Pomyślałem, że ignoruje mnie, gdyż na skutek negatywnej oceny mojego wyglądu nie zaliczył mnie do swojej grupy docelowej. Opinię na ten temat zmieniłem, gdy w prasie zapoznałem się z analizą, która pokazuje, że pozycja społeczna barmanów osłabła w Polsce dramatycznie.
Barmani, którzy jeszcze 20 lat temu byli wpływową, zamożną i ogólnie szanowaną grupą zawodową, spadli do roli podrzędnej siły roboczej i razem ze sprzątaczkami i szwaczkami zaliczają się obecnie do najgorzej zarabiających Polaków. Dawny barman, będący skrzyżowaniem filozofa, psychoterapeuty i właściciela lombardu, stał się prostym nalewaczem alkoholu. „Mało kto traktuje dziś bycie barmanem jak drogę życiową” – ubolewa na łamach „Rzeczpospolitej” Tomasz Małek, siedmiokrotny mistrz świata barmanów, zaznaczając, że nie jest to droga łatwa, gdyż podstawą szczęścia i pomyślności na tej drodze są wciąż napiwki od klientów.
Na szczęście Małek zapewnia, że nadal można „być szczęśliwym z pracy przy barze”, m.in. dlatego, że jest ona „połączeniem ciekawej pracy z ludźmi i naprawdę świetnej zabawy”. Sytuacja, gdy barman obsługujący klienta świetnie się bawi, może tego klienta trochę niepokoić, wypada jednak mieć nadzieję, że widząc świetnie bawiącego się barmana, klient z czasem postanowi do niego dołączyć i że koniec końców obaj nieźle się zabawią.
A nie jest tajemnicą, że gwarancję dobrej zabawy daje tradycyjnie polska wódka. Niestety, jak czytam w gazetach, nowy projekt ustawy o napojach spirytusowych może tę zabawę popsuć, gdyż ogranicza liczbę zbóż, z których polska wódka ma być produkowana. Branża spirytusowa alarmuje, że projekt jest nie do przyjęcia, bo zmienia definicję polskiej wódki, co może spowodować, że wkrótce będzie ona mniej polska lub – co gorsza – będzie mniej wódką.
Zgodnie z obecną definicją polską wódkę produkuje się z ziemniaków lub zbóż, ale półtora roku temu Ministerstwo Rolnictwa zaproponowało zawężenie listy surowców do ziemniaków i żyta. Po protestach środowisk skupionych wokół polskiej wódki rząd definicję poszerzył o pszenicę, owies i jęczmień. Rozległy się jednak głosy żądające dodania również pszenżyta, obecnego w polskiej wódce od ponad stu lat. Dla wielu niezrozumiały jest także brak w definicji najbardziej wydajnego krajowego surowca – kukurydzy.
Co do pszenżyta nie mam wyrobionego zdania, ale wydaje mi się, że kukurydzę, jako surowiec najbardziej wydajny, należy koniecznie uwzględnić, tak aby polskiej wódki z definicji było jak najwięcej i żeby nie zabrakło jej na polskim stole (który być może wkrótce również doczeka się definicji). Miejmy nadzieję, że wzbogacenie smaku polskiej wódki o nuty owsa, pszenżyta i kukurydzy sprawi, że serwujący ją barmani będą wreszcie mieli równie dużo satysfakcji co konsumujący ją klienci, a przy okazji zaczną więcej zarabiać.