Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Szef zasługiwał na więcej

Czy Andrzej Lepper popełnił samobójstwo?

Co zostało po Andrzeju Lepperze? Trochę opowieści o szalonej karierze, o tym, jak prosto z blokad drogowych wkroczył na salony, jak zdobył władzę i jak ją stracił, jak leciał niczym ćma do ognia. Co zostało po Andrzeju Lepperze? Trochę opowieści o szalonej karierze, o tym, jak prosto z blokad drogowych wkroczył na salony, jak zdobył władzę i jak ją stracił, jak leciał niczym ćma do ognia. Miroslaw Pieslak / Forum
Jak to się stało, że Andrzej Lepper (podobno) odebrał sobie życie?
Do końca wytrwało przy szefie dwóch członków Samoobrony, emerytów, którzy pełnili funkcje dyżurnych kierowców i po trosze dozorców. No i Janusz Maksymiuk.Michal Tulinski/Forum Do końca wytrwało przy szefie dwóch członków Samoobrony, emerytów, którzy pełnili funkcje dyżurnych kierowców i po trosze dozorców. No i Janusz Maksymiuk.
Andrzej Lepper do końca kontrolował sytuację w partii, a przynajmniej wierzył, że wciąż wszystko trzyma mocną ręką.Mirosław Gryń/Polityka Andrzej Lepper do końca kontrolował sytuację w partii, a przynajmniej wierzył, że wciąż wszystko trzyma mocną ręką.

Ciało Andrzeja Leppera znalazł jego zięć 5 sierpnia 2011 r. w warszawskim lokalu Samoobrony przy Alejach Jerozolimskich, w oddzielonej od pomieszczeń biurowych części, którą prezes partii traktował jak prywatne mieszkanie. Lekarz stwierdził śmierć przez powieszenie, a policjanci od razu poinformowali, że było to samobójstwo. Ale w taki finał burzliwego życia wodza Samoobrony nie uwierzyli ci, którzy go dobrze znali. Andrzej Lepper miał liczne kłopoty – to niezbity fakt. Czy spiętrzenie złych wydarzeń to jednak wystarczający powód do ostatecznej ucieczki od życia? Być może dla osób o słabej psychice, ale Lepper przez całe życie specjalizował się w kłopotach. I zawsze sobie z nimi radził.

Puste biuro i matnia

Przez ostatnie miesiące życia lider wyjątkowo szarpał się ze światem. Samoobrona nie miała pieniędzy na kampanię przed zbliżającymi się wtedy wyborami, a jej notowania były kiepskie. Lepper prowadził więc rozmowy o wspólnym starcie z Polską Partią Pracy, bo z kalkulacji wychodziło mu, że z połączenia dwóch słabeuszy wyjdzie lista średniaków z szansami na parlament. Walczył też na froncie sądowym. Uważał, że seksafera (był oskarżony o „czerpanie korzyści o charakterze seksualnym od Anety K.” i nakłanianie do seksu innej działaczki Samoobrony) wcale nie jest przegrana, tym bardziej że w marcu 2011 r. Sąd Apelacyjny cofnął do ponownego rozpatrzenia poprzedni wyrok, skazujący wodza Samoobrony na dwa lata i trzy miesiące więzienia.

Cały czas szukał pieniędzy. Dla siebie i swojej rodziny – miał na głowie kredyty na sprzęt rolniczy i kosztowną kurację syna Tomasza, u którego lekarze stwierdzili niewydolność wątroby; mówiono nawet o koniecznym przeszczepie. Ale też dla partii – dużo jeździł po kraju, spotykał się z działaczami; każdy wyjazd poprzedzała zrzutka najbardziej ofiarnych członków Samoobrony na paliwo do auta (użyczanego przez życzliwych). Za lokal przy Alejach Jerozolimskich partia zalegała z czynszem. Brak pieniędzy był dla Leppera stanem chronicznym od lat, ale kiedyś radził sobie z tym lepiej, teraz coraz częściej bał się widma kompletnej plajty.

Na domiar złego ludzie z orszaku, dotychczas karnie stojący w drugim szeregu, wszczęli rokosz. – Wymyślili, że przejmą Samoobronę – mówi Janusz Maksymiuk, od kilku lat człowiek numer dwa w partii Leppera. – Chcieli go usunąć, dając mu na osłodę tytuł honorowego prezesa. Najbardziej go bolało, że na czele zdrajców stanęli ci najwierniejsi, którzy wjechali do polityki na jego plecach: Krzysztof Filipek i Danka Hojarska. Filipek zaczął się nawet z PiS układać.

Już po śmierci Andrzeja Leppera, w podwarszawskiej restauracji należącej do byłego działacza Zbigniewa Witaszka, odbył się nieformalny zjazd byłych członków Samoobrony. Jeden z uczestników, znany detektyw Krzysztof Rutkowski, mówi, że była to próba reaktywacji partii. – Nieudana – ocenia. – Pogadaliśmy i tyle. Do zgody nie doszło.

Andrzej Lepper do końca kontrolował sytuację w partii, a przynajmniej wierzył, że wciąż wszystko trzyma mocną ręką. Dostrzegał jednak, że znikają z jego otoczenia kolejni wierni druhowie, ci z marszów na Warszawę jeszcze z lat 90., a także ludzie od interesów politycznych, którzy przylgnęli do Samoobrony, kiedy ta w triumfalnym pochodzie wtargnęła w 2001 r. do Sejmu jako nowa siła polityczna. Biuro pustoszało, coraz rzadziej ktoś zachodził, by pogadać, a takich, którzy przyszliby z pomysłem na wyjście z problemów, a najlepiej z gotówką, nie było już wcale.

Do końca wytrwało przy szefie dwóch członków Samoobrony, emerytów, którzy pełnili funkcje dyżurnych kierowców i po trosze dozorców. No i Janusz Maksymiuk. Tak zapamiętał ostatnie godziny z szefem: – W czwartek o godz. 17 rozmawialiśmy z Piotrem Tymochowiczem o szansach wyborczych, potem zostaliśmy sami. Andrzej zapytał, czy przygotowałem pismo do prokuratury łódzkiej o prawo wglądu w akta podręczne w sprawie seksafery. Podpisał to pismo, powiedział, żebym wysłał. Miałem to zrobić nazajutrz, ale już nie wysłałem. Wyszedł z gabinetu, po półgodzinie spotkałem go przy wejściu do budynku – wracał ze sklepu z zakupami. Spytał, czy jutro będę. Tak, szefie, przyjdę około 11. Przyjdź, przyjdź, bo mam dzisiaj późnym wieczorem ciekawe spotkanie, to ci opowiem. Przyszedłem nazajutrz nawet wcześniej, ale go nie spotkałem, wyszedłem z biura o 14. Około 17 dostałem telefon, że Andrzej nie żyje.

Tajne spotkania przeciekowe

Tomasz Sakiewicz, naczelny „Gazety Polskiej”, zaraz po śmierci Leppera ujawnił, że kilka miesięcy wcześniej się z nim spotkał. Rozmowę (trwała zaledwie 6 minut) skrycie nagrał, a nagranie przekazał prokuraturze. Lepper miał mu powiedzieć, że zdeponował u zaufanych osób ważne dokumenty w sprawie tzw. afery przeciekowej (w wyniku prowokacji CBA Lepper, jako minister rolnictwa, miał za łapówkę odrolnić grunty w gminie Mrągowo; nie udało się go schwytać na gorącym uczynku, bo – według CBA – doszło do przecieku i ktoś go ostrzegł). „Gazeta Polska” opublikowała fragment stenogramu, dotyczący osoby, która – według Sakiewicza – była źródłem przecieku w aferze gruntowej. Rozmowa jest nieczytelna, głównie mówi Sakiewicz, Lepper odpowiada zdawkowo. Najważniejszy fragment – Andrzej Lepper mówi Sakiewiczowi: „To poszło od K.”. Sakiewicz mówi Lepperowi: „Ja to wiedziałem od początku, akurat”. Kim jest tajemniczy K.? Sakiewicz nazwiska nie zdradził, ale z kontekstu jasno wynikało, że mógł to być minister spraw wewnętrznych w rządzie PiS Janusz Kaczmarek – przecież to jego podejrzewano o przeciek.

Janusz Kaczmarek, jako źródło rzekomego przecieku, został już oczyszczony, prokuratura nie znalazła przeciwko niemu dowodów i umorzyła postępowanie. Rewelacje ujawnione przez red. Sakiewicza nie robią na Kaczmarku wrażenia, w końcu nie takie rzeczy już mu przypisywano, z oszczercami spotykał się w sądzie i wygrywał procesy. – Z Lepperem od 2007 r. widziałem się trzy razy, z czego dwa w studiu telewizyjnym – mówi. – Zamieniliśmy kilka zdawkowych uwag i tyle. Pamiętam, że jego głównie interesowało, czy ma szanse na odszkodowanie w prowadzonej przez prokuraturę rzeszowską sprawie przekroczenia uprawnień podczas tzw. afery gruntowej. (Afera gruntowa – przypomnijmy – ściśle jest związana z przeciekową; chodziło o propozycje korupcyjne, jakie w imieniu Leppera składali jego współpracownicy.) – Dostał tam status poszkodowanego – kończy Kaczmarek. – Powiedziałem mu, że takie szanse ma.

Janusz Maksymiuk twierdzi, że to nie Lepper, ale Sakiewicz domagał się spotkania. – Szef pytał, jak ma postąpić. Poradziłem, żeby się spotkał, to może być ciekawe; niech mu przekaże naszą opinię o prawdziwych przyczynach afery gruntowej. Podejrzewaliśmy, że była to misterna prowokacja, wymierzona w gruncie rzeczy w Jarosława Kaczyńskiego – już wtedy jego pretorianie chcieli go wysadzić z siodła. Po spotkaniu z Sakiewiczem szef powiedział, że mu to przekazał.

Inny były działacz Samoobrony Zbigniew Stonoga ujawnia kolejną sensację: – Andrzej wyznał mi kiedyś, że z Ministerstwa Rolnictwa wykradziono jego terminarze z notatkami. Twierdził, iż wie, że trafiły do redaktora „Gazety Polskiej”. Żalił się, że jest szantażowany tymi terminarzami.

Inni działacze Samoobrony twierdzą jednak, że Stonoga to mitoman i człowiek związany z półświatkiem, nie należy mu ufać. Maksymiuk przyznaje, że Lepper spotykał się ze Stonogą, ale nie wie w jakim celu. – Ten Stonoga chyba chory jest, twierdzi, iż to ja szantażowałem Andrzeja; opowiada, że nazajutrz, dzień po śmierci szefa, pojechałem do jego żony i syna z dokumentami, aby ich też szantażować. Powiedziałem pani Lepperowej, że nie będę go do sądu podawał, aby jej nie ciągali na świadka, nie zrobię jej tego.

Stonoga, aby się uwiarygodnić, pokazuje nagrania z kamery przemysłowej, umieszczonej w jego gabinecie w komisie samochodowym, którego jest właścicielem. Zarejestrował dwie rozmowy z Lepperem. Mówi głównie on, szef Samoobrony siedzi w kurtce, jest markotny. Na pożegnanie nieoczekiwanie przytula się do Stonogi. – Bardzo mnie tym zaskoczył. Zawsze był twardy, męski, ten gest nie pasował do niego – opowiada biznesmen Stonoga. – To świadczy, że był w kompletnym dołku.

Nie idź do Kaczyńskiego, bo zginiesz

Piotr Ryba, były dziennikarz radiowy i telewizyjny, jeden z głównych bohaterów afery gruntowej (to on miał pośredniczyć w odrolnieniu przez Leppera gruntów dla podstawionego przez CBA biznesmena), widział się z liderem Samoobrony dwa tygodnie przed tragicznym piątkiem. – Nie zachowywał się jak człowiek w głębokiej depresji. Snuliśmy plany biznesowe.

Kilka miesięcy wcześniej wspólnie założyli spółkę APA TRADE, która zamierzała kojarzyć przedsięwzięcia biznesowe firm polskich, białoruskich i chińskich. Mieli już na oku poważny – jak twierdzi Ryba – interes polsko-białoruski. Stamtąd chcieli sprowadzać biomasę do elektrowni (trociny), a z Polski wysyłać na Białoruś co się da, np. meble. Białoruś to była domena Leppera, miał dobre polityczne wejścia, znał wiele osób ze świecznika. Chiny z kolei należały do Piotra Ryby – jeździł tam już wcześniej, był tym krajem zauroczony. – Woziłem tam, głównie na targi do Kantonu, polskie grupy biznesowe, byłem kimś w rodzaju przewodnika – opowiada. – Zarabiałem w ten sposób pieniądze. Teraz to źródło wyschło, bo mam zakaz opuszczania kraju do czasu zakończenia procesu.

W samobójstwo szefa też nie wierzy. – Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale wokół tej śmierci dzieją się dziwne rzeczy – mówi. – On umarł w piątek, a do sekcji zwłok przystąpiono dopiero w poniedziałek. Po takim czasie wiele chemicznych substancji wyparowuje bez śladu. Nie wiem, czy nie podano mu jakiegoś środka, który spowodował nagłą depresję.

Zastanawia się też, dlaczego prokurator przesłuchał go dopiero po miesiącu od zdarzenia. – Byłem wspólnikiem Leppera, przecież mogłem wiedzieć o czymś, co rzuciłoby więcej światła na sprawę, ale prokuratora to jakby nie interesowało.

Pawła Siateckiego, szefa koszalińskiej młodzieżówki Samoobrony, w ogóle nie przesłuchano, chociaż to on miał w ostatnich tygodniach życia Leppera prawie codzienny z nim kontakt. – Spotykaliśmy się albo gadaliśmy przez telefon – wspomina. – O polityce, o planach na przyszłość. Wierzył, że Samoobrona się odrodzi. Szef się sam nie powiesił, to musiało być inaczej, to była śmierć polityczna.

Brat Andrzeja, Antoni Lepper (72 lata), sądzi, że Jędrkowi ktoś czegoś dosypał, z własnej woli nigdy by takiego świętokradztwa nie popełnił. – Religijny był człowiek, kiedyś do mszy służył – mówi. – Kłopoty miał, jak każdy, ale nie z takich opresji wychodził.

Antoni przyczyn życiowych niepowodzeń brata upatruje w relacjach z żoną i dziećmi. Nie kryje, że do szwagierki sympatii nie czuje. – Jak została wielką panią premierową, to już mnie znać nie chciała, byłem za nisko. Andrzej żalił mi się, że kiedy przyjeżdżał do domu, to tam od razu słyszał: daj pieniądze, daj pieniądze.

Kiedyś spacerowali razem po łące. Spytał brata, czy się nie boi tej wielkiej polityki? Andrzej w śmiech: A czego tu się bać, jak będą chcieli, to wynajmą snajpera i ten załatwi sprawę bez bólu. – Ostrzegałem go, nie idź do Kaczyńskiego, bo zginiesz, nie idź w to gówno. A on nie posłuchał. To jego największy błąd.

Tylko detektyw Krzysztof Rutkowski nie wierzy w spisek. – To było samobójstwo, jestem tego absolutnie pewien. Skończył się jego świat, nie widział wyjścia. Te interesy na Białorusi wcale dobrze nie rokowały. Prosił mnie, gdyby doszło do podpisania kontraktu, żebym sprawdził białoruskiego kontrahenta. Nie miał zaufania, bał się, że zostanie oszukany.

Całe życiowe doświadczenie Leppera podpowiadało mu, że kto oszukuje, ten wygrywa. Przez kilka lat on sam był na fali, wygrywał. Rutkowski: – Myślę, że w Samoobronie działał system. Wiem, że jeden z biznesmenów dał panu Ł. (tu pada nazwisko współpracownika Leppera) 400 tys. zł za dobre miejsce na liście wyborczej. Nikogo za rękę nie złapałem, ale jestem pewien, że Ł. podzielił się z szefem. Takich przypadków było tam więcej.

Srebrne Pajero od Stonogi

Co zostało po Andrzeju Lepperze? Trochę opowieści o szalonej karierze, o tym, jak prosto z blokad drogowych wkroczył na salony, jak zdobył władzę i jak ją stracił, jak leciał niczym ćma do ognia. Została pusta kasa i tłum skłóconych sierot. Podzielili się na tych wiernych do końca i tych, którzy zdradzili. Antoni Lepper ma żal do wielu osób z otoczenia brata. – Kiedy Andrzeja odsunięto, od razu było widać, kto jest lojalny. Mało takich. Większość przebierała nogami do Kaczyńskiego, myśleli, że weźmie ich na swoje listy i znów będą posłami. Traktowali ten Sejm jak koryto.

Wdowie po Andrzeju nie zapomni, że ostentacyjnie odjechali, kiedy on przyjechał na grób brata. – Narzekali na brak pieniędzy, a zaraz po jego śmierci kupili nowego terenowca. To bieda jest?

Terenowca nie trzeba było kupować, syn dostał auto w prezencie. Zbigniew Stonoga bierze to na siebie. – Pomagałem Andrzejowi i jego rodzinie. Nie jako aferzysta, jak mnie nazywają, ale zwyczajnie, z serca. Jemu, kiedy nędza go dusiła, wciskałem do kieszeni jakieś pieniążki, a kiedy umarł, dałem jego synowi srebrne Pajero. To dziesięcioletni wózek, żaden wydatek. Andrzej Lepper zasługiwał na więcej.

Stonoga zapamiętał jeszcze, że kiedy spotkali się krótko przed śmiercią Leppera, ten wyznał, że zastawił w lombardzie złoty zegarek. – Powiedziałem mu wtedy, żeby się nie martwił, wykupię tego Zenita. Tak się wzruszył, że aż się rozpłakał. Trochę głupio, ale nie zdążyłem już zegarka wykupić.

PS. Z kim miał się spotkać Andrzej Lepper w poprzedzający samobójstwo czwartkowy wieczór, nie udało się nikomu ustalić.

Polityka 52.2011 (2839) z dnia 21.12.2011; Kraj; s. 47
Oryginalny tytuł tekstu: "Szef zasługiwał na więcej"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną