Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Dziwne losy kataryniarza

Z życia sfer

W prasie przeczytałem, że pewien prokurator z Katowic tak się zapalił w robocie, że w jednej tylko sprawie wsadził na wiele miesięcy do aresztu kilkanaście osób, w dodatku wszystkich niesłusznie.

Jeszcze dalej poszedł sąd w Siemianowicach Śląskich, który skazał na więzienie niewinnego mężczyznę, gdyż pomylił go z innym mężczyzną o takim samym nazwisku (chociaż o innym imieniu i numerze PESEL). Co prawda mężczyzna ten, mający do odsiedzenia pół roku, wyszedł po 134 dniach za dobre sprawowanie, ale gdy wrócił w rodzinne strony, dowiedział się, że nie ma już pracy, mieszkania i żony.

Z sytuacją odwrotną do siemianowickiej mieliśmy do czynienia w Warszawie, gdzie sąd wprawdzie uznał za winnego kataryniarza grasującego po stołecznej Starówce, ale nie wymierzył mu za to żadnej kary, mimo że nie pomylił go z innym kataryniarzem. Z imienia, nazwiska oraz numeru PESEL wynikało, że kataryniarz sądzony i kataryniarz skazany to jeden i ten sam kataryniarz, poza tym powszechnie wiadomo, że po Starówce od 15 lat chodzi tylko jeden kataryniarz, którego nie sposób pomylić z żadnym innym.

W sprawie kataryniarza odbyło się pięć rozpraw, zgromadzono tomy akt, przesłuchano biegłego i wielu naocznych świadków. Pozwoliło to sądowi ustalić, że oskarżony, działając w zmowie z będącą na jego usługach papugą, popełnił serię czynów na szkodę państwa w postaci sprzedaży losów w cenie 2 i 5 zł, z których każdy był wygrywający (fantami były breloczki, diabełki i żołnierzyki).

Podczas procesu Śródmiejski Zarząd Terenów Publicznych potwierdził, że co prawda kataryniarz „mógł przemieszczać się z katarynką po Starówce i Mariensztacie”, ale o sprzedaży losów i wróżb nie mogło być mowy. Dodatkowo urzędnicy ZTP wystąpili do izby celnej z zapytaniem, czy proceder uprawiany przez kataryniarza i papugę nie podpada przypadkiem pod rygorystyczne przepisy o grach hazardowych. Izba orzekła, że podpada, co ostatecznie pogrążyło kataryniarza i jego ptaka.

Dwójce tej upiekło się tylko dlatego, że – jak stwierdził sędzia – szkodliwość ich czynu, mimo że nie aż tak znikoma, aby doszło do uniewinnienia, nie jest znowu aż tak znaczna, żeby orzec choćby minimalną 20-złotową grzywnę.

Po ogłoszeniu wyroku rozżalony kataryniarz przyznał, że jeśli sprzedawać losów nie może, to nie wie, jakie będą jego dalsze losy. Nie wykluczył, że poszuka szczęścia w dalekich Włoszech.

Osobiście nie wiem, czy to dobry wybór. Włochy są co prawda krajem, do którego chętnie wyjeżdżają Polacy prześladowani przez nasz wymiar sprawiedliwości, ale boję się, że kataryniarza i jego papugę może tam spotkać okrutny los Jana Marii Rokity, na który sobie nie zasłużyli.

Polityka 30.2013 (2917) z dnia 23.07.2013; Felietony; s. 4
Oryginalny tytuł tekstu: "Dziwne losy kataryniarza"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną