Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Ziemia (znowu) obiecana

Dzień pracy w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej

Häring. Praca polega na bezlitosnym kontrolowaniu tego, co obrobią maszyny. Najsumienniej kontrolują kobiety. Häring. Praca polega na bezlitosnym kontrolowaniu tego, co obrobią maszyny. Najsumienniej kontrolują kobiety. Leszek Zych / Polityka
Dzień roboczy (8 godzin, z 15-minutową przerwą) w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej.
Stara Delia w Rzgowie. Praca polega na wkładaniu sztyftów w oprawki. (popyt na pomadki nie słabnie w najcięższym kryzysie).Leszek Zych/Polityka Stara Delia w Rzgowie. Praca polega na wkładaniu sztyftów w oprawki. (popyt na pomadki nie słabnie w najcięższym kryzysie).
Nowa Delia w strefie. Inwestowanie polega na tym, że wykładasz 8 mln zł, a 4 mln zł odliczysz od podatku. (Prezes Józef Szmich w gotowej hali m.in. zmywacza do paznokci).Leszek Zych/Polityka Nowa Delia w strefie. Inwestowanie polega na tym, że wykładasz 8 mln zł, a 4 mln zł odliczysz od podatku. (Prezes Józef Szmich w gotowej hali m.in. zmywacza do paznokci).
Häring. Tutejsza szkoła polega na treningu w obróbce metali i porządkowaniu mentalności.Leszek Zych/Polityka Häring. Tutejsza szkoła polega na treningu w obróbce metali i porządkowaniu mentalności.
Indesit. Praca polega na wkładaniu blatów w plastikowe obramowanie. Co 12 sekund jeden blat (top) musi się znaleźć w pudle.Leszek Zych/Polityka Indesit. Praca polega na wkładaniu blatów w plastikowe obramowanie. Co 12 sekund jeden blat (top) musi się znaleźć w pudle.

Na zdjęciach nie ma zapachu, nie da się go sfotografować. A dzisiejsza fabryka wgryza się w pamięć obrazem hektarowych blaszanych hal, ustawicznym łoskotem i przede wszystkim odorem. Nos zapamiętuje zapach nieomal materialny, bardziej mgłę niż powietrze.

Mgła „na okapach” w Indesicie, mgła „na zmywaczach” w Delii, mgła „na wtryskach” w Häringu – każda inna, ale jednakowo ostra, chemiczna. Zapach produkcji na pełnych obrotach, zysku, wzrostu PKB. Ale też stawki 10 zł brutto za godzinę, ośmiu jednakowych godzin (z 15-minutową przerwą), trzech zmian i ambicji przykrojonych do tego, by utrzymać tę robotę i przeżyć.

Strefa zysku. Trzy spośród z górą 270 zakładów Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. 1302 ha pod Łodzią – uzbrojone, ogrodzone, pokrojone ulicami. Ul. Gillette (ku czci marki, od której wszystko się zaczęło), ul. Inwestycyjna, ul. Innowacyjna… Megasześciany z blachy – jeszcze w budowie lub już produkujące. Kubki jednorazowe. Granulowany barwnik. Trójwymiarowe opakowania do żywności (innowacja). Wałki do drukarek. Naklejki do żywności. Opakowania do papierosów. Suplementy diety. Inne suplementy diety…

Delia, dotychczas w podłódzkim Rzgowie, też ma nowiusieńki megasześcian; prezes dr inż. Józef Szmich go prezentuje, scena – chcesz, nie chcesz – z Reymontowsko/Wajdowskiej „Ziemi obiecanej”. Tej analogii nikt się nie wypiera. Biurowa centrala łódzkiej strefy wytwornie zadomowiła się w odrestaurowanej fabryce Grohmana. Niektórzy inwestorzy polokowali się w zabytkach z czasów gierkowskiej obiecanej i zbankrutowanej potęgi.

Nowe sześciany włoskiego Indesitu obstąpiły byłą włókienniczą Bistonę i tak powstała podstrefa w samej Łodzi. W Radomsku też jest podstrefa: fabryka lodówek tej marki. Häring, rodzinna firma niemiecka, jest perłą podstrefy w Piotrkowie Trybunalskim. Łódzka strefa ma 45 podstref, wypełzła na województwa mazowieckie i wielkopolskie.

W Polsce działa 14 specjalnych stref dających pracę 280 tys. ludzi; łódzka – 29 tys. Niedawno wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński obiecał podczas konferencji prasowej, że taka strefa będzie jak anioł stróż dla inwestorów. Już jest, ale będzie jeszcze bardziej. Zwłaszcza dla małych, średnich i polskich. Powołane ustawą z 1994 r. strefy miały wyciągać wybrane regiony z bezrobocia przez 20 lat. W 2013 r. przedłużono ich działanie do 2026 r.

Strefy mają profesjonalny piar, nowoczesne strony internetowe i szykowne wydawnictwa, a w nich potoki efektownych informacji, że np. średni przyrost inwestycji wynosi 215 zł na sekundę. Ten gorszy zapach stref sączy się np. poprzez portal GoWork.pl, gdzie poszukujący pracy pytają o radę pracujących.

Strefa zawodu. „Pracowałem, ogólnie praca porażka, nie szanują pracownika, masz wrażenie, że są z ciebie zadowoleni, a tu nagle potrafią wręczyć wymówienie, łapiąc na trasie. Oddajesz zabawki, a potem z buta do domu”.

„Atmosfera w pracy? Mgła olejowa (oddychasz nią), wysoka temperatura, smród i hałas. Wydajność jest bardzo wysoka, robimy murzyńską pracę dla zakładu matki, będąc traktowani jak bezuczuciowe istoty, których życiowym celem jest zapieprzanie 7d/tyg”.

„Niewolnictwo i tyle, tylko liczą się ich pralki, a nie człowiek, człowieka mają gdzieś”.

Strefa zysku. Co musi inwestor, by dostać się do strefy? Utrzymać nowo utworzone miejsca pracy przez pięć lat (mały lub średni przez trzy lata). Co dostaje? Tanią i uzbrojoną ziemię. I zwolnienie z podatku. W łódzkiej państwo oferuje zwrot do 55 proc. kosztów inwestycji lub dwuletnich kosztów pracy. Jak się do strefy dostać? „Spółki zarządzające wydają zezwolenia w drodze przetargu łącznego lub rokowań”. Prościej: strefę trzeba sobie wychodzić, co – za sprawą przychylnej polityki rządu – nie jest trudne.

Podatkowe przywileje dla inwestorów kosztowały państwo już ponad 10 mld zł (dane Ministerstwa Finansów, 2013 r.). Ale ci ekonomiści, którzy postulowali przedłużenie działalności stref, uważają, że to się opłaca. Inwestorzy też tak sądzą. Weźmy AGD. Indesit sprowadził się do Polski w 1992 r. Z Indesitem sąsiadują w Łodzi niemal wszyscy światowi potentaci. AGD – powiada Zygmunt Łopalewski, rzecznik Indesitu – polubiło się z Polską. Polska w pralkach i lodówkach jest producentem numer jeden na świecie, ze 100 mln sztuk AGD na świecie ok. 20 mln wytwarza się w Polsce, co trzecią w Łodzi.

Albo Delia. Prezes był pracownikiem naukowym biotechnologii na Uniwersytecie Łódzkim. Jak mówi, postawił na rozwój 17 lat temu. W Rzgowie, na miejscu PGR, a potem joint venture (namioty, miś do kurtek), powstała Delia. Najpierw, jeszcze na bazie tradycji RWPG, zalali kosmetykami Rosję, ssanie było takie, że w cztery miesiące wysłano 135 tirów. Hitem była biełaja chna – rozjaśniacz do włosów. Gdy tylko wymyślono strefę, prezes natychmiast zdecydował, że to propozycja dla niego, zwłaszcza że to kilometr od miejsca, w którym jego rodzice mieli gospodarstwo warzywnicze. Dzisiejsza Delia, wzorowo nadążając za innowacjami (a to keratyna, a to kwas hialuronowy, a to olej arganowy), produkuje pod własną marką i świadczy usługi jako „podmiot odpowiedzialny Continental”. Usługobiorcy mają własne logo na tubkach i słoikach, a zawartość jest z tych samych podłódzkich kadzi. Gdy prezes idzie do apteki, to na półkach z kosmetykami czasem widzi, że większość to jego usługi.

Albo Häring. Podwykonawca Boscha, robi wymagające nieziemskiej precyzji metalowe elementy, np. układu wtrysku silników. Od 12 lat w Polsce, ma jeszcze fabrykę w Chinach, ale ta polska – 1,6 tys. pracowników – jest nawet większa od macierzystej w Bubsheim. Naprawdę można być dumnym i dyrektor handlowy Dariusz Pytlewski jest, że Polak potrafi zrobić części do Mercedesa, BMW, Volkswagena. Polak, a przyswoił sobie taki system kontroli jakości, że gdziekolwiek na świecie klient zareklamuje wtrysk, można dojść, przez czyje piotrkowskie palce wadliwość się prześliznęła.

Strefa zawodu. „Psychikę trzeba zostawić w domu, nastawić się na szczególne chamstwo majstrów. Weekendy są obowiązkowe, bo »to prywatna firma i g… mnie obchodzi, że macie prywatne sprawy«”.

„Chcesz się gdzieś poskarżyć? Tylko do św. Piotra”.

Na zdjęciach nie widać fabrycznego hałasu, nie da się go sfotografować. Tu jest bardziej szumem, tam metalicznym jazgotem, ale miarowość i wszechobecność sprawia, że szybko przestajesz go słyszeć. I mówić, bo i tak nie słychać. Młodsi – jak wszędzie teraz – odgradzają się od rzeczywistości własnym hałasem z minisłuchawek w uszach. Rzeczywistość jest np. taka (Indesit): co 12 sekund ma być gotowy top. Top to jest góra od pralki: blat w plastikowej ramce. Robota polega na umieszczaniu blatów w ramkach. Przez 8 godzin (z 15-minutową przerwą). Gdy ktoś chce za potrzebą, to melduje kierownikowi, do topów staje dyżurny – libero. Do topów są dobrzy mężczyźni, bo to jednak wysiłek.

Kobiety są dobre do grafiki, bo to skupienie. Linia produkcyjna, zwana grafiką, polega na tym, że wydrukowane na folii napisy, jakich mnóstwo na każdej pralce, należy nanieść na plastikowy front. Kobiety – mówi kierujący grafiką pracownik średniego szczebla – są w stanie nanosić idealnie przez 8 godzin (z 15-minutową przerwą). Kobiety są dobre do filozofii zero błędów (Häring). Setki kobiet przez 8 godzin (z 15-minutową przerwą) milcząco wpatrują się przez mikroskopy w metalowe pierścionki wielkości jak na palec. Kobiety są jedyne do wkładania sztyftu pomadki do plastikowej oprawki (Delia). Sztyft, oprawka, sztyft, oprawka, 8 godzin (z 15-minutową przerwą).

Pracownik średniego szczebla (Indesit) po jednym dniu potrafi powiedzieć, kto się nadaje i do czego, a kto jest poławiaczem pereł. Poławiacz pereł to pracownik, któremu nic w fabryce się nie podoba, a najmniej robota. Jakby poszukiwał tu życiowej przygody. Poławiacz sam odpada po trzech dniach, kończy na którymś pogierkowskim osiedlu z piwem w ręce.

Strefa zysku. W strefie nie ma zwyczaju mówić, ile kto zarabia. Powszechnie wiadomo, że stawka dla szeregowego pracownika kręci się w granicach 9,50–11,50 zł za godzinę. I że to jest właśnie przynęta, która sprowadza tu inwestorów. Można tylko tyle płacić, a związki zawodowe – jeśli istnieją – „nastawione są na dialog”. Kadra średniego szczebla nauczyła się, że pracę się szanuje. Za dużo ich kosztowały mozolne szkolenia i pięcie się po firmowej drabinie, by odpuścić. Fabrykę zakłada się np. tak, że 70 osób jedzie na wielomiesięczne szkolenie do Włoch i zostają oni ojcami założycielami, krzewicielami know-how, standardów, dyscypliny i porządku. Średni szczebel doskonale rozumie logikę inwestora. Że jak się mu nie będzie podobało w Polsce, to się przeniesie. Do Chin. Do Bangladeszu. Włosi przenieśli się z Włoch do Polski, bo tam mieli takie związkowe regulacje, że zwalnianemu szeregowemu pracownikowi trzeba zapłacić za dwa i pół roku.

Szeregowych w Polsce zatrudnia się zwykle na czas określony – można zwolnić bez podawania przyczyny. Albo na umowy-zlecenia. Nie wyciągniesz z inwestora, jaki procent pracowników zatrudnia na zlecenia poprzez agencje pracy tymczasowej. Zwykle słyszysz: u nas mało, ale u innych nawet jedna trzecia – i uzasadnienie na tych pozakodeksowych. Na przykład: rynek AGD raz potrzebuje pracownika, raz nie. Popyt na lodówki wzrasta latem, bo stare nie wytrzymują upałów, kuchenki idą na jesieni. Coraz częściej ludzie sami chcą być pozakodeksowi. Bo mają np. komorniczy nóż na gardle, zwykle za zaległości z czynszem (w Delii 15 osób).

Strefa zawodu. „Pracowałam z agencji, zarobiłam za 3 tygodnie 700 zł”.

„Robię już ponad 3 lata na produkcji. Atmosfera straszna, gnojenie każdego, kto niżej postawiony, nękanie, darcie kopary, ciągłe zebrania i opi…ol grupowy oraz indywidualny, no wszystko, czego potrzeba. Mam 14 zł za godzinę, jak pójdę do pracy w dwie soboty i niedziele w miesiącu oraz wejdę w [usunięte przez administratora] kierownikowi i majstrowi, to 3,3–3,5 tys. na rękę mam. Miło jest dostać jakąś premię, ale zabierają jej część nawet za źle zaparkowany samochód. A jeśli chcesz się wykazywać, posiadając wyższe wykształcenie inżynierskie, to wylecisz na kopach, co by nie zagrażać majstrom”.

Strefa zysku. W materiałach piar nie ma nic o firmach, które wyniosły się spod skrzydeł państwowego anioła. A wynoszą się za łatwiejszym zyskiem, odsprzedają infrastrukturę np. Hindusom. Rodzimi kończą trywialniej. A to syn sukcesor przefika przez trzy lata 70 mln zł. Albo po latach okazuje się, że firma założona była po to, by dostać europejską dotację na jakieś modne hasło (innowacyjność, energia odnawialna), coś tam postawić, kilka lat pozatrudniać rodzinę i planowo paść.

Czasem tzw. dostęp do pracownika okazuje się iluzją. Tak było z Radomskiem: miejscowe strukturalne bezrobocie okazało się pracować na szaro w meblarstwie i do lodówek ludzi trzeba przywozić, czyli zorganizować cztery snujące się po okolicznych wioskach linie autobusowe, a to już koszt. Albo nagle wszyscy się pakują i jadą – jak w 2006 r. – do Anglii.

Ale inwestor o pracownika się stara. Nie to, żeby tzw. socjal był rozbuchany. W Indesicie są kolonie dla 300 dzieci. Na 4,7 tys. pracowników. Za pierwsze dziecko 200 zł, za drugie – 100 zł. Najpierw ludzie mówili: dajcie nam te dwieście do ręki, a teraz kolejka się ustawia. Można też kupić markowy produkt; niewiele taniej niż w detalu, za to darmowa gwarancja na pięć lat! W Delii raz na jakiś czas jest wyprzedaż, np. emalia do paznokci po 75 gr. Indesit ma dwie siłownie i kantynę, ale korzystają głównie biurowi. Häring ma mieć kantynę, wzorem niemieckim – dla pracowników i ich rodzin. Na razie pobudował w Piotrkowie pas startowy; teraz sam Anton Häring przyleci, a i szczebel wyskoczy do Bubsheim.

Delia stawia na kobiety. Po macierzyńskim bez problemu wracają, prezes nawet wyławia z rynku te, które w innych firmach po macierzyńskim są niechciane. U prezesa jest gazetka ścienna z fotografiami dzieciaków „Przyniósł bocian”. Prezes każdą dziewczynę zna po imieniu.

Bo ostatecznie trzeba mieć jednak wyszkolonego, kompetentnego pracownika. Własnego. W materiałach piar dużo jest o szkolnictwie i kompetencjach. Że strefy bardzo dbają i bardzo podnoszą. Nie ma statystyk, ile osób z produkcji jest z wykształcenia pedagogami, historykami, geografami.

W strefie rytualnie biadoli się nad szkolnictwem zawodowym – że w Polsce zostało zrównane z ziemią i te tłumy po uniwersytetach to żadna duma. Häring ma swoją szkołę. Nazywa się to edukacja dualna. Trzy dni przy maszynach, dwa przy zeszytach. Ostatnio zgłosiło się 300 kandydatów, 100 przyjęto, połowa odpadnie – prognozuje dyr. Pytlewski. Dodaje, że ci, którzy zostaną, będą już mieli tutejszą mentalność.

Mentalność polega na tym, że jest się zdyscyplinowanym pracownikiem na trzy zmiany i nadgodziny, z powagą przyjmuje się ogłaszany na tablicy ogłoszeń stopień zadowolenia kierownictwa ze swej pracy (uśmiechnięte lub skrzywione buźki). Odczuwa się uzasadnioną satysfakcję z tytułu technika. Dostrzegając z pokorą, że na nic twój dyplom magistra. Firmie, krajowi. Na nic on tobie, bo jeszcze wygrzebiesz z Reymontowskiej powieści cytat z inż. Myszkowskiego: „Nie stawajcie się maszynami, nie znikczemniajcie się pracą nadmierną”.

Strefa zawodu. „Ludzie, jesteście tacy odważni tylko przed komputerem i potraficie tylko narzekać, a pracować się nikomu nie chce”.

„A gdzie jest lekko, wszędzie słyszę masakra tu, masakra tam. Trzeba za…lać, żeby jakoś związać koniec z końcem”.

„Najwięcej narzekają ci, co nie dali rady, byli słabi, obróbka skrawaniem do najłatwiejszych nie należy. Ludzie, macie myślenie komunistyczne, uważacie, że państwo wam musi wszystko zapewnić, musicie się dalej rozwijać. Pracuję dość długo, nikomu w du… nie musiałem wchodzić. Czekam na wasze nie przychylne komentarze”. [Natychmiastowy komentarz: „Nieprzychylne pisze się razem. Mam nadzieję, że skrawasz dokładniej”].

Na zdjęciach nie da się uchwycić doskonale powtarzalnych ruchów ludzi i robotów przemysłowych. Finezyjnego, tanecznego rytmu, w jakim stalowe ramię w gablocie z hartowanego szkła wychwytuje pierścionki, by je poddać precyzyjnej obróbce. Do gabloty przyklejono ostrzegawczo: „Uwaga robot przemysłowy!”. Nowoczesna maszyna ma w sobie coś ludzkiego także dlatego, że niezbędnie potrzebuje człowieka. Człowiek stoi przy komputerowym monitorze i asekuruje maszynę w idealnym wykonywaniu czynności. Jest pracownikiem starannie wyszkolonym w szkoleniu zawodowym i stanowiskowym, słowem: kluczowym. Kluczowego rozpoznaje się po uroczystej powadze na twarzy, gdy samotnie asekuruje swoją maszynę. Niekluczowy asekurowany jest za pomocą obrazkowej instrukcji zawieszonej nad stanowiskiem: „Kolejność czynności”. Na 8 godzin (z 15-minutową przerwą). Potem odbijasz kartę, schodzisz ze zmiany (na sygnał, gęsiego); pobyć człowiekiem.

Polityka 48.2014 (2986) z dnia 25.11.2014; Na własne oczy; s. 124
Oryginalny tytuł tekstu: "Ziemia (znowu) obiecana"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną