Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Biurowa ścieżka dźwiękowa

Muzyka w pracy: pomaga czy przeszkadza?

Ciągły widok słuchawek na uszach kolegów to jedna z najczęstszych przyczyn rozgoryczenia pracowników amerykańskich firm. Ciągły widok słuchawek na uszach kolegów to jedna z najczęstszych przyczyn rozgoryczenia pracowników amerykańskich firm. Heide Benser / Corbis
Pokaż, czego słuchasz, a powiem, jaki zawód wykonujesz – mogliby powiedzieć naukowcy. Nie od dziś próbują udzielić odpowiedzi na pytanie, czy należy w pracy słuchać muzyki.
Przyjemny podkład muzyczny pomaga uporządkować myśli, lecz może także wytrącić je z utartych kolein – z korzyścią dla naszej kreatywności.Getty Images Przyjemny podkład muzyczny pomaga uporządkować myśli, lecz może także wytrącić je z utartych kolein – z korzyścią dla naszej kreatywności.
Michael Phelps przed finałem wyścigu na 200 metrów stylem motylkowym w czasie tegorocznych Igrzysk Olimpijskich w Londynie.Toby Melville/Reuters/Forum Michael Phelps przed finałem wyścigu na 200 metrów stylem motylkowym w czasie tegorocznych Igrzysk Olimpijskich w Londynie.

Pracuję w tym fachu od prawie 15 lat i odkąd pamiętam, muzyki zawsze się słuchało – przyznaje Tomasz Bagiński, autor nominowanej do Oscara „Katedry”. – I tylko w początkach Platige Image, gdy firma liczyła dosłownie kilka osób i wszyscy bardzo dobrze się znaliśmy, zdarzało się, by cały zespół spędzał dzień przy tym samym głośniku. Teraz niemal wszyscy pracują ze słuchawkami na uszach.

Wtóruje mu Krzysztof Szymański z londyńskiej pracowni architektonicznej Foster and Partners: – 95 proc. kreślarzy przynajmniej od czasu do czasu włącza sobie muzykę. Oczywiście w słuchawkach, zazwyczaj dyskretnych, wtykanych do uszu. Czasami po godz. 22.00 ktoś puści coś na głośniki, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy spotkałem się z tym tylko raz – dodaje.

Podobne odpowiedzi można usłyszeć w biurach architektonicznych w Warszawie („Słuchane są głównie radia internetowe, ale także płyty zgrane na serwer”) oraz w siedzibie banku („Większość osób w moim departamencie korzysta ze słuchawek, to przyjęty standard”). Najmniej muzykalny okazał się jeden ze stołecznych urzędów.

Osoby, których robota składa się głównie ze spotkań i telefonów, wybierają ciszę. A muzykę ci, którzy wykonują na komputerach swoje niezależne zadania – potwierdza Szymański.

Lokatorski bit

Według ankiet przeprowadzanych w Stanach Zjednoczonych, ok. 80 proc. pracodawców nie ma nic przeciwko temu, by ich podwładni uprzyjemniali sobie czas podkładem dźwiękowym. Za wolnością kształtowania otoczenia akustycznego stoi wiele argumentów. Muzyka puszczana z głośników pomaga przykryć typowy biurowy gwar – pogawędki, szum klimatyzatorów czy nawet klawiatur – stąd niektóre korporacje decydują się nawet na uruchomienie centralnego radiowęzła, emitującego nieinwazyjny easy-listening. Słuchawki pozwalają się od tego gwaru zupełnie odizolować. Dają także złudzenie prywatności w pozbawionych ścian i drzwi przestrzeniach typu open space. Sama muzyka uprzyjemnia wykonywanie monotonnych zadań i sprawia, że godziny płyną szybciej. Jak to ujął jeden z architektów pracowni Kuryłowicz&Associates, taki podkład „jest wręcz niezbędny, gdy przychodzi zwymiarować sto komórek lokatorskich”.

W tej sytuacji nie dziwi ani bezprecedensowa koniunktura na rynku słuchawek – ich globalna sprzedaż pomimo kryzysu będzie w tym roku wyższa o ponad 40 proc. od tej sprzed czterech lat – ani wysyp badań, które starają się odpowiedzieć na kluczowe w tym kontekście pytanie: Czy podwyższanie komfortu pracy nie odbywa się kosztem samej pracy?

Tylko na Tajwanie tematem tym zajęły się ostatnio trzy niezależne grupy naukowców. Dwie pierwsze potwierdziły intuicję większości biurowych melomanów: muzyka ze słowami, szczególnie w języku rodzimym, a już zwłaszcza hip-hop, koncentracji służy niespecjalnie.

Robert Desimone, dyrektor Instytutu Badań nad Mózgiem przy Massachusetts Institute of Technology, wyjaśniał to tak: „W połączeniu z zadaniem wymagającym czytania lub pisania taka muzyka może przeciążyć korę przedczołową, która odpowiada za komunikację werbalną. Chwytliwy refren konkuruje w tym momencie z pracą, którą próbujesz wykonać. Im więcej wysiłku mózg musi włożyć w odfiltrowywanie niechcianych bodźców, tym mniej zasobów pozostaje mu do wykorzystania przy właściwym zagadnieniu. A jako że utrzymywanie uwagi wymaga wysiłku, sytuacja ta może szybko doprowadzić do poważnego zmęczenia psychicznego”.

W obu doświadczeniach zapomniano spytać ich uczestników, czy słuchane utwory – bagatela – w ogóle im się podobały. Przeoczenie to nadrobili naukowcy z Fu Jen Catholic University. Jak się okazało, w testach na koncentrację najgorzej wypadali ci, którzy wobec sączącej się w tle muzyki odczuwali emocje skrajne: głębokie upodobanie lub skrajną niechęć. „Ludzie w naturalny sposób poświęcają więcej uwagi muzyce, którą bardzo lubią lub której bardzo nie lubią. W obu przypadkach odbywa się to kosztem zdolności do skupienia” – komentowali autorzy badania. Najlepiej wypadli w nim ci, którzy słuchali muzyki neutralnej w stosunku do swoich gustów lub pracowali w zupełnej ciszy.

Zapach melodii

Od charakteru playlisty często istotniejszy okazuje się rodzaj wykonywanego zadania. Neurolodzy wielokrotnie potwierdzali, że przy pewnych czynnościach ulubiona płyta może nas skutecznie uodpornić na zewnętrzne impulsy. – W zawodzie, który wykonujemy – przy rysowaniu, budowaniu modeli czy animowaniu – muzyka raczej pomaga, niż przeszkadza, bo wprowadza w przyjemny trans – potwierdza Bagiński. Zdaniem specjalistów dzieje się tak z powodów czysto biologicznych. Piękne melodie stymulują wytwarzanie dopaminy, czyli hormonu przyjemności. „Czujemy się wówczas trochę tak, jakbyśmy jedli coś niezwykle smacznego, patrzyli na kogoś atrakcyjnego lub wąchali przyjemny zapach” – wyjaśniał na łamach „New York Timesa” Amit Sood, doktor medycyny zintegrowanej z Mayo Clinic. „Ludzki umysł ma tendencję do swobodnego błądzenia od myśli do myśli. Przy czym takie bujanie w obłokach zazwyczaj prowadzi nas do rozważań nad niedoskonałościami życia. I w ten sposób czyni nas nieszczęśliwymi. Muzyka zwraca nas ku chwili obecnej” – tłumaczył Sood.

Przyjemny podkład muzyczny pomaga uporządkować myśli, lecz może także wytrącić je z utartych kolein – z korzyścią dla naszej kreatywności. Tak przynajmniej wynika z badań prof. Teresy Lesiuk z Uniwersytetu Miami. W jednym z nich informatycy pracujący przy łagodnym podkładzie okazali się szybsi i bardziej pomysłowi od tych skazanych na ciszę. Powód okazał się banalnie prosty: muzyka poprawiała im nastrój. „Kiedy działamy w stresie, mamy tendencję do pochopnego podejmowania decyzji. Jednocześnie bierzemy pod uwagę bardzo wąski wachlarz opcji” – komentowała Lesiuk. Wystarczy tylko poprawić sobie nastrój którąś z ulubionych piosenek, by nasz umysł automatycznie otworzył się na nowe rozwiązania.

Z obserwacji Lesiuk wynika, że najwięcej korzyści z muzycznego wspomagania wynoszą osoby średnio wykwalifikowane w danym zawodzie. Rzadko potrafiło ono podnieść i tak już wysoką wydajność ekspertów albo też zastąpić doświadczenie nowicjuszom. Co jednak zabawne, by osiągnąć ten sam efekt, czasem wystarczy słuchawki zdjąć.

Według naszych badań, określony poziom hałasu, czyli w praktyce biurowej gwar rozmów, bardzo korzystnie wpływa na kreatywność – mówi nam Ravi Mehta z Uniwersytetu Illinois. – W otoczeniu zbyt cichym umysłowi brakuje stymulacji. W zbyt głośnym rozproszenia okazują się zbyt mocne. Wykres relacji pomiędzy poziomem hałasu a kreatywnością ma więc kształt litery U i swoje maksimum osiąga przy około 70 decybelach – dodaje Mehta. Dlatego warto zrezygnować z cichej pracowni na rzecz pobliskiej kawiarni. A zmagając się z trudnym problemem, lepiej krążyć po pobliskim osiedlu niż własnym pokoju. Chociaż znowu wszystko zależy od wyzwania.

Wydaje się mało prawdopodobne, aby sam szum otoczenia sprzyjał czynnościom wymagającym raczej dokładności niż kreatywności – tłumaczy Mehta. – Tam gdzie liczy się koncentracja na detalach, jakiekolwiek rozproszenia będą niepożądane.

A zatem pod uwagę trzeba wziąć charakter muzyki, nasz stosunek do niej oraz rodzaj wykonywanego zadania. Ale i to nie wszystko. Równie istotnym czynnikiem jesteśmy my sami. Naukowcy z University College London ustalili na przykład, że akustyczna stymulacja lepiej sprawdza się u ekstrawertyków niż u introwertyków. Ci drudzy w skrajnych przypadkach powinni ograniczyć swoją biurową playlistę do słynnej kompozycji „4’33” Johna Cage’a. A jeszcze bardziej niż muzyki powinni wystrzegać się promowanego przez Mehtę hałasu.

Stymulacja akustyczna to z kolei wielka szansa dla nadpobudliwych. Według obserwacji Petera Quily’ego, który opiekuje się osobami cierpiącymi na ADHD, muzyka pomaga im uporać się z zadaniami wymagającymi cierpliwości czy po prostu nudnymi. Podwyższa bowiem poziom dopaminy, która sprzyja skupieniu, a u osób tych wyczerpuje się ona prędzej niż u zdrowych.

Ciągły widok słuchawek na uszach kolegów to jedna z najczęstszych przyczyn rozgoryczenia pracowników amerykańskich firm – wynika z ankiety, którą wśród 1400 dyrektorów przedsiębiorstw przeprowadziła dwa lata temu agencja Robert Half Technology. Zasłuchani wydają się bowiem zamykać we własnym świecie, odcinając tak od służbowych, jak i towarzyskich interakcji. Stąd też specjaliści od relacji międzybiurkowych zalecają nieuleczalnym melomanom, aby narzucili sobie limity codziennego obcowania ze sztuką. Spędzenie ośmiu godzin w słuchawkach prędzej czy później zostanie bowiem uznane za grubiaństwo. A zwierzchnikom podsunie dogodne wytłumaczenie ewentualnych błędów lub niskiej wydajności.

Bez abonamentu

Frustracja ujawniona we wspomnianej ankiecie wynika również z tego, że osoby zamknięte w akustycznej kawalerce zmuszają współpracowników do dodatkowego wysiłku w sytuacjach, w których nawiązanie kontaktu okazuje się nieodzowne. W jednych biurach „wystarczy machnąć ręką albo podnieść głos”, w innych dzwoni się linią wewnętrzną na telefon biurkowy. Przeważnie jednak „podchodzi się i trąca”, a to bywa nieprzyjemne dla obu stron.

Tomasz Bagiński dziwi się, gdy wspominam mu o tych problemach. – Są przecież jeszcze komunikatory internetowe w rodzaju Skype’a czy Gadu-Gadu. Każdy z nas ma otwarte takie okienko i nawet siedząc przy sąsiednim biurku, można przekazać informację tekstowo. Na pewno będzie to szybsze niż zrywanie się zza komputera i przemierzanie całej sali – przekonuje. – Pamiętajmy też, że głos ludzki nie zawsze jest najbardziej efektywnym sposobem przekazywania informacji. W komunikatorze możemy na przykład wkleić link i od razu pokazać, do czego nawiązujemy.

O tym, że nie ma problemu, któremu wystarczająco zdeterminowany meloman nie zdołałby zaradzić, przekonać się można w jednym z warszawskich urzędów. – Sprawa słuchania mocno się ostatnio skomplikowała – wyznaje jeden z pracowników. – Bo jeśli ktoś chce mieć w pokoju radio, a jest ono jego prywatną własnością, to zgodnie z zarządzeniem dyrekcji musi mieć za nie opłacony abonament. Książeczka abonamentowa powinna leżeć w szufladzie – tłumaczy. Przeszkodę jednak udało się szczęśliwie obejść. – Jeden z kolegów zaczął po prostu słuchać radia z głośniczka komórki, uznając, że telefonów zarządzenie dyrekcji nie dotyczy.

Powyższy artykuł powstał przy udziale The Beatles, Boba Dylana, Lil’ Kim, Aphex Twina, Claude’a Debussy’ego, Erica Dolphy’ego, grupy Yeasayer oraz Ala Greena. Albo też wbrew nim.

***

Muzyka na medal,

czyli czego słucha Michael Phelps przed biciem rekordów:

Lil Wayne

Lil Jon

Young Jeezy

Avicii

Afro Jack

Didd

Polityka 39.2012 (2876) z dnia 26.09.2012; Ludzie i Style; s. 96
Oryginalny tytuł tekstu: "Biurowa ścieżka dźwiękowa"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną