Wakacje pokazują, że Polacy nie są plemieniem odkrywców. Najchętniej wybierają się na urlop tam gdzie wszyscy. W tym roku masowo wracają nad Bałtyk. Dodajmy jednak od razu, że jest to patriotyzm cokolwiek wymuszony. Sytuacja w krajach do niedawna najczęściej odwiedzanych – takich jak Tunezja, Grecja czy Egipt – jest, oględnie mówiąc, niepewna. Nawet wypad do Turcji, która właśnie prowadzi wojnę z Państwem Islamskim i własnymi Kurdami, może wiązać się z ryzykiem. Najbezpieczniej nad Bałtykiem, zwłaszcza że temperatury mieliśmy w tym roku zbliżone do tych na południu.
Można przypuszczać, że większość amatorów słonecznych kąpieli, wylegujących się w tym roku na naszym wybrzeżu od Świnoujścia po Krynicę Morską, wcześniej przynajmniej raz była na wczasach zagranicznych (setki tysięcy jeździły nad Morze Śródziemne i Czerwone od lat i co roku). Wracają zatem nad Bałtyk i co widzą? Jak bywalcy egipskich all inclusive zachowują się u siebie?
Bez wątpienia czują się pewniej, znają język, nie muszą stosować się do powszechnie obowiązujących w zachodnich kurortach reguł postępowania. Śmielej też demonstrują swą indywidualność. Być w tłumie, ale wyodrębnić się – oto czego szukają w tym roku letni rodacy.
Nieoczekiwanie rodak przybywający tłumnie nad Bałtyk stał się negatywnym bohaterem ostatnich miesięcy. Doniesienia znad morza zajmują ważne miejsce w mediach tradycyjnych i na portalach społecznościowych. Nawet prawnicy, mający przecież tyle poważnych spraw na głowie, zabrali głos, wypowiadając się krytycznie o bezprawnym zagarnianiu przez plażowiczów coraz większych połaci piasku. (Kiedy pojawi się projekt kodeksu postępowania w terenie nadmorskim?) Fotki z plaży, pokazujące piekielny nadmorski tłok, krążą po sieci, wywołując złośliwe komentarze, raczej litość niż zazdrość.