Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Wychowani mordercy

Nastoletni mordercy rodziców: poezja i proza zbrodni

Biała Podlaska, pogrzeb zamordowanych rodziców Biała Podlaska, pogrzeb zamordowanych rodziców Wojciech Pacewicz / PAP
W nocy z 12 na 13 grudnia para osiemnastolatków zabiła rodziców chłopaka. Oboje z tzw. dobrych domów, uczniowie prestiżowych liceów. Produkty Systemu.
Nastoletnia morderczyni tuż po policyjnym zatrzymaniuMateriały Policji Nastoletnia morderczyni tuż po policyjnym zatrzymaniu

Matka powtarzała, że dzieci to loteria. Nie sposób przewidzieć, kto się urodzi. Szczególnie jeśli idzie o kogoś takiego jak Córka. Poczętego przez przypadek, urodzonego na studiach, przywiezionego do dziadków, zostawionego, bo na uczelni czekają inne ważniejsze sprawy. Na przykład magisterium z tematu tak elitarnego jak historia starożytna.

Rzym i Bizancjum, jak przekonywała znajomych Matka, to potęgi, które zostały zbudowane na kulcie ciała, sile intelektu i pogardzie dla hołoty. Idealne do stworzenia imperium i wychowania dziecka – szczególnie takiego jak Córka. Czyli dziecka bez ojca, który – jak powtarzała sąsiadkom Babka, dyrektorka podstawówki – widać nie był dla Matki ważny nawet na tyle, żeby wpisać go do aktu urodzenia.

Potem kiedy psycholodzy zaczną badać kilkunastoletnią już Córkę, napiszą we wnioskach, że „mężczyzna ma dla niej mniejsze znaczenie, może być traktowany gorzej i musi zasłużyć na akceptację”. W systemie tworzonym przez Matkę nie było miejsca nie tylko na podział na mężczyzn i kobiety, ale też na słabość. Dlatego po podstawówce Matka wysłała Córkę do gimnazjum sportowego. Była jedyną dziewczyną w męskiej klasie. Stała na bramce. Codziennie przez 90 minut biegała, robiła pompki, przyjmowała uderzenia rozpędzonej piłki.

Matka, wtedy już nauczyciel akademicki na uczelni w S., w trakcie doktoratu z pogranicza persko-rzymskiego w VI w. naszej ery, była na niemal każdym treningu. Wpadała na początku lekcji, zawsze w tych samych adidasach i rozciągniętych spodniach od dresów. Stawała tuż za siatką bramki. Kiedy Córce udawało się obronić, chwaliła. Kiedy przepuszczała bramkę, krzyczała: „Nie bądź baba”. Nauczyciel wuefu denerwował się, że rozkłada mu lekcje, dyrektor podejrzewał, że jej entuzjazm płynie z jej własnych niezrealizowanych marzeń o karierze sportowej, bo jako uczennica grała w piłkę, ale bez sukcesów. Córka nigdy nie powiedziała na Matkę nic złego.

Nie chciała trwonić sił na walkę z hołotą

System działał bez zarzutów. Córka, tak jak chciała Matka, była coraz bardziej odporna na ból i przestała płakać, że nie ma siły na codzienne treningi. Uczyła się coraz lepiej, nie zadawała z byle kim, nie chodziła byle gdzie i nie traciła czasu na byle co. Sąsiedzi widywali je, jak codziennie jadą rowerami na dodatkową godzinkę na osiedlowe boisko. Matka niczym trener wydawała polecenia, Córka krążyła dookoła, czasem dopuszczały do swojej orbity Dziadka, chronionego przez Babkę przed trzecim zawałem. Kiedy nie trenowały, znikały w pobliskim domku na działce albo szlifowały lekcje, bo system zakładał, że silne dziecko musi dostać nagrodę prezydenta miasta.

Trochę zachwiał się pod koniec gimnazjum, kiedy rówieśnicy zaczęli wyśmiewać Córkę na forach internetowych. Wymyślali od lesb, wyśmiewali sylwetkę, która bardziej przypominała chłopięcą niż żeńską. Gdy atak z przestrzeni wirtualnej przeniósł się do realnej, Matka, zamiast zgłosić sprawę na policję, przeniosła Córkę na ostatni rok do gimnazjum katolickiego. Nie chciała trwonić sił na walkę z hołotą. Córka pytała Babkę, czy przez całe życie będzie już uciekać.

W przerwach między podróżami do T. i S. Matka zajmowała się działką i kotem, którego nazywała Czarną Szmatą, ale chwaliła na przykład za to, że się przytula. Nikt nigdy nie widział Matki przytulającej Córkę. Nigdy też, tak przynajmniej mówią dyrektorzy kolejnych szkół, do których przenosiła Córkę, nie przyjmowała do wiadomości, że dziewczyna potrzebuje pomocy.

Córka nie znosiła słabości, Syn nie okazywał emocji

To samo, tylko w rodzaju męskim, mówiła Matka Syna. Powtarzała, że nie mógł wagarować, ktoś musiał specjalnie dopisywać mu nieobecności. Może po to, żeby coś udowodnić. Na przykład, że ona, nauczycielka rosyjskiego, chwalona za to, że z uśmiechem stawia jedynki, nie ma zdolności pedagogicznych, żeby wychować własne dziecko. A przecież stworzony przez nią i męża system rodzinny działał znakomicie.

Oboje robili wszystko dla dobra Syna. Czyli – jak mówią znajomi Ojca – okazywali mu najwyższą formę zaufania, jaką jest kontrola. Chodził do szkoły, potem zamykał się w domu i odrabiał lekcje, aby zasłużyć na wysoką średnią, która powinna przekładać się na kolejną nagrodę prezydenta miasta. Zawsze czyściutki, sprzątający po sobie, grzeczny. Z domu wychodził rzadko. Sam z pieskiem.

Ojca przy nim nigdy nikt nie widział, chociaż, jak przekonują pracownicy firmy kurierskiej, o Syna dbał jak mało kto. Czyli zamawiał mu przez internet drogie ubrania, telefony, odtwarzacze, komputery. Przełożony cenił Ojca nie tylko za zaangażowanie, ale i za to, jak po całym dniu roboty w Warszawie spieszył się na pociąg do domu. Codziennie przez ostatnie 9 lat Ojciec zastawał tam Syna i Żonę o czwartej rano, śpiących. W Straży Granicznej kontrolował kontrolujących w Biurze Spraw Wewnętrznych i był w tym naprawdę dobry. Piął się. Zawsze z kamienną twarzą, bez emocji, z talentem do wyciągania kwitów niezbędnych, aby puścić na dno.

A systemy działały. Córka nie znosiła słabości, Syn nie okazywał emocji. Oboje nie zadawali się z hołotą. Ona wybierała znajomych z klucza władzy, jaką dają pieniądze. Jego ciągnęło do wyrazistych, silnych i bezczelnych, takich jak Córka, która – tuż po przeniesieniu jej do gimnazjum katolickiego – zaczęła spotykać się z Dziewczynką z pierwszej klasy.

„Moja matka zna osiem języków, ale żadnego do kontaktu ze mną”

Akt oskarżenia, który wpłynął w tej sprawie do sądu w Białej Podlaskiej, podaje suche fakty: mając ukończone 16 lat doprowadziła nieletnią poniżej 15 roku życia do obcowania płciowego, częstowała narkotykami. Śledczy znaleźli zeszyt, w którym Dziewczynka notowała wskazówki, jakich przed przesłuchaniem udzielała jej Córka. Czyli cytaty dotyczące jej swobód obywatelskich, właściwą datę pierwszego seksu czy pytania, na które lepiej, żeby odpowiadała: nie wiem albo nie pamiętam.

System oparty na wyższości płynącej z wiedzy działał, bo śledczy – jak dziś mówią koleżanki Dziewczynki – nie wyciągnął z niej wszystkiego. System ochronił też Syna, który nie tylko kibicował miłości Córki i Dziewczynki, ale też chciał – chociaż pośrednio – w niej uczestniczyć.

Mniej więcej wtedy w rodzinie Syna doszło do tragedii: w tajemniczych okolicznościach zginął Dziadek. Były działacz partyjny (ponoć przed likwidacją lokalnych struktur PZPR, zamiast spalić, wyniósł z niej część teczek personalnych), po przemianach prowadził stacje paliw. Doskonale wiedział, jak obchodzić się z paliwem – ale zginął od wybuchu dwóch butli z gazem na działce. Rozszczelniły się jednocześnie, spłonął żywcem w lipcowy poranek. Prokurator nie wykluczył udziału osób trzecich, ale nie udało się znaleźć dowodów.

Nie wiadomo, czy i jak Syn przeżył śmierć Dziadka. Nie wiadomo, czy był z nim związany. Nigdy nikt nie słyszał, żeby o nim opowiadał. Nie mówił też o rodzicach. Czasem na swoim najnowszym ajfonie pokazywał zdjęcia psa.

Córka napisała w zeszycie, który miał pomóc w zeznaniach Dziewczynki: „moja matka zna osiem języków, ale żadnego do kontaktu ze mną”. System nadal trzymał się mocno, ale pojawiały się na nim pierwsze rysy.

Potem w mediach koledzy wykładowcy z uczelni w S. powiedzą, że są zdumieni taką oceną Matki. Ceniony starożytnik, autor błyskotliwej pracy habilitacyjnej, bywalec konferencji naukowych, łapała przecież z każdym wspólny język. Młodzież ją uwielbia, na wykładach są tłumy, wystarczy rzucić okiem na jej profil na FB: prawie sami studenci. Córki wśród znajomych brak, w zakładce „zdjęcia” – fotografie z życia uczelni i zdjęcia Czarnej Szmaty. Ale przecież, co zaznacza koleżanka z uczelni, Matka reagowała na każde wezwanie ze szkoły. Gnała, nie bacząc, czy chodzi o błahe rozmowy o tym, że Córka przeszkadza na lekcjach („widać wie więcej od nauczyciela”), pali papierosy w radiowęźle („a jej koledzy piją alkohol na wycieczkach”) czy jest nielubiana w klasie („jednostki wybitne często są nierozumiane”).

Kiedy Matka machnęła ręką na kolejną propozycję skierowania Córki do poradni pedagogicznej („jesteśmy przyjaciółkami, mówi mi wszystko, po co jej psycholog”), szkoła zaczęła ostrzegać rodziców, których dzieci niepokojąco się do niej zbliżały. Rodzice Syna również zostali o tym poinformowani. Ojciec zdecydował, że przejmuje kontrolę w miejsce Matki, która twierdziła, że inni wyolbrzymiają. Teraz on będzie nie tylko odbierać wszystkie sygnały z terenu, ale też decydować, z kim i jak może kontaktować się Syn. Ściągając go w razie konieczności poniżej pewnego poziomu. Kasy.

Zabijanie może być łatwiejsze, niż się wydaje

System zupełnie zaszwankował. Stworzyli więc własny. Nie było w nim miejsca na Córkę i Syna, tylko poetkę Marię Goniewicz i jej przyjaciela, „Bogów w zgiełku ludzkiej rzeczywistości”. W wierszach, które Córka pisała jako Goniewicz, wreszcie „odpowiednie osoby były w odpowiednim czasie” i poznała „odpowiedzi na wszystko”. Tomik „33” wydała sama, sprzedawała (po 30 zł) poprzez stronę na FB, na której przedstawia się jako bezczelnie młoda, bezczelnie zdolna. Sama też poszła do lokalnego portalu w B. i upomniała się o wywiad. Mówiła o wrażliwości, która jest jej przekleństwem, i pogardzie dla umysłowej hołoty.

Kiedy po raz kolejny Matka została wezwana do szkoły („uczennica wagaruje, ma zły wpływ na uczniów”) i po raz kolejny zamiast zmierzyć się z kłopotem przeniosła ją do innej szkoły, Poetka przestała w ogóle do niej chodzić. Szkoła nie była jej do niczego potrzebna: bo „dlaczego życie nie miałoby być poezją? Zacznijmy żyć wierszami!”. On przy każdym wpisie „bezczelnie młodej, bezczelnie zdolnej” podnosił do góry wirtualny kciuk. Nawet kiedy pisała, że zamiast chłopaków woli dziewczyny i koniecznie młodsze. Nigdy jednak nie dodał żadnego komentarza, nie umieścił emotikonu. Z nawyku nie zostawiał śladów. Wystarczało mu, że może słuchać takiej samej muzyki jak Poetka (James Blake, Death Grips), oglądać serial „Dziewczyny”, ustawić jako tapetę na swojej stronie na FB zdjęcie z „Pulp Fiction”, jednego z jej ulubionych filmów.

Tuż przed tamtą nocą oglądali dużo jej ulubionych, przesyconych przemocą filmów np. „American Psycho”. Początkowo tylko żartowali, że zabijanie może być łatwiejsze, niż się wydaje, ale przecież – przekonywała Poetka – w świecie, w którym ludzie wyrzucają z siebie słowa bez pokrycia, przynajmniej to, co oni mówią, powinno przekładać się na rzeczywistość. Tym różni się ich system od starego, szwankującego, w którym ugrzęzły dwie Matki i Ojciec. Którzy nie byli im już do niczego potrzebni.

Ci zaczęli wręcz przeszkadzać. Grozić aresztem domowym, szkołą w innym mieście, degradacją finansową. Jej Matka, uznali, była nieszkodliwa. Mimo to w pewnym stopniu winna. Dlatego kilka dni przed tamtą nocą na profilu Poetki pojawiło się zdjęcie Czarnej Szmaty. W worku tuż przed wyrzuceniem z okna.

Z każdym ciosem czuła się szczęśliwsza, spokojniejsza

Kiedy kilkanaście godzin po odkryciu ciał Matki i Ojca przyznali się do morderstwa, Córka mówiła, że nie spieszyli się. Zabijanie, nazywane przez nią robotą, faktycznie było proste, ale też – co stało się jej własnym odkryciem – sprawiało przyjemność. Z każdym ciosem czuła się szczęśliwsza, spokojniejsza. Syn, który jak zawsze nie okazywał emocji, był jeszcze bardziej pedantyczny i dokładny niż na co dzień. Zamknął psa, żeby nie obudził rodziców, założył fartuch, lateksowe rękawiczki. Nie chciał, jak zwykle, zostawić śladów. Zaatakowali śpiących (pierwszy cios Ojcu zadała Córka), potem, kiedy Matka usiłowała uciec, Syn wciągnął ją do domu. „Do popełnienia zbrodni wykorzystali trzy noże, którymi zadali kilkanaście ciosów” – mówiła potem rzeczniczka lubelskiej prokuratury. A policjanci, którzy byli na miejscu, dodawali nieoficjalnie, że Matka i Ojciec musieli wiedzieć, kto ich zabija. I że dla Córki to akurat było powodem do satysfakcji. Syn na pogrzeb rodziców, mimo że mógł, nie chciał przyjechać, mówiąc, że woli czytać książki przygodowe i grać w szachy.

Babka i Matka usłyszały od mieszkańców B., że lepiej, żeby nie wychodziły z domów, bo czeka je lincz. Ale na stronie Goniewicz jest już około 7 tys. lajków. Tomik „33” można kupić na Allegro za 300 zł i jego cena wciąż idzie do góry.

Polityka 2.2015 (2991) z dnia 06.01.2015; Społeczeństwo; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Wychowani mordercy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną