Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Potwór szczerzy Ząbek

Frankenstein z Ząbkowic Śląskich

Kadr z filmu „Narzeczona Frankensteina” (z 1935 r.) W roli głównej Boris Karloff. Kadr z filmu „Narzeczona Frankensteina” (z 1935 r.) W roli głównej Boris Karloff. Everett Collection / EAST NEWS
Ząbkowice Śląskie znów zamierzają promować się jako miasto doktora Frankensteina, twórcy słynnego monstrum z powieści Marii Shelley. Może tym razem się uda?
Laboratorium doktora potwora znajduje się za skrzypiącymi drzwiami, które same się zatrzaskują za plecami wchodzących.Izba pamiątek regionalnych w Ząbkowicach Śląskich Laboratorium doktora potwora znajduje się za skrzypiącymi drzwiami, które same się zatrzaskują za plecami wchodzących.
W 2011 r. Krzywą Wieżę zwiedziło blisko 7,5 tys. osób. To znaczy, że mniej więcej tylu było w mieście turystów, bo nikt, kto już do Ząbkowic trafi, wieży nie pomija.Merlin/Wikipedia W 2011 r. Krzywą Wieżę zwiedziło blisko 7,5 tys. osób. To znaczy, że mniej więcej tylu było w mieście turystów, bo nikt, kto już do Ząbkowic trafi, wieży nie pomija.

Punkt wyjścia był zawsze taki sam: potwór, co prawda, w Ząbkowicach się nie narodził, ale skoro miasteczko przez kilkaset lat nazywało się Frankenstein, to czemu tego nie wykorzystać? Może monstrum przyciągnie turystów, którzy omijają Ząbkowice, jadąc obwodnicą z Wrocławia w stronę Kłodzka, Kudowy-Zdroju i dalej, do Czech. Mało kto skręca do miejscowości, w której nie ma hotelu, a porządna restauracja powstała dopiero niedawno.

Od dwóch miesięcy Ząbkowice reklamują się przy okazji musicalu „Frankenstein”, wystawionego przez wrocławski Teatr Muzyczny Capitol. Co prawda polska nazwa miasta ze sceny nie pada, ale akcja toczy się we Frankensteinie na terenie Niederschlesien, więc burmistrz Marcin Orzeszek jest zadowolony: – Za pieniądze, które zapłaciliśmy Capitolowi, mówi się o nas w telewizji, jesteśmy obecni na materiałach promocyjnych teatru, biletach i zaproszeniach. Gdybyśmy mieli płacić za to po cenach komercyjnych, nigdy nie byłoby nas na to stać.

Reklama kosztowała 5 tys. zł. W zamian w gazetce stylizowanej na starą kronikę policyjną, którą dołączono do „Gazety Wyborczej”, miasto zostało nazwane mecenasem kultury. Burmistrz wierzy, że ząbkowiccy przedsiębiorcy będą chcieli i umieli wykorzystać znaną markę. Niekoniecznie apteka musi od razu nazywać się U Doktora Frankensteina, ale w kwiaciarni mogłyby być sprzedawane np. róże Frankenstein, a w kawiarni kawa o takiej nazwie.

W spektaklu Capitolu Wiktor Frankenstein i stworzone przez niego monstrum śpiewają: „Więc weź pod rękę Frankensteina/Radośnie biegnij z nim przez świat – on twój brat!/To supertajna broń/To jemu podaj dłoń/On sprawi cud, że wszystko pójdzie jak z nut!”.

Zadaniem urzędu jest stworzenie odpowiedniego klimatu wokół Frankensteina, a rolą przedsiębiorców jego wykorzystanie – mówi burmistrz. – Umowa z Capitolem to pierwszy krok.

Przełamywanie oporów

Na razie nie za dużo tego Frankensteina w Ząbkowicach. Kolekcjoner gadżetów może kupić w Powiatowym Centrum Informacji Turystycznej zakurzoną deszczułkę z przytwierdzoną do niej figurką monstrum i puszką po piwie oraz napisem: „W Ząbkowicach o świcie Franki kończą życie”. Puszka stoi w Centrum od 2005 r.

Może jeszcze wpaść na lody do istniejącej od trzech lat Eiscafe Frankenstein na ząbkowickim rynku. Ponoć latem były tu ciasteczka w kształcie obciętych palców.

Nazwa? Nie jestem z Ząbkowic, chciałem zaprzyjaźnić się w ten sposób z miastem – mówi właściciel Krzysztof Kobylański. – Ale o nazwę pytają turyści, przede wszystkim Niemcy. Miejscowi muszą się jeszcze do Frankensteina przyzwyczaić.

Niestety, kiedy tylko pada nazwa Frankenstein, natychmiast znajduje się ktoś, kto przypomina, że miasto od 1945 r. należy do Polski i nazywa się Ząbkowice.

Pierwsze opory zaczął przełamywać Jerzy Organiściak, z wykształcenia inżynier, z zawodu przedsiębiorca, z zamiłowania historyk ziemi ząbkowickiej. W 1993 r. opublikował pierwszy tekst w roczniku „Karkonosz”, łącząc powieść Mary Shelley z Ząbkowicami. Trzy lata później Ząbkowice po raz pierwszy wezwały Frankensteina na pomoc.

W 1996 r. odbył się Weekend z Frankensteinem. Przyjechała czołówka polskich pisarzy science fiction i fantasy: Andrzej Sapkowski, Lech Jęczmyk, Marek Oramus, Eugeniusz Dębski. Były konkursy wiedzy diabolicznej i koncert zespołu Trupy. Program o Ząbkowicach pokazał Canal+, historia Frankensteina trafiła do „National Geographic”.

Ale od razu zaczął się też sprzeciw wobec takiej promocji – wspomina Dorota Wrona, kustosz ząbkowickiej Izby Pamiątek Regionalnych (w mieście mówi się po prostu: muzeum). – Wielu ludziom nie mieściło się w głowach, że cokolwiek dobrego może wyniknąć z potwora, którego kojarzyli głównie z cmentarzem i trupami.

W 2001 r. w izbie powstało Laboratorium dr. Frankensteina. Otwierał je osobiście Andrzej Sapkowski, autor sagi „Wiedźmin”. O Frankensteinie nie pisał, ale to w Ząbkowicach miał znaleźć inspirację do swojej trylogii o wojnach husyckich (Narrenturm, czyli Wieża Głupców z pierwszej części, to ząbkowicka Krzywa Wieża).

Frankenstein.pl

Laboratorium doktora potwora znajduje się za skrzypiącymi drzwiami, które same się zatrzaskują za plecami wchodzących. Na półkach obcięte palce, czaszki i słoje z wnętrznościami żab i myszy zanurzonych w formalinie. Na jednym stole zestaw alchemicznych kolb i retort, na drugim kondensatory, prądnice i narzędzia do cięcia zwłok. Na ścianach zaprzyjaźniona doktor chemii umieściła odpowiednie formuły. Obok fotela, przy którym siedzi pozszywany już potwór, rozłożono księgi anatomiczne.

Laboratorium dzieli podwórko z ząbkowickim kościołem. Być może, gdyby było nieco dalej, nie przeszkadzałoby proboszczowi. – Oficjalnego sprzeciwu nie było, ale wszyscy w mieście wiedzieli, że proboszczowi taka reklama miasta się nie podoba – mówi Mariusz Chmielowiec, ząbkowicki fotografik i przedsiębiorca, założyciel stowarzyszenia Klub Wielu dr. Frankensteina, skupiającego ludzi, którzy amatorsko zajmują się w Ząbkowicach sztuką. Podejście Kościoła zmieniło się dopiero, kiedy zmienił się proboszcz.

Podczas Weekendu z Frankensteinem w 2002 r. po raz drugi i ostatni pokazano na rynku Ząbkowic widowisko Jerzego Organiściaka „Frankenstein – Diabelski Łowca” w wykonaniu Pantomimy Bardzkiej (scena miała 80 m długości!). Ale 2002 r. zapisał się w historii Ząbkowic jeszcze i tym, że Jerzy Organiściak wystartował w wyborach na burmistrza. – W kampanii moi przeciwnicy pisali, że wziąłem za spektakl pieniądze, że związki Ząbkowic z powieścią były oczywiste i to nie ja na nie wpadłem – wspomina. – Wytoczyłem im proces.

Wybory przegrał, proces o zniesławienie wygrał, ale o współpracę z nową władzą było już trudno. Widowiska Organiściaka nigdy więcej nie zagrano. – Można powiedzieć, że Frankenstein został utrącony z powodów politycznych – mówi.

Na prowadzonej przez Organiściaka stronie internetowej frankenstein.pl historia Weekendów z Frankensteinem do niedawna kończyła się na 2002 r. Kolejny opis pojawił się dopiero w 2011 r. Przez lata pomiędzy tymi datami Weekendy wprawdzie się odbywały, ale coraz bardziej przypominały normalne festyny, z kiełbaskami, piwem i walkami rycerzy z okolicznych bractw. – Frankenstein został utopiony w piwie – dodaje Chmielowiec.

Promocja miasta

W tym roku burmistrz Orzeszek zamierza dorzucić do promocji Krzywą Wieżę. To dobry zestaw. Frankenstein jest rozpoznawalny na całym świecie, Krzywa Wieża zaś niekontrowersyjna. Ma 34 m wysokości. Jest, co prawda, niższa i nie tak piękna jak wieża w Pizie, ale dwukrotnie wyższa i znacznie mocniej skrzywiona niż wieża w Toruniu.

W 2011 r. Krzywą Wieżę zwiedziło blisko 7,5 tys. osób. To znaczy, że mniej więcej tylu było w mieście turystów, bo nikt, kto już do Ząbkowic trafi, wieży nie pomija. – Jeśli w 2012 r. dzięki Frankensteinowi liczba turystów zwiększy się o 15 proc., uznam to za sukces – mówi burmistrz.

Tego, że nazwa Frankenstein tak naprawdę nie ma nic wspólnego z monstrum, ale z wywodzącymi się z Frankonii założycielami miasta, nikt eksponować nie zamierza. Podobnie jak faktu, że polska nazwa Ząbkowice wcale nie pochodzi od zębów wampira, tylko od imienia poczciwego rycerza Ząbka, który należał do orszaku Rychezy, żony Mieszka II.

Po premierze „Frankensteina” na ząbkowickim portalu internetowym Express-miejski.pl pojawiło się kilka zachwyconych spektaklem opinii. Jednakowoż internautka o nicku krycha zapytała burmistrza wprost, ile Capitol zapłacił za prawo do używania nazwy Frankenstein? „Bo nie odpisze mi Pan chyba, że miasto nic za to nie otrzymało. Przecież to byłby skandal”. – Takie właśnie są Ząbkowice – rozkłada ręce Mariusz Chmielowiec.

Polityka 05.2012 (2844) z dnia 01.02.2012; Coś z życia; s. 90
Oryginalny tytuł tekstu: "Potwór szczerzy Ząbek"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną