Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Drużyna Lewego

Menedżerowie Roberta Lewandowskiego

Mariusz Siewierski i Cezary Kucharski zajmują się piłkarską karierą Roberta Lewandowskiego. Mariusz Siewierski i Cezary Kucharski zajmują się piłkarską karierą Roberta Lewandowskiego. Leszek Zych / Polityka
Karierę Roberta Lewandowskiego prowadzi duet: Mariusz Siewierski i Cezary Kucharski. Teraz mają ochotę powielić sprawdzone patenty. Ale nie ma na kim.
Jak na razie w zawodowym życiu Lewandowskiego prawie wszystko się udaje.Wolfgang Rattay/Forum Jak na razie w zawodowym życiu Lewandowskiego prawie wszystko się udaje.

Publiczne oskarżanie prezesów swojego klubu o niesłowność i niehonorowe zachowanie to nie jest w futbolowym światku codzienność. Tymczasem Robert Lewandowski nie owijał w bawełnę. W jednym z wywiadów powiedział, że czuje się przez szefów Borussii Dortmund oszukany. W domyśle: bo zablokowali jego transfer i zwlekają z podwyżką, która należy mu się jak psu kość.

Takie sprawy załatwia się po cichu. Byłem pewien, że po tym, co Lewy powiedział, dostanie po łapach za nielojalność. Tymczasem nie tylko go nie ukarali, ale dali mu tę podwyżkę (za ten sezon zarobi od 5 do 8 mln euro, w zależności od wyników Borussii – red.) – mówi jeden z rodzimych agentów piłkarskich.

W powszechnym mniemaniu ostry i zdecydowany ton narzucił menedżer napastnika Cezary Kucharski – kiedyś napastnik m.in. Legii i paru drugorzędnych klubów zagranicznych, dziś agent piłkarski, a przy okazji poseł PO. Nastolatka Lewandowskiego wypatrzył jeszcze w Zniczu Pruszków. Nie był pierwszym, który namawiał Roberta na współpracę. Szło opornie, bo piłkarz niełatwo przekonuje się do obcych.

Gdy się bliżej poznali, znaleźli wspólny język. Obaj ambitni, konkretni, uczuleni na spoufalanie się, przekonani o własnej wartości. Kowale swojego losu. – Robert mi zaufał, bo sam byłem napastnikiem. Nie tylko mam kontakty, ale umiem doradzić. Chciałem być dla niego kimś więcej niż tylko pośrednikiem, jak ludzie, z którymi stykałem się podczas swojej kariery – mówi Kucharski.

Latem 2010 r. Lech Poznań zdobył mistrzostwo Polski, 22-letni Lewandowski został królem strzelców Ekstraklasy i klub otrzymał wiele ofert za napastnika. Borussii bardzo zależało, ale więcej na stół kładli inni, m.in. Szachtar Donieck i Fenerbahce Stambuł. Prezesi Lecha chcieli na transferze jak najwięcej zarobić, rozwój Lewandowskiego był dla nich sprawą drugorzędną, sam napastnik wahał się, jaki kierunek obrać. Ale Kucharski uparł się na Borussię – klub najbardziej perspektywiczny. – Gdy dziś czytam, że szefowie Borussii nie chcą ze mną rozmawiać, śmiać mi się chce. Oni mnie szanują, bo wiedzą, ile stresu, nerwów, asertywności kosztowało mnie sprowadzenie Roberta do Dortmundu.

Wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski przypomina sobie propozycję Szachtara: – Była dla nas znacznie korzystniejsza niż Borussii (zapłaciła 4,75 mln euro – red.). Ale Cezary Kucharski transfer uniemożliwił.

Kucharz z boku

Kucharski mógł pozwolić sobie na budowanie marki menedżera, który na pierwszym miejscu stawia rozwój zawodnika, a nie liczy działkę z transferu, bo jest człowiekiem zamożnym. Z jego oświadczenia poselskiego wynika, że zgromadził ponad 3,5 mln zł oszczędności, ma dom wart 2,5 mln zł i kilkanaście mieszkań na wynajem. W nieruchomości wkładał większość pieniędzy, jakie zarobił na boisku. – Postanowiłem, że gdy skończę grać w piłkę, muszę być niezależny finansowo. Inni korzystali z przyjemności życia, a ja oszczędzałem. W Legii jeździłem służbowym Polonezem, co u niektórych kolegów wzbudzało niesłychaną wesołość – wspomina.

Własny styl bycia nie przysparzał mu przyjaciół z boiska. – Kucharz zawsze był z boku – mówi jeden z zawodników z Legii drugiej połowy lat 90. (anonimowo, bo spotykają się na sektorze vipowskim nowego stadionu na Łazienkowskiej, więc nie chce się narażać). – Butny, wysoko nosił głowę. Dawał do zrozumienia, że pozaboiskowa integracja na nocnych baletach go nie interesuje.

Mimo że obyczaje środowiska piłkarskiego go mierziły, Kucharski postanowił zostać menedżerem. – Miałem wiedzę i kontakty. Szkoda było taki kapitał zmarnować – podsumowuje. Swoją rolę w karierze Lewandowskiego definiuje następująco: doradca, anioł stróż, zderzak.

Niektórzy dodają również: mąciwoda i szkodnik, bo na temat przenosin Roberta do Bayernu Monachium wypowiadał się często niepytany, a nieustannie zarzucając prezesom Borussii łamanie obietnicy, zaszkodził wizerunkowi Roberta w Niemczech. – Czarek w kółko powtarzał, że Lewy dostał zgodę na transfer, jakby nie zdawał sobie sprawy, że w tym biznesie wiele spraw załatwia się na gębę. Zmieniły się okoliczności – Bayern wykupił z Dortmundu Mario Goetzego, a Borussia nie miała ochoty osłabiać się jeszcze bardziej kosztem największego rywala – mówi jeden z polskich menedżerów.

W podtekście retoryki stosowanej przez Kucharskiego powracały też motywy niezginania karku przed niemieckim pracodawcą oraz nieskrywana satysfakcja, że z racji pozycji Roberta w drużynie mogą klubowi dyktować warunki. – Zostałem menedżerem, bo zależało mi na zmianie wizerunku polskiego piłkarza. Moim zdaniem nie wiedzie im się za granicą, bo mają kompleksy i się nie cenią – uważa Kucharski.

Chuchać i dmuchać

Jeszcze kilka miesięcy temu Kucharski jasno dawał do zrozumienia, że transfer Lewandowskiego do Bayernu jest przesądzony. Teraz już tego nie potwierdza. – Pożyjemy, zobaczymy – ucina. Jeśli zawodnik ma ważny kontrakt, nie wolno mu negocjować ani tym bardziej podpisywać jakichkolwiek zobowiązań na przyszłość z innym klubem.

Normą jest, że pod stołem zawiera się takie umowy, pod rygorem kary pieniężnej dla piłkarza i jego agenta, gdyby im się odwidziało. Czy tak było w tym przypadku? Nie mam pojęcia. Ale pewność, z jaką Czarek wypowiadał się o tym, że Robert zagra niebawem w Bayernie, daje do myślenia – mówi jeden z menedżerów.

Zgodnie ze strategią Kucharskiego, w grę wchodzi tylko transfer do klubu z najwyższej półki (Real, Barcelona, Manchester United, Chelsea, Bayern), bo tylko tam Robert Lewandowski może się jeszcze bardziej rozwinąć, a przede wszystkim stać się piłkarzem globalnym, czyli wskoczyć na szczyt zajmowany teraz przez Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo, wyciskających z kontraktów reklamowych po kilkanaście milionów euro rocznie.

Zarządzanie reklamowo-wizerunkową karierą Lewego to działka Mariusza Siewierskiego. Zajmuje się tym od pięciu lat, od kiedy napastnik przeniósł się ze Znicza do Lecha. Nie ma ambicji wysuwania się na pierwszy plan (– To Czarek rządzi – podkreśla podczas rozmowy kilkakrotnie). Kucharski mówi jednak o nim: główny macher od strategii pozapiłkarskiej. Poznali się jakieś 20 lat temu, gdy Kucharski grał w Siarce Tarnobrzeg. Siewierski kariery na boisku nie zrobił, skończył AWF ze specjalizacją trener piłki nożnej, ale w życiu zawodowym bardziej przydał mu się inny dyplom – Szkoły Głównej Handlowej. Wiele lat spędził na kierowniczych stanowiskach w międzynarodowych korporacjach, obecnie jest członkiem zarządu jednego z funduszy inwestycyjnych.

Jako człowiek z najbliższego otoczenia najlepszego polskiego piłkarza zaistniał dopiero niedawno – przy okazji zamieszania z udziałem Lewandowskiego w reklamie Orange, sponsora Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wystosował oświadczenie, z którego wynikało, że właścicielem wizerunku Roberta jest on sam, a nie PZPN, jednak koniec końców napastnik w reklamie wystąpił, u boku Jakuba Błaszczykowskiego i Wojciecha Szczęsnego.

Zgodziliśmy się, by uciąć dyskusję i pozwolić Robertowi skupić się na grze dla reprezentacji – mówi Siewierski. Jest w końcu od tego, by na wizerunek Lewandowskiego chuchać i dmuchać, a w tym przypadku groźba strat była realna, bo gdy przeciek o wzbranianiu się napastnika przed udziałem w reklamie trafił do mediów, kibice uznali, że Lewy gwiazdorzy, i na towarzyskim meczu z Danią został wygwizdany, zwłaszcza że znów nie strzelił dla reprezentacji gola.

Tak jak Kucharski postawił sobie za punkt honoru przyczynić się do poprawy wizerunku polskiego piłkarza, tak Siewierskiemu marzy się dać impuls do zmian na polskim rynku reklamowym. W jego ocenie jest to bowiem rynek niedojrzały, kampanie rażą niespójnością przekazu, są skrojone pod niewysublimowane gusta i forsują osoby znane z tego, że są znane, natomiast zbyt rzadko opierają się na ludziach mających na koncie autentyczne dokonania, godne pozazdroszczenia. – Nasz podwójny mistrz olimpijski w kuli Tomasz Majewski powinien przebierać w ofertach. Tymczasem jako reklamowy magnes niemal nie istnieje – uważa Siewierski.

Na razie w odniesieniu do Roberta Lewandowskiego obowiązuje więc taktyka nieepatowania jego osobą. – Większość propozycji odrzucamy. Nawet jeśli idą za nimi naprawdę duże pieniądze. Robert stał się milionerem dzięki grze w piłkę, Czarek ma z czego żyć, ja też nie narzekam. Zarządzanie karierą Roberta to dla nas bardziej hobby i wyzwanie niż sposób na życie – nie kryje Siewierski.

Rzucanie się na każdą reklamową propozycję deprecjonowałoby wartość napastnika, zanadto by się opatrzył, poza tym obowiązki wynikające z kontraktów przeszkadzałyby mu w doskonaleniu siebie jako piłkarza, co, jak wiadomo, było punktem wyjścia do sławy i pieniędzy. A zdaniem Siewierskiego Robert, jako piłkarz z najwyższej półki, ma się w sensie reklamowym kojarzyć tylko i wyłącznie z produktami topowymi. – Również z uwagi na korzyści, jakie daje obracanie się w korporacyjnej elicie elit. Nie każdy ma przecież przyjemność porozmawiać z dyrektorem marketingu albo promocji globalnej firmy – uważa Mariusz Siewierski, przekonany, że z zawodowego punktu widzenia nie ma wyższej kultury niż ta korporacyjna.

Roberta ceni nie tylko jako sportowca, ale również za to, że bez mrugnięcia okiem dostosował się do reguł panujących w świecie komercji, zachowując przy tym dystans do własnej popularności. Bywanie na plastikowych salonach go nie interesuje, co nie znaczy, że się nie zmusza, gdy tylko ma to swoje uzasadnienie oraz może przełożyć się na kształtowanie pożądanego wizerunku.

Pewnym kosztem, jaki Robert ponosi w związku z poddaniem się niezbędnej wizerunkowej obróbce, jest postrzeganie go jako odizolowanego, zaprogramowanego, zapiętego na ostatni guzik i wypranego ze spontaniczności. – To się nazywa profesjonalizm w każdym calu. Być może w Polsce tak trudno to zrozumieć i odpowiednio zinterpretować, bo z takim przypadkiem, jak Roberta, stykamy się po raz pierwszy – uważa Siewierski.

Kto kogo wykreował?

W związku z tym, że jak na razie w zawodowym życiu Lewandowskiego prawie wszystko się udaje, jego główni doradcy są z siebie bardzo zadowoleni. Cezary Kucharski wkłada kij w mrowisko, sugerując, że znalazł patent na rozwój i promocję polskiego piłkarza, a więc również że na krajowym rynku agentów piłkarskich nie ma sobie równych.

Rywale z branży są taką postawą lekko poirytowani. – Największą zasługą Czarka jest to, że ubiegł konkurencję. My byliśmy zajęci interesami związanymi z naszymi zawodnikami, on jeździł po zadupiach i szukał piłkarzy. Ale to nie Kucharski wykreował Lewandowskiego jako piłkarza, lecz Lewandowski Kucharskiego jako menedżera – uważa jeden z agentów.

Skoro to takie proste, dlaczego Czarek nie powtarza patentów sprawdzonych na Robercie z innymi swoimi piłkarzami? – zauważa inny. I od razu odpowiada: – Bo jeśli nie trafisz na perełkę, to stawiasz się w roli petenta pogodzonego z dyktatem silniejszego, czyli klubu.

Kucharski z faktami nie zamierza zresztą dyskutować: – Robert to już samograj. Teraz ja mu tylko doradzam.

Polityka 36.2013 (2923) z dnia 03.09.2013; Ludzie i Style; s. 98
Oryginalny tytuł tekstu: "Drużyna Lewego"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną