Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Zero koma zero

Wsie prawie bez dzieci

Daria z tatą. To jedyne dziecko, które urodziło się w zeszłym roku w ich wsi. Daria z tatą. To jedyne dziecko, które urodziło się w zeszłym roku w ich wsi. Michał Kość / Agencja Wschód
W tym roku w całej gminie Dubicze Cerkiewne urodziło się jedno dziecko. A w gnieździe przed urzędem padły wszystkie młode bociany.
Gdyby nie dzieci z eksportu to już całkiem Dubicze byłyby statystycznie pogrążone. A tak to przynajmniej ratują się dziećmi, które w gminie nie mieszkają, ale jeszcze zameldowanie tutaj mają.Michał Kość/Agencja Wschód Gdyby nie dzieci z eksportu to już całkiem Dubicze byłyby statystycznie pogrążone. A tak to przynajmniej ratują się dziećmi, które w gminie nie mieszkają, ale jeszcze zameldowanie tutaj mają.

Jan Mikołaj przeszedł na świat 21 stycznia tego roku. Dziecko urodziło się w środę. Było o czym gadać do piątku. Nawet dłużej temat pociągnąć, skoro sprawa ma podłoże społeczno-zawodowe. Przy takiej krzywej urodzeń to urzędnicy nijak do emerytury na urzędzie nie dociągną. Wójt już otwarcie mówi, że gminę trzeba będzie zamykać. Jego samego już dotknęły globalne procesy. Studia kończy na prywatnej uczelni. Szkoła na tym niżu ledwo zipie i nie wiadomo, czy jej nie zamkną z braku kandydatów. I jeszcze symbolicznie gmina została pokarana. W bocianim gnieździe przez urzędem padł cały miot. Wójt 34 lata tu przepracował, a takiego przypadku jeszcze nie było.

Lena i Helena

W Dubiczach spytasz o Grabowiec, a ludzie powiedzą, że na Chiny to najlepiej do drogi wojewódzkiej i odbić po znaku. Ciężko z tymi Chinami się połapać w teraźniejszej rzeczywistości. Ale jeszcze 20 lat temu tak na wieś mówili, bo rocznie i 150 dzieci się tam rodziło. U samych J. dwanaścioro było. Choć się nie zapowiadało, bo ona już była w latach, a on głuchoniemy. Przy kopaniu ziemniaków ich wyswatali. Nawet się specjalnie wcześnie nie znali. I tak poszło. Ale teraz czasy inne. Kapryśne. Każdy by chciał tylko bogatego, jakiegoś lepszego. A przecież tych lepszych dla wszystkich nie nastarczysz. No i jest, co jest. Z całej tej dwunastki tylko trzydzieścioro wnucząt. Na szczęście czworo przy sobie.

Rodziną J. – kolejnym pokoleniem – gmina chętnie się chwali, bo nie tylko liczna, ale i oficjalnie zakorzeniona. Wyjeżdżać nie chcą. Specjalnie też nie narzekają, bo w zaradności wytrenowani. Ona przy czwórce dzieci. A on weekendowo obecny. Polskę buduje. Głównie Warszawę. Swoją firmę mają. Żyją godnie. Model wielodzietny im się podoba, choć po koleżankach widać, że to niemodne. Nie aspiracyjne. Po świecie się rozjechały za szczęściem. Dziecko w tym szukaniu nie pomaga. Musi zaczekać. No i można z tym czekaniem przesadzić.

J. na gminę się nie oglądają. Państwo też niewiele miało im do zaoferowania. Ostatnio na próbę ściągnęli wnioski o Kartę Dużej Rodziny. Po muzeach nie chodzą. Zniżki na PKP to dobry pomysł, ale u nich w gminie po kolei zostały tylko tory i wspomnienia. Za to w sklepach mają być jakieś zniżki. Zobaczą, może tym razem się to do czegoś przyda.

Raczej trudno się spodziewać, że swoim przykładem porwą innych mieszkańców wsi, bo nie bardzo jest już kogo porywać. W 1981 r. w gminie mieszkało 3,7 tys. osób. Dwa lata temu już połowa tego. Ale jak zaczęło się porządne liczenie pod ustawę śmieciową, to znów gmina się skurczyła. Stan faktyczny to 1 tys. 350 osób i średnia wieku na poziomie 60 lat. No i właściwie zerowa dzietność.

Gdyby nie dzieci z eksportu to już całkiem Dubicze byłyby statystycznie pogrążone. A tak to przynajmniej ratują się dziećmi, które w gminie nie mieszkają, ale jeszcze zameldowanie tutaj mają. Ale i te dzieci się kończą. W tym roku przybyła tylko Helenka, wnuczka batiuszki. Wygląda na to, że Dubicze idą na absolutny rekord. Choć już w zeszłym roku były gminą, w której według Ministerstwa Spraw Wewnętrznych urodziło się najmniej dzieci w całej Polsce. Konkretnie sześcioro. A i to liczba zawyżona, bo dwójka to w gminie jest tylko na papierze. W innych gminach też nie jest różowo. W gminie Krynica Morska mieli w zeszłym roku siedem zarejestrowanych dzieci. W Szulborzu Wielkim 11. Na prawie 2,5 tys. gmin w Polsce w miarę stabilną dzietność zachowuje te 300 miejskich. Co i tak niczego nie zmienia, bo pożądany, czyli dający odtwarzalność pokoleń, współczynnik 2100 urodzonych dzieci na tysiąc kobiet, straciliśmy już w 1988 r. Od tamtego czasu przyjęto nawet kilka rządowych dokumentów, które miały temu zapobiec. Ale widocznie nikt nie poinformował o tym ministra finansów, bo pieniądze za hasłami nie poszły.

Słabe strony mocnych stron

W gminie Dubicze Cerkiewne problem również został zauważony na poziomie władz. Ale dynamika działań była podobna do tej ze szczebla centralnego. W 2000 r. opracowano stosowną strategię rozwoju. Za pomocą nowoczesnego narzędzia zarządzającego w postaci analizy SWOT zbadano słabe i mocne strony gminy. I osiągnięto idealny balans, zrównoważoną ilość stron słabych i mocnych. Konkretnie po 12 z każdej strony. Na papierze sprawa nie wyglądała tak beznadziejnie. Chociaż już wtedy w gminie umierało pięć razy więcej ludzi, niż się rodziło.

Po stronie zagrożeń odnotowano wyraźny spadek liczby mieszkańców w latach 2007–2013. W katalogu słabych stron był to punkt dziesiąty. Tuż przed nim wymieniany był niski poziom skanalizowania. Dziś, po 15 latach, można spokojnie powiedzieć, że z problemem skanalizowania gmina poradziła sobie niemal wzorcowo. W sąsiedniej Orli mają co prawda fabrykę produkującą dla Ikei, ale z kanalizacją są głęboko do tyłu.

Udało się również uporać z zagrożeniem numer sześć – relatywnie wysoki wskaźnik niezatrzymanych zanieczyszczeń powietrza, bo w międzyczasie z gminy ubył prawie tysiąc osób. Większość wyemigrowała za pracą. A to oznacza ok. 300 nieczynnych kominów. We wsi Jakubowo na pięć domów zamieszkany jest tylko jeden. I to przez jednego człowieka. On w mieście już żyć nie może, bo za głośno. A z kolei jego żona narzeka na panującą na wsi ciszę. Żyją na dwa domy: na wsi i w mieście. Od tego roku już całkiem we wsi sam został, bo po raz pierwszy gniazda nie zasiedliły bociany. Niby symbolicznie, ale sprawa ma podłoże naukowe. Na pozarastanych łąkach bocian nie ma jak żerować.

Wójt gminy Leon Małaszewski mówi, że z trendami to i Herkules nie wygra. A trend jest taki, że ludzie gonią za pracą i komfortem. A w gminie nie ma ani jednego, ani drugiego. Ludzie chcą żyć po miastowemu. I tak gwoli uczciwości to on to rozumie, bo sam w pobliskiej Hajnówce mieszka. I sekretarz gminy też tam mieszka. Tylko przewodniczący rady gminy się broni. Ale to nadleśniczy, to wiadomo, że przy lesie żyć musi. Zresztą łatwo przez to nie ma. Najstarsza córka mu się buntuje, do Hajnówki chce się przeprowadzać. Głównie przez brak internetu. Mówi, że nie ma jak lekcji odrobić, bo teraz wszystko w sieci, a nie w książkach. Wójt się broni, że są projekty. Tylko środków nie ma.

Tuż przy samym urzędzie, w pasie drogi wojewódzkiej, położony jest co prawda światłowód i byłby internet jak marzenie. Ale zarządca drogi samych podatków za ten kabel nalicza 12 mln rocznie. A cały budżet gminy to pięć milionów. Strach się podłączać, bo już całkiem by ten internet gminę finansowo pogrążył. Zresztą starym niepotrzebny. A młodzi już dawno zagłosowali nogami. Trzeba było działać wcześniej. Tak na oko wójta jakieś 30 lat temu. Śmiało w przyszłość patrzeć i oprzeć gminę na jakimś przemyśle albo coś. Ale wyobraźni zabrakło. I to na różnych szczeblach. Zresztą i narzędzi nie było. Czego się nie dotkniesz, to kosztuje.

Sekretarza gminy Mikołaja Ławrynowicza boli z kolei, że mają ręce urzędowo skrępowane. Na przykład w kwestii pracowników socjalnych. Ustawowo w gminie ma być trzech. I jeszcze czwarty do nadzoru tych trzech. A u nich roboty jest dla góra dwóch. Nie udźwignie gmina takiego ciężaru. Przed dodatkowym zatrudnianiem wójt broni się obiegiem pism. Od pięciu lat te pisma krążą pomiędzy nim a marszałkiem i jakoś szczęśliwie na razie się udaje. Ale obowiązków przybywa. I miejsca na wizjonerstwo za dużo nie zostaje. Modele się już wyczerpały.

Sekretarz Ławrynowicz pamięta, że jeszcze kilka lat temu śmielej poszukiwali rozwiązań. Pod rynek się próbowali dostosować. Turystykę rozkręcać. Tym bardziej że baza była. Po zamkniętej tysiąclatce we wsi Starzyna otworzyli ośrodek wypoczynkowy. Kusili cenami. Ale i inne walory podkreślali. Może trochę na wyrost, bo kolonia z Łodzi przyjechała i od razu z awanturą, że basen miał być, a nie ma. Tłumaczyli cierpliwie, że basen jest, tylko wody nie ma. Mogą nalać, tylko i tak zaraz zamarznie, bo basen odkryty, a przecież jest zima. Na szczęście z telefonem też był kłopot, boby wszystkie te dzieci pouciekały. A tak sekretarz został rzucony na front animacji. Pozbierał z terenu szachy i ducha rywalizacji w dzieciach zaczął kształtować. O efektach trudno mówić, bo więcej tych dzieci już nie zobaczyli.

Na swoje usprawiedliwienie mają, że i inni na tej turystyce polegli. W 1998 r. jedną ze szkół przekazali parafii prawosławnej pod wezwaniem Archanioła Michała. Plany były ambitne. Skoro gmina w 100 proc. niemal prawosławna, a w całej Polsce żyje ponad 200 tys. prawosławnych. To wystarczy, że procencik do nich przyjedzie i już będą mieli ruch w interesie. No i po dziesięciu latach parafia szkołę gminie oddała. Można powiedzieć, że nieużywaną.

Skansen

Batiuszka Sławomir Awksietijuk swój wkład w dzietność gminy ma, bo z żoną mają dwoje dzieci. Nawet wnuczkę w gminie zarejestrował. Ale dzieci już zadomowione w stolicy i na ich powrót nie ma co liczyć. Nowocześnie żyją. Sam ksiądz z trendami poszedł. Biega, pływa, parę kilogramów zrzucił. Starsze parafianki mówią, że to wstyd dla wsi, że batiuszka taki chudy. Widać nie dbają o niego. Ale on cierpliwie tłumaczy, że co dla zdrowia, to i Bogu miłe.

O dzietności w czasie kolędy niejedną rozmowę przeprowadził. Widzi ludzkie rozterki i lęki. Głównie lęki. Niby 30 lat temu ludzie ciężej żyli. Ale skoro wszystkim ciężko było, to po co się miał kto zastanawiać, czy jemu lżej bez dziecka będzie. Perspektyw nie było. A teraz wszystko niby perspektywiczne i ludzie tak za tymi perspektywami gonią, że na nic już czasu nie starcza. Są i inne lęki, np. że się nie wykształci dziecka. A nie wykształcisz, znaczy się krzywdę mu życiową wyrządzisz. Kiedyś na studia mało kto szedł. A teraz mało kto nie idzie. Czasem nie bardzo wiadomo po co. Ale idą.

Jako kapłan wie, że na motywację w kwestii posiadania dzieci trzeba wpływać umiejętnie, bo jak mądrze odpowiedzieć na pytanie: a po co mi dzieci? Samym dogmatem sprawy się nie załatwi. Wychował dwoje. Wie, że łatwo nie jest. Trzeba tłumaczyć, jasne strony wskazywać. Ale też argumentów zewnętrznych za dużo nie ma. Ludzie w parafii nawet wzdychają, że u Łukaszenki mają łatwiej, bo tam czwórka dzieci i, bach, państwo za darmo plac pod dom daje. Albo w spłacie kredytu za mieszkanie pomoże. Niby że bieda, a pomagają. A tu pięć kilometrów dalej Polska, Unia Europejska i nie ma pomocy. Lista problemów jest długa. Nierozwiązywalna, bo już na wszystko raczej za późno. W tym roku batiuszka jeszcze ani jednego ślubu nie udzielił. W zeszłym były dwa. Wszystkie spoza parafii. Tu ślub brali, bo batiuszka pięknie i mądrze kazania mówi. Okolica ładna. Trochę jak skansen. Tylko że z żywymi ludźmi.

Ksiądz Awksietijuk z racji powołania potrafi też na sprawę szerzej popatrzeć. Dubicze od reszty Polski przecież specjalnie się nie różnią. Takie same lęki ludzie tu i gdzie indziej mają. Takie same aspiracje. To już nie te czasy, że na wsi się inaczej myślało. Jedni i drudzy lepiej dla swoich chcą. Wygodniej. Może i egoizmu w tym jest więcej. Trudno polemizować. Tu mało i tam mało dzieci. A bez dzieci człowiekowi trudno. Gubi się łatwo. Nawet z czystej ekonomii sprawa powinna być państwowa. Ale tu ksiądz się już dalej nie zapuszcza, bo nie od polityki jest, ale od duszy.

Włączenie polityki prokreacyjnej

Władze gminy przygaszone, bo im mniej ludzi, tym więcej problemów. Paradoksalnie. Na przykład ze szkołą. Kiedyś ich w gminie było osiem. Sześć z pełnymi klasami. Dwie niepełne. Inna sprawa, że klasy bywały łączone. Poziom nie zawsze najwyższy. Jednak obowiązek edukacyjny się realizowało. Teraz coraz trudniej. Szkoły pozamykali. Jedną tylko zostawili. Nie było innego wyjścia, skoro mieli i takie szkoły, które się całe w jednym autobusie mieściły. Ostatnio i z tą jedną kłopot. Dyrektorkę świetną mieli. Ozdoba gminy. Ale właśnie odchodzi. Konkurs w Hajnówce wygrała. Perspektywicznie, bo kto wie, ile ich szkoła jeszcze pociągnie. W szkole podstawowej mają 60 dzieci. W gimnazjum 31. Jakiś czas temu szkołę połączyli jeszcze z przedszkolem. Tam mają 15 dzieci. Razem trzycyfrowy wynik. I nad nim wiszą ciemne chmury. Rodzina C. na przykład w zeszłym roku powiększyła się o Darię. Piękne dziecko. Co z tego, skoro jedyne małe w całej wsi. Do najbliższej koleżanki ma jakieś osiem kilometrów. Póki dziecko było malutkie, można było jeszcze tak żyć. Ale teraz to już poważnie myślą o przeprowadzce.

Jakieś trzy lata temu zaczęli w gminie gasić latarnie. Świeciły, świeciły – i nagle ciemno. Żartowali ludzie, że właśnie w ten sposób włączyli politykę prokreacyjną. Niestety, jakieś 20 lat za późno.

Polityka 24.2015 (3013) z dnia 09.06.2015; Społeczeństwo; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Zero koma zero"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną