Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Narkojazda

Kierowca na dragach

Jak wynika z danych KGP, do końca czerwca 2014 r. sprawdzono narkotestami 5651 kierowców w Polsce, 505 było pod wpływem narkotyków – prawie co dziesiąty badany brał. Jak wynika z danych KGP, do końca czerwca 2014 r. sprawdzono narkotestami 5651 kierowców w Polsce, 505 było pod wpływem narkotyków – prawie co dziesiąty badany brał. Pete Leonard / Corbis
Na polskich drogach przybywa samochodów i nowych kierowców. Wśród kierowców przybywa jeżdżących za szybko, po narkotykach i leczonych psychiatrycznie. Co z tym robić?
O tym, że ludzie jeżdżą samochodami po narkotykach i lekach, policjanci i sędziowie wiedzą od dawna.Klawitter Productions/Corbis O tym, że ludzie jeżdżą samochodami po narkotykach i lekach, policjanci i sędziowie wiedzą od dawna.
Powoływanie się na leczenie psychiatryczne częściej zdarza się wśród kierowców, u których policja wykryje zabronione psychoaktywne substancje – pod warunkiem że zachowali zdolność myślenia.Victor/Flickr CC by SA Powoływanie się na leczenie psychiatryczne częściej zdarza się wśród kierowców, u których policja wykryje zabronione psychoaktywne substancje – pod warunkiem że zachowali zdolność myślenia.

Głośne przypadki drogowe z ostatnich miesięcy w Polsce:

W czerwcu Robert N. (23 lata), zwany Frogiem, ściga się z motocyklistami ulicami Warszawy. Łamie wszystkie przepisy. Film z wyścigu umieszcza w internecie – wciąż można go obejrzeć. W lipcu Dariusz K. (38 lat), producent muzyczny, śmiertelnie potrąca kobietę na przejściu dla pieszych w Warszawie. Badania wykazują, że zażywał kokainę. W lipcu Michał L. (32 lata), psycholog pracujący w korporacji, wdziera się autem na sopocki deptak i molo. Nawet nie próbuje omijać ludzi, potrąca 23 osoby. Z rozbitego samochodu wyciągają go przechodnie, policja musi bronić go przed linczem. L. leczy się psychiatrycznie. Wszyscy sprawcy jeździli bardzo szybkimi samochodami bardzo drogich marek.

Wspólna tajemnica

O tym, że ludzie jeżdżą samochodami po narkotykach i lekach, policjanci i sędziowie wiedzą od dawna. Jednak na początku lat 90., kiedy polskie osiedla ogarnęła moda palenia marihuany i haszyszu, nie było to jeszcze takie groźne, bo znacznie mniej ludzi stać było na auto. Wśród problemów kierowców królował alkohol – łatwy do wykrycia nawet bez badania alkomatem. W filmie dokumentalnym „Zablokowani” z 1999 r. młodzi z warszawskich blokowisk – wówczas już posiadacze używanych aut – przyznawali się jednak, że wolą palić trawkę, niż pić wódkę. Powód: nie masz chuchu, nie zataczasz się, jedziesz samochodem, a w głowie kocioł. Policja nic nie wyłapie – brakuje im alkomatów, o narkomatach nie słyszeli.

W 1990 r. niespełna 7,5 mln Polaków miało prawo jazdy. W 2004 r. było ich już prawie 14 mln. W styczniu 2014 r. – ponad 19 mln. Dwa, a nawet trzy auta na gospodarstwo domowe to już polska norma. Z drugiej strony cichą normą staje się, że diler przywozi pod dom owiniętą w folię paczuszkę o każdej porze doby. Gdy brak zaprzyjaźnionego dilera, wystarczy pójść na dyskotekę. A potem powrót samochodami do domów.

Ryszard Częstochowski, współzałożyciel Monaru, doświadczony bydgoski terapeuta uzależnień, mówi, że wszyscy pacjenci zgłaszający się do poradni, w której pracuje, przyznawali, że jeździli pod wpływem narkotyków. Zazwyczaj zgłaszają się do poradni, kiedy już wisi nad nimi wyrok za jazdę po narkotykach. Jeśli są jeszcze zdolni do refleksji, wszyscy przedstawiają się jako „kontrolujący narkotyki”, dopiero diagnoza lekarska wykazuje uzależnienie.

– Problemem są kokaina, amfetamina, marihuana i ekstazy, tak zwane speedy, czyli te ekscytujące, euforyzujące – wylicza Częstochowski. – Kierowcy pod wpływem tych środków mogą zabić siebie i innych, nie dbają o to. Instynkt samozachowawczy im się wykasowuje. Szybciej robią, niż myślą.

Częstochowski musi przyznać, że nie spotkał ani razu kogoś, kto przyznałby się, że prowadził auto po heroinie. To ciężki narkotyk, silnie uzależniający, wywołuje poczucie odpadnięcia, błogości – prowadzenie po nim wydaje się po prostu niemożliwe. Dobry znak: w Polsce popularność narkotyków twardych – jak opiaty, heroina – ostatnio spadła. Ale te tak zwane lekkie, których jest coraz więcej, dawno już powinny nie być nazywane lekkimi – ich skład zmienia się w zależności od wciągania nowych substancji na listę zabronionych prawnie w Polsce. Podziemie zarabia teraz głównie na marihuanie, amfetaminie i dopalaczach – często zgłaszają się do poradni odwykowych pacjenci uzależnieni od mieszanek tych substancji.

– Polski narkoman to już dawno nie jest jakiś dziwak z subkultury – mówi Ryszard Częstochowski. – W każdej grupie społecznej są ludzie, którzy biorą narkotyki: prawnicy, architekci, nauczyciele, dyrektorzy.

Łączy ich zazwyczaj wypowiadane zupełnie na trzeźwo przekonanie, że za jazdę po narkotykach – jeśli w ogóle policja zorientuje się, że są pod wpływem – grozi mała kara w porównaniu do tej za jazdę po alkoholu.

Niedziele niemal zawsze dostarczają wiadomości o młodych ludziach, którzy rozbili się samochodem w drodze z dyskoteki. Regularność tych sobotnich śmierci jest przerażająca. I terapeuci od narkotyków, i policjanci z drogówki mówią o imprezowo-weekendowym modelu polskiej narkomanii: młodzi ludzie w sobotnią noc całkiem spuszczają się ze smyczy odpowiedzialności. W związku z tym terapeuci pytają policjantów, dlaczego nie robią wówczas dywanowych kontroli z użyciem narkotestów.

Papierek na patyczku

Prywatnie policjanci przyznają, że nie lubią stosowania narkotestów: trzeba kierowcy dać papierek lakmusowy na patyczku, poprosić go o kilkuminutowe nabieranie śluzu z wewnętrznej strony policzków, potem czekać kilkanaście minut aż próbka osiągnie barwę, porównać z wzorcem. Gdy kolor wskaże substancję psychoaktywną, należy kierowcę zawieźć do szpitala na pobranie krwi lub moczu, bo drogowy test nie jest dowodem dla sądu, następnie wysłać próbkę do laboratorium, czekać na wynik czasem i parę tygodni, wszystko to opisać w raporcie, a potem ewentualnie stawać przed sądem jako świadek (kary takie same jak za jazdę po alkoholu – od grzywny do 12 lat więzienia, zatrzymanie prawa jazdy, nawet dożywotnio).

 

Może się jednak okazać, że kierowca niepijany i nieodurzony którąś z 6 nielegalnych substancji ze skali producenta narkotestu zachowuje się dziwnie z powodu dopalaczy, których wciąż modyfikowany skład chemiczny wymyka się prawu.

Policjanci wolą alkomaty – są tanie, wozi się je w każdym radiowozie, wynik badania jest jednoznaczny: pił/nie pił. A narkotesty są: drogie (ok. 80 zł za jeden tester, zależy od producenta), kłopotliwe w użyciu (pobieranie wymazu z ust), czasochłonne, a przede wszystkim jest ich mało. Polska policja dostała ich aż 70 tys. w pierwszych latach członkostwa w Unii Europejskiej – obecnie zaś, jak wynika z danych KGP, jest ich około 10 tys. sztuk na cały kraj.

– Badanie narkotestem nie należy do obowiązkowych w przypadku zatrzymania auta do kontroli – mówi młodszy inspektor Marek Konkolewski z Biura Ruchu Drogowego KGP. – Komendy wojewódzkie kupują narkotesty we własnym zakresie.

Czyli naprawdę – jak twierdzą kierowcy-bracze – istnieje bardzo duża szansa, że małomiasteczkowy radiowóz, który pilnuje powrotów z wiejskich dyskotek w sobotnie noce, nie wozi narkotestu. Konkolewski wymienia jednak inne metody wykrywania „trafionych” narkotykami kierowców: testy psychofizyczne, czyli robienie „jaskółek”, stykanie palców czubkami lub dotykanie palcem nosa. Poza tym wygląd kierowcy: czy spocony, czy wytrzeszcza oczy. Jeśli „trafiony”,

korowód proceduralny rusza bez zmian – odwiezienie na badania do szpitala (nie można odmówić), wysyłka do labu, czekanie, ewentualnie sąd.

Jak wynika z danych KGP, do końca czerwca 2014 r. sprawdzono narkotestami 5651 kierowców w Polsce, 505 było pod wpływem narkotyków – prawie co dziesiąty badany brał. Typowy wynik europejski – i podobnie wzrostowy jak w całej Europie.

W latach 2006–08 Instytut Transportu Samochodowego, Instytut Ekspertyz Sądowych i policja przeprowadzali w Polsce badania w ramach programu unijnego DRUID (Driving Under The Influence Of Drugs) – policja poddawała zatrzymanych do kontroli narkotestowi. Wykryto niemal trzy razy więcej kierowców po narkotykach niż po alkoholu. Od tego czasu przybyło ok. 5 mln nowych praw jazdy.

Podobnie w latach 2006 i 2010 r. swoje badania przeprowadzało Krajowe Biuro do spraw Przeciwdziałania Narkomanii (KBPN) – reprezentatywną grupę Polaków w wieku 15–64 lat pytano między innymi o prowadzenie pojazdów mechanicznych pod wpływem narkotyków. – W 2006 r. prowadzenie pojazdów mechanicznych pod wpływem narkotyków zostało zadeklarowane przez 1 proc. badanych osób, a w 2010 r. przez 3,1 proc. – mówi Michał Kidawa z KBPN.

Według szacunków WHO już co piąty wypadek drogowy powodowany jest przez kierowców pod wpływem narkotyków lub leków.

Na lekach

Jak mówi mł. insp. Marek Konkolewski z KGP, narkotesty stosowane przez polską policję mogą wykrywać także niektóre leki nasenne, przeciwbólowe, psychotropowe – bywa, że leki zawierają te same substancje co narkotyki. W takim wypadku sprawa jeszcze się komplikuje – ważne dla sądu będzie, czy leki zostały legalnie przepisane przez lekarza, czy brane były zgodnie z zaleceniami. Leki tego typu również mogą zaburzać widzenie, powodować rozkojarzenie. I również, jak narkotyki, są zażywane przez kierowców ze wszelkich grup społecznych. A im więcej praw jazdy i aut, tym potencjalnie więcej kierowców leczących się psychiatrycznie.

Na bycie pacjentem psychiatry powoływał się Michał L. – sprawca potrącenia 23 osób na sopockim molo; to były pierwsze jego słowa po zatrzymaniu przez policję. Raczej mówił prawdę. Policjant ze śląskiej drogówki przyznaje jednak anonimowo, że takie powoływanie się na leczenie psychiatryczne częściej zdarza się wśród kierowców, u których policja wykryje zabronione psychoaktywne substancje – pod warunkiem że zachowali zdolność myślenia. Posunięcie to może przedłużyć postępowanie, dać czas na reakcję; na przykład by sprawca zgłosił się na terapię odwykową. Z drugiej strony jednak stawia pytania o odpowiedzialność psychiatrów. Zdaniem Andrzeja Markowskiego, psychologa transportu, lekarz psychiatra przepisujący pacjentowi leki upośledzające zdolność kierowania samochodem, a mający podejrzenia, że pacjent mimo to będzie prowadził – powinien zawiadamiać odpowiedni wydział komunikacji. Tak doregulowany system zakładałby prewencyjne zatrzymanie prawa jazdy na czas leczenia.

 

Dla psychiatrów wiązałoby się to jednak ze złamaniem tajemnicy zawodowej. Poza tym – jak mówią – leki psychotropowe nowej generacji nie powodują ograniczeń w prowadzeniu samochodu.

– Całkiem inna jest percepcja u człowieka, który prowadzi samochód, ale się nie leczy i jest rozkojarzony, myśli o swoich problemach, a całkiem inna u tego, który zażył leki i jest skupiony, a dodatkowo lek go wycisza – mówi Andrzej Skrzypczak, psychiatra z Centrum Zdrowia Psychicznego Asana z Zawiercia. – Kondycja psychiczna w większości będzie lepsza po zażyciu. Leki mają pomóc mu nad opanowaniem emocji, nie przeciwnie. Wolałbym, żeby samochód prowadziła osoba chora po zażyciu leków niż ta sama bez leków.

– Jeśli pacjent potrzebuje leczenia farmakologicznego, a jest czynny zawodowo i prowadzi samochód, to rozmawiamy na ten temat i informuję go, które leki może bezpiecznie przyjmować – dodaje Elżbieta Sadowska, psychiatra z Poradni Zdrowia Psychicznego w Opolu. – Unikam przepisywania leków niewskazanych dla kierowców.

Poważna dyskusja o wydawaniu praw jazdy osobom ze zdiagnozowaną chorobą psychiczną właściwie nie istnieje – wynika to z niechęci do ich stygmatyzowania, ale też pozostaje tylko liczyć na poczucie odpowiedzialności, że nie wsiądą za kółko w przypadku nasilenia objawów choroby.

Prawo do jazdy

Najwięcej narkotyków zażywają ludzie młodzi. Najczęściej egzamin na prawo jazdy zdają też młodzi. Grupa ryzyka wśród jednych i drugich jest wiekowo zbliżona (18–30 lat). Narkotyki są w Polsce nielegalne, jednak łatwo dostępne. Natomiast legalne prawa jazdy – zdaniem specjalistów od transportu – wydawane są łatwo ludziom, których osobowość dopiero jest w trakcie kształtowania.

– Nie wszyscy muszą, a nawet mogą mieć prawo jazdy – mówi Andrzej Markowski, psycholog transportu. – Tymczasem prawo jazdy dostaje się bez obowiązku badań psychologicznych, które mogłyby określić, w którym kierunku pójdzie rozwój młodego człowieka.

Jak mówi Markowski, kurs na prawo jazdy sprowadza się w Polsce do znajomości przepisów i umiejętności „kręcenia fajerą”. Surowy instruktor na egzaminie sprawdza linijką przepisową odległość parkującego auta od krawężnika, ale nikt nie uświadomi adepta, że kierowanie jest czynnością wymagającą zrównoważenia, bo samochody bywają narzędziami niosącymi śmierć. Lekarskie badanie przydatności obywatela do prowadzenia auta przed przystąpieniem do egzaminu na prawo jazdy przypomina badanie w peerelowskiej komisji wojskowej – często lekarze zatwierdzają kolejnych chętnych bez potrzeby spotkania się z nimi w gabinecie.

Zdaniem Markowskiego, wysokość kary za jazdę pod wpływem odurzaczy i jej nieuchronność nie przyniosą efektów. Należy raczej zagęścić prawo – w jeżdżącej niegdyś po kawaleryjsku Hiszpanii zmniejszono liczbę wypadków, wprowadzając okresowe badania kierowców. Byłby z tym jednak pewien kłopot ekonomiczny – w świecie, w którym poziom dobrobytu mierzy się między innymi ilością sprzedanych samochodów, zbytnie ograniczenie prawa do jazdy mogłoby zaniżyć te wskaźniki. W najbliższym czasie Polskę czeka proces wręcz przeciwny – zniesienie praw jazdy na jednoślady o większej pojemności silnika.

Rozmowa o tym, komu należy się prawo jazdy, a komu nie, jest trudna, bo prowadzenie samochodu jest uznawane wręcz za jedną z obywatelskich swobód. Niemniej bezpieczeństwo na drogach wymaga przyjrzenia się raz jeszcze kryteriom przyznawania tych uprawnień i ich weryfikowania. Bo prawo jazdy nie daje prawa do „jazdy” – na szybko, wściekle, na haju.

Polityka 31.2014 (2969) z dnia 29.07.2014; Społeczeństwo; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Narkojazda"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną