Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Kraj jaj

Demokracja po polsku

Janusz Korwin-Mikke w pilotce i z muszką Janusz Korwin-Mikke w pilotce i z muszką Stefan Maszewski / Reporter
Polacy – znani z rekordowej na świecie nieufności wobec polityków – partie polityczne mają dziś w mniejszym poważaniu niż np. Irakijczycy. Ponad połowa młodzieży deklaruje nikłe bądź żadne zainteresowanie polityką. Skąd się w nas to bierze?
Politycy walczą zażarcie o rozpoznawalność i uwagę, media – o poczytność i oglądalność.godlesso/Flickr CC by SA Politycy walczą zażarcie o rozpoznawalność i uwagę, media – o poczytność i oglądalność.
Zdaniem prof. Krystyny Szafraniec nie jest tak, by młodzież była politycznie bierna, przeciwnie – jest ona bardziej wymagająca wobec instytucji publicznych, bardziej wobec nich krytyczna.Piotr Drabik/Flickr CC by SA Zdaniem prof. Krystyny Szafraniec nie jest tak, by młodzież była politycznie bierna, przeciwnie – jest ona bardziej wymagająca wobec instytucji publicznych, bardziej wobec nich krytyczna.

W Zielonej Górze jest jednoosobowa Rada Miejska. Pada mętne wyjaśnienie, że to chwilowe rozwiązanie spowodowane przyłączeniem do miasta nowej gminy. Ale nie w tym rzecz. W pustej sali obrad siedzi ta rada w osobie przewodniczącego z dziwną miną i zarządza głosowanie. Ewidentnie podpuszcza go rozchichotany reporter telewizyjnego serwisu informacyjnego.

Jeden z tabloidów proponuje „świetną zabawę” – ubierzmy Annę Grodzką na kampanię prezydencką. W ogóle kampania dostarcza niezliczonych powodów do zabawy. Grodzkiej wręczono maszynkę do golenia. Korwin-Mikke wysiada ze swego samolotu na jakimś polu, kamery dorwały go w komicznym zestawieniu pilotka plus muszka; co gada – nieistotne. Duda otworzył kram z cenami w euro. Bronkobusa zbombardowano jajami. „Jaja w kraju niewyjęte” – jak śpiewał Jacek Kaczmarski w „Świadectwie” , gorzko-sarkastycznym songu, opisującym stan wojenny.

Ton „niewyjętych jaj” króluje dziś w opowieści o polityce, jaką serwują Polakom główne serwisy informacyjne w telewizji i internecie, sztaby wyborcze oraz sami politycy. Jaja albo afera – te dwa kryteria decydują o przedostaniu się wiadomości na czołówki; można odnieść wrażenie, że w tych dwóch stylach przedstawiany jest obraz polskiej demokracji. Obraz żałosnego, pokracznego, tragikomicznego, momentami obrzydliwego widowiska.

Według badaczy społecznych to media kształtują dziś „podstawową mapę poznawczą jednostki”. Analiza nieprzerwanej lawiny informacji jest – powiadają – zbyt kosztowna poznawczo. Więc z psychologicznej oszczędności człowiek poddaje się sugerowanym emocjom i gotowym ocenom. Prof. Iwona Jakubowska-Branicka z UW przekonuje, że medialna opowieść o rzeczywistości, która zawsze jest zarazem jej interpretacją, wpływa potężnie nie tylko na to, co ludzie myślą o rzeczywistości – w ogromnej mierze kształtuje rzeczywistość. Media dostarczają człowiekowi języka, czyli narzędzia, którym myśli.

Polacy, jak wynika z kilku świeżych badań społecznych, myślą o demokracji coraz gorzej. Wbrew autostereotypom o szlacheckim, wyssanym z mlekiem matki republikanizmie i krzepkości zmian politycznych po 1989 r. – coraz mniej Polaków w demokrację w ogóle wierzy.

Rekord nieufności

Z badań World Values Survey z lat 2010–14 (objęto nimi 59 krajów) wynika, że bijemy się o rekord świata, jeśli chodzi o nieufność wobec polityków. Faktem jest, że kryzys zaufania dotknął polityków na całym świecie. Ale co innego ten czy inny polityk, a nawet klasa polityczna, a co innego instytucje polityczne. Wszędzie wskaźniki zaufania do parlamentu, rządu czy administracji państwowej są znacznie wyższe niż te dotyczące generalnie polityków. Np. aż 72 proc. Estończyków ufa swoim urzędnikom, takie same odczucia ma 62 proc. Szwedów, 55 proc. Niemców i 46 proc. Amerykanów. I 21 proc. Polaków. Rekordowo mało, oczywiście.

Od lat polska uogólniona nieufność społeczna (wyrażająca się przekonaniem, że obcych ludzi należy raczej traktować podejrzliwie) jest przedmiotem dziesiątków analiz. Prof. Piotr Sztompka, badacz, który książką „Zaufanie społeczne. Fundament społeczeństwa” wprowadził to kluczowe pojęcie do dyskusji o Polsce, pisze: „Zaufanie niszczą pojedyncze zdarzenia historyczne: skandale polityczne, wykrycie korupcji na masową skalę, afery gospodarcze, nadużycia władzy, kompromitacja autorytetów”. Można się dziś zastanawiać, jak dewastujący wpływ na zaufanie ma owa medialna „kultura jaja”. No bo jak można ufać prezydentowi, o którego wizycie w Japonii dowiedzieliśmy się tyle, że się powygłupiał, zwracając się do swojego głównego doradcy per szogunie.

Najgorzej jest z zaufaniem do partii politycznych – we wspomnianych międzynarodowych badaniach w Polsce wyraziło je tylko 8 proc. respondentów. Mniej niż w Iraku (12 proc.) i tylko nieznacznie więcej niż w Libii (7 proc.), krajach, które mają nieporównanie większe problemy z demokracją niż my. W Europie za nami są już tylko Słoweńcy (3,5 proc.).

Rekord nieobecności

Polskie partie są najmniej liczne w UE w proporcji do liczby obywateli: należy do nich 0,03 proc. Polaków (w pierwszej w tym rankingu Austrii – 17 proc.). Sześć głównych ugrupowań podaje dane, z których wynikałoby, że liczą łącznie 233 tys. członków. Lecz wedle tych samych danych składki płaci ledwie 80 tys.

Psycholog polityki prof. Krystyna Skarżyńska zbadała, że ludzi wstępujących dziś do jakichkolwiek partii łączą nie tyle wspólne cele, ile względy temperamentalne. Coraz częściej zapisują się do nich osoby, które nie tylko nie interesują się demokracją, ale wręcz są jej przeciwnikami. „To jest problem, bo demokrację budują antydemokraci” – ostrzegała podczas debaty Fundacji Batorego.

W badaniu Polskiego Generalnego Studium Wyborczego 20 proc. ankietowanych chciałoby zakazu istnienia którejś partii na polskiej scenie politycznej (najwięcej – delegalizacji PiS – 9 proc., PO – 3 proc.). Zdaniem socjologa prof. Jacka Raciborskiego najbardziej niepokojący jest jednak inny wynik studium: aż 41 proc. badanych akceptuje koncepcję, że byłoby najlepiej, gdyby w Polsce istniała jedna sprawna partia! Ten „resentyment do partii politycznych w ogóle” jest kolejnym polskim smutnym fenomenem.

Owszem, można zastanawiać się nad paradoksem, że w kraju, który obalił komunizm, nieomal połowa obywateli tęskni za monopartią, ale też obecne partie (coraz bardziej wodzowskie, coraz bardziej fasadowo traktujące swoje demokratyczne statuty) same podkładają się „medialnej kulturze jaj”. O życiu wewnątrzpartyjnym publiczność dowiaduje się przy okazji potajemnie sfilmowanego wyjazdowego pijaństwa. Wie o nim tyle, że to nieustające zabiegi o łaski wodza i wojny kolesiowskich frakcji. Jak obywatel może traktować poważnie instytucje partii politycznej, jeśli rozpad powstałego ledwie cztery lata temu fenomenu Ruchu Palikota (10 proc. w wyborach parlamentarnych z 2011 r.) jest relacjonowany niczym żałosna operetka w odcinkach. Bo tak też się odbywa.

Truizmem jest, że formalne wymogi, by ustrój danego państwa uznać za demokratyczny, są w istocie niewielkie: wielopartyjność, wolne wybory i trójpodział władzy. Weźmy więc kolejny z tych filarów: wybory. Można by się spodziewać, że przynajmniej ci, którzy idą w Polsce głosować, wierzą w ich sens. Tymczasem, jak pisze cytowany już prof. Raciborski, wśród tych, którzy idą do urn, odkrywamy takie oto poglądy: 52 proc. w tej grupie akceptuje tezę, że „wybory są grą pozorów i mydleniem oczu”, a 33 proc., że „są one stratą czasu obywateli i państwowych pieniędzy”. Dominującym rysem grupy aktywnych wyborczo Polaków jest rytualizm – wyjaśnia prof. Raciborski. „Ich uczestnictwo nie wynika z akceptacji wartości i postulatów demokracji. Podobnie tylko połowa nieuczestniczących w wyborach dysponuje jakimś „ideowym” uzasadnieniem takiego zachowania. Pozostali w mniejszym lub większym stopniu uznają „sens wyborów”.

W tej dość schizofrenicznej sytuacji i tak jest dziwne, że frekwencja wyborcza w Polsce nie leci na łeb na szyję, tylko waha się w granicach od 64,7 proc. w wyborach prezydenckich z 1995 r. do 23,8 proc. w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. (udało się nie pobić rekordu – znaleźliśmy się w UE na czwartym miejscu od końca). Jaka będzie w tegorocznym dwuboju prezydenckim i parlamentarnym po ubiegłorocznych wyborach do samorządu terytorialnego, gdy „kultura jaj” szczytowała? Gdy dzień i noc przez kilkanaście dni z sadystyczną uciechą przyłapywano na technologicznej ignorancji i nieudolności wiekowych sędziów z Państwowej Komisji Wyborczej?

Rekord obojętności

Regularne badania CBOS dotyczące stosunku do polityki wśród najmłodszych obywateli (bada się uczniów ostatnich klas liceów, techników i zasadniczych szkół zawodowych) przynoszą kolejne smutne rekordy. 10 lat temu nikłe zainteresowanie polityką deklarowało 18 proc. polskich nastolatków, a 13 proc. żadnego; teraz 24 proc. wyznaje nikłe, a 31 proc. żadnego. Trzy czwarte nie wie, czy ma jakieś poglądy polityczne (6 proc. uważa, że lewicowe, 8 proc. centrowe, 14 proc. prawicowe). Dziewięciu na dziesięciu jest przekonanych, że politycy, niezależnie od swoich publicznych deklaracji, dbają jedynie o swoje kariery.

O zainteresowaniach i poglądach młodzieży decyduje w pewnej mierze treść przekazu telewizyjnego, ale współcześnie przede wszystkim internet, a tam „kultura jaj” jest stylem obowiązkowym. Prof. Krystyna Szafraniec z UMK, autorka opracowania „Dojrzewający obywatele dojrzewającej demokracji”, postawiła takie pytania: Czy młodzi Polacy rozumieją powody, dla których ich decyzje i plany życiowe czasami zawodzą? Kogo obwiniają – siebie, czasy, w których żyją, czy system? Metodą badawczą była m.in. analiza postów, jakie pojawiają się po wyborach. „Wykazały – konkluduje prof. Szafraniec – jak silne jest wśród młodzieży uproszczone wyobrażenie rzeczywistości – gdzie coś się dzieje »po prostu« lub jest zwyczajnie zależne od woli polityków. Fora internetowe i ruchy społeczne o dużej wyrazistości stają się ważnymi edukatorami młodzieży, która szuka dziś sposobu nazywania rzeczy po swojemu, nie ufa politykom i nie ufa mediom mainstreamowym. Konwencjonalna demokracja w odczuciu młodzieży zużywa się”.

Jej zdaniem – trochę wbrew sondażowym deklaracjom – nie jest tak, by młodzież była politycznie bierna, przeciwnie – jest ona bardziej wymagająca wobec instytucji publicznych, bardziej wobec nich krytyczna, szybciej dostrzega ich nieudolność czy anachroniczność. Badaczka zauważa też jednak, że młodzi powielają nawyki obecne w większości polskich rodzin: narzekania, biadolenia, oskarżania i nadmiernej wiary w magię politycznego sprawstwa. I ulegają „retoryce natychmiastowości, sensacji i histerii stosowanej przez media”.

Szklanka coraz pustsza

Retoryka ta, oczywiście, nie jest ani nowym zjawiskiem, ani polską osobliwością. „Jednym z głównych czynników decydujących o tym, które wiadomości trafią do dziennika, jest ich wartość widowiskowa” – pisze od dawna klasyk psychologii społecznej Elliot Aronson. Ale u nas ta reguła może przynieść smutne skutki szybciej, niż można przypuszczać. Byłoby histerią twierdzić, że w Polsce już jest grunt pod jakiś rodzaj rządów autorytarnych. Cokolwiek powiedzieć, szklanka jest do połowy pełna – 62 proc. Polaków wierzy, że demokracja ma przewagę nad wszelkimi innymi ustrojami (CBOS, 2013 r.). Ale z roku na rok o jakieś 3 proc. ubywa tych wierzących. O wyższości rządów autorytarnych nad demokracją przekonany jest już co czwarty z nas. Tylko co trzeci Polak uważa, że rozwój demokracji jest pożądany we wszystkich państwach – 10 lat temu sądziła tak połowa. Między 2011 a 2013 r. o 11 punktów procentowych wzrosła liczba niezadowolonych ze sposobu funkcjonowania demokracji w naszym kraju (do 58 proc.). Chciałoby się powiedzieć, że coraz więcej osób ma dość „tych jaj”.

Co skłania media, by sycić niezadowolenie? Są oczywiście takie, których autorzy należą do ćwierci społeczeństwa uważającej rządy autorytarne za lepsze od demokratycznych. Ale robią to też media nazywane mainstreamowymi, które z pewnością oburzyłyby się na przypisywanie im antydemokratycznych intencji. Dlaczego politycy stali się niewolnikami spin doktorów i fachowców od marketingu, którzy czynią z nich celebryckie kukły, a z debaty politycznej brutalny ring? Tabloid używa sobie na emploi polityczki, która miała szansę zrobić rewolucję w polskiej obyczajowości, ale ona z radością się zwierza, że zamówiła sobie u projektanta „śliczną niebieską sukienkę z żakiecikiem” na kampanię i wierzy, że przeniesie jej ta kreacja szczęście. Liczy na sympatię, nie dostrzega swej śmieszności?

Politycy walczą zażarcie o rozpoznawalność i uwagę, media – o poczytność i oglądalność. Jednych i drugich łączy przekonanie, że skuteczne jest już wyłącznie odwołanie się do ludzkich emocji. Mało kto próbuje zdziałać cokolwiek na mapach poznawczych odbiorców, nieomal wszyscy – pobudzić „uczucia powstające najczęściej pod wpływem silnych bodźców zewnętrznych, działające nagle, posiadające wyraźny komponent fizjologiczny i ograniczające racjonalność działania” (to bodaj najprostsza z dziesiątków psychologicznych definicji pojęcia emocji).

Wybierzemy dla rozrywki

Jakimi więc emocjami najłatwiej się posłużyć? Patent jest prosty: ludzie mają jakieś postawy, a określone emocje są w stanie ich w tym umacniać. Schlebiać, potwierdzać ich słuszność. Na nieufnych najskuteczniej podziała oburzenie (grzanie w nieskończoność starej afery, a najlepiej jakaś nowa), na nieobecnych – zniesmaczenie (lapsus, kolejna gafa marszałka Sejmu, rozróba wewnątrzpartyjna), na obojętnych – rozbawienie.

Prof. Skarżyńska obrazuje, jak rozczarowany, zwłaszcza młody, elektorat tę „potrzebę jaj” przekłada na preferencje wyborcze: – Władza nas tak urządziła, to my jej odpłacimy pięknym za nadobne i sobie wybierzemy kogoś spoza establishmentu. On po prostu będzie rozrywkowy. Uleganie specjalistom od reklamy i marketingu politycznego doprowadziło do tego, że większość publiczności patrzy na scenę polityczną jak na prawdziwą, choć kiepską scenę. Bo ci aktorzy raczej są marni, często komediowi. Pytam niekiedy młodych ludzi: po co są politycy? Odpowiadają: dla rozrywki. I wybiera się tych, co to mogą jej dostarczyć. Niczego innego się od nich nie oczekuje.

Elektroniczne wersje tabloidów w jednym dziale serwują wiadomości z show-biznesu i polityki. W telewizyjnych serwisach przed obowiązkowym „jajecznym felietonem na koniec” w rodzaju tego z Zielonej Góry, obrazu dnia dopełnia kilka czarnych kresek, ot, jednego dnia gdzieś oddali dziecko rodzicom zastępczym do adopcji i oni je zabili, drugiego – nie oddali na czas i biologiczni rodzice zabili. Bez niuansów, bez tłumaczenia prawa, systemu, mechanizmów społecznych.

Prof. Krystyna Szafraniec we wspomnianym opracowaniu pisze tylko o młodzieży, ale wnioski wydają się odnosić do ogromnej części dorosłego społeczeństwa. Twierdzi, że główny polski problem leży w niedostatkach edukacji obywatelskiej. Bynajmniej nie w szkolnych lekcjach czy patriotycznych rytuałach. „Chodzi o wykorzystanie każdej okazji do szeroko rozumianej społecznej i obywatelskiej alfabetyzacji. Nauki czytania i rozumienia procesów społecznych jako bardzo złożonych, gdzie nic – poza kataklizmami – nie dzieje się nagle, choć bardzo wiele dzięki codziennej aktywności ludzi”.

Z przytoczonych badań i sondaży wynika, że jeśli czymś polska demokracja jest dziś zagrożona, to karykaturalnością, słabością, chorobliwym dystansowaniem się obywateli od instytucji publicznych, takim układaniem sobie życia, by odbywało się ono jeśli nie przeciw państwu, to obok niego. Mamy ten model w swej historii przećwiczony nie krócej niż republikanizm.

Niedawno przez serwisy informacyjne przemknęła wiadomość (wesoły felieton na koniec), że Polacy szybko awansują w rankingu najszczęśliwszych narodów Europy. Najpierw zapytano, z czego ten stan wynika, Duńczyka, reprezentanta najszczęśliwszego kraju w Europie. „Bo mamy bardzo dobre państwo” – opowiedział. Indagowani Polacy i Polki mówili o sprawach prywatnych. Widzów Duńczyk zapewne rozbawił: jaja sobie robi czy co?

Polityka 14.2015 (3003) z dnia 30.03.2015; Temat na Święta; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Kraj jaj"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną