Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Co ma w sobie koń?

Hipoterapia: wielki wynalazek Duńczyków

Bączek jest starym koniem, niedługo przejdzie na emeryturę. Bączek jest starym koniem, niedługo przejdzie na emeryturę. Anna Musiałówna / Polityka
W terapii z udziałem zwierząt wykorzystywane są koty (felinoterapia), psy (dogoterapia), delfiny (delfinoterapia), osły i muły (onoterapia). Ale to konie stają się coraz bardziej popularne (hipoterapia).
Marta z Muminem w stajni na Ursynowie.Anna Musiałówna/Polityka Marta z Muminem w stajni na Ursynowie.
Dobrana para – mały Michaś i duży koń.Anna Musiałówna/Polityka Dobrana para – mały Michaś i duży koń.
Końskie powitanieAnna Musiałówna/Polityka Końskie powitanie
Jaś tuli sie do BączkaAnna Musiałówna/Polityka Jaś tuli sie do Bączka
Małgorzata Dobrogajska z Bączkiem, na nim Bronek. Po prawej: Iwona Pacholczak z Kaziem, na nim Karol.Anna Musiałówna/Polityka Małgorzata Dobrogajska z Bączkiem, na nim Bronek. Po prawej: Iwona Pacholczak z Kaziem, na nim Karol.
Po hipoterapii koń też musi się zrelaksować.Anna Musiałówna/Polityka Po hipoterapii koń też musi się zrelaksować.

Nie chcę, nie chcę, nieeeee! – głos 3-letniego Mateusza niesie się hen za budynki i dalej w dół Wisły. – Może któreś z was z nim pojedzie? – Małgorzata Dobrogojska, hipoterapeutka patrzy na przerażonych rodziców. – Ja spróbuję – decyduje Wioleta, mama Mateusza, i wsiada na Bączka.

Przodkowie Bączka poddali się udomowieniu całkiem niedawno – zaledwie 6–8 tys. lat temu. Podobnie jak świnia, krowa, kot i osioł, później niż pies, owca i koza. Człowiek, który porzucił koczowniczy tryb życia, przestał postrzegać konia wyłącznie jako źródło pokarmu. Okiełznał płochliwego roślinożercę o nieprzewidywalnych reakcjach, by odtąd wykorzystywać go do przenoszenia ciężarów, ciągnięcia wozów, dla potrzeb wojska, a także do rekreacji.

Moc

Hipoterapia, czyli rehabilitacja przez kontakt z koniem, to dziedzina młoda – ma zaledwie 60 lat. Jej kolebką jest Dania, nieco później zaczęto ją stosować w Niemczech i Francji. W Polsce rozpowszechniła się w latach 80. i 90. XX w. – Ten rodzaj terapii pomaga dzieciom z całościowymi zaburzeniami rozwoju – objaśnia Anna Strumińska, prezes Fundacji Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym Hipoterapia z warszawskiego Ursynowa. – Od zespołu Aspergera do ciężkiego autyzmu, z zaburzeniami emocjonalnymi i ADHD. A także niepełnosprawnym intelektualnie i z mózgowym porażeniem dziecięcym.

Co takiego ma w sobie koń, że pomaga? – Dobrze wyszkolony i prowadzony przez hipoterapeutę ma moc katalizatora. Daje radość, poczucie sprawstwa, pozwala przejść trudny okres buntu – wylicza Anna. Aspekty psychologiczne i społeczne hipoterapii na pewnym etapie życia niepełnosprawnego dziecka są istotniejsze niż usprawnianie fizyczne. Bo musi ono poradzić sobie z pytaniem: dlaczego jestem inny?

O to pytał także syn Anny. Przez niedowład spastyczny kończyn dolnych miał problemy z chodzeniem i równowagą. Dzięki hipoterapii zaczął jeździć na rowerze, poprawił mu się chód. – Na własnym dziecku przećwiczyłam wszystkie aspekty tej metody – opowiada Anna. – Najpierw była fizyczna poprawa, a potem bunt. Na ogół nastolatki odrzucają inne terapie, ale przy koniach zostają. Syn zanegował wszystko, bo z końmi kojarzyłam się ja. Po roku przyszedł do stajni: Czy mogę znowu jeździć?

– Konie używane do terapii muszą być zrównoważone i posłuszne – objaśnia Małgorzata Dobrogojska. Muszą pozwolić na dotykanie uszu, ogona i grzywy. Nie bać się jeźdźca, który wsiada ze stojącego na rampie wózka inwalidzkiego, nie reagować nerwowo na zabawki, rzucanie piłką lub ringo, machanie rękami. Nie płoszyć się, gdy dziecko płacze lub się wierci, uciskając im kręgosłup i nerki. Żaden koń nie rodzi się z takim nastawieniem, wszystko trzeba wypracować.

W sytuacji wywołującej lęk pies, pantera czy lew decydują się na atak. Natomiast naturalnym odruchem konia – podobnie jak antylopy czy zająca – jest ucieczka. Przysposobienie go do hipoterapii to mozolny trening, by nie reagował wycofaniem na nieprzyjemne bodźce. Preferowane rasy to hucuły, haflingery, fiordingi. I tinkery o solidnych nogach i siwym umaszczeniu, jak 13-letni Bambi, którego rysunek wisi w pokoju 7-letniej Ewy. Poza rysunkiem na półce w trzech rzędach stoją figurki koni, myjka, a poza tym książki, zdjęcia, plakaty, breloczki, koszulki. Wszystko z końmi.

Wolność

Hipoterapeutki Małgorzata Dobrogojska i Iwona Pacholczak w Stajni Pociecha w Warszawie starają się dogadywać z końmi. Obserwują, jak zachowują się w stadzie, jak się przez cały czas porozumiewają – ruchami ogona, uszu, postawą ciała. Mowa ich ciała nie zawsze oznacza to, co mogłoby się ludziom wydawać.

– Jeśli koń galopuje i strzela z krzyża, nie zawsze znaczy, że jest zadowolony i rozluźniony. Często w ten właśnie sposób pozbywa się stresu – wyjaśnia Małgorzata. – Podobnie jest z przytulaniem i klepaniem: konie nie muszą lubić ludzkich pieszczot. One uczą się je tolerować.

– Gdy się witam z Kaziem, to nie wyciągam do niego ręki – Iwona opowiada o 11-letnim koniku polskim Kajzerze. – Dmucham mu w nos. Tak między sobą witają się konie.

24-letnia Marta, która poddaje się hipoterapii, na przywitanie wyciąga dłoń, żeby Dofi ją powąchał, a potem głaszcze go po szyi. Nie pamięta, jak witała się z koniem, na którym jechała Puszczą Knyszyńską wśród sosen, świerków i brzóz. Napisała potem wiersz, którego w całości nie potrafi już zacytować:

Koń
Ładny, wysoki
Idzie, kłusuje, galopuje,
Cwałując szybko
Koń

Na koniu czuje się wolna. Może snuć marzenia, na przykład o locie balonem. Może rządzić, bo w domu robi to tata.

Układanie

Żeby koniem można było rządzić, trzeba żmudnych ćwiczeń. Gdy Kazio dobrze wykona zadanie, hipoterapeutka Iwona głaszcze go, chwali spokojnym głosem. Gdy chce zganić – podnosi głos. – Porozumiewamy się trochę po końsku, trochę po ludzku. On się uczy mnie, a ja jego – tłumaczy.

Kazio wie, że w hierarchii to Iwona stoi wyżej. Na początku przegoniła go tak, jak klacz gania źrebaka: tu idź, tam idź. W końcu zwierzę spuszcza głowę: Będę współpracował – komunikuje. Zgadzam się, żebyś to ty decydowała.

Dr Daria Sawaryn, hipoterapeutka, kierownik Centrum Zooterapii Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, autorka pracy doktorskiej „Wpływ hipoterapii na zmiany wybranych funkcji motorycznych u dzieci z mózgowym porażeniem dziecięcym” potwierdza, że przewodnikiem konia jest człowiek, ale wśród dzikich koni rządzi najstarsza klacz.

Czy koń przywiązuje się do człowieka? – Powiedziałabym raczej, że współpracuje – tłumaczy dr Sawaryn. – Nie jest też wierny jak pies. Dla konia najważniejsze jest stado, a dla psa – właściciel.

Koń jest pojętny, ale naukę należy rozpocząć od urodzenia. – W pracy z nim kieruję się mową ciała, sygnałami, które przekazuję bez używania słów – opowiada dr Sawaryn. – Można go nauczyć reagowania na głos, ale w jeździectwie odchodzimy od tego typu działań. Nie jest też tak, że koń lubi, jak się na nim jeździ. Jeśli ten kontakt nie sprawia mu przykrości, to po prostu nie ma nic przeciwko temu.

Hipoterapeutki mają swoje sekretne sposoby dogadywania się z końmi. Można powiedzieć – takie zaklinaczki.

– Patrząc w konkretne miejsce na ciele zwierzęcia, umiem skłonić je, żeby zatrzymało się, przesunęło czy ruszyło – mówi Iwona. – Komunikat: uspokój się, przekazuję mu, wyrównując oddech. I on też to robi.

– Zaimponował mi kiedyś pewien kaskader, który jechał wysoko nad ziemią po wąskim akwedukcie. Prowadził konia na kantarze ze sznurka i siedział na oklep. Fałszywy ruch groził upadkiem w przepaść – opowiada Małgorzata. – Tu od wzajemnego zrozumienia i zaufania zależało życie człowieka i zwierzęcia.

Konie porozumiewają się ze sobą głównie za pomocą mowy ciała. Jestem spokojny i rozluźniony – mówi koń, gdy lekko kołysze ogonem i kieruje do przodu luźne uszy; jestem sfrustrowany – gdy grzebie nogą; jestem przestraszony i zdenerwowany – gdy kładzie uszy, szczerzy zęby i napina mięśnie karku.

Gdy się wtedy dotknie grzbietu jego szyi, to jakby z żelaza była – mówi Małgorzata. – Koń napina się do ucieczki. Jego oddech i tętno przyspieszają.

Pewność

Nie wiadomo, jak bardzo przyspieszyło tętno 17-letniego Bączka, gdy Mateusz wsiadł na niego po raz pierwszy i krzyczał ze strachu. Za trzecim razem Bączek nie słyszał już płaczu, a 3-latek, który na co dzień biega, skacze w kółko, kręci się, śpiewa, podryguje cały rozemocjonowany – po spokojnej jeździe poszedł normalnie do samochodu i zasnął jeszcze przed przekręceniem kluczyka.

– Normalności starczyło na dwa dni – wspomina mama Mateusza. Trzeciego dnia układ nerwowy jej synka znów wariował i kazał rozrabiać. Zwłaszcza wtedy, gdy dokuczały chłopcu dzieci w przedszkolu. Ale od roku jest Bączek. Bujający Mateuszową nadpobudliwość i wzmożone napięcie mięśniowe w prawo i lewo, jak w kołysce. Bączka można nakarmić jabłkiem, położyć się na nim, dotknąć policzkiem grzywy, powiedzieć wio i jechać w dal. Można opowiedzieć mu o smoku wawelskim z przedszkolnego teatrzyku. Zaśpiewać piosenkę, wyszeptać smutki. W towarzystwie konia można czuć i okazywać radość. Inaczej niż na ćwiczeniach z logopedą i zajęciach z integracji sensorycznej.

– Mateuszowi koń dał frajdę, wzrost poczucia własnej wartości i pewności siebie – wylicza Wioleta. – Dał mu też emocjonalny pretekst, żeby mówił. Według pierwszej diagnozy chłopiec miał opóźniony rozwój mowy. Po roku łączenia wszystkich terapii Mateusz ma już tylko wadę wymowy.

Czy mogę chodzić na konie? – tak zaczęło się cotygodniowe pół godziny hipoterapii, które Ewa – miłośniczka Bambiego i figurek koni – najchętniej spędzałaby na przytulaniu i karmieniu zwierząt suchym chlebem. Katarzyna, mama Ewy, obserwuje, jak córka czyta o końskich rasach, budowie, zachowaniach i pielęgnacji. Chociaż sztywność myślenia, nadwrażliwość i rozkojarzenie Ewy nie całkiem zniknęły, jej mama widzi – dzięki połączeniu wielu terapii – zupełnie inne dziecko niż rok wcześniej.

Co takiego ma w sobie koń, że pomaga?

– Jest grzejniczkiem – mówi Ewa.

– Ma w sobie spokój – opowiada Katarzyna. – Ewie pomaga bezwarunkowa obecność konia. Jest cierpliwy, daje poczucie bezpieczeństwa i buduje jej pewność siebie. Córka kieruje przecież wielkim zwierzem, nauczyła się anglezować, zna się na koniach. Wcześniej było inaczej. – Przezywali ją ślimak, bo wszystko robiła najwolniej. Po kolejnej porcji drwin rozpłakała się: nie pójdę więcej do przedszkola. Wtedy skorzystaliśmy z pomocy psychologa. Zdiagnozowano u niej zespół Aspergera. Rodzina już więcej nie powie, że z mojej winy Ewa nie rozwija się tak, jak piszą w książkach.

Przygoda

Na rozwijających się nieksiążkowo czekają terapeuci, psycholodzy, pedagodzy specjalni, logopedzi i psychiatrzy. Czekają metody: Tomatisa, wzorców Glenna Domana i Carlo Delacato, integracji sensorycznej Jean Ayres, neurorozwojowa Bobathów, metoda Vojty. Czekają godziny dodatkowych zajęć, do znudzenia powtarzanych ćwiczeń: ręki, biodra, nogi, głowy, słów, zachowań i emocji.

– Na ogół przychodzą do naszej fundacji dzieci przestymulowane – ocenia Anna Strumińska. – Rodzice chcą wykorzystać wszelkie możliwości i w konsekwencji dziecko ćwiczy non stop.

A koń to nie jest kolejna sala ćwiczeń i nudny terapeuta.

Zgadza się z tym Marta, która na obozie jeździeckim pisała wiersze, a z końmi zna się od trzeciego roku życia. Przeszła drogę od nauki anglezowania do zawodów olimpiad specjalnych. Kocha konie, chociaż czasem to trudna miłość. Na przykład wtedy, gdy ma 13 lat i jak co sobota ćwiczy. Tym razem galop. Ale zbyt mocno ściąga konia i w efekcie ląduje na ziemi. Kość przedramienia złamana, uszkodzony staw. Dwie operacje, śruby, miesiące rehabilitacji.

Ale kontakt z końmi kształtuje charakter. Efekt widać na olimpiadzie w Bydgoszczy. Marta walczy o podium. Jeden drobny błąd. Koń panikuje i ponosi. Tym razem dziewczyna potrafi nad nim zapanować. Powtarza przejazd. Sukces! Jest brązową medalistką.

Z powodu tych wspomnień Marta woli kłus niż galop. Choć Brendzie, na której galopowała przed wypadkiem, już dawno wybaczyła.

Medytacja

Co ma w sobie koń, że pomaga? – Jazda na nim rozgrzewa i rozluźnia spastyczne mięśnie – tłumaczą hipoterapeutki Małgorzata i Iwona. – Chód koński odzwierciedla chód ludzki. Jeśli dziecko nie chodzi z tej przyczyny, że jego mózg pracuje nieprawidłowo, to wtedy zamiast sytuacji, w której mózg wysyła impulsy do mięśni i układu kostno-stawowego – mamy odwrotną. Podczas jazdy na koniu pracują mięśnie, stawy i kości jeźdźca – a mózg się od nich uczy.

Dzieci z autyzmem, zespołem Aspergera, z problemami emocjonalnymi, nadpobudliwością koń wycisza, rozluźnia i uspokaja. Ale przyjemność dziecka podczas zajęć z hipoterapii oznacza ciężką pracę dla konia. Według Kanonów Polskiej Hipoterapii zwierzę powinno pracować cztery godziny dziennie z półgodzinną przerwą. W praktyce bywa, że pracuje dwa razy tyle – koszty utrzymania stajni są wysokie. Taki los konia, który pomaga.

Mały kowboj Mateusz, który podczas pierwszej jazdy płakał, lubi opowiadać o Bączku: – Proszę pani, a ja jeżdżę na koniu! Gdy wraca z jazdy do domu, z dumą niesie swój niebieski kask. Po drodze chwali się kolegom. A oni już rozumieją, co do nich mówi.

– Czy za rok będę mogła wziąć udział w zawodach? – pyta mamę Ewa, która uwielbia przytulać się do Bambiego.

Co takiego ma w sobie koń? – Uspokaja jak medytacja – odpowiada Marta, która skończyła szkołę ogrodniczą, ale nie garnie się do rabatek. Tata pomógł znaleźć inną pracę – archiwizowanie dokumentów. Trzy dni w tygodniu Marta skanuje, zapisuje, segreguje. Niezbyt to lubi, ale wie, że trzeba.

– Przez 20 lat konie wyrobiły w niej dyscyplinę – mówi Wojciech.

Dzięki temu teraz jest łatwiej. Inaczej oddalałaby się od życia jak inni jej znajomi. Też z zespołem Downa.

Emerytura

– Kiedyś kowboj dogadywał się z koniem, teraz mamy hipoterapię – mówi Bohdan Smoleń, aktor i artysta kabaretowy, który w 2007 r. w Mosinie pod Poznaniem założył Fundację Stworzenia Pana Smolenia i udostępnia chorym dzieciom 12 koni.

Pomagają one np. Wojtkowi z genetyczną koślawością nóg i stóp i wspomnieniami tatowej przemocy. – Wojtek ma teraz proste stopy i nogi w kolanach, ufność i radość w sobie – mówi mama chłopca.

A co z końmi? Pomagają dzieciom (przez ok. 10–15 lat) i w końcu przychodzi czas na ich emeryturę. Jeśli nie mają problemów z przewodem pokarmowym albo z nogami, mogą pożyć na niej nawet do 25–30 roku życia.

Polityka 25.2015 (3014) z dnia 16.06.2015; Na własne oczy; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Co ma w sobie koń?"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną