Tylu propsujących co dziś jeszcze w życiu nie widziałem. Flagi na samochodach, na rowerach, koszulki, gwiazdki, czapki i trąbki. Większość z nich zapewne nawet nie wie, że propsuje, bo to stosunkowo nowe słowo. Najlepiej znają je hiphopowcy – jako kultura, w której liczy się szacun, ale wpływ angielskiego jest olbrzymi, wyrażają ten szacunek w postaci czasownika „propsować” lub rzeczownika (zwykle w liczbie mnogiej) „propsy”. Od angielskiego proper respect.
Dopowiem, że propsowanie jest przeciwieństwem hejtingu (to od hate – nienawiść). Albo kogoś popieramy, albo nie lubimy – dwie skrajności. Zazwyczaj dotyczy to prostych codziennych spraw, względnie szacunku w środowisku raperów. Na szerszą skalę i poziom narodowy przenosi się na przykład jakiegoś 10 kwietnia. „Dziewiątego kwietnia grałem koncert gdzieś w Polsce/Normalne granie i chlanie, i afterparty, no, proste” – zaczyna się u Tedego, warszawskiego rapera, który zaskakująco emocjonalnie to propsowanie na narodowym poziomie opisał. „To smutne i trudne, reagujesz na trumnę/Na co dzień tak mnie hejtujesz, by mnie propsować jak umrę” – idzie dalej. A tekst Tedego nosi tytuł „Dokąd idziesz Polsko?”.
Tym razem na mecz.