Kierowca, znany z zawodów F1 Brazylijczyk Lucas di Grassi, testujący obecnie opony dla firmy Pirelli, przyznaje, że właśnie to zrobiło na nim największe wrażenie. – Dzięki temu, że silnik jest tak cichy, wreszcie słyszę wyraźnie całą resztę.
Bo zupełnie cicho mimo wszystko nie jest. Opony uderzają o nierówności nawierzchni, upiornie piszczą przy hamowaniu, słychać klekot mechanizmów zawieszenia. Bolid Formuły E generuje jednak dźwięk o natężeniu nie większym niż około 80 dB. To zaledwie 10 dB więcej niż hałas, za jaki odpowiada przeciętny samochód osobowy. W konfrontacji ze 130 dB ogłuszającej kaskady dźwięków na torach F1 – porównywalnej do ryku startującego odrzutowca – to niemal mruczenie kota. A hałas w miejscu kierowcy bolidu Formuły może być jeszcze większy, powyżej pułapu 140 dB. Poza granicą bólu.
Ekolodzy od dawna protestują przeciw rozgrywaniu zawodów Formuły 1 z powodu natężenia dźwięku niebezpiecznego dla ludzi, ptaków i innych zwierząt. A także za sprawą zanieczyszczania środowiska spalinami i nanocząsteczkami szkodliwymi dla zdrowia. Bolid z silnikiem spalinowym pije około 75 litrów paliwa na 100 km. Silnik elektryczny takich zagrożeń nie stwarza.
Oba te atuty sprawiają, że wyścigi Formuły E będzie można bez przeszkód organizować w miastach, których władze i mieszkańcy nie życzą sobie hałaśliwych trucicieli F1. Ale to niejedyne powody decyzji, że Formuła E będzie rozgrywana nie na specjalnych torach, lecz na ulicach metropolii. Stawką jest przyszłość motoryzacji.
Formuła E, nowy rodzaj wyścigów samochodowych, narodziła się w ubiegłym roku. Z oficjalnym błogosławieństwem…
Cały artykuł Olafa Szewczyka w specjalnym noworocznym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, w wydaniach na iPadzie, Kindle i w Polityce Cyfrowej!