Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

W oparach prowokacji

Mizerski na bis

Kiedy chcę oderwać się na chwilę od szarej, przypadkowej rzeczywistości, sięgam po publicystykę autorów niepokornych, takich jak Jerzy Targalski. Jego twórczość – bardzo luźno oparta na faktach – pokazuje, że nic wokół nas nie jest przypadkowe, za to wszystko precyzyjnie zaplanowane, w dodatku tak podstępnie, żeby wyglądało na zbieg okoliczności. Normalnemu człowiekowi trudno się w tym połapać, ale nie Targalskiemu, który w teoriach spiskowych porusza się zwinnie, a prowokację dostrzega wszędzie bez trudu.

W artykule „Dwie prowokacje – dwu autorów?” zamieszczonym w „Gazecie Polskiej Codziennie” Targalski przybliża nam ponury i skomplikowany świat prowokacji związanych z niedawnym Marszem Niepodległości. Jego zdaniem najlepszym dowodem na to, że atak na squat na ul. Skorupki był prowokacją władzy, jest to, że grupa, która odłączyła się od marszu, aby zaatakować squat, „ruszyła po tym, jak pewien postawny uczestnik marszu, który znajdował się przy tej grupie, przeprowadził rozmowę telefoniczną przez komórkę, co widać na filmie dostępnym w internecie”. Na bardziej mroczną wygląda jednak prowokacja przed rosyjską ambasadą, w której chodziło „o stworzenie warunków, w których mogłoby dojść do incydentu, który można by później przedstawić jako dowód, że J. Kaczyński chce poprowadzić Polaków na wojnę z Rosją”. Ponieważ skutki prowokacji były daleko idące, publicysta zastanawia się, czy prowokacja po prostu udała się aż za dobrze, czy też być może w tej prowokacji była jeszcze inna prowokacja, gdyż „komuś zależało na tym, żeby Putin zdenerwował się na Tuska”.

Polityka 48.2013 (2935) z dnia 26.11.2013; Felietony; s. 114
Oryginalny tytuł tekstu: "W oparach prowokacji"
Reklama