Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Biznes, nie iluzja

Czym kuszą parki rozrywki

Chata Tajemnic jest u jednego boku uniesiona o jakieś 30 stopni, niby to unoszona potężnymi, kolorowymi balonami. Chata Tajemnic jest u jednego boku uniesiona o jakieś 30 stopni, niby to unoszona potężnymi, kolorowymi balonami. Tadeusz Późniak / Polityka
W parkach rozrywki najwięcej jest tego, co było dawno temu lub jest zbyt daleko: miniatur słynnych budowli, zamków, dinozaurów. Ale poszukiwanie nowych rekwizytów trwa...
Zawieszony w powietrzu kran oparty wyłącznie na wypływającym z niego strumieniu wody.Tadeusz Późniak/Polityka Zawieszony w powietrzu kran oparty wyłącznie na wypływającym z niego strumieniu wody.
Disneyland Park we Francji odwiedza rocznie około 10 milionów turystów.BEW Disneyland Park we Francji odwiedza rocznie około 10 milionów turystów.

Do parku rozrywki Farma Iluzji w Woli Życkiej (gmina Trojanów, powiat garwoliński, na krańcu województwa mazowieckiego) docieramy nie jak Alicja, przez króliczą norę do świata po drugiej stronie, ale też iluzją – szosy. Ściślej – gminną drogą mocno iluzoryczną, zaniedbanym gościńcem nie tyle już z dziurami, co resztkami asfaltu. Tu nie można do końca ufać temu, co się widzi. Najdotkliwiej da się tego doświadczyć, stając w niecierpliwym ogonku do WC. Po lewej i prawej widzimy z ulgą długą amfiladę kabin. Nic bardziej złudnego – kabiny są dwie, a reszta to lustrzane odbicia. Tu króluje iluzja.

Farma powstała na terenie opuszczonej cegielni. Jak było przedtem, pokazują u wejścia zdjęcia: pagórki, glinianki, omszałe zabudowania, wszystko zarosłe bujnymi krzewami. Taki baśniowy, tajemniczy, dopuszczający możliwość napotkania wszelkich dziwności, magiczny pejzaż z ilustracji do braci Grimm, „Tajemniczego ogrodu” czy właśnie krainy Lewisa Carrolla, istniejącej gdzieś na końcu króliczej nory. Jak w stojącej na środku dziedzińca Studni Nieskończoności – ma ledwo metr głębokości, co widać gołym okiem, ale jak zajrzeć okiem rozbudzonej wyobraźni, biegnie gdzieś w głąb nieskończoności zagadek, których końca i sensu nie zawsze potrafimy dociec ani dojrzeć na co dzień.

Może to i dobrze, bo wtedy po co byłoby robić z tego urlopową atrakcję?

Potrzebne złudzenia...

Tadeusz Frelik, doświadczony przedsiębiorca budowlany z pobliskiej Pilawy, dostatecznie zaprawiony w korowodach z nadzorem budowlanym, długo wahał się, czy przyjąć zlecenie na budowę obiektów Farmy Iluzji. Zwłaszcza gdy chodziło o konstrukcję i wykonanie Chaty Tajemnic. Takiego wariactwa jeszcze nie widział. Dotąd realizował normalne projekty tego, co ma normalnie służyć ludziom i mocno stać na ziemi. Z rozbawieniem wspomina zakłopotanie robotników, kiedy na początku prac musieli robić przerwy, bo po jakimś czasie mieli spore kłopoty z odróżnianiem pionów, poziomów i kątów odchyleń poszczególnych elementów. Jednak już po paru tygodniach narzekali, że po fajrancie, w domu, nudno, bo wszystko normalne, stabilne i na swoim miejscu.

Sam pan Tadeusz teraz wyznaje, że nie wie, jak sobie poradzi z banalnymi zleceniami zwykłego budowlańca po czymś, co w istocie nie ma prawa istnieć, i tak po ludzku przecież nie istnieje, a w dodatku prawie fruwa w powietrzu za sprawą kolorowych balonów.

Bo tak naprawdę Farma Iluzji oparta jest na statystyce sumy naszych wszystkich złudzeń zmysłowych. Jeden ich procent sprawia smak; dotyk – 1,5; węch – 3,5; słuch jest winien 11 proc. Za to aż 83 proc. wszystkich naszych złudzeń jest autorstwa wzroku! I to akurat, kiedy właśnie 90 proc. wszelkich doznań zmysłowych zawdzięczamy właśnie jemu. Rzecz to niby od dawna opisywana, interpretowana – i wciąż właściwie tak do końca niewyjaśniona. Dlaczego tak się dzieje, czemu miałoby to służyć? Jedna z mądrych prób wyjaśnienia tego stanu rzeczy, naszego przedziwnego defektu, jest tyleż prosta i efektowna, co przewrotna: człowiekowi widać do życia niezbędne są złudzenia.

...i frajda

Tomasz Wielemborek jest w biznesie już ładnych parę lat, ale nigdy nie były to przedsięwzięcia nudne i banalne. Według niego dobry interes jest wtedy, kiedy sprawia frajdę.

Swego czasu zajął się importem i sprzedażą segwayów. To w gruncie rzeczy taka elektryczna hulajnoga w poprzek. Wymyślona 10 lat temu jako sprzęt rekreacyjny lub alternatywa na zapchane ulice miast, rychło stała się niezastąpionym często środkiem lokomocji dla policjantów, personelu dużych przestrzeni, np. lotnisk, supermarketów, ale także dla niepełnosprawnych. Oferta dla polskiej policji i straży miejskich okazała się jednak nie dość atrakcyjna. Były zastrzeżenia, czy funkcjonariusz na takiej dwukółce nie ucierpi na powadze, a poza tym, gdy już zejdzie z niej w celu interwencji pieszej, ktoś mógłby wtedy z łatwością uprowadzić to kosztowne cacko.

Zainteresowanie parkami rozrywki przyszło samo – gdy został ojcem. Zwiedził z pociechami niemal wszystkie, a wrażenia i doświadczenia z pobytu w nich wywoził różne, zazwyczaj z wydrenowanym portfelem, ale i paradoksalnie ulgą, że nie musi już tam jechać. W grupie jego partnerów – z podobną rodzicielską biografią – pojawił się pomysł zainwestowania w park rozrywki. Tak pięć lat temu powstała firma – Farma Iluzji, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, zaś w kwietniu br. otworzył podwoje sam park.

Towarzyszyły im na starcie pewne wątpliwości. Nie ich własne, żeby było jasne. Kupować hektary atrakcyjnego krajobrazu i nie inwestować w pole golfowe czy luksusowe spa? W przekonaniu wielu, których po drodze napotykali, miał to być sposób na uzasadnienie jakichś innych kosztownych faktur czy coś w tym rodzaju… Ale postawili na park rozrywki.

Parkowa mania

Anna Marasek, twórczyni portalu www.parkmania.pl, parkami rozrywki zainteresowała się parę lat temu, wychodząc za Holendra. Dowiedziała się, że co roku 16 mln rodaków jej męża odwiedza takie miejsca – a Holandia łącznie liczy 16 mln mieszkańców. To już narodowa pasja. W Holandii jest sześć parków, a tylko jeden, De Efteling, największy w Holandii i czwarty w Europie, który powstał jeszcze przed legendarnym Disneylandem w USA, odwiedza 4 mln gości.

Marasek zrozumiała więc, że w Polsce (ledwo ok. 2 mln zwiedzających parki rocznie) jest ogromna nisza do zapełnienia. Wpadła na pomysł stworzenia portalu, bo bardziej niż parków brakowało informacji o nich.

Nisza zresztą szybko zaczęła się wypełniać, ale była to przede wszystkim inwazja dinozaurów. Dwa lata temu w Polsce było 12 parków rozrywki, w tym – 10 z dinozaurami. Teraz – poza lunaparkami, czyli znanymi już od dawna, ale odkrywanymi w zupełnie nowym wydaniu wesołymi miasteczkami, aquaparkami czy tzw. parkami linowymi – istnieje 21 parków dinozaurów (pierwszy, Jurapark w Bałtowie k. Ostrowca Świętokrzyskiego, powstał w 2004 r.; pierwszy z ruchomymi gadami, Dinozatorland, w Zatorze pod Krakowem – pięć lat później); trzy parki owadów (pierwszy w Ujeździe w Kieleckiem w 2011 r.) oraz 16 parków miniatur przeróżnych budowli (m.in. zamków, krzyżackich i innych, świątyń, latarni morskich); pięć parków bajkowych (włącznie z Europejskim Centrum Bajki w Pacanowie – gdzież by indziej); sześć miasteczek westernowych – w tym, naturalnie, w Mrągowie; 11 parków o innej orientacji tematycznej, m.in.: Park Kolejowy w Ogrodzieńcu, Mitologii w Zatorze, Wieloryba w Karnicach k. Świnoujścia, Krasnala w Nowej Soli, Sea Park w Wicku.

Polskie parki wiele różni od największych europejskich parków rozrywki. Po pierwsze, wiele spośród nich (nawet paryski Disneyland) można odwiedzać z uniwersalnymi Funpassami, i to w cenie jednego biletu do pojedynczego parku. W Polsce natomiast nie działają jeszcze przedstawicielstwa dwóch wielkich organizacji zrzeszających parki z całego świata: International Association of Amusement Parks and Attractions (od 1918 r., 4 tys. członków z 98 krajów) oraz Themed Entertainment Association (od 1991 r., 6 tys. członków). Po drugie, największe europejskie placówki tego typu ściągają rocznie kilkumilionowe tłumy. Dopiero za dwa lata zacznie działać w Grodzisku Mazowieckim Adventure World Warsaw, prawdziwy kombajn handlowo-rozrywkowy, porównywalny z największymi parkami rozrywki w Europie, a za trzy – Park of Poland w Mszczonowie. Frekwencja przewidywana – 2 mln gości rocznie.

Prawdziwe oszustwa

Na Farmie Iluzji nie porozmawiamy, co prawda, jak Alicja z Uśmiechem kota bez kota właściwego, nie wmówi on nam, że mamy bzika, bo „inaczej nie przyszlibyśmy tutaj”, jest za to kran zawieszony w powietrzu. Oparty z powodzeniem, jak się okazuje, wyłącznie na wypływającym z niego strumieniu wody: bez dodatkowej i w oczywisty sposób zbędnej instalacji.

Aleja Iluzji z kolei to okazja, by pokazać figę włoskiemu dramaturgowi Luigiemu Pirandello, który w swej sztuce wmawiał nam, że „Tak jest, jak się państwu zdaje”. Zgromadzone plansze z dobrze znanymi choćby z zastosowania w psychologii kompozycjami figur, kształtów i barw autorstwa poważnych naukowców i twórców (Mario Ponza, Hermanna Ebbinghausa, Edwarda Titchenera) sprawiają wrażenie matematyczno-optycznych igraszek i solidnie mącą nam w głowie. Sąsiednie pola szachownicy, z definicji przecież kontrastowe, wskutek drobnego zabiegu, wykorzystującego złudne skłonności oka, mogą okazać się w równym stopniu szare. Pionki zaś, ustawione w perspektywie, wbrew zasadom opracowanym już w renesansie, im bardziej w głębi owej perspektywy – nie tylko nie maleją, ale są wyraźnie coraz większe; zupełnie odwrotnie, niż uczono nas w szkole na lekcjach rysunku.

Figury niewykonalne, od wieków ulubiona zabawka matematyków i rysowników, jak choćby schody holenderskiego grafika Mauritsa C. Eschera, wiodące – niezależnie: w górę czy w dół – zawsze w kółko i w nieskończoność. Albo słynny trójkąt Rogera Penrose’a, uznany w świecie za symbol „niemożności w czystej postaci”, mogący istnieć wyłącznie na płaszczyźnie w dwóch wymiarach, tutaj możemy oglądać w trzech, możemy go obejść, aby dojść, na czym polega jego wyjątkowość. Brakuje tylko równie intrygującej Wstęgi Moebiusa, na logikę trójwymiarowej płaszczyzny, ale tak zawiniętej, że nie sposób przekroczyć jej krawędzi i przejść na tę drugą „spodnią” powierzchnię. W rezultacie pozostaje jedynie wędrówka bez końca tylko po jednej stronie. Jest też zatem symbolem nieskończoności. Jednak przy jej ewentualnej przestrzennej realizacji trudno byłoby się po niej przejść ze względu na spory kłopot z pokonaniem grawitacji. A jakie ona potrafi sprawiać niespodzianki, możemy się przekonać w Chacie Tajemnic.

Tu nie sposób stać spokojnie, możemy tylko lekko zadziwieni przejść dalej, bo tu po prostu ustać się nie da. Jakaś tajemna siła koniecznie chce nas powalić z pozycji pionowej do poziomej na pochyłej powierzchni, po której nie bez wysiłku stąpamy. Ze sporym trudem możemy zatem przyglądać się takim dziwom, jak to, że kule bilardowe toczą się do góry – i podobnie płynie woda! Tu żadne zabiegi z okiem, manewry z punktem obserwacji, nie zdadzą się na nic. Widzimy, że tak się po prostu dzieje: za sprawą przemyślnej kombinacji układu linii i kątów, pionów i poziomów, pozornych i rzeczywistych. Oko na to patrzy, a błędnik wariuje. Bardziej wrażliwi już po trzech krokach za progiem wymiękają.

Żyrandol u sufitu wisi pochyło. No dobrze, myślimy, to jasne, bo widzieliśmy z zewnątrz, że cała chata uniesiona jest u jednego boku o jakieś 30 stopni, niby to unoszona potężnymi kolorowymi balonami. No dobrze, kombinujemy dalej, to my się odpowiednio pochylimy do przodu, jak to zawsze na lekkim zboczu, i damy radę. Nic z tego: coś się upiera, żebyśmy jednak chcieli stać pionowo do tej pochylonej podłogi, na podobieństwo tego wiszącego żyrandola, co utrzymuje jednak pion do pochylonego sufitu.

Mało tego, w lustrze możemy zauważyć, że stoimy odchyleni do tyłu o te zadziwiające 30 stopni! Znane nam, powszechnie doświadczane i nie do zakwestionowania przecież prawa grawitacji pozostały za progiem.

Kolejna grupa rozbawionych dzieciaków przyjechała tu z Łukowa pod opieką sióstr nazaretanek. Siostra Marta, zapytana, jak to możliwe, że obok tego tak dobrze nam znanego świata, co go stworzył Dobry Bóg, mogą istnieć takie dziwa, spogląda na rozmówcę: Bo pewnie tak chciał i jest tak, że nasz świat jest zupełnie inny, niż nam się to wydaje, i do końca nie dane nam wiedzieć, jaki jest naprawdę.

***

10 największych europejskich parków rozrywki (w mln gości w 2010 r.)

Disneyland Park, Francja – 10,5

Walt Disney Studios, Francja – 4,5

Europa Park, Niemcy – 4

De Efteling, Holandia – 4

Tivoli Gardens, Dania – 3,7

Port Aventura, Hiszpania – 3

Liseberg, Szwecja – 2,9

Gardaland, Włochy – 2,8

Alton Towers, Wielka Brytania – 2,7

Legoland Windsor, Wielka Brytania – 1,9

Polityka 29.2012 (2867) z dnia 18.07.2012; Ludzie i Style; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Biznes, nie iluzja"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną