Najważniejsze są słupy. Najlepiej takie, jakich używa się na prawdziwych budowach – proste i wytrzymałe. Ale o takie na śmietnikach i wysypiskach trudno, więc często zamiast nich są zwykłe, nieociosane pnie drzew.
Słupów (albo pni) musi być sześć. Do tego trzy poziome belki, które nadają konstrukcji ostateczny kształt. Na nich opiera się dach. Najlepiej zrobić go z desek i starych drzwi, o które (inaczej niż o słupy) na śmietnikach nietrudno. Z tego samego buduje się ściany, z tym że ściany potrzebują okien. Ale okien też nie brakuje.
Nicolae Stoica, rumuński Rom, w Polsce od ośmiu lat: – Tu, jak się uprę, stawiam barak w dwa dni. W Rumunii nawet w dwa tygodnie takiego nie zbuduję. W Rumunii ludzie niczego nie wyrzucają. W Polsce na śmietnikach można znaleźć wszystko. Na przykład dywany. Dlatego w cygańskich barakach dywany mogą być (i są) wszędzie – na ziemi, na ścianach, pod sufitem, na dachach. Ocieplają, ozdabiają, chronią przed kurzem i błotem. Gdziekolwiek spojrzysz – dywan.
Oprócz dywanów na śmietniku można znaleźć łóżka, sienniki i szafki. Są też lustra i obrazy świętych, dzięki którym barak zaczyna przypominać dom. Są metalowe czajniki i blacha, którą Cyganie z dużą wprawą gną, by powstał niemal w pełni profesjonalny piecyk. Taki, który ogrzeje całą rodzinę w najtęższe mrozy i pozwoli przetrwać najcięższą zimę.
We Wrocławiu przy ul. Kamieńskiego, niedaleko szpitala, w 17 barakach ostatnią zimę przetrwało około 60 rumuńskich Romów. Wszyscy z okolic Fagaras, dużego miasta w Siedmiogrodzie. Wiosną i latem dołączyło do nich kilkunastu kolejnych. Wszyscy ze sobą spokrewnieni. Jedna wielka, choć nie do końca zgodna, rodzina, która (wszystko na to wskazuje) najbliższej zimy razem już nie spędzi.