Edwin Bendyk
19 listopada 2013
Kim są dzisiejsi wrocławianie?
Wrocławskość
Wrocław zachowuje się jak agresywny pokerzysta – stawia wyżej, niż ma w portfelu, licząc, że uzbiera potrzebne karty, zanim konkurenci krzykną „sprawdzam!”. Ta strategia na razie przynosi efekty: Wrocław jest dziś, po Warszawie, najbogatszym miastem Polski.
Cztery T: talent, tolerancja, technologia, tożsamość – Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, bez wahania wymienia najważniejsze atuty swojego miasta. Widać, że był czytelnikiem koncepcji amerykańskiego ekonomisty Richarda Floridy. Miasta, które chcą się rozwijać, muszą stawiać na hodowlę klasy kreatywnej. Amerykanie policzyli, że jeden pracownik zatrudniony w Google wytwarza rocznie ponad milion dolarów przychodu, pracownik sieci handlowej WalMart – dziesięciokrotnie mniej.
Cztery T: talent, tolerancja, technologia, tożsamość – Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, bez wahania wymienia najważniejsze atuty swojego miasta. Widać, że był czytelnikiem koncepcji amerykańskiego ekonomisty Richarda Floridy. Miasta, które chcą się rozwijać, muszą stawiać na hodowlę klasy kreatywnej. Amerykanie policzyli, że jeden pracownik zatrudniony w Google wytwarza rocznie ponad milion dolarów przychodu, pracownik sieci handlowej WalMart – dziesięciokrotnie mniej. Pomarzyć dobra rzecz, a na zachętę we Wrocławiu Google posadowił swoje centrum operacyjne. Czy kiedykolwiek powstanie jednak w tym mieście firma o globalnym rozmachu i znaczeniu? Same ambicje nie wystarczą, a karty miasta w tej rozgrywce nie są najmocniejsze. Raport OECD (organizacja zrzeszająca najbogatsze państwa świata) z końca 2012 r. poświęcony Wrocławiowi przypomina niedelikatnie, że Dolny Śląsk zajmuje dopiero 137 miejsce wśród 208 regionów Unii Europejskiej, jeśli siłę mierzyć potencjałem innowacyjnym. Od Linke Hoffman Werke do Elwro Warto jednak pamiętać o punkcie wyjścia, a ten dla Wrocławia nie był łaskawy. Po wojnie miasto musiało walczyć o swe miejsce w rozdzielnikach centralnych inwestycji – warszawscy planiści zastanawiali się, czy stolicę Dolnego Śląska lepiej rozwijać, czy też raczej traktować jak źródło taniej cegły potrzebnej do odbudowy innych polskich miast. Zakłady przemysłowe PRL budowano tu w dużym stopniu w oparciu o poniemiecką infrastrukturę: Pafawag, fabryka taboru kolejowego, powstała na pozostałościach Linke Hoffman Werke, Hutmen, czyli Zakłady Hutniczo-Przetwórcze Metali Nieżelaznych, kontynuowały tradycję firmy Schaefer i Schael. W końcu jednak Wrocław stał się ważnym ośrodkiem przemysłowym, z takimi markami, jak Polar produkujący sprzęt AGD, fabryka maszyn budowlanych Fadroma, fabryka maszyn elektrycznych Dolmel. To te zakłady przemysłowe w latach 80. stały się rozsadnikami energii solidarnościowych protestów, czyniąc z Wrocławia najgorętszy punkt na politycznej mapie PRL. Najciekawsza jednak i najbardziej symptomatyczna dla dawnych i obecnych losów miasta jest historia fabryki Mera-Elwro, która zasłynęła komputerami Odra. Ostatnia maszyna tej marki, Odra 1305, została wyłączona w 2010 r., po 34 latach nieprzerwanej pracy. Wrocławskie Zakłady Elektroniczne Elwro miały zgodnie z planem zajmować się produkcją telewizorów i automatyki przemysłowej. Marian Tarnkowski, dyrektor działającej od 1959 r. socjalistycznej firmy, miał jednak większe ambicje i zaczął ściągać do siebie młodych, pełnych zapału inżynierów z misją budowy komputera. Dystans dzielący Wrocław od Warszawy był zarazem przekleństwem, jak i atutem. Stolica, która sama ze swoim zapleczem naukowo-badawczym chciała odgrywać wiodącą rolę w procesie komputeryzacji kraju, patrzyła niechętnie na próby wrocławian. Nie podobały się one też Moskwie mającej własne plany informatyzacji krajów RWPG. Wrocławskie konstrukcje jednak wygrywały po prostu tym, że działały i można je było wykorzystywać w praktyce, nawet wojskowej. Po raz ostatni w sposób spektakularny pokazały swą sprawność w 1999 r., gdy serbska obrona przeciwlotnicza zestrzeliła amerykański „niewidzialny” samolot F-117. Dostrzegł go system radarowy rodem z Czechosłowacji, którego mózgiem była bojowa wersja Odry, Rodan. W stronę drugiej metropolii Przełom 1989 r., do którego wrocławska aktywność opozycyjna walnie się przyczyniła, przyniósł miastu falę zmian, które przekształciły peerelowski ośrodek przemysłowy w poprzemysłową metropolię. Przez ostatnie lata mogła ona chwalić się największą w Polsce, 10-proc. roczną dynamiką rozwoju. W rezultacie, zgodnie z rankingiem tygodnika „Wspólnota” przygotowanym przez prof. Pawła Swianiewicza z Uniwersytetu Warszawskiego, Wrocław (z 631 tys. mieszkańców – czwarte pod względem wielkości miasto Polski) wybił się na drugie miejsce pod względem zamożności z wynikiem 4750 zł miesięcznego dochodu na głowę mieszkańca w 2012 r. (na pierwszym miejscu jest Warszawa – 5401 zł), pozostawiając w tyle najbliższą konkurencję: Poznań (4059 zł) oraz Kraków (4038 zł). W latach 90. XX w. o podobnym sukcesie wrocławianie mogli tylko marzyć, eksperci większe nadzieje lokowali w Szczecinie. Dziś stawka wygląda zupełnie inaczej – Wrocław walczy o status polskiej „drugiej metropolii”, czyli miasta, które będzie uzupełniać Warszawę w roli węzła łączącego polską gospodarkę ze światowymi centrami. Konkuruje z naturalnym, wydawałoby się, pretendentem do tego tytułu, Krakowem, i tradycyjnie krzepkim Poznaniem. Raport BPOland 2013 wskazuje na Wrocław jako najbardziej atrakcyjne obok Warszawy i Krakowa miejsce na inwestycje w centra outsourcingowe, czyli ośrodki zajmujące się obsługą biznesową, finansową, informatyczną światowych korporacji. Polska w tej dyscyplinie pobiła już niedawnego globalnego lidera, Indie, gdzie dynamika inwestycji gwałtownie maleje, podczas gdy w Polsce rośnie i to w tempie dwucyfrowym: we Wrocławiu w ciągu roku liczba miejsc pracy w sektorze usług biznesowych wzrosła o 46 proc., do 18 900, w tym czasie jednak wyskoczył do przodu Kraków (wzrost o 30,9 proc.) z 25 400 miejscami pracy. Ważna jest jednak nie tylko ilość, ale i jakość: Wrocław chwali się, że choć ma o kilka centrów mniej niż Kraków, to jednak udaje mu się przyciągnąć więcej inwestycji do najciekawszego segmentu sektora, którym są ośrodki badawczo-rozwojowe. Największe centrum Nokia Siemens Networks zatrudnia ok. 2 tys. osób, a nie jest jedynym. – Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że potencjał akademicki miasta, podstawa dla rozwoju sektorów zaawansowanych technologii, jest dosyć płytki – komentuje prof. Leszek Pacholski, informatyk i były rektor Uniwersytetu Wrocławskiego. Wspomniany raport OECD uzupełnia tę obserwację oceną: nie dość, że płytki, to jeszcze rozproszony – środki na badania dzielone są na dziesiątki przyczynkarskich często projektów. Amazon i Polski Czempion We Wrocławiu działa 30 wyższych uczelni (13 publicznych, 17 niepublicznych), kształcą one 130 tys. studentów. To właśnie ci młodzi ludzie są najatrakcyjniejszym zasobem dla inwestorów. Niewystarczającym jednak, żeby z Dolnego Śląska stworzyć nową Dolinę Krzemową. Za relacje z inwestorami odpowiedzialna jest Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej, spółka założona w 2006 r. przez miasto i otaczające je 30 gmin. Niechętni obecnym władzom zarzucają ARAW, że „przekupuje” inwestorów. Maciej Bluj, wiceprezydent Wrocławia, przekonuje: – To ani nasz sposób myślenia, ani działania. Samorząd może np. obniżyć podatek od nieruchomości, wskazać uzbrojone tereny. Inwestorzy, na których Wrocławiowi zależy, szukają jednak innych zasobów: wykształconych ludzi z umiarkowanymi oczekiwaniami płacowymi, infrastruktury logistycznej i edukacyjnej, w końcu atrakcyjnych warunków do życia, a zwłaszcza bogatej oferty kulturalnej. To właśnie dlatego Wrocław jest największym inwestorem (proporcjonalnie do budżetu) wśród polskich miast, łoży też hojnie na kulturę. W 2013 r., mimo zmniejszenia planowanych wpływów do budżetu, nakłady na kulturę wzrosły do 272 mln zł, a więc blisko o 30 proc. więcej w stosunku do 2012 r., a w ciągu roku zostały podniesione o kolejne 2,3 mln. Co z tych wydatków mają wrocławianie? Z badań Wrocławska Diagnoza Społeczna, przeprowadzonych pod kierownictwem dr. Jacka Pluty, socjologa z Uniwersytetu Wrocławskiego, wynika, że aktywność kulturalna wrocławian nie odbiega od aktywności w innych miejscach Polski, to znaczy jest znikoma. Najpopularniejszą formą uczestnictwa w kulturze jest kontakt z telewizorem, z którym coraz bardziej zaczyna konkurować Internet. Ponad połowa mieszkańców albo w ogóle, albo bardzo rzadko odwiedza muzea, galerie, teatry, sale koncertowe. Obiektów takich przybywa, czy nie będą więc stały w przyszłości puste, jak nie daj Boże laboratoria Wrocławskiego Centrum Badań EIT+ za 200 mln euro? Co nie oznacza, że nie będą kosztować. Czy Wrocław nie licytuje zbyt wysoko? Michał Syska, szef lewicowego Ośrodka Myśli Politycznej im. Ferdynanda Lassalle’a, twierdzi, że życie już weryfikuje ambitne plany inspirowane książkami Richarda Floridy. Elegancko odnowiony Dom Ha
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.