Społeczeństwo

Ą, mą zią!

Nowa mowa

Rada Języka Polskiego chce zachować dla przyszłych pokoleń ogonki w „ą” i „ę”, rozpoczynając kampanię w ich obronie. W internetowym badaniu, które jest dla Rady punktem wyjścia, wyszło, że w esemesach aż 67 proc. ankietowanych „nie zawsze używa” znaków diakrytycznych. W dużej mierze dlatego, że operatorzy komórkowi przywykli do karania „ą” i „ę” podwyższonymi opłatami. Zabrakło mi jednak w godnej wsparcia kampanii pytania o... nadużywanie polskich znaków.

Tak, tak. Uprzejmie donoszę, że język broni się sam. Od lat „ą” jest najbardziej zjadliwą formą wyrażania ironii. Może ze względu na minę, którą trzeba zrobić, żeby poprawnie wyemitować to „ą” z głębi gardła. A może z uwagi na częste przesadne wymawianie „ą”, tak by w wyrazie błąd uniknąć śladu „n” (jak neofita) i pretensjonalnie wyeksponować dźwięczne „d” (jak dramat). „Ą-ę” użyte w tytule akcji („Język polski jest ą-ę”) świetnie opisuje więc, na prawach ironii, postawy wyniosłe – mając godnego rywala tylko w dłuższym i też opartym na polskich znakach „bułkę przez bibułkę”. Poza tym „ą” ma jeszcze jedną ciekawą cechę. Przywołuje brzmienie francuskiego, stereotypowo uznawanego za język salonowy i lekko snobistyczny. Spójrzmy, co się w związku z tym dzieje w języku: Słowo ziom bywa szyderczo wyśmiewane brzmiącym z francuska zią. Wyraz mon (modna niedbała forma man) wymawiany z przekąsem zamienia się w . A zamiast wyrażającego zdziwienie „o?” mamy „ą!”. Tak przynajmniej utrzymuje słownik Miejski.pl, według którego „ą?

Polityka 09.2013 (2897) z dnia 26.02.2013; Fusy plusy i minusy; s. 99
Oryginalny tytuł tekstu: "Ą, mą zią!"
Reklama