Dociągnąłeś – dzięki medycynie – do 80 lat? I jesteś gdzieś pośrodku? Jeszcze nie dość chory, by umrzeć, już nie dość młody, by chorować. W algorytmach NFZ – za stary na procedury. Wiekowo nieopłacalny.
Dorosłeś z porażeniem mózgowym dziecięcym? I czujesz się jak niedorżnięty kurczak? Medycyna wyszarpała cię od śmierci, ale nie pomoże żyć.
Szukasz możliwości tzw. dyskretnego exit, czyli drogi wyjścia? Z życia? Bo uważasz swoją śmierć za coś tak intymnego jak seks, nie chcesz robić przedstawienia z rzucaniem się pod pociąg?
Jesteś wierzący? Jak rodzice Rafała z rdzeniowym zanikiem mięśni. W 2000 r. w liście do Watykanu pytali Jana Pawła II: kim są lekarze, którzy otaczając ich dziecko podtrzymującymi życie maszynami, nie pozwalają mu odejść do Boga? Swoje – można powiedzieć – podanie o litość uzasadniali faktem, że Chrystus cierpiał trzy dni. Rafałek trzy lata. Watykańska odpowiedź, że – zgodnie z wytycznymi Kościoła – to życie nosi znamiona uporczywej terapii i zezwala się je przerwać, przyszła już po śmierci Rafała.
Unia, dbająca obligatoryjnie o dobrostan świń, zostawia eutanazję woli narodowej. Niech każdy kraj o swoich obywateli troszczy się wedle własnego sumienia. Ponad połowa Polaków jest eutanazji na tak. Narodowa wola – na nie. Tymczasem powstało coś w rodzaju podziemnego poradnictwa domorosłych wyjść z życia. Na forach jedni drugim zadają pytania.
Kto?
Na przykład Jerzy B. (Niepołomice). Lat 39. Przedstawia się jako kupa umierającego mięsa. Usunięte jelito grube. Uszyty specjalny zbiornik na kał. Trzy próby samobójcze. Nie chce leżeć w pieluchach, z kwasem solnym palącym zwieracze odbytu. A ponieważ Jerzy B. jest na rencie (477 zł), przez jego odbyt przelatują dietetyczne posiłki z opieki społecznej serwowane od poniedziałku do piątku.