Już przed swoimi 50 urodzinami poseł Grzegorz Schetyna powiedział, że najważniejsze w życiu mężczyzny to mieć satysfakcję z tego, co się robi, móc rano spojrzeć sobie w twarz i spokojnie się ogolić. Zapewne wielu polityków zgodzi się z byłym wicepremierem – zarówno co do satysfakcji, jak i golenia. Uważają, że broda zakrywa twarz i nie wzbudza zaufania. A dla polityka zaufanie jest przecież podstawą. Oczywiście, zdarzają się wyjątki, ale rzadko. Zarostu nie ma ani Barack Obama, ani David Cameron, ani François Hollande. Nawet nasz prezydent niedawno zgolił wąsy.
Co innego środowiska artystyczne, hipsterskie, ludzie mediów albo przedstawiciele wolnych zawodów, gdzie brodaczy jest wielu. Trzydniowy zarost albo ładnie przystrzyżona, dłuższa broda pojawia się w kampaniach reklamowych, na billboardach, wśród prezenterów telewizyjnych i w najmodniejszych klubach. Dyrekcja parków rozrywki Disneya zniosła obowiązujący przez 60 lat zakaz noszenia zarostu. Pojawił się on też na twarzach modeli prezentujących najnowszą kolekcję ubrań sieciówki H&M. Włóczkowa, kolorowa broda stała się tej zimy modnym miejskim gadżetem. A na ostatniej ceremonii wręczenia Oscarów z brodą wystąpili producenci „Operacji Argo”, Grant Heslov, George Clooney i Ben Affleck, którzy zgarnęli nagrodę za najlepszy film.
W modzie i w kontrze
Kiedyś się mówiło, że mężczyzna jest ubrany od stóp do głów, a dziś częściej słychać określenie, że od wystylizowanej brody po czubki palców. Modny jest zarost zwichrzony i w nieładzie, ale i wystrzyżony starannie w kotwicę, podkówkę, kaczy kuper, wianuszek albo na amisza.