Dom kojarzy się Maćkowi z komputerem. Wielopokoleniowy dom, zamożny – każdy siedzi przed swoim ekranem. Ostatnie dwa lata Maciek spędził w grze komputerowej. Był w niej czasem nawet 14 godzin dziennie, a z ludźmi w szkole – gdzieś w przerwach. Zresztą rzucił tę szkołę, maturę robił zaocznie. Maciek wśród ludzi jeszcze trzymał formę: gadatliwy, wesoły, dobrze ubrany. Ale w środku straszna bieda.
*
Różnie można to nazywać. Naukowo: siecioholizm, cybernałóg, zespół uzależnienia od internetu. Metaforycznie: wsiąkanie w wirtualny świat, zamrażanie się w komputerze. Alarmująco, jak psychoterapeuci: najgroźniejsze uzależnienie XXI w. Jakkolwiek by to nazywać, 60 proc. Polaków, czyli ponad 20 mln, korzysta z internetu, a prawie milion ma cechy uzależnienia. Wsiąkania w internet w Polsce nie leczy się jeszcze powszechnie, jak na przykład w Korei Południowej, gdzie nastolatki trafiają na cyberdetoks, albo w Stanach Zjednoczonych, gdzie pomocy można szukać u anonimowych internetoholików, czatoholików (uzależnionych od czatów) albo appleholików (nadużywających urządzeń firmy Apple).
W Polsce, trzecim po Hiszpanii i Rumunii kraju w Europie z największą liczbą zagrożonych tym problemem nastolatków, dla odrealnionych nie ma na razie specjalnych oddziałów szpitalnych ani grup terapeutycznych. – Na konsultacje trafiają np. młodzi (od 16 do 25 roku życia), przeważnie chłopcy, bo taki jest najczęstszy profil siecioholika, prywatnie zaciągani przez bezsilnych rodziców – mówi dr Bohdan Woronowicz, psychiatra i wieloletni specjalista terapii uzależnień.