Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Cicha woda

Skąd w Polsce tylu topielców?

Poszukiwania dwóch chłopców, którzy utonęli w gliniance w Przybranowie. Poszukiwania dwóch chłopców, którzy utonęli w gliniance w Przybranowie. Tytus Żmijewski / PAP
W wodzie ginie coraz więcej osób. Ten rok będzie rekordowy. Utonięciom jak zawsze sprzyjają głupota, brawura, niewiedza, a ostatnio też – nowe przepisy.
Młodzież radzi sobie z pływaniem coraz lepiej. Ale już w średnim pokoleniu z pływaniem jest kiepsko.Grzegorz Skowronek/Agencja Gazeta Młodzież radzi sobie z pływaniem coraz lepiej. Ale już w średnim pokoleniu z pływaniem jest kiepsko.
Od początku 2015 r. do maja, według oficjalnych statystyk policji, utonęło 187 Polaków.Marcin Bielecki/PAP Od początku 2015 r. do maja, według oficjalnych statystyk policji, utonęło 187 Polaków.

Tekst został opublikowany w POLITYCE w sierpniu 2015 roku.

W ciągu ostatnich czterech lat dramatycznie wzrosła liczba utopionych. W 2011 r. było to 396 osób, a w 2014 r. – 646. A ten rok szykuje się rekordowy. Od początku 2015 r. do maja, według oficjalnych statystyk policji, utonęło 187 Polaków, a od początku maja – już ponad 130 osób!

Rekord nie tylko wysokiej temperatury, ale również tragicznych wypadków padł w upalny weekend 3–5 lipca. Aż 41 utonięć, z czego 26 osób w jedną niedzielę, w tym dwoje małych dzieci. Utopiły się dwie nastolatki z Kobylnicy: chciały dopłynąć do wyspy, która przez niski poziom wody wyłoniła się z Wisły. Nie były same. Dwóm chłopcom i jednej dziewczynce się udało. 13-latce i 14-latce – nie.

Statystyki przerażałyby jeszcze bardziej, gdyby uwzględnić wszystkie śmierci w wodzie – a tak się nie dzieje. Żeby wypadek zakwalifikować jako utonięcie, potrzebny jest naoczny świadek lub ciało wyłowione wprost z wody. Tymczasem większość topielców znajduje się przy brzegu i dopiero sekcja zwłok potwierdza wodę jako przyczynę zgonu.

Weźmy Wisłę. Oficjalnie: trzy utonięcia w tym roku. Plus co najmniej 10 osób, które nie zmieściły się w statystyce. Adam, 21-letni student Akademii Obrony Narodowej w Warszawie, i Tomasz, 23-letni student, którego przez wiele tygodni szukała rodzina i liczni przyjaciele. Potem starszy mężczyzna znaleziony na Bielanach. I kolejny. Miał 56 lat, został znaleziony na wysokości warszawskiego klasztoru kamedułów. I jeszcze ciało mężczyzny przy moście Śląsko-Dąbrowskim i chłopak, 20 lat. A także 31-letni mieszkaniec Bytomia, który przyjechał do Warszawy na koncert AC/DC, i 68-letni mieszkaniec stolicy, który wyszedł z domu się wykąpać i już nie wrócił. W okolicach Annopola nad Wisłą miał domek. Ciała wszystkich znaleziono na brzegu. Podczas sekcji zwłok wstępnie wykluczono udział osób trzecich w spowodowaniu ich śmierci. Ale w oficjalnych statystykach utonięć się nie znaleźli.

Styl bardzo dowolny

Toniemy, bo choć z pływaniem Polaków jest dziś trochę lepiej, to ogólny poziom umiejętności jest wciąż słaby. Najlepiej pływają dziś dzieci, do czego przyczyniło się wydatnie prawie 800 otwartych basenów i przeszkolenie 400 tys. uczniów w ramach obowiązkowych zajęć w drugiej klasie. – Dzieci lubią pływać, coraz częściej robią to poprawnie, co nie znaczy, że bardzo dobrze – mówi Karol Maćkowiak, ratownik WOPR Wodnego Białołęckiego Ośrodka Sportu i nauczyciel pływania w szkołach. – Pół godziny raz w tygodniu przez rok to za mało. Teoretyczne 30 minut, w 15-, a nieraz 25-osobowej grupie, w praktyce oznacza dwie minuty zajęć z instruktorem na dziecko. Trzeba też pamiętać, że zupełnie inaczej pływa się na basenie, a inaczej w otwartej wodzie.

Także młodzieży gimnazjalnej i licealnej jest na pływalniach coraz więcej i spora część radzi sobie z wodą całkiem przyzwoicie. Ale już w średnim pokoleniu z pływaniem jest kiepsko. Zwłaszcza wśród mieszkańców terenów wiejskich i małych miasteczek, którzy mają łatwiejszy dostęp do otwartej wody. Może dlatego, że – jak mówią ratownicy – utrzymywać się na wodzie nie znaczy pływać. Wszelkie te amatorskie, domowe techniki pływackie okazują się niebezpieczne, bo dają złudzenie, a nie prawdziwe umiejętności. Ratownicy oceniają, że wśród osób, które same uważają, że potrafią pływać, 80 proc. umie jedynie przemieszczać się w wodzie.

A już największym zagrożeniem dla samych siebie są mężczyźni tuż po 50. Przeceniają się. Stawiają sobie poprzeczkę za wysoko – tam gdzie była kilka lat wcześniej, gdy więcej się ruszali – a potem wpadają w panikę, kiedy łapią ich skurcze. Osobna podkategoria to ci, którym lekarz zalecił pływanie, lecz nie ostrzegł, że z racji problemów kardiologicznych powinni uważać. W 2014 r. wśród 646 utopionych było tylko 59 kobiet. Aż 268 mężczyzn miało około 50 lat.

Ratownicy nie ratują

Toniemy nie na tych pobudowanych masowo basenach, a w otwartych wodach. Baseny w wakacje mają przerwy techniczne i są pozamykane. Albo obsługują dzieci z kolonii i „Lata w mieście”. Remonty krytych pływalni planuje się akurat na szczyt upałów, bo wtedy obłożenie jest najmniejsze. Ludzie ciągną nad otwartą wodę. Wiadomo: grill, piknik, piwo i inne atrakcje. No i woda jest za darmo. To reguła, że najwięcej ludzi ginie, plażując (względnie łowiąc ryby) tam, gdzie woda wydaje się stojąca, spokojna i nie za głęboka. Jeśli rzeka, to zakole, gdy jezioro, to mała plaża w zatoczce.

Najwięcej ofiar zabierają rzeki, w 2014 r. zginęło w nich 190 osób. Następnie w jeziorach (145) i stawach (111) oraz tych wszystkich gliniankach, żwirowiskach. A nawet w głębszych rowach melioracyjnych (to dzieci oraz pechowi imprezowicze).

Statystycznie najrzadziej Polacy topią się w morzu. W 2014 r. w Bałtyku były tylko 22 utonięcia. Wobec tej siły żywiołu łatwiej zachować respekt. Ci, którzy nie wrócili z plaży, wybierali zwykle miejsca niestrzeżone, ale bez zakazu kąpieli. W miejscu zabronionym utopiło się w zeszłym roku tylko 36 osób. Najbezpieczniej jest na kąpieliskach strzeżonych – od 2010 do 2012 r. odnotowano tylko 9 przypadków utonięć.

Ale i to się zmienia. Po 2010 r., w związku z koniecznością dostosowania polskiego prawa do unijnych przepisów, znowelizowano prawo wodne – po to by wprowadzić wyższe standardy dla kąpielisk, dotyczące jakości wody, ilości natrysków, sprzętu itd. Ale jednocześnie dla tych miejsc, które standardom nie sprostają, wymyślono nową kategorię: „miejsca wykorzystywanego do kąpieli”. Zamiast dwóch ratowników ze sprzętem na każde 100 m linii brzegowej wystarczy dwóch w ogóle. Po wprowadzeniu nowej kategorii liczba kąpielisk spadła o 80 proc.! (podobnie jak spadła liczba ratowników i sprzętu na większości plaż).

Przykładowo: „miejsca wykorzystywanego do kąpieli” na nadmorskiej plaży zamiast 20 ratowników pilnuje dziś dwóch. – Często spotykam się z tym, że próbuje się obejść przepisy dotyczące ratowników, przez co zmniejszają się koszty, ale i spada poziom bezpieczeństwa – mówi Karol Maćkowiak.

Poniekąd to jest właśnie przyczyną, że spadła liczba ratowanych. W 2010 r. uratowano 328 osób, w 2012 – 151, a w 2014 już tylko 108 osób. A jednocześnie wzrosła liczba akcji ratowniczych zakończonych niepowodzeniem.

Nikt nie weryfikuje też umiejętności ratowników. Nowa ustawa obniża standardy także i w tej kwestii. Organizator kąpieliska w roli ratującego może zatrudnić każdą osobę mającą zezwolenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Do nazwania siebie ratownikiem wystarczy teraz zaliczony kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy oraz uprawnienia, których dzisiaj nie aktualizuje już, jak kiedyś, WOPR (pogotowie ponawiało egzamin praktyczny co trzy lata). Nie ma egzaminów wstępnych, niepotrzebne są staże – wystarczy raz, nawet wiele lat temu, zdobyć certyfikat.

Od momentu nowelizacji ustawy powstało ponad sto podmiotów zajmujących się ratownictwem – i poziom ich pracy jest różny. Najkrótszy kurs, na I stopień ratownika, trwa 40 godzin. Jako ratownik może pracować już osoba po dwóch szkoleniach: z pierwszej pomocy (90 godz.) i kursie ratowniczym. – Często tacy niedoświadczeni debiutanci w sytuacjach kryzysowych panikują i nie są w stanie udzielić pomocy tak, jak powinni – mówi Karol Maćkowiak.

Zalani, zatopieni

Zgodnie z prawem ratownik pilnujący kąpieliska musi udzielić pomocy także osobie, która wypłynęła poza miejsce strzeżone. Ci z terenu niestrzeżonego są zwykle z kategorii podwyższonego ryzyka: na strzeżonym kąpielisku nie można pić alkoholu, więc plażowicze z konsumpcją przenoszą się trochę dalej.

Rzecznik prasowy Komisariatu Rzecznego Policji Kinga Czerwińska jako jedną z głównych przyczyn utonięć podaje właśnie alkohol. W 2010 r. wśród topielców były 124 nietrzeźwe osoby. W 2014 już 157 osób. Pijemy, jak piliśmy. Na plażach, przy grillu, w dużym towarzystwie i z dziećmi. – Rodzice przychodzą, żeby odsapnąć, kładą się na leżaku i puszczają dzieci na płytką wodę – opowiada Karol Maćkowiak. – Uważają, że jest ratownik, to przecież się dzieckiem zajmie. Często nie reagują na nasze napomnienia. Imprezują, a dzieci biegają samopas. Miałem taki przypadek, gdy uratowałem dziecko i odprowadziłem je do rodziców, ci byli zbyt pijani, by zrozumieć, co się właśnie stało.

Alkohol zwiększa fantazję, ale upośledza rozsądek. Wspomniany 31-letni mieszkaniec Bytomia, który przyjechał do Warszawy na koncert AC/DC, wpadł na pomysł, by skoczyć z mostu. Koledzy nie zdołali go powstrzymać. Prawdopodobnie w swoim mniemaniu całkiem dobrze pływał.

Tonący wszystkiego się chwyta

Wiele osób ginie na trzeźwo, po cichu, na oczach znajomych. Albo własnych rodziców. Matka czwórki rodzeństwa z Działoszyna, które utopiło się w Warcie, była przez cały czas z dziećmi. Stała na brzegu, wciąż miała z nimi kontakt. Dokładnie minutę przed utonięciem zrobiła zdjęcie całej czwórce.

Utonięcie jest na drugim miejscu przyczyn zgonów dzieci poniżej 15 roku życia, duża część topi się nie dalej niż 20 m od rodziców lub innych dorosłych. Wielu widzi tonące dziecko, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, co się dzieje.

Zdaniem fachowców od ratowania największy problem tkwi w rozpoznaniu, że ktoś tonie. Wszystko przez stereotyp topiącej się osoby. W filmach i serialach ludzie wołają o pomoc i machają rękami – bo tak to sobie wyobrażali reżyserzy. W rzeczywistości tonie się po cichu. – Tonący nie są w stanie wołać o pomoc, bo stracili oddech – mówi Damian Maliszewski, ratownik WOPR z Wrocławia. Nie machają też rękami, bo odruchowo rozkładają ramiona do tyłu i wykonują ruchy pozwalające utrzymać się na powierzchni wody, by móc złapać powietrze. Ciało znajduje się w pozycji pionowej, więc trudno im też machać nogami.

Krzyki się zdarzają. Tonący może doznać tzw. rozpaczy wodnej, poprzedzającej proces faktycznego topienia. Ale ostatnia faza tonięcia rozgrywa się w pełnej ciszy. – Trwa od 20 do 60 sekund, nim człowiek idzie pod wodę. Głowa jest odchylona do tyłu, znajduje się w wodzie. Otwarte usta, gwałtownie łapiące powietrze, znajdują się na poziomie lustra wody. Pozycja pionowa. Oczy szklane, a spojrzenie puste – mówi Damian Maliszewski. Ten widok oznacza, że zostało tylko około pół minuty, może minuta na ratunek.

Jak się upewnić? Zapytać. Jeśli osoba nie potrafi odpowiedzieć, zapewne się topi. Cisza jest złowroga, zwłaszcza w przypadku dzieci. Te, które się bawią, hałasują. Trzeba więc uważać na ciszę.

I na wszelki wypadek – jak pomagać topiącym się, żeby samemu nie zginąć? W ostatniej fazie tonący nie jest w stanie się uspokoić i podpłynąć w kierunku ratującego lub złapać koło ratunkowe. Ale złapie się za cokolwiek i będzie próbował wspiąć się w górę, wciągając ratownika pod wodę. Nie należy szarżować. Wyszkolona osoba, nim zacznie pomagać, ściągnie tonącego pod wodę, by założyć mu odpowiedni chwyt. Dobrze pływający, lecz bez doświadczenia, ruszając na ratunek, powinni koniecznie wziąć coś ze sobą. Jeśli nie mają sprzętu ratowniczego – choćby patyk, który na początek można podać tonącemu, by się chwycił. W tragicznym lipcu wśród ofiar, które zabrała woda, był także 39-letni policjant z Wałbrzycha. Na urlopie z rodziną. Uratował chłopca, ale sam zginął.

Polityka 32.2015 (3021) z dnia 04.08.2015; Społeczeństwo; s. 33
Oryginalny tytuł tekstu: "Cicha woda"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną