Rządowi eksperci przekonują: 67-letnie kobiety za 30 lat będą zupełnie inne niż dzisiejsze emerytki. Jak one same wyobrażają sobie siebie i swoją pracę? Jakie mają życiowe strategie, marzenia, obawy? Przedstawiamy kilka opowieści – bardzo osobnych i osobistych, ale też dość typowych dla pokolenia dzisiejszych 30-latków.
Patrycja Matusz-Protasiewicz, 35 lat, Wrocław. Doktor politologii. Mężatka, 6-letni syn.
Jako 60-latka będę atrakcyjnym wykładowcą, doświadczonym, z praktyczną wiedzą badawczą i międzynarodowymi kontaktami. Wierzę, że będę zdrowa – staram się na to zapracować: regularnie biegam, pływam, zdrowo się odżywiam. Jak będę się różnić od mojej mamy? Mam nadzieję, że nie bardzo. Moi rodzice też uprawiają sport, przez większość życia prowadzili własną firmę, nie byli związani etatami. I ja jestem otwarta na zmiany. Pewnie jeszcze mniej czasu niż oni będę spędzać w domu: częściej jeść na zewnątrz, więcej imprez organizować poza domem. Chciałabym bardziej angażować się w działalność obywatelską, pomoc innym.
Teraz, jako adiunkt w zakładzie studiów nad Unią Europejską w Uniwersytecie Wrocławskim, pracuję na etacie. Moje składki trafiają do ZUS, w 2000 r. otworzyłam konto w towarzystwie emerytalnym. Ale zakładam, że moje pieniądze na starość będą pochodzić z różnych źródeł. Mam nadzieję, że uda nam się z mężem sprzedać dom, który na razie spłacamy, kupić mniejsze mieszkanie, a z pozostałej sumy – żyć. Przed emeryturą chciałabym spłacić kredyt. Nie marzę o wielkich samochodach, jachtach.
Zastanawiam się, jak to będzie – prowadzić wykłady w wieku 67 lat? Liczę na rozwój nowych technologii. Już teraz, jeśli coś się dzieje np. w Holandii, w trakcie zajęć dzwonię przez Skype’a do kolegi w Amsterdamie. On opowiada polskim studentom, o co dokładnie chodzi.