Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Alkohole i hormony

Jak sobie radzić z buntem nastolatków?

Dorastanie to okres labilności emocjonalnej. Dorastanie to okres labilności emocjonalnej. PantherMedia
Dr Konrad Piotrowski o tym, dokąd sięga rodzicielska odpowiedzialność za nastolatki i jak sobie z nimi radzić.
Dr Konrad Piotrowski, adiunkt w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie.Leszek Zych/Polityka Dr Konrad Piotrowski, adiunkt w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie.

Joanna Drosio-Czaplińska: – Tabloidy niemal ukamienowały rodziców 17-latka, który po pijanemu, bez prawa jazdy, doprowadził do wypadku, w którym zginęło siedmioro nieletnich. Czy da się upilnować nastolatka?
Dr Konrad Piotrowski: – Taka sytuacja jak ta spod Chełmna zdarza się raz na kilka lat. To rzadkie, na szczęście. Mamy w Polsce około 2 mln nastolatków i rocznie kilkudziesięcioro, może kilkuset z nich, ginie w różnych wypadkach. Ten chłopak był pijany – ale podobnie jak cała armia ludzi na polskich drogach codziennie. W naszym kraju abstynenci to około 30 proc. dorosłego społeczeństwa. To buduje także nastawienie młodzieży do alkoholu.

Próbują?
Większość na pewno. I dlatego ważniejsze jest to, czy nastolatek wsiądzie potem do samochodu – czyli jego zdolność do wzięcia odpowiedzialności i przewidywania konsekwencji. Każdy, kto zabiera innych ludzi do samochodu, staje się za nich odpowiedzialny.

A czy można powiedzieć, że jego rodzice są odpowiedzialni za jego nieodpowiedzialność?
Trudno trzymać 13- czy 17-latki w pokoju zamkniętym na klucz. To są ­ludzie, którzy potrzebują autonomii – i należy im ją dać. Dzieciom kupuje się quady, skutery, uczy jeździć autem, a ja nie widzę powodów, żeby eliminować z życia nastolatków wszystko, co potencjalnie groźne. Bo w ten sposób, absurdalnie, skończylibyśmy na chowaniu kuchennych noży i nie dali im żyć. Nie możemy przecież pozbyć się samochodów dlatego, że ktoś może zabrać nam kluczyki i do tego samochodu wsiąść. Ale to, że wsiadają po alkoholu, może mieć jednak zupełnie inne przyczyny.

Może takie, że zachowania ryzykowne są atrakcyjne dla nastolatków? Podpalanie petard, skakanie na główkę do jeziora. Wszystkie ekstremalne sporty.
Jak świat światem nastolatki mają tendencje do tego, żeby sprawdzać się w różnych ryzykownych sytuacjach i wynika to również z ich krótkiej perspektywy czasowej – są skoncentrowane na tu i teraz. Taki etap. Podjęcie zachowania niebezpiecznego daje chwilowe poczucie satysfakcji oraz często akceptacji przez grupę, a orientacja przyszłościowa to jest coś, co się w człowieku dopiero rozwija.

Co więcej, dorastanie, to okres o tyle szczególny, że wiąże się z labilnością emocjonalną, rozproszeniem, niestabilnością, krzykliwością, co czasem zamykamy hasłem „rozwydrzenie”. Nastolatek stanowczo wymaga wówczas wsparcia. Co oznacza, że tym bardziej powinien mieć obok siebie odpowiedzialnego, dojrzałego rodzica.

Co to znaczy: dojrzały rodzic?
To taki, który np. nie będzie wchodził z nastolatkiem w konflikty tylko po to, aby go sobie podporządkować, czyli „masz robić tak, jak ja chcę. Nie dyskutuj ze mną”.

To co ma mówić?
Przede wszystkim, jeśli zaczynamy wychowywać, kiedy już są kłopoty, a dziecko ma kilkanaście lat, to znaczy, że spóźniliśmy się o dekadę z okładem. Już w wieku 2–3 lat należy stawiać dziecku jasne granice tak, aby mogło ćwiczyć umiejętność wyznaczania ich sobie samodzielnie. Wtedy rodzi się potrzeba autonomii u dziecka – zaczyna chodzić, sięgać, psuć, buntować się. Jest co i kiedy ćwiczyć. Potem, w okresie dorastania, robi się znów całkiem podobnie. Nastolatek mówi: „hej, no ja nie jestem już dzieckiem, chcę wyjść z kolegami, zafarbować włosy na różowo, zrobić sobie kolczyk”.

Różne rzeczy nastolatki chcą. I nie chodzi o to, by pozwalać dzieciom na wszystko – ale o to, by jeśli w tym wieku dziecko zrobi coś nie tak, nie sadzać go do kąta, tylko rozmawiać, pytać. Bez agresji, choć jeśli trzeba, stanowczo. Trzylatkowi – pytając, dlaczego pogryzł Zosię – tłumaczyć, że ją to bolało. Po latach tak samo tłumaczy się nastolatkowi – że on ma granice i inni mają granice. Jeśli zamiast: „wyjaśnij mi, w czym problem”, będzie „zamknij się i rób, co mówię”, to drogi rodzica i nastolatka będą się rozchodziły, a wpływ rodzica na nauczenie dziecka czegoś sensownego będzie malał.

Jak tłumaczyć, kiedy nastolatek nie chce słuchać?
To, czy będzie słuchać, też rozstrzyga się wcześniej, gdy ma 10–11 lat, zaczyna dojrzewać, a jego ciało się zmienia z tygodnia na tydzień, dokonują się zmiany rozwojowe w mózgu. 10–11-letnie dzieci, które wcześniej nie negowały decyzji rodziców, nawet gdy były kiepsko traktowane, teraz zaczynają myśleć w sposób złożony, zbliżony do rozumowania dorosłego człowieka. Zaczynają też krytykować. Oceniać, czy coś jest w porządku czy nie. I na to też warto im pozwolić. Wchodząc w dyskusje.

Nastolatki zaczynają myśleć abstrakcyjnie. Zastanawiać się nad religią, zadając sobie pytanie, czy np. Bóg istnieje albo czy moi rodzice są dobrymi rodzicami? Bardzo ważny w tym wieku wątek, charakterystyczny dla umysłowości okresu dorastania, to potrzeba i poczucie sprawiedliwości. W tym czasie jednak szczególnie łatwo o konflikty z rodzicami, bo gros aktywności nastolatka sprowadza się do tropienia niekonsekwencji rodzica, co jest i ciężkie, i irytujące. Ale to ważny moment w rozwoju nastolatka. Trudny – bo robią się napastliwe, niestabile, nie bardzo potrafią kontrolować silne emocje. W jednej chwili się cieszą, w drugiej obrażają. Trzeba mieć na uwadze, że to okres przejściowy – minie. I w relacjach z dzieckiem brać pod uwagę, jak ono widzi świat. Nie wchodząc w te konflikty tak siłą rozpędu.

To co powinien zrobić rodzic, jeśli słyszy: „goń się, nie pójdę z tymi śmieciami”.
No cóż, okres dorastania jest czasem zbierania owoców wcześniejszego rozwoju. Jeśli trzylatka nie nauczy się pewnych rzeczy, np. wspólnego sprzątania klocków, choć zajmie nam to dwa razy więcej czasu, to prośba o wyrzucenie śmieci może się spotkać z oporem. Jeśli nie rozmawia się z nim wcześniej, to w wieku nastu lat na pytanie, co tam w szkole, odpowie: nic. Kontakt to podstawa, żeby rodzic miał potem jakikolwiek wpływ na swoje dziecko, na to, z kim się koleguje, co robi w wolnym czasie.

To jest takie charakterystyczne: „on nie chce ze mną rozmawiać” – skarżą się rodzice. No, to trzeba się zastanowić, dlaczego nie chce. Może on po prostu nie ma o czym gadać, bo wie, że to się skończy albo pogadanką, albo awanturą?

Nastolatek był kiedyś dzieckiem i pewnych rzeczy się nauczył, pewnych nie i wchodzi w dorastanie z tym całym bagażem. Bez zaufania w relacji rodzice–dziecko nic się nie zrobi. Pocieszające jest, że rodzic zaczyna z wyjątkowej pozycji wyjściowej: jest autentycznym autorytetem dla dziecka. Gdy wchodzimy w okres dorastania, chodzi o to, jak ten wyjściowy autorytet utrzymać.

Ale nastolatek kwestionuje zwykle wszystkie autorytety.
I słusznie. Bo niby czemu mój rodzic ma być wyrocznią dla mnie – jedynie jako rodzic? Jeśli mamy do czynienia z rodzicem nakazowo-rozdzielczym, czyli takim, który żąda, nakazuje i rozkazuje, nastolatek będzie wchodził do domu, trzaskał drzwiami, znikał, kłamał. Jeżeli powiedzenie prawdy, odwaga cywilna wiążą się z krzykiem, połajanką, wyzwiskami – to nie ma miejsca na autentyczny autorytet. Tutaj wchodzimy w kwestię naszych wzorców kulturowych, gdzie szacunek ma wynikać z hierarchii. Rządzi ten, kto może więcej. A nastolatki próbują się dopasować do takiego świata, jaki znają. Wiedzą, że nie są już dziećmi, dlatego będą sięgać po najbardziej oczywiste wskaźniki dorosłości. Jak zresztą wszyscy w grupie rówieśniczej.

Na przykład będą pić i wsiadać do auta. Jak rozmawiać z nastolatkiem, którego przyłapiemy na paleniu, odurzaniu się, piciu, wagarach?
Bez nadmiernych emocji. Wyjaśniając, jak to mu szkodzi. Dobrze w takiej sytuacji też powiedzieć, co się czuje, że się o niego boimy. Można być rodzicem nakazowo-rozdzielczym albo rozumiejącym, bliskim. Żaden model nie daje stuprocentowej gwarancji niczego, ale ten drugi daje przynajmniej większe szanse. Oczywiście, nie można też powiedzieć: „zapal, ale uważaj”. Jeśli masz 14 lat i palisz papierosy, to nie myśl sobie, że pójdziesz po obiadku, pod okiem mamusi, zapalić na balkonie. Nic z tych rzeczy. Jesteś dzieckiem. Kocham cię, ale uważam, że to jest dla ciebie szkodliwe. Jest też niezgodne z prawem. Dziecko musi wiedzieć, gdzie stawiamy granicę i dlaczego. Że je kochamy, ale łamania granic nie będziemy tolerować. Rodzice powinni mieć świadomość, że z nastolatkiem trzeba rozmawiać jak z dorosłym, ale nie można go zostawić samemu sobie, nie interesować się nim – bo to jest krzywdzenie dziecka.

Dlaczego krzywdzenie?
Bo on, ona, nie jest dorosły, dorosła. Nie rozumie jeszcze świata tak, jak rozumie go dorosły człowiek. Nie potrafi dokonywać tak złożonych wyborów. I nie można zostawiać go z tym samego. Nastolatek musi mieć oparcie w rodzicach. Jeśli mamy kontakt z dzieckiem, rozmawiamy i znamy się dobrze, będziemy wiedzieli, że kiedy sobie zrobi kolczyk w nosie, to nic groźnego, bo może chce w grupie podkreślić swoją autonomiczność. To jest normalne dla każdego nastolatka. A jeśli rodzic powie mu: „jesteś clown”, to go obrazi i przekroczy jego granice, ucząc go, że można tak też w drugą stronę. Od tego jesteśmy rodzicami, żeby przeprowadzić dzieci przez takie konflikty, pokazując im, jak to się robi w sposób dorosły.

A gdy chodzi o kolczyki: jeżeli rodzic jest stabilnym emocjonalnie, pewnym siebie człowiekiem, to także różowe włosy u własnego dziecka nie zaburzają jego samooceny. Stanie za dzieckiem, powie: „nie obchodzi mnie, jak ludzie będą na ciebie patrzeć, niech sobie patrzą, jak chcą”. Ale kiedy ich dziecko zechce sobie zrobić tatuaż na czole – no, to już będzie przekroczenie granic. Taka potrzeba podkreślenia własnej autonomii wychodzi za daleko, na grunt antyspołeczny, i trzeba podjąć działanie. Dowiadując się przy okazji o źródło tego pomysłu, bo to ważna wiedza o dziecku.

 

Jego koledzy z różowymi włosami nie powinni nas niepokoić?
Młodzi zbierają się w paczki podobnych sobie. Są np. palacze marihuany, hiphopowcy, metale. Oni są dla siebie takim poligonem, gdzie różne emocje można wyrazić, gdzie wypracowuje się także odpowiedzialność. Grupa może mieć moc terapeutyczną. Dużo bardziej niepokojące jest, kiedy nastolatek nie ma grupy, kiedy jest samotny. Kiedy się wycofuje, siedzi sam całymi dniami przed komputerem. W przypadku 14–15-latków naprawdę należy się zastanowić dlaczego. Bo może nie wszystko jest dobrze? Może się czegoś boi? Ma depresję?

Rodzic powinien być na tyle dojrzały, żeby wejść w te sytuacje, żeby się tego dowiedzieć – to jest znacznie trudniejsze, jeśli mają zły kontakt.

Czasem rodzice biorą na siebie rolę wprowadzającego w świat alkoholu. Mówią: pierwsze piwo w życiu wypijesz ze mną.
Ryzykowna decyzja, bo im wcześniej nastolatek spróbuje, tym większe ryzyko uzależnienia. A przecież alkohol nie pozostaje bez wpływu na rozwój mózgu. Badania wskazują, że połowa nastolatków przed 16 rokiem życia już choć raz się upiła. Co znaczy, że moment spotkania z alkoholem następuje dość wcześnie. Według mnie w ogóle nie należy dawać dzieciom alkoholu w żaden sposób. Ja bym tego nie zrobił. Podobnie jak nie przeszedłbym na czerwonym, idąc z dzieckiem, choć każdy czasem to robi w jakichś szczególnych okolicznościach. Dziecko, także nastolatek, nie przyjmie do wiadomości, że rodzic potrafi lepiej ocenić zagrożenie. Zapamięta, że zasady można łamać.

A jeśli nastolatek chce iść na całą noc na imprezę?
Jeśli usłyszy „nie”, będzie negocjował, przekonywał. Ostatecznie wróci o 24.00, bo na tyle mu pozwolimy. To jest sytuacja, która buduje w dziecku poczucie podmiotowości. Ja chciałem coś, rodzic chciał coś, porozmawialiśmy i osiągnęliśmy porozumienie. Dziecko czuje się dowartościowane, buduje poczucie własnego sprawstwa. To dobrze.

A jeśli się spóźni?
Mówimy mu: nie spałem, martwiłem się. Więc przyjdź następnym razem punktualnie i nie rób mi przykrości. Wróci, może czasem się spóźni, ale wówczas nie będzie siedział o chlebie i wodzie za karę w pokoju, lecz dostanie raport z drugiej strony – jakie konsekwencje ma przekraczanie granic, co rodzic o tym myśli, jakie to może mieć skutki w przyszłości. Tak właśnie buduje się dojrzałość młodego człowieka.

Bo celem nadrzędnym rodzica powinno być wychowanie dojrzałego człowieka właśnie. Takiego, który jest samodzielny i odpowiedzialny, potrafi nawiązywać relacje. Kieruje swoim życiem, nie krzywdzi ludzi, potrafi z nimi dobrze żyć. Ta dojrzałość się rozwija. Nikt nie staje się całkowicie samodzielny w wieku lat 12, a przynajmniej nie powinien. Trudne to, ale na szczęście mamy pewne atuty po swojej stronie. Dla dziecka w każdym wieku, i dla rocznego, i dla 17-letniego, relacja z rodzicami jest sprawą kluczową. Rodzice powinni to wiedzieć.

rozmawiała Joanna Drosio-Czaplińska

Dr Konrad Piotrowski – psycholog, adiunkt w Zespole Wczesnej Edukacji Instytutu Badań Edukacyjnych w Warszawie. Zajmuje się okresem dzieciństwa, dorastania i wczesnej dorosłości, ze szczególnym uwzględnieniem problematyki formowania tożsamości.

Polityka 17.2014 (2955) z dnia 21.04.2014; Społeczeństwo; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Alkohole i hormony"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną