca każe mu uczyć się historii czy geografii.

Nie szanuje wartości nauki. Nie chce być świadomym mieszkańcem kosmosu. Nie widzi potrzeby ani celu poznania procesu powstawania gór, zrozumienia przebiegu reakcji chemicznej, zdobycia umiejętności obliczania pola powierzchni kuli, analizy rewolucji francuskiej. Nie czuje (a przynajmniej nie ujawnia) odpowiedzialności za rzeczywistość, w której funkcjonuje; dostosowuje się do niej, uznając konsumpcyjne cele życiowe za priorytetowe. Twierdzi, że w zawodzie, który zamierza uprawiać, fascynuje go finansowa opłacalność.

Nie zdradza potrzeby obcowania z kulturą. Nie chce obcować z tajemnicą istnienia, uczestniczyć w kulturze wysokiej. Nie docenia myśli przodków, która może inspirować do własnych poszukiwań, pozwala odnaleźć sens własnych poczynań. Nie widzi sensu czytania np. „Lalki” Prusa, uczenia się na pamięć monologu Hamleta, kontemplacji obrazu Moneta czy arii z opery Wagnera.

Nie czuje związku z przeszłością. Bagatelizuje wartość historii, która uczula na mechanizmy dziejowe, uświadamia tożsamość kulturową, ostrzega przed konsekwencjami błędów, uzasadnia teraźniejszość, nadaje sens kontynuacji działań. Nie widzi potrzeby poznawania ewolucji sztuki czy nauk przyrodniczych.

Nie chce analizować zjawisk. Nie zadaje pytań, bo nie jest ciekawy świata. Wykazuje intelektualne lenistwo, odrzuca argumentację, że poznanie przydaje się w życiu jednostki zawsze i bezwzględnie skazanej na własny umysł. Nie widzi związku np. między matematyką a funkcjonowaniem w cywilizowanym społeczeństwie. Ma problemy z wnioskowaniem, czytaniem ze zrozumieniem, zapamiętywaniem.

Nie dostrzega celowości systematycznego i efektywnego uczenia się. Co najwyżej przygotowuje się do sprawdzianów czy lekcji, jednak nie po to, by kompletować i utrwalać wiedzę oraz umiejętności, które uznaje za zbędne i uważa za nauczycielskie fanaberie.

Nie jest ambitny. Nie zależy mu na dobrych ocenach. Nie wstydzi się swojej niewiedzy. Twierdzi, że w zupełności satysfakcjonuje go ocena dopuszczająca (czyli dwójka), świadcząca o fundamentalnych lukach w wiedzy.

Zamiast wiedzy i umiejętności szuka w szkole towarzystwa i zabawy, bo nauka go męczy. Wybierając liceum kieruje się kryterium atrakcyjności szkoły, przez co rozumie placówkę, w której „coś się dzieje”, a więc kosztem lekcji organizuje się np. festiwale, koncerty, dyskoteki.

Traktuje szkołę jak urząd, nauczycieli jak urzędników, siebie jak petenta. Wykazuje roszczeniowy stosunek do sytuacji szkolnych. Literę prawa (zwłaszcza praw własnych) stawia nad relacjami opartymi na wrażliwości. Nie szanuje ani regulaminu szkolnego, ani pedagogów, których rozlicza z obowiązków zawodowych i których często uważa za swoich wrogów.

W spowszechnieniu nadzieja

Dziś w Polsce liczebnie dominują uczniowie spowszechnieni. Można zapytać za uczniem spowszechnionym: czy dobry okulista musi znać problematykę „Procesu”, wiedzieć, na jakim kontynencie płynie Amazonka? Nie ulega wątpliwości, że wykształcenie ogólne pozwala lepiej rozumieć mechanizmy życia, uwrażliwić na skomplikowaną strukturę psychiki drugiego człowieka, a także – wykorzystując prawa analogii – znaleźć twórcze rozwiązania jednostkowych problemów. Wykształcenie ogólne na zbliżonym dla wszystkich poziomie pozwala zachować wspólny dla społeczeństwa i różnych pokoleń kod kulturowy i język komunikacji. Okulista po pracy wchodzi w rolę ojca, klienta, petenta czy turysty i od jego ogólnej orientacji w świecie zależy, jak sobie z tymi licznymi niezawodowymi życiowymi rolami poradzi.

Polska szkoła ogólnokształcąca to z jednej strony odgórnie sterowany system, ale z drugiej strony – nauczyciele. Pod groźbą utraty pracy muszą przepisów oświatowych przestrzegać. Wielu bezkrytycznie lub entuzjastycznie podporządkowuje się zasadom szkoły spowszechnionej. Ale też wielu traktuje współczesne szkolne realia jako wyzwanie. Dzieje często stawiały pedagogów wobec konieczności robienia tego, co do nich należy, bez względu na okoliczności, czyli im wbrew. Wyzwanie zasadnicze sprowadza się do wyjaśnienia uczniom (nie zaszkodzi, jeśli posłuchają spowszechnieni) choćby idei swojego przedmiotu. Aż tyle pozostało nauczycielom do zrobienia w polskim liceum.

Ewentualny acz wątpliwy protest w rozbitym, niejednomyślnym środowisku nauczycielskim miałby niewielkie szanse w ekspansywnej i niepokornej kulturze masowej. Ale szkoła spowszechniona szybciej, niż to się wydaje, osiągnie swoje apogeum absurdu i umrze śmiercią naturalną. Spowszechniona matura i spowszechniony dyplom wyższej uczelni przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie duchowe i praktyczne. Spowszechnieni uczniowie skonstatują, że to nie gwarantuje awansu zawodowego, społecznego, nie przynosi profitów finansowych. Być może powstaną niewielkie ogólnokształcące szkoły elitarne, wyodrębnią się klasy elitarne w ramach szkół spowszechnionych, narodzi się jakaś alternatywa dla inteligentnej i zdolnej młodzieży, która chce posiąść wiedzę ogólną. Gromadne kształcenie ogólne wyjdzie z mody jak wszystko, co w kulturze masowej przestaje się opłacać. I w tym pociecha.

Autorka jest nauczycielką języka polskiego i retoryki w XVII LO im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Warszawie, autorką wierszy dla dzieci, a także „Szkolnego słownika gatunków literackich” i „Przewodnika po literaturze dla licealistów”, założycielką i opiekunką gazety szkolnej „Modrzewiak”,  trzykrotnie uhonorowanej tytułem najlepszej gazety szkolnej w Polsce.

Polityka 40.2011 (2827) z dnia 27.09.2011; Kraj; s. 28
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną