Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Atlantyda spod chodnika

Lubelska Atlantyda pod Gwiazdą Dawida

Tomasz Pietrasiewicz na tle przedwojennej panoramy dzielnicy żydowskiej w Lublinie. Tomasz Pietrasiewicz na tle przedwojennej panoramy dzielnicy żydowskiej w Lublinie. Stanisław Ciok / Polityka
W listopadzie na klatce schodowej bloku Pietrasiewicza leży przeznaczona dla niego bomba. Żeby się bał. Żeby ze strachu przestał poszukiwać w Lublinie żydowskiego miasta.
Brama Grodzka w Lublinie, lata 30. XX wieku.Narodowe Archiwum Cyfrowe Brama Grodzka w Lublinie, lata 30. XX wieku.
Brama Grodzka – siedziba Teatru NN.Szater/Wikipedia Brama Grodzka – siedziba Teatru NN.

Atlantyda.

Tamto miasto widać z okien Bramy Grodzkiej, w której Tomasz Pietrasiewicz pracuje. Widać, jeśli się chce zobaczyć – bo naocznie stwierdza się tylko obecność wielkiego parkingu i wątłego parku pod zamkiem, a patrząc dalej na północ – wielopasmowej alei Tysiąclecia i dworca autobusowego. Miasto rozciąga się więc pod chodnikiem – pełne handlowego rejwachu, pokrzykiwań węglarzy, sklepów z cynamonem, zapachu cebuli i czulentu, szyldów reklamujących nieistniejące od 70 lat firmy.

Brama Grodzka, zwana żydowską, z której okna Pietrasiewicz patrzy, jest przejściem między światem gojowskim a żydowskim. Ale w 1942 r. dzielnica żydowska – trzecia część Lublina – nagle znika w całości. Ludzie są mordowani w hitlerowskich obozach, ich domy wylatują w powietrze. Dzielnica przeistacza się w pusty plac zalany betonem. Niewiarygodne, jak szybko wyciera się z pamięci.

Atlantyda, mówi Pietrasiewicz. Widzi miasto pod spodem, głośno o nim mówi i szuka jego śladów – dlatego dostaje bombę.

Pietrasiewicz.

56 lat, z wykształcenia fizyk. W życiu także reżyser, techniczny sceny, aktor. Od 1998 r. jest dyrektorem Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN. Po Lublinie chodzi, nie jeździ – uważa, że chodząc lepiej włącza się w tętno miasta. Bramę Grodzką, dawniej zwaną żydowską, podniósł z ruin i podłączył do światłowodów w czasach, kiedy ludziom Internet mylił się jeszcze z eternitem. Dzisiaj wielkie, zbierane latami przez pracowników Bramy zasoby archiwum miasta żydowskiego idą światłowodem w świat za darmo. Można nawet spacerować po umarłej dzielnicy, odbudowanej w wirtualu dom po domu. Nowoczesna instytucja kultury, mówi Tomasz Pietrasiewicz o Bramie. Animator, mówi o sobie.

Pani NN.

W 1997 r. przychodzi do Teatru NN w lubelskiej Bramie Grodzkiej, przedstawia się: To ja jestem NN. Chodzi po jednym z pomieszczeń i gestykuluje: Tu stało moje łóżko, tam była kuchnia. W 1942 r. pani NN ma trzy lata, błąka się z grupką sierot po Lwowie, jest wśród dzieci także jej starszy brat. Pojawia się nieznajoma kobieta, lituje się nad panią NN, wiezie ją do Lublina, do mieszkania w Bramie Grodzkiej. Pani NN nie zna rodziców, mówi, że cofając się w pamięci dochodzi zawsze do czarnej kurtyny. W jej wspomnieniu pozostaje natomiast twarz brata na lwowskim peronie. Brat macha na pożegnanie. Oraz to, że w Lublinie ktoś donosi Niemcom o małej Żydówce ukrywanej w Bramie. Stąd pani NN domyśla się, że może być Żydówką.

Dąbrowski.

50 lat, aktor, przyjaciel Pietrasiewicza i jego zastępca w Ośrodku Brama Grodzka Teatr NN. Przebiega wzdłuż ściany z czarnymi skrzyneczkami, włącza prąd, otwiera skrzyneczki – z każdej dobiegają głosy w formacie MP3. Świadkowie opowiadają o żydowskim mieście w Lublinie. Subiektywne skrawki rzeczywistości, do której kiedyś wchodziło się przez Bramę Grodzką, opowieści zebrane przez wolontariuszy Bramy. Witold Dąbrowski oprowadza po tej Atlantydzie, wchodzi w rolę żydowskiego bajduły, trochę filozofa, trochę handlarza, trochę krawca. Wieczorem w bramowym Teatrze NN gra w monodramie według Izaaka Singera i Martina Bubera.

Żytomirski.

6 lat, od września powinien chodzić do szkoły. Henio Żytomirski mieszka z mamą i tatą przy ul. Szewskiej 3. Szmuel, tata Henia, robi mu mnóstwo zdjęć. Henio siedzi u kogoś na rękach, Henio w koszulce polo i krótkich spodniach stoi na schodach Banku Gospodarstwa Krajowego w Lublinie. Albo też żegna wujka Leona udającego się do Palestyny w 1937 r. Na Facebooku Henio Żytomirski ma najwyższą liczbę przyjaciół – 500 osób. Piszą o nim współczesne gazety na całym świecie. Profil na Facebooku prowadzą wolontariusze Bramy Grodzkiej. Bo Henio nie żyje od 69 lat – znika wraz z żydowską dzielnicą, prawdopodobnie na Majdanku. Mama Sara i tata Szmuel też.

 

 

Światłowód.

Ok. 1600 wejść na nasze strony internetowe dziennie, mówi Pietrasiewicz. Ale światłowodem płyną także informacje zwrotne innego rodzaju – dyrektor mówi, że tych akurat nie czyta.

Z internetowego forum pod blogiem Edwina Bendyka, dziennikarza POLITYKI: „Na jakiej podstawie twierdzi Pan, że tekturowe pudełko z dwoma drucikami na wierzchu położyli na oknie mieszkania Państwa Pietrasiewiczów ludzie, którym nie podoba się aktywność Pietrasiewicza w dziedzinie utrwalania pamięci o lubelskich Żydach?”.

Z forum „Kuriera Lubelskiego”: „Aj waj!!! pietrasiewicz na prezydenta judeopolonii. Aj waj! czas zapuścić pejsy”. Lub: „PO raus z Polski do Izraela (...) należy na taczkach z lubelszczyzny wywieźć nie tylko Pietraszkiewicza, ale i całą PO”.

Albo: „Żadnej pielęgnacji kultury żydowskiej w Lublinie! chcecie powtórki sytuacji sprzed wojny, kiedy 1/3 mieszkańców Lublina to było żydostwo? nie wolno powierzać tak ważnych spraw takim obłąkańcom jak pietrasiewicz (a w ogóle kim on jest?)”.

Dzieci.

Na początku lat 60. Tomek Pietrasiewicz gra z chłopakami w piłkę na polach obok dawnego hitlerowskiego obozu śmierci Majdanek. W pamięci pozostaje kurz, który wzbudzają gracze, ogłuszające cykanie świerszczy oraz druty kolczaste obozu. Na razie nic więcej. Pietrasiewicz jest najgorszym uczniem w klasie. Prawdę mówiąc, w piłkę też nie umie grać. Jest bity i nielubiany. Z upupienia wyrywa go nauczycielka polskiego – Tomek odkrywa bibliotekę garnizonową w jednostce ojca, oficera LWP. Potem także bibliotekę szkolną. Kiedyś do klasy przychodzi bibliotekarka i wyczytuje nazwisko Pietrasiewicza jako rekordzisty w czytelnictwie. Dzieciaki wyją ze śmiechu, bo taki oferma może i wypożycza książki, ale żeby czytał – to niemożliwe. To chyba największe upokorzenie w moim życiu, wspomina Pietrasiewicz. Natomiast nie ma śmiechu, kiedy Tomek zbiera lalusiów i kujonów ze szkoły i tworzy z nich drużynę piłkarską. Wygrywają oni w meczu z drużyną szkolnych czempionów.

Więc druty Majdanka zapamiętane z meczów. Potem historia chłopca z Kamionki pod Lublinem, opowiedziana przez nauczycielkę matematyki – nauczycielka jako dziewczynka widzi prowadzonego przez Niemców na rozstrzelanie żydowskiego chłopca. W ciągu kilku minut chłopiec ten siwieje ze strachu. Siwy chłopiec zapada w pamięć Tomkowi – wciąż idzie i siwieje w oczach gapiącego się tłumu.

Ale jeszcze bez żadnego kontekstu, mówi Pietrasiewicz.

Teatr.

Tomasz Pietrasiewicz pisze pracę magisterską na wydziale fizyki – temat: punkty osobliwe, czyli obszary komplikacji zjawisk. Kolega komplikuje wystarczająco, mówiąc Pietrasiewiczowi: Poznam cię z ludźmi z teatru, tylko sobie nie myśl – to alternatywny teatr, niezwykły. Idzie do teatru pierwszy raz w życiu, nic nie rozumie. Ale za to jacy wspaniali ludzie! Ci aktorzy, ci twórcy, wolni wewnątrz niewolniczego systemu. Ten system – zresztą też wcześniej jakoś przez Pietrasiewicza niewyczuwany – nagle staje się opresją, z której świadomością nie sposób żyć.

A najlepiej wykrzyczeć to właśnie w teatrze. Pietrasiewicz przystępuje do teatru Grupa Chwilowa, który ma siedzibę w zrujnowanej Bramie Grodzkiej prowadzącej ze starówki na wielki parking. Mieszczą się tam także inne teatry alternatywne: Provisorium, Scena 6, w której występuje Witek Dąbrowski. Pietrasiewicz debiutuje jako aktor: grając tępego pielęgniarza w totalnej instytucji, wrzuca ludzi do Gębodupy. Jeśli w Lublinie akurat pada, deszcz kapie też z sufitu Bramy na scenę. Zachwyceni widzowie chwalą te efekty specjalne. Prawda jednak wygląda tak, że aktorzy nienawidzą Bramy Grodzkiej. Niedostatki techniczne stępiają siłę artystycznej wypowiedzi. Gdy w latach 80. miasto daje teatrom nową siedzibę, wynoszą się z ulgą.

 

 

Wybory.

W latach 80. powoli zaczyna się w Polsce rozmawiać publicznie o Żydach, ale to bardzo nieśmiałe próby, mówi Pietrasiewicz. Nieśmiałe i przyćmione przez politykę – w każdym razie nie jest to temat towarzyski. Ze środowisk teatralnych wyrastają wtedy opornicy.

Dzisiaj Pietrasiewicz figuruje w Encyklopedii Solidarności: uczestnik strajku studenckiego w grudniu 1981 r., łącznik ze strajkującymi robotnikami z WSK Świdnik, z Lubelskich Zakładów Naprawy Samochodów. Założyciel i drukarz w podziemnym wydawnictwie Fundusz Inicjatyw Społecznych. A prywatnie – już poza encyklopedią – poruszające historie rodzinne, kiedy Tomek idzie na swój strajk, a tata na swój – jako wojskowy komisarz. Nie rozmawiają – syn z ojcem – bo między nimi jest spór niewyjaśnialny, pozbawiony definicji, spór paradygmatyczny.

Ja jestem taki haker, mówi dzisiaj Pietrasiewicz młodym wolontariuszom z Bramy Grodzkiej, w czasach komuny wykorzystywało się istniejące środki, przystosowując je do walki. Kiwają głowami – dzieci komputerów lepiej zrozumieją, gdy powie: haker. Opozycjonista – tu wieje techniką analogową, nie każdy rozwikła znaczenie. W 1989 r. Tomasz Pietrasiewicz jest mężem zaufania na czerwcowych wyborach. Wcześniej jeździ z kandydatami solidarnościowymi w teren, na spotkania wyborcze. Widzi, jak rodzi się wtedy w Polsce społeczeństwo obywatelskie. Co prawda, rodzi się i dzisiaj, ale ta jedna rzecz wciąż wydaje mu się niesamowita – jak dużo można osiągnąć za pomocą zwykłej rozmowy z drugim człowiekiem.

Brama.

Wersja zmitologizowana wygląda tak: stoi Pietrasiewicz w oknie Bramy Grodzkiej w 1992 r. – kiedy to Lublin na powrót przekazał ją teatrom – a tam, nagle, z bruku tego okropnego parkingu wyrasta całe zapomniane miasto. Łażą ludzie i nie wiedzą, co tu kiedyś było – że życie uczuciowe i handlowe, bardzo energetyczne. Łażą po suficie Atlantydy, która woła o przypomnienie – taki mistycyzm wydaje się gojom odpowiedni do opowiadania o Żydach. Ale sami Żydzi czasem się z tego śmieją. Było miasto – nie ma miasta, tyle. A znowu inni Żydzi płaczą, jak słyszą.

Ale wersja prawdziwa inna: poza bezkontekstowymi informacjami o Żydach długo nic nie wiedziałem, mówi Pietrasiewicz, długo byłem za głupi, żeby się skonfrontować z tym, co niesie ze sobą Brama. To był proces, mówi Dąbrowski, dużo z Tomkiem rozmawialiśmy, jak powinno wyglądać to miejsce. W każdym razie zrozumiałem, że nie można będąc tu nie zajmować się żydowską Atlantydą, dopowiada Pietrasiewicz, albo robić to po łebkach. Stalibyśmy się kolejnym zwykłym domem kultury.

Na początku lat 90. Pietrasiewicz ma w teatrze bunt – aktorzy mówią, że głupi jest, teatr przywozi nagrody z przeglądów, a on chce ograniczać rolę sztuki. Chce stawać się archiwum żydowskiego miasta, o którym mało kto wie. No ale czasem po prostu się czuje, co trzeba zrobić, i już – w 1994 r. Pietrasiewicz przekonuje 55 osób z rady Lublina, że miasto powinno wyremontować Bramę. Potem zostaje mistrzem w pisaniu wniosków o dotacje unijne na przywracanie pamięci o małych ojczyznach.

Ulica.

W latach 30. przy Krakowskim Przedmieściu w Lublinie mieści się skład materiałów fotograficznych Stanisława Magierskiego. Tego samego, który jest aptekarzem i który w wojnę napisze „Leśną kołysankę” (Dziś do ciebie przyjść nie mogę). Zaopatruje się u niego w klisze Stefan Kiełsznia, księgarz i fotograf. W 1938 r. urząd miasta zamawia u Kiełszni dokumentację centralnych ulic żydowskiej dzielnicy. Są to ulice: Nowa, Lubartowska, Świętoduska, Kowalska, Szeroka i Krawiecka. Chodzić może o tablice reklamowe firm, wieszane tam w wielkiej liczbie, czasem nielegalnie. Kiełsznia fotografuje ulice metr po metrze, panoramicznie. Na jego zdjęciach chłopcy zwalają węgiel z lory, gość w kapeluszu zagapia się w obiektyw, stoi wózek dziecięcy, stoją rabini na balkonie jesziwy, idzie kobieta z tobołkiem.

To wszystko teraz pod chodnikiem – zobaczy, kto chce.

Bomba.

Witek Dąbrowski wciąż w biegu – dobry opowiadacz – zamyka skrzyneczki z historią mówioną w formacie MP3, przesuwa parawan umocowany na kółkach – ukazuje się całościenne zdjęcie lubelskiej dzielnicy żydowskiej. Prawdopodobnie zrobione około 1935 r., prawdopodobnie z zeppelina latającego nad miastem. Gęsty, żywiołowy świat – i to wszystko poszło pod bomby, pod granaty i miotacze ognia. Wystawa w Bramie Grodzkiej Teatrze NN jest prosta: zdjęcia w drewnianych skrzyniach kalejdoskopów, dzieje ludzi i ich miejsc w skoroszytowych teczkach, na regałach. Na podłodze rozrysowany plan mieszkania, jakie zapamiętała Pani NN z ukrywania się. Framuga drzwi z rowkiem po mezuzie, brama ze śladem mezuzy. Henio Żytomirski uśmiecha się ze schodów Banku Gospodarstwa Krajowego. Lista mieszkańców miasta, adresy. Co roku uczniowie lubelskich szkół piszą listy do tych ludzi – wysyłają pocztą. Listy wracają z adnotacjami: nie dotyczy. Ale zdarzy się też adnotacja: adresat nie żyje – co oznacza, że są dowody na to, że kiedyś żył.

Rok temu Pietrasiewicz siedzi wieczorem w domu z psem – żona ma remanent w sklepie, w którym pracuje, wróci późno. Przez potrójne szyby kuchennego okna lecą do środka cegły. Blokowisko, myśli Pietrasiewicz, chuliganeria. Idzie zobaczyć, co w kuchni. Na każdej cegle wymalowana swastyka – w dodatku wybuchają przywiązane do cegieł petardy.

Pół roku temu ktoś przybija do drzwi Pietrasiewicza plakat – izraelskie flagi wetknięte w fekalia. Idzie zobaczyć, bo może cały blok oplakatowany. Ale nie – tylko jego drzwi. Najgorsze jest uczucie, że ktoś tu przed chwilą był, mówi Pietrasiewicz.

W listopadzie tego roku wraca Pietrasiewicz z pracy, widzi swój blok otoczony przez policję. Nie chcą go przepuścić. Jest bomba, mówią. Domyśla się, że pewnie dla niego. I nic, mówi, żadnej emocji, kompletna obojętność. Bo żaden człowiek, żadna sytuacja nie jest w stanie mnie zmusić, żebym zrezygnował z tego, co robię.

Polityka 50.2011 (2837) z dnia 07.12.2011; Kraj; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Atlantyda spod chodnika"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną