Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Głowa do kochania

Dr Wiesław Czernikiewicz, lekarz seksuolog, w rozmowie z Joanną Cieślą o naszych neuronach i feromonach, czyli: gdzie rodzi się pożądanie, podniecenie i spełnienie.

Joanna Cieśla: – Kiedyś uważano, że kluczową rolę w powstawaniu wszechogarniających seksualnych doznań, które tak osładzają życie, odgrywają genitalia. Dziś przyjmuje się, że to w głowie zaczyna się wszystko, co najważniejsze i dla ducha, i dla ciała. Dotyczy to także seksu?
Dr Wiesław Czernikiewicz: – Tak, obecnie wiemy, że narządy płciowe grają w tym spektaklu rolę drugo- albo nawet trzeciorzędną. Najsłynniejszy pionier badań seksuologicznych Zygmunt Freud zauważył, że kobiety mogą przeżywać tzw. orgazm łechtaczkowy i pochwowy. Ten pierwszy miał być mniej doskonały i wskazywać na seksualną niedojrzałość, ten drugi – lepszy, właściwy. Ale okazuje się, że kobietom do przeżycia orgazmu ani łechtaczka, ani pochwa nie są bezwzględnie konieczne, bo niektóre reagują orgazmem na pieszczoty piersi. Mężczyźni również nie czerpią przyjemności wyłącznie ze stymulacji penisa czy jąder. W Japonii podobno są teraz panie, które świadczą usługi seksualne polegające wyłącznie na masażu uszu.

Sparaliżowany bohater niedawnego francuskiego przeboju filmowego „Nietykalni” też czerpie z tego spełnienie.
No właśnie. Stosując najnowocześniejsze metody neuroobrazowania stwierdzono, że w trakcie orgazmu w wyniku różnego rodzaju pieszczot aktywowane są różne rejony ośrodkowego układu nerwowego. To procesy niezależne od siebie, chociaż mogą współistnieć. Nie sposób jednak mówić, że jedne są lepsze, a inne gorsze. Z pewnością natomiast to mózg jest najważniejszą częścią naszych genitaliów. Choć ekspresję seksualną człowieka kształtuje mnóstwo składników: jego psychika, osobowość, struktura emocjonalna, a także kultura – wszystko, czego się uczymy podczas socjalizacji. Kobiety urodzone w 1990 r. z jednej strony mogą zachowywać się bardziej zgodnie ze swoimi potrzebami seksualnymi niż urodzone w 1900 r. Z drugiej strony są pod wpływem silnego przekazu masowej kultury: nie uprawiasz seksu – nie żyjesz.

Radykalni redukcjoniści powiedzieliby, że i to ma odzwierciedlenie w chemii mózgu.
A ja bym ludzkich zachowań nie sprowadzał tylko do chemii mózgu. Bezpośrednim skutkiem jej działania jest odczuwanie popędu płciowego, jednak przecież nie zawsze idziemy za jego głosem. Jesteśmy mistrzami w tłumieniu popędu, na przykład za pomocą religii. Zatem: chemia chemią, a wybory wyborami. Owszem, ktoś może powiedzieć, że te nasze wybory, wartości i wzorce wiążą się z działaniem kory mózgowej, która w sposób może nieświadomy, ale intencjonalny uruchamia pewne procesy chemiczne. I że to one sprawiają, że postępujemy w jakiś sposób. Ja jestem jednak daleki od takiego rozumienia człowieka.

Czy kobiety odczuwają popęd seksualny

Powiedzmy w takim razie, czym jest popęd, punkt wyjścia tego wydarzenia, jakim jest zbliżenie seksualne.
Byłbym ostrożny. Proste następstwo: popęd, pożądanie, podniecenie, orgazm i rozluźnienie – trafnie opisuje przebieg reakcji seksualnych u mężczyzn. Popęd jest u nich rzeczywiście stałą właściwością wewnętrzną. Poszukują obiektów – najczęściej kobiet, żeby zaspokoić swoje potrzeby, które z popędu wynikają. Ale u kobiet kolejność jest odwrotna – najpierw musi się pojawić jakiś czynnik zewnętrzny, na przykład atrakcyjny mężczyzna, żeby uruchomić popęd i potrzebę seksualną. Mówi się nawet więcej: że kobiety nie mają popędu – nie odczuwają apetytu na jakikolwiek seks, tylko od razu pożądanie – ochotę na seks z konkretnym partnerem.

Dlatego kobiety, które nie są zakochane, łatwiej znoszą celibat niż samotni mężczyźni?
Właśnie tak.

Z czego wynika ta różnica?
W sensie ewolucyjnym – z tego, że kobiety i mężczyźni inaczej zaspokajają potrzebę prokreacji, która jest głównym biologicznym celem seksualności. Mężczyźnie zależy na tym, aby po prostu zapłodnić jak najwięcej partnerek, a kobiecie – aby znaleźć odpowiedniego partnera, który zapewni dobrą opiekę jej i wspólnemu potomstwu.

A w sensie chemiczno-neurologicznym?
Różnica wynika m.in. z poziomu testosteronu – hormonu, którego mężczyźni mają więcej niż kobiety. Ale wbrew popularnym przekonaniom, nie ma prostego przełożenia: im wyższy poziom testosteronu, tym silniejszy popęd. Znaczenie ma też budowa i sposób pracy podwzgórza – struktury mózgu niewielkiej, ale bardzo istotnej dla bezwiednych reakcji organizmu, także seksualnych. Niektóre części podwzgórza u heteroseksualnych mężczyzn są znacznie większe niż u kobiet. Chodzi też o wrażliwość umiejscowionych w podwzgórzu receptorów dopaminy – neurotransmitera, przenoszącego sygnały między neuronami. To właściwości wrodzone, mogą być uwarunkowane genetycznie.

Ale przecież nie każdy mężczyzna ma ochotę ciągle współżyć, a kobiety też różnią się między sobą tym, jak wielu mężczyzn je pociąga.
Oczywiście, mówimy o uśrednionych prawidłowościach. Są też kobiety bardziej skore do odczuwania pożądania niż większość mężczyzn i mężczyźni mniej chętni do seksu niż przeciętna kobieta.

Jak rodzi się pożądanie

Od czego zależy to, kto budzi w nas pożądanie? Kilka lat temu modna była teoria, że odpowiadają za nie feromony.
Feromony to produkt przemiany hormonów – testosteronu u mężczyzn i progesteronu u kobiet. Wydzielają się z potem, śliną, łojem. Odgrywają pewną rolę, ale sprowadza się ona do tego, że kobieta czy mężczyzna jest ogólnie spostrzegany jako osoba atrakcyjna dla płci przeciwnej. Pod wpływem wdychania feromonów – nieświadomego, bo są one bezwonne – dochodzi do aktywacji pewnych części podwzgórza, odbieramy to jako przyjemność. W Japonii przeprowadzono eksperyment – badani z zasłoniętymi oczami wybierali bieliznę z dwóch koszów. W jednym była używana, a w drugim nowa. Woleli używaną. Ale pożądanie konkretnej osoby ma bardziej skomplikowane i tajemnicze przyczyny niż tylko feromony. Z całej grupy zdrowych mężczyzn, którzy mają świetne feromony, kobietę przecież interesuje tylko jeden lub dwaj. Prawdopodobnie chodzi o mechanizmy zgodności genetycznej, czyli o dobranie partnera, z którym możemy mieć najzdrowsze potomstwo. To dopasowanie lub jego brak wychwytuje węchomózgowie, najstarsza filogenetycznie część mózgu. Taki jest chyba klucz do tych, wydawałoby się, niepojętych związków – ona świetnie wykształcona, on – robotnik niewykwalifikowany. Kora mózgowa mówi „nie”, ale działa dobór naturalny na poziomie zwierzęcym.

Jak to w takim razie możliwe, że i kochającym się parom rodzą się dzieci z upośledzeniami?
Wady mogą być spowodowane różnymi czynnikami – wpływami środowiska, przyjmowanych leków, promieniowaniem. Poza tym, na podstawie mojego doświadczenia klinicznego, muszę powiedzieć, że ludzie, którzy mówią, że kochają swoich partnerów, nie zawsze mają na myśli to samo. Bywa, że usiłujemy zracjonalizować swoje wybory, nadać sens sytuacjom, w których się znaleźliśmy.

Czy ludzie, którzy pożądają częściej różnych osób, mają bardziej uniwersalny materiał genetyczny, dający szanse na zdrowe potomstwo z większą liczbą partnerów?
Nie, osoby o wysokim poziomie popędu seksualnego mogą być po prostu mniej wybredne – to inne mechanizmy, niezwiązane z dopasowaniem genetycznym. Są przecież ludzie, podobno częściej mężczyźni, uzależnieni od seksu (czytaj też na s. 97 – przyp. red.). Bez względu na to, na ile ktoś im się podoba, wewnętrznymi problemami natury psychicznej są przymuszani do tego, żeby podejmować kontakty seksualne.

A gdy jedna strona pożąda, a druga nie jest zainteresowana? Czyje węchomózgowie się myli?
Trudno powiedzieć – na pewno węchomózgowie tej drugiej nie reaguje albo słabiej reaguje na tę pierwszą. Tak bywa i w funkcjonujących już związkach. Na początku przez dość krótki czas oboje partnerzy mocno się pożądają. Potem jednemu zaczyna zależeć trochę mniej, a drugie ciągle zabiega o seks. To tzw. układ pana i niewolnika – jedno zawsze jest gotowe, a drugie decyduje o tym, kiedy będzie zbliżenie. W zdrowych związkach ten podział ról zmienia się co dwa, trzy lata i generalnie ma on sens – bo zawsze komuś bardzo zależy. Kiedy taki układ wygasa, wszystko staje się kwestią umowy, np.: kochamy się w środy i soboty, przestajemy być dobranym związkiem seksualnym.

Jednak z upływem czasu na ogół oboje partnerzy reagują na siebie coraz słabiej. Dlaczego?
Habituacja, czyli przyzwyczajenie. Powtarzające się bodźce robią na nas coraz mniejsze wrażenie. Wokół tych spraw powstało wiele mitów, choćby ten, że kobieta musi czuć się bezpieczna i kochana, by mieć ochotę na seks. Anglicy sprawdzili to w badaniach. Okazało się, że gdy kobieta urodzi dziecko, mąż kocha ją i dziecko, czuje się spokojna, to seks często traci dla niej znaczenie, staje się zbędny. Jeśli jednak pojawi się nowy, atrakcyjny partner, może znów nabrać ochoty na współżycie z nim dwa razy dziennie.

Czy można się nauczyć pożądać kogoś?
Zwolennicy aranżowanych z góry małżeństw i przedstawiciele Kościoła katolickiego przekonują, że tak i dlatego nie ma ryzyka w czekaniu z inicjacją do nocy poślubnej. Coś w tym jest – już Szekspir w „Śnie nocy letniej” napisał: pierwszego, którego zobaczysz po obudzeniu się – pokochasz. Po obudzeniu się – czyli po rozbudzeniu; kobieta może zacząć pożądać partnera, który uruchomił jej seksualność.

Czyli może się zakochać od tego pierwszego razu, w noc poślubną?
Tak, jeśli tylko w miarę się uda. Ale z pewnością nie każdy jest w stanie pożądać każdego. Oczywiście młody mężczyzna może współżyć z prawie każdą kobietą, a młodej kobiecie łatwiej współżyć z różnymi mężczyznami. Jeśli umawiamy się, że celem naszego współżycia jest prokreacja, może być całkiem w porządku. Ale nie musi. Taka postawa może prowadzić do dramatów – para czeka z seksem do ślubu, a potem się okazuje, że ona reaguje bólem. Mijają trzy lata i ona ciągle cierpi. Może to mieć przyczyny organiczne, ale dyspareunia, czyli odczuwanie przy stosunku bólu w pochwie, często ma przyczyny psychiczne. Kobieta produkuje ten ból w głowie, jako ochronę przed zbliżeniem – z mężczyznami w ogóle albo z jakimś konkretnym mężczyzną, którego absolutnie nie akceptuje jako partnera. Najgorsze, co można zrobić w takiej sytuacji, to na siłę próbować. Współżycie wbrew sobie, bez chęci, rozwala seks do końca. Kobieta czuje się używana, psychicznie jest jej coraz gorzej, więc ma coraz silniejsze dolegliwości.

Co i jak nas podnieca

Wróćmy do pozytywnych scenariuszy. Następny krok po pożądaniu to podniecenie.
Pojawia się bodziec: mężczyzna widzi, jak jego partnerka się rozbiera albo partner kobiety głaszcze jej ramię. W podwzgórzu zaczyna się produkcja wspomnianych neuroprzekaźników: dopaminy, a potem endorfin. Pod wpływem dopaminy do kory mózgowej trafia informacja o tym, co się dzieje. Dzięki hipokampowi, innej leżącej w pobliżu strukturze, informacji tej towarzyszy emocja, którą korą odczytujemy: „jestem podniecony”. Dalej, poprzez jądro migdałowate i inne ośrodki, bodziec przechodzi do rdzenia kręgowego, a stamtąd – przez układ nerwowy do naczyń krwionośnych, które u mężczyzn są w prąciu, a u kobiet – w pochwie, w łechtaczce i wargach sromowych. Wydziela się tlenek azotu, który rozpoczyna reakcję prowadzącą do rozszerzenia naczyń krwionośnych. Skutkuje to u mężczyzny wzwodem prącia, a u kobiety lubrykacją i wzwodem łechtaczki.

Ten łańcuch może też zacząć się od pieszczoty genitaliów?
Tak, stymulacja psychogenna – przez wzrok, podniecający zapach, smak czy fantazje to jedna droga. A druga droga to dotykanie narządów płciowych – wtedy bodziec trafia od razu do rdzenia kręgowego, a tam zmienia się w sygnał wędrujący do naczynia krwionośnego w narządach rodnych. Jednocześnie informacja przekazywana jest do ośrodków seksualnych w ośrodkowym układzie nerwowym, gdzie uruchamiają się opisane przed chwilą reakcje, które odczytujemy jako psychiczne podniecenie. Jednak ktoś może dotykać narządów płciowych kobiety, one staną się bardziej ukrwione, ale kobieta nie odbierze tego jako bodziec erotyczny w żadnym stopniu.

Czego brakuje?
Bodziec nie jest pod względem erotycznym wartościowy dla kobiety, gdy nie czuje ona więzi z partnerem. Taka ocena to wynik aktywności kory mózgowej.

Wspominaliśmy już, że podniecające mogą być pieszczoty czasem dość zaskakujących miejsc ciała. Czym są strefy erogenne?
To miejsca o szczególnym nagromadzeniu ciałek czuciowych. U kobiet najwięcej tych ciałek na centymetr kwadratowy jest w łechtaczce. U mężczyzn – w żołądziu czy w wędzidełku. Ale dużo jest ich też w okolicach ucha, u kobiet często także w zgięciu łokcia, na piersi, u nasady włosów na karku, czasem na stopie, wewnętrznej stronie dłoni. Ich rozmieszczenie może być różne u różnych osób. Ale tak jak w przypadku genitaliów – to, czy w dotyku czyjejś dłoni znajdziemy przyjemność, jest filtrowane przez korę mózgową. No i wrażliwość ciałek czuciowych z wiekiem spada. To też jeden z powodów, dla których wielu z czasem coraz słabiej przeżywa seks.

Jak to się dzieje, że przy podnieceniu doznania niemiłe mogą stać się przyjemne?
To skutek wytwarzania endorfin, które działają znieczulająco. Dlatego można, a czasem nawet trzeba sobie pozwolić na więcej, żeby poczuć stymulację.

Dlaczego po seksie warto czasem szybko się ulotnić

Przeżywamy więc pożądanie, jesteśmy podnieceni, idziemy do łóżka – a tam klapa. Jak to możliwe?
W jakim sensie klapa?

Rozczarowanie, nie ma orgazmu.
Kobiecie orgazm nie jest niezbędny do odczucia satysfakcji ze współżycia. Jeśli partnerom na ogół jest ze sobą dobrze, rozumieją swoje potrzeby, to niezależnie od tego, jak dokładnie przebiegnie kolejne zbliżenie, zwykle są zadowoleni. Chyba że któreś ma problem fizjologiczny. Popęd też nie zawsze jest taki sam – wiadomo, że kobiety są najbardziej atrakcyjne w okresie okołoowulacyjnym. Poza tym z seksem jest jak ze wszystkim innym – jednego dnia lepiej, innego gorzej. Jeśli to pierwszy raz jakiejś pary, w grę może wchodzić niedopasowanie nawet na poziomie fizjologicznym – jeśli wielkość narządów partnerów skrajnie od siebie odbiega.

Czyli?
Jego penis jest bardzo duży, a ona ma bardzo wąską, reaktywną pochwę. Może się też okazać, że pożądanie było tylko złudzeniem albo skutkiem myślenia życzeniowego – to udaje się sprawdzić tylko w bezpośrednim, fizycznym kontakcie. Na szczęście dziś większość ludzi to robi, zanim zawrze związek i zamieszka razem. Dlaczego pary teraz tak unikają formalizowania związku?

Bo się boją, że będzie się trudno rozstać.
Nie, bo człowiek w związku sformalizowanym czuje się zobowiązany, żeby spełniać potrzeby seksualne, być wiernym. W związku niesformalizowanym wynika to z naszej decyzji, woli, potrzeby. Jest uczciwe. To poczucie, że oboje w każdym momencie możemy powiedzieć „dziękuję”, czyni związek zdecydowanie bardziej atrakcyjnym.

Co dzieje się między podnieceniem a orgazmem?
U kobiety pojawia się platforma orgazmiczna – silne przekrwienie ścianek w przedniej części pochwy. Zaczynają się ruchy frykcyjne, więc stymulacja staje się coraz większa – i u niej, i u partnera. Oboje czują coraz więcej i coraz bardziej intensywnie. Bodźce ciągle dochodzą do ośrodków w rdzeniu kręgowym, a stamtąd do podwzgórza i kory mózgowej przedczołowej, ale i potylicznej. Wreszcie dają sygnał do wyładowania w postaci ejakulacji u mężczyzn i skurczów pochwy i macicy u kobiet. To fizjologiczna strona całego wydarzenia.

Jeśli chodzi o psychikę, dużo mówi się o towarzyszącym orgazmowi zawężeniu świadomości. Jak to działa?
Chodzi o aktywność neuronów w płatach czołowych. Te zmiany, zachodzące podczas orgazmu u kobiety, są podobne do zmian po zażyciu heroiny. Już po orgazmie, w fazie relaksacji, u kobiet na plan pierwszy wychodzą kolejne hormony: wazopresyna i oksytocyna – wywołując inny rodzaj przyjemności, odczytywany jako uczucia miłości i bliskości. Dlatego panie, które nie chcą się związać na poważnie z partnerem seksualnym, nie powinny zostawać u niego na noc. Po seksie trzeba natychmiast wstawać i mówić do widzenia.

Jak nauczyć się przeżywania orgazmu

Dlaczego rozmawiamy ciągle o kobietach?
Bo w męskich organizmach tak wiele ciekawych rzeczy się nie dzieje. Podniecenie mężczyzn rośnie bardzo szybko, nawet w ciągu kilku sekund, do poziomu, który przez jakiś czas się utrzymuje – to tzw. faza plateau. Potem znów gwałtowanie rośnie – jeśli mężczyzna jest emocjonalny, to i w 15 sekund może tak wzrosnąć, że osiąga orgazm, po którym podniecenie spada dosyć szybko. Pan jest niezdolny do współżycia przez jakiś czas.

U kobiet podniecenie rośnie wolniej, a po orgazmie nie spada od razu do zera, tylko wraca do fazy plateau.
Jeśli partner partnerkę popieści, może wywołać następny orgazm, i następny. Choć są i takie kobiety, których narządów po orgazmie nie należy dotykać, bo jest to dla nich nieprzyjemne, tak jak dla mężczyzn. Od tych wszystkich reguł jest jednak mnóstwo odstępstw. Niektóre kobiety mimo słabego podniecenia, a nawet bólu podczas stosunku, osiągają orgazm. Ale są i takie, które przeżywają bardzo silne podniecenie i na jawie nigdy nie mają orgazmu – jeśli kiedykolwiek im się zdarzy, to wyłącznie we śnie.

Psychika?
Kiedyś mówiło się, że może to zahamowania, jakieś traumy z dzieciństwa. Ale okazuje się, że 4 proc. kobiet po prostu nie ma do tego predyspozycji neurofizjologicznych. Niedostatek neuronów, brak połączeń między nimi w płatach przedczołowych.

Można to leczyć?
Na razie nie.

Widziałam takie amerykańskie dane – 25 proc. kobiet nie doświadczyło orgazmu przez rok przed badaniem. To by się zgadzało z pańskimi obserwacjami?
Nie, to za dużo. Chyba żeby wliczyć w to kobiety, które z różnych względów nie współżyją. W wynikach badań dotyczących seksu są wielkie rozbieżności, bo mnóstwo zależy od doboru grupy – ludzie w tej dziedzinie różnią się jak chyba w żadnej innej. Dane zebrane od kobiet w wieku 25–40 lat będą zupełnie inne niż dane od kobiet w wieku lat 30–80.

Czy widzi pan jakikolwiek ewolucyjny sens w tym, że kobietom trudniej osiągnąć orgazm niż mężczyznom? Przecież mężczyźni i tak są bardziej zdeterminowani, żeby jak najczęściej przekazywać swoje geny, najlepiej różnym partnerkom.
Nie wiem, czy tłumaczą to jakieś teorie – ale rzeczywiście, mnie też wydaje się to nie najlepiej przemyślane. Pewną pociechą może być wspomniany fakt, że przyjemność przeciętnego pana trwa krócej niż pani – po ejakulacji się kończy. A kobieta może przeżyć nawet stan orgazmiczny, który trwa dłuższy czas. No i większość pań orgazmu może się nauczyć.

Jak?
Trzeba przetrzeć szlak. Gdy dotyk ręki czy penisa nie wystarcza, pomocne są np. wibratory. Jeśli kobieta kilka razy dozna orgazmu pod wpływem takiej stymulacji, drogi nerwowe się uruchamiają. To jedna z metod pomocy w takich sytuacjach. Są seksuolodzy, którzy twierdzą, że większość kobiet potrzebuje się nauczyć swojej seksualności. Niektóre mają orgazm przy pierwszym zbliżeniu, ale wiele innych nawet kilka lat później. Czasem pomaga w tym ciąża – związane z nią zmiany ukrwienia narządów płciowych i zmiany hormonalne sprawiają, że receptory stają się bardziej wrażliwe na działanie dopaminy, wazopresyny, oksytocyny, noradrenaliny. I tak już zostaje.

Co ma kochanek idealny

Czy nauka mówi coś o idealnych kochankach?
Pewne znaczenie może mieć aparycja, a u mężczyzn także odpowiednia budowa, przy czym raczej chodzi o obwód niż o długość penisa, a przede wszystkim o to, żeby nie był on skrajnie mały ani bardzo duży. Mężczyzna, który umie kontrolować czas trwania stosunku, a więc zachowuje w jego trakcie trochę dystansu, da partnerce więcej przyjemności niż ten, który szybko się emocjonuje i z którym zbliżenie trwa krótko. U kobiety miłych doznań dostarczają partnerowi cechy wynikające z fizjologii, takie jak lubrykacja, czyli nawilżenie pochwy, czy platforma orgazmiczna. Ale nauka mówi, że największe znaczenie ma inteligencja, ta emocjonalna i seksualna też.

Inteligencja seksualna?
Ano właśnie. Wiąże się ona z tym, że człowiek dobrze się czuje w roli seksualnej, akceptuje siebie, jest wrażliwy na partnera. W tym sensie też wszystko, co najważniejsze w tej dziedzinie, dzieje się w głowie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną