Słychać oskarżenia, że podczas wyborów samorządowych doszło do niepokojącego zniknięcia twardego elektoratu SLD. Jak się nieoficjalnie dowiedziałem, za to zniknięcie odpowiada przestarzały system zainstalowany w centrali SLD, który padł niemal równocześnie z systemem PKW.
– Kompletnie zawiodło nasze oprogramowanie, dlatego centrala nie ma chwilowo kontaktu z elektoratem. I to nie tylko twardym – tłumaczą partyjni działacze. Ale – jak zapewniają – przygotowywane są już nowe programy, kody i aplikacje, dzięki którym możliwe będzie ponowne nawiązanie kontaktu z elektoratem, który na skutek awarii zniknął z systemu.
Postanowiłem zbadać, czy twardy elektorat SLD w ogóle jeszcze istnieje, a jeśli tak, to gdzie aktualnie przebywa. Na ślady tego elektoratu trafiłem po kilkunastu dniach poszukiwań w małej miejscowości w centralnej Polsce. Od tamtejszej ludności dowiedziałem się o oddziale twardych zwolenników SLD, operującym podobno w tym rejonie.
– To przeważnie byli milicjanci, zbowidowcy, emerytowani oficerowie Ludowego Wojska Polskiego i pracownicy firm ochroniarskich. Ale od jakiegoś czasu nie widuje się ich. Albo się głęboko zakonspirowali, albo ich wytłukli – słyszę.
Osobę podającą się za przywódcę tej grupy udaje mi się odnaleźć w lesie w szałasie z gałęzi. Mężczyzna wygląda na wygłodzonego i zdezorientowanego.
– Ja i moi ludzie jesteśmy prawdopodobnie ostatnimi niedobitkami twardego elektoratu SLD w tych stronach – wyjaśnia, wygrzebując pieczone kartofle z popiołu ogniska.
Znużonym głosem przyznaje, że na skutek działań kolejnych ekip kierowniczych SLD część kolegów nie wytrzymała i odsunęła się od polityki. Inni złożyli broń i dobrowolnie oddali się w ręce Platformy, jeszcze inni wyjechali na wieś i zapisali się do PSL.