Nowy system został oparty na słusznych przesłankach: nie każdy, kto formalnie zarejestrował się w urzędzie pracy, potrzebuje tego samego wsparcia. Niektórzy nie szukają niczego poza ubezpieczeniem zdrowotnym. Inni potrzebują, w pierwszej kolejności, szkolenia czy dotowanego stażu, ponieważ wypadli z rynku pracy. Wreszcie, są też tacy, którzy mogą i chcą podjąć pracę od ręki. Rozróżnienie tych potrzeb i odpowiednie dopasowanie oferty, jaką może zaproponować bezrobotnemu urząd pracy, ma sens. Problem zaczyna się w praktyce: kto i na jakiej podstawie powinien tego rozróżnienia dokonać?
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej postawiło na dane i profilujący algorytm. Urzędnicy zostali wyposażeni w podręcznik ze szczegółowymi wytycznymi, jak przeprowadzić wywiad i zebrać potrzebne informacje, oraz program komputerowy, który na tej podstawie podpowiada, do której kategorii należy zaliczyć konkretnego człowieka.
Z podręcznika przygotowanego przez ministerstwo dla przeprowadzających wywiad urzędników wynika, że do trzeciej kategorii (najgorzej rokującej z perspektywy zatrudnienia) powinny trafiać w szczególności osoby, które pracują w tzw. szarej strefie, zamieszkałe w miejscowościach „niekorzystnie ulokowanych względem rynku pracy”, sprawujące stałą opiekę (np. nad niepełnosprawnymi dziećmi), kobiety wychowujące dzieci i prowadzące gospodarstwo domowe, osoby samotne, bez wsparcia w rodzinie, które borykają się z niepełnosprawnością. Jeśli w trakcie wywiadu bezrobotny ujawni jedną z tych cech, algorytm – jak można przypuszczać – zasugeruje przyporządkowanie do trzeciej kategorii. Tak ustrukturyzowany wywiad pomija szczególne okoliczności i charakterystykę konkretnej osoby – np.