Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Oswajanie zebry

Piesi giną na pasach. Co zrobić, żeby zapewnić im bezpieczeństwo?

Przystanek wiedeński w Poznaniu Przystanek wiedeński w Poznaniu Paweł Miecznik/Głos Wielkopolski
Przejście na drugą stronę jezdni to w Polsce często wyzwanie, a przecież istnieje bardzo wiele sprawdzonych na Zachodzie rozwiązań. Dzięki nim samorządy mogą ograniczyć liczbę wypadków i wydać dużo mniej niż na sygnalizację świetlną.
Polityka

Polska od lat jest jednym z najbardziej niebezpiecznych dla pieszych krajów Europy. Na naszych drogach ginie ich co roku ponad tysiąc. I to mimo kilometrów nowych, bardziej bezpiecznych tras i chodników, mimo ograniczeń prędkości, wszechobecnych fotoradarów i coraz surowszych kar. To kolejny tekst przygotowany we współpracy z Fundacją PZU w cyklu poświęconym bezpieczeństwu pieszych.

***

Przez długi czas za jedyną receptę na poprawę bezpieczeństwa pieszych przechodzących przez jezdnię uchodziła sygnalizacja świetlna. Każde potrącenie pieszego na pasach kończyło się apelami okolicznych mieszkańców o jej budowę. Jednak ta taktyka okazała się w wielu przypadkach zawodna. Koszt budowy sygnalizacji świetlnej w najbardziej podstawowej wersji to kilkaset tysięcy złotych, a w przypadku bardziej rozbudowanych skrzyżowań może wynieść nawet 2–3 mln zł. Część tej kwoty pochłaniają skomplikowane projekty nowej organizacji ruchu, a cała procedura może trwać wiele miesięcy.

W efekcie często bardzo niebezpieczne przejścia dla pieszych pozostają pułapkami, a lokalne samorządy narzekają, że nie mają pieniędzy na budowę sygnalizacji, i bezradnie rozkładają ręce. Istnieją jednak inne dużo tańsze metody poprawy sytuacji pieszego. Oczywiście na wielkich skrzyżowaniach sygnalizacja świetlna pozostaje często niezbędna, ale już na mniejszych przejściach jej budowa jest nie tylko marnotrawieniem pieniędzy, ale utrudnia życie wszystkim – i pieszym, i kierowcom. Zdecydowanie lepiej inwestować w tańsze rozwiązania, jak choćby lepsze oznakowanie przejść, na które wielu kierowców często nie zwraca uwagi.

Jaśniej i na kolorowo

Tanią i bardzo efektywną metodą jest przykładowo doświetlanie przejść, zwłaszcza na gorzej oświetlonych drogach. Dodatkowe latarnie, zlokalizowane przy samym przejściu, nie tylko pomagają pieszym po zmroku, ale także zwracają uwagę kierowców na zebrę, bo lepiej wyróżnia się na drodze. Koszt jednej latarni to kilka lub kilkanaście tysięcy złotych, w zależności od typu i sposobu zamontowania. To ułamek kwoty potrzebnej na nową sygnalizację.

Za dnia taką ostrzegającą funkcję może pełnić odpowiednie oznakowanie jezdni. Badania pokazują, że zdecydowanie więcej kierowców zmniejsza prędkość przed przejściem dla pieszych, jeśli jest ono specjalnie wyróżnione, na przykład czerwoną farbą na jezdni. Najlepiej stosować ją zresztą nie na samym przejściu, ale przed nim, aby kierowca odpowiednio wcześnie zaczął hamować. Niektóre samorządy podczas akcji poprawy bezpieczeństwa na drogach zlecają takie malowanie. Niestety, później szybko o nim zapominają, nie odnawiają regularnie i kolorowa farba się ściera.

Tymczasem warto ją stosować zwłaszcza na drogach o mniejszym ruchu, gdzie wielu kierowców notorycznie łamie ograniczenia prędkości i nie ustępuje pieszym. W przypadku dróg z większym ruchem dobrym pomysłem, zamiast sygnalizacji, są azyle dla pieszych. Kosztują bardzo niewiele, bo zaledwie kilka tysięcy złotych, a zdecydowanie zwiększają pewność przekraczających jezdnię. Wiedzą oni bowiem, że mogą przejść najpierw przez jeden pas ruchu, a potem – w razie potrzeby – bezpiecznie się zatrzymać przed pojazdem nadjeżdżającym z drugiej strony. Azyle dla pieszych, powszechnie stosowane w krajach Europy Zachodniej, dumnych z poziomu bezpieczeństwa na drogach, powoli upowszechniają się także u nas.

Co więcej, okazują się one skutecznym narzędziem edukującym kierowców. Z badań przeprowadzonych niedawno na zlecenie Fundacji PZU wynika, że tylko 24 proc. kierujących zatrzymuje się, gdy widzi pieszego czekającego przed przejściem. Jednak aż 78 proc. hamuje, kiedy pieszy znajduje się w azylu, czyli przeszedł połowę jezdni. Azyl nie zastąpi sygnalizacji, ale warto go zastosować na przykład tam, gdzie budowa świateł jest co prawda planowana, ale wciąż nie ma na nią pieniędzy. W ten sposób lokalne władze mogą pomóc pieszym bardzo szybko zamiast czekać na tragedię.

Pieszy górą

W przypadku stref, gdzie obowiązuje niższa prędkość, na przykład wewnątrz miast na bocznych drogach, popularność zyskuje inne rozwiązanie, jednocześnie chroniące pieszych i uspokajające ruch. To tzw. wyniesione przejścia lub całe wyniesione skrzyżowania. Są one nie tylko bardziej estetyczne niż zwykłe progi zwalniające, ale też powodują, że kierowcy hamują dokładnie tam, gdzie trzeba, czyli przed pieszymi.

Takie wyniesione przejścia są zazwyczaj specjalnie oznakowane i poniekąd zmieniają stosunek sił pomiędzy pieszym a kierowcą. W tym przypadku bowiem to pieszy znajduje się na poziomie chodnika i staje się niejako gospodarzem tego miejsca, a kierowca musi wjechać nieco wyżej, czyli opuścić poziom jezdni. Taka mentalnościowa zmiana to chyba najlepsza taktyka uczenia polskich kierowców, że pieszy ma na pasach pierwszeństwo. W przypadku całych wyniesionych skrzyżowań, zwłaszcza na drogach o mniejszym ruchu i niskiej dopuszczalnej prędkości, zwiększa się bezpieczeństwo nie tylko pieszych, ale i kierowców. Maleje bowiem ryzyko wymuszenia pierwszeństwa przejazdu. Do tego wyniesione przejścia i skrzyżowania są bezpieczniejsze dla samych pojazdów niż zwykłe progi zwalniające, często budowane w Polsce ze złej jakości materiałów i szybko straszące nieestetycznymi wyrwami.

Nowoczesne rozwiązania warto też brać pod uwagę, chroniąc pieszych na pasach. Technologią, którą testuje w ostatnim czasie coraz więcej samorządów, są tzw. kocie oczka, zwane fachowo markerami. To urządzenia zatopione w asfalcie i ostrzegające kierowców o zbliżaniu się do przejścia dla pieszych. Odgrywają istotną rolę po zmroku, gdy trudniej dostrzec pieszego, który dopiero wkracza na przejście lub przed nim stoi. Takie kocie oczka mogą być tylko odblaskami, ale teraz coraz częściej mają własne źródło zasilania w postaci baterii słonecznych. To kolejny instrument z gatunku tanich, ale skutecznych. Nie tylko bowiem zwraca uwagę kierowców na przejście, ale także zwiększa ich skłonność do zatrzymania się przed pieszym. Kocie oczka, odpowiednio zamontowane, są odporne na odśnieżanie i najechanie.

Istotnym elementem, związanym z bezpieczeństwem pieszych, są też udogodnienia przy korzystaniu z komunikacji miejskiej. W Polsce popularne stały się zatoki, które może ułatwiają życie kierowcom, ale na pewno utrudniają pieszym. W przypadku zatok samochody nie muszą zwalniać przed przystankiem, a to właśnie w jego okolicach wielu pieszych pasażerów komunikacji chce przedostać się na drugą stronę jezdni. Dochodzi wtedy często do niebezpiecznych sytuacji. Poza tym budowa zatok odbywa się kosztem chodnika, co dodatkowo utrudnia pieszym poruszanie się w tym rejonie.

To dlatego w wielu krajach Europy Zachodniej odchodzi się od stosowania zatok na rzecz tzw. antyzatok. Oznaczają one zwężenie jezdni i poszerzenie chodnika w miejscu przystanku. Kierowcy w takich miejscach zwalniają, a pieszym łatwiej skorzystać z przejścia. Takie rozwiązanie warto stosować zwłaszcza na ulicach o mniejszym natężeniu ruchu, gdzie nie ma sygnalizacji świetlnej, ale jednocześnie linie autobusowe cieszą się dużą popularnością, ze względu na bliskość szkoły, bazaru czy sklepów.

Do tramwaju po wiedeńsku

Innym pomysłem, zwiększającym bezpieczeństwo pieszych, są specjalne przystanki zwane wiedeńskimi. W wielu polskich miastach tramwaje kursują środkowymi pasami ruchu, a żeby do nich wsiąść na przystankach, trzeba przekroczyć zewnętrzne pasy. Teoretycznie kierowcy są zobowiązani do zatrzymania się, gdy tramwaj podjeżdża na przystanek, by piesi mogli przejść przez jezdnię. Praktyka wygląda jednak różnie. Tymczasem przystanek wiedeński to po prostu wyniesienie pasa ruchu do poziomu chodnika tak, aby pieszy wygodniej mógł dostać się do tramwaju. Jakie są korzyści tego rozwiązania?

Po pierwsze, z takiego przystanku jest łatwiej wsiąść do pojazdu, zwłaszcza osobom starszym czy niepełnosprawnym. Poza tym kierowcy zmniejszają prędkość, dojeżdżając do przystanku wiedeńskiego, bo działa on jak próg zwalniający. Do tego taki przystanek łatwo połączyć z bezpiecznym przejściem dla pieszych, także dla tych niekorzystających z tramwaju. Rozwiązanie zastosowane po raz pierwszy w stolicy Austrii powoli przyjmuje się także w Polsce. Przystanki wiedeńskie powstały na przykład we Wrocławiu, Warszawie, Krakowie i Szczecinie. Wciąż jednak traktowane są raczej jako ciekawostka niż standardowe rozwiązanie. A szkoda, bo oprócz zwiększania bezpieczeństwa pieszych jednocześnie uspokajają ruch.

Na tym oczywiście katalog tanich i estetycznych pomysłów zwiększających bezpieczeństwo pieszych wcale się nie wyczerpuje. Warto w tym celu podpatrywać miasta niemieckie, holenderskie czy skandynawskie, gdzie doprowadzono do zdecydowanego zmniejszenia liczby ofiar wśród pieszych, a jednocześnie wcale nie ograniczono normalnego ruchu ulicznego. Te wszystkie rozwiązania, których dopiero się uczymy, często w atmosferze gorących sporów między kierowcami a pieszymi, funkcjonują na Zachodzie już od dawna.

Okazały się bowiem nie tylko efektywne, ale też dużo tańsze od sygnalizacji świetlnej. Szansą dla nich są w Polsce zwłaszcza budżety partycypacyjne, w których miasta pozwalają głosującym dzielić część pieniędzy na inwestycje. Coraz częściej tanie, ale przydatne projekty zwiększające bezpieczeństwo przejść dla pieszych są nie tylko zgłaszane, ale też zdobywają dużą liczbę głosów i dostają środki na realizację. To chyba najlepszy dowód na to, że chcemy przestrzeni przyjaznej i bezpiecznej dla pieszych. Tak aby przejście na drugą stronę jezdni nie musiało być wyczynem.

 

Polityka 33.2015 (3022) z dnia 11.08.2015; Bezpieczni na drodze; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Oswajanie zebry"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną