Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Święta Rodzina na uchodźstwie

Historię Kościoła tworzyli uciekinierzy i wygnańcy

„Ucieczka do Egiptu”, Giacopo del Ponte, 1547 r. „Ucieczka do Egiptu”, Giacopo del Ponte, 1547 r. DeAgostini / Getty Images
Jezus był uchodźcą należącym do narodu uchodźców i wypędzanych. Doświadczył jako małe dziecko, co to znaczy musieć w jednej chwili opuścić własny dom i kraj.
„Ucieczka do Egiptu”, Rembrandt van Rijn, 1627 r.Bridgeman/FOTOCHANNELS „Ucieczka do Egiptu”, Rembrandt van Rijn, 1627 r.
„Ucieczka do Egiptu”, Giotto di Bondone, 1305 r.SuperStock/Getty Images „Ucieczka do Egiptu”, Giotto di Bondone, 1305 r.

Artykuł w wersji audio

Ucieczka w dalekie, obce strony to przeżycie traumatyczne, które zostawia ślad na całe życie. Nie ma w Europie znaczniejszego narodu, który by przez tę traumę nie przeszedł. Nie ma w Polsce rodziny, która by w swej historii z nią się nie zetknęła i nie opowiadała o tym z pokolenia na pokolenie.

Polacy wielokrotnie uchodzili przed prześladowaniami, wojną i biedą, jak dzisiaj tysiące migrantów z obozów w Turcji. Nieraz też przyjmowali uchodźców: Żydów, Ormian, dysydentów religijnych, Rosjan i Gruzinów, którzy uciekali przed rewolucją bolszewicką. W nowszej historii Greków uciekających przed juntą pułkowników czy Węgrów uciekających przed sowiecką pacyfikacją Budapesztu. Z takimi doświadczeniami, z takimi historiami rodzinnymi powinno być łatwiej odnaleźć się w opowieści o ucieczce Świętej Rodziny do Egiptu. Wczuć się w sytuację Józefa, jego młodej żony Maryi i jej synka Jezusa.

Sen Józefa

Sytuacja była dramatyczna. W środku nocy Józef miał sen, w którym anioł ostrzegł go o niebezpieczeństwie grożącym rodzinie. Król Żydów Herod „będzie szukał Dziecięcia, aby je zgładzić”. Józefie, wstawaj, budź żonę, bierzcie dziecko i uciekajcie natychmiast do Egiptu! Herod miał obsesję na punkcie władzy. Nie wahał się wydać rozkazu zabicia własnych synów, aby mu jej nie odebrali. A gdy dowiedział się od astrologów, że w Betlejem urodził się niedawno chłopiec, któremu magowie oddali pokłon jak królowi, uznał nowo narodzone dziecko za zagrożenie. Dary mędrców ze Wschodu były symboliczne. Złoto oznaczało godność monarszą, kadzidło – godność Syna Bożego, mirra – męczeństwo. Wściekły Herod kazał wymordować wszystkich chłopców poniżej drugiego roku życia.

Na rzeź niewiniątek ani też na ucieczkę do Egiptu nie ma mocnych dowodów historycznych, a jednak poruszają one do dziś wyobraźnię zwykłych wiernych i wielkich artystów. Wszak religia jest tekstem kultury, a kultura jest próbą interpretacji ludzkiego świata. Empatię odnajdziemy nie tylko w dziełach wielkich artystów pędzla czy pióra, lecz także w sztuce ludowej, jak choćby w drewnianych rzeźbach Tadeusza Frąckowiaka z Kujaw. Nawiązał on do popularnych legend opowiadających o różnych cudownych wydarzeniach, jakie przydarzyły się Świętej Rodzinie. O pająku, który utkał pajęczynę zasłaniającą grotę i kryjącą Rodzinę przed siepaczami. O osice, której listki trzęsą się za karę, bo nie chciała udzielić jej schronienia. O kukułce, która też za karę z tego samego powodu musi podrzucać własne potomstwo do gniazd innych ptaków.

Obława

„W malarskich przedstawieniach ucieczki Świętej Rodziny – pisze eseista Ryszard Przybylski w „Homiliach na ewangelię dzieciństwa” – podróż swą odbywają Zbiegowie nie tyle przez pory roku, ile przez pory dnia”. Na obrazie Georgesa Rouaulta widzimy Świętą Rodzinę przed domem, który zaraz opuszczą. Wszystko odbyło się szybko i po cichu, aby nie zwrócić niczyjej uwagi i nie zbudzić dziecka. Świat pogrążony jest jeszcze w ciemnościach, Józef poprawia oślą uzdę, Maryja już siedzi na zwierzęciu. Zawiniątko z Dzieckiem jest ledwo widoczne: „Zbawiciel rozpłynął się w nocy. Ukrył się w świecie” – pisze Przybylski. Podobnie na obrazie Rembrandta, uciekinierzy wychodzą z mroku, niepewni, czujni, ostrożni.

Poeta anglojęzyczny W.H. Auden w utworze „Ucieczka do Egiptu” nie pieści się z czytelnikiem. Pokazuje mu trud drogi, strach przed zabiciem, lęk przed siepaczami i zgrozę wędrowania Świętej Rodziny po ostępach i pustkowiach, z dala od ludzi. Wkrótce ukazuje Rodzinę w sytuacji rodem z ponurej baśni. Słychać, że zbliżają się żołnierze Heroda szukający dziecka. Rodzice postanawiają zmylić pogonie. Józef błaga zwierciadło: „Przewiedź nas przez zło/Na którym utknie władzy zło”. Zaklina rzeczywistość: lustro zamiast ich pokazać, ma ich ukryć. Maryja zaklina echo: „Jeśli mocarz nadejść ma, kłam jak najęte lub milcz”.

Niczym postaci ze starożytnych apokryfów, pisze Przybylski w „Homiliach”, rodzice Jezusa liczą na cud w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa. Nie tylko jak postaci z apokryfów. „Prowokują naturę i tajemne moce, aby wzięły w obronę ich Dziecko i oszukały zmysły siepaczy: wzrok i słuch”. Tak samo w chwili krytycznej zachowują się uciekinierzy wszystkich epok. Podążali – według tradycji – raz bocznymi drogami prowadzącymi przez pustkowia, to znów szlakiem karawan nad brzegiem morza. Uciekali do Egiptu, bo tam żyło wielu Żydów. Postępowali jak współcześni uciekinierzy, którzy chcą się dostać do kraju, gdzie mieszkają już ich rodacy i rodziny.

Świątynia

Pobożny Żyd Józef podczas wędrówki przez pustynię mógł mieć poczucie krzywdy, zawodu: dlaczego anioł najpierw oznajmił mu, że jego podopieczny, mały Jezus, jest wyczekiwanym przez Żydów Mesjaszem, a teraz kazał mu jakby uciekać od Boga?

Bo dla bogobojnego Żyda ucieczka spod Jerozolimy, gdzie mieściła się Świątynia, oznaczała wygnanie do ziemi pogan. Prócz domu w Nazarecie i ojczyzny w Galilei, Rodzina traciła więc także duchowy punkt oparcia. Została poddana podobnej próbie jak wygnańcy wszystkich czasów.

W świecie starożytnym do świątyń przywiązywano ogromną wagę. Były materialnym znakiem obecności bogów czy Boga. Zniszczenie świątyń równało się unicestwieniu bogów, których w nich czczono. Dlatego taką tragedią dla Żydów było zburzenie Świątyni w Jerozolimie w VI w. p.n.e. przez armię imperium babilońskiego. „Zniszczenie Jerozolimy i Świątyni stanowiło w pewnym głębokim sensie koniec świata”, pisze Karen Armstrong, była brytyjska zakonnica rzymskokatolicka, później badaczka świata wielkich religii, w książce o Jerozolimie jako mieście trzech monoteizmów.

Pisarka zaznacza, że historia religii dowodzi, iż w czasach kryzysów i przewrotów, kiedy zmienia się widzialny porządek rzeczywistości, ludzie szukają pociechy w mitach. Mity sięgają głębiej w sferę emocji. Dotyczy to także doświadczenia wygnania. Bo to coś więcej niż zmiana miejsca zamieszkania, adresu. To także „przemieszczenie duchowe. Straciwszy swe jedyne miejsce na Ziemi, wygnańcy czują się pozostawieni na łasce losu, zagubieni we wszechświecie, który nagle stał się obcy”. Zniknął dom, a wraz z nim cały ich świat, w którym mieli rozeznanie. Wszystko staje się przypadkowe, zbędne, bezcelowe. „Przesiedleńcy odcięci od swej kultury i tożsamości czują, że w jakimś sensie więdną i zanikają”.

Owo doświadczenie zanikania popycha niektórych w objęcia mitów: religijnych fundamentalizmów, mocnych wartości, twardych i wypaczonych ortodoksji dążących do podporządkowania sobie całej ludzkiej rzeczywistości duchowej, przejęcia pełnej kontroli nad sercami i umysłami. To wielkie niebezpieczeństwo, jakie od stuleci czyha na wychodźców.

Siła uniwersalizmu

Każdy z nas choć raz uciekał przed ziemską władzą, równie ślepą, co okrutną, przypomina Ryszard Przybylski. „Ucieczka jest miarą człowieczeństwa. Nawet Bóg uciekał przed władzą, aby dać dowód swego człowieczeństwa. Urodziłeś się, będziesz uciekał. Przed niesprawiedliwością. Przed krwiożerczą władzą. Przed spitym pychą Kierownictwem. Do dobrych ludzi. Na pustkowie Boga. Ku wieczności. I nie trać nadziei, bo z tobą ucieka również Chrystus”.

Chrześcijaństwo szlakami apostołów wyszło z Ziemi Świętej do świata. Uczniowie Jezusa z nielicznej gromady urośli do religii światowej. Ma w tym walną zasługę ich prześladowca, faryzeusz Szaweł (później Paweł) z Tarsu, który po konwersji na wiarę w Chrystusa jako Boga i Mesjasza nadał jej kształt uniwersalistyczny. Paweł oddzielił nową wiarę od jej żydowskiego matecznika. Odtąd chrześcijanie nie musieli być Żydami. Mogli być nimi także nawróceni poganie, a nawet niewolnicy, najniższa warstwa ówczesnego społeczeństwa. Była to rewolucja duchowa i intelektualna, punkt zwrotny w dziejach.

W czasach Jezusa cesarz Oktawian August tworzył Imperium Rzymskie. Świat rzymski był wielokulturowy, wieloetniczny i wieloreligijny. Istne multikulti. Liczbę jego ówczesnych mieszkańców szacuje się na ok. 70–100 mln. Ziemia Ludu Izraela stanowiła drobną cząstkę tego świata. Polityka rzymska w stosunku do królestw zależnych, takich jak żydowskie, opierała się na zasadach ograniczonego samorządu i tworzenia więzi między nimi a Rzymem. Ważnym elementem było granie na uczuciach religijnych. Rzymowi zależało na tym, by ludy pod jego panowaniem respektowały państwową religię politeistyczną. Tolerował zarazem religie lokalne, o ile nie zagrażały porządkowi i bezpieczeństwu.

Żydzi i chrześcijanie uważali politeizm za bałwochwalstwo, za obrazę Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba. Z kolei Rzymianie uważali chrześcijan za ateistów, bo jak można oddawać cześć tylko jednemu bogu? „Przeciętni ludzie w świecie greckim i rzymskim – piszą historycy Max Cary i Howard Hayes Scullard w „Dziejach Rzymu” – bez namysłu potępiali religie monoteistyczne jako antyspołeczne. „Ale nie żywili dłużej antypatii, gdy zetknęli się bliżej z chrześcijanami i Żydami”. W czasach Konstantyna chrześcijanie jawnie się już z poganami przyjaźnili, a państwo rzymskie wycofywało się z ich prześladowania. Jednak wcześniej chrześcijanie przeszli drogę męczeństwa, otoczeni byli pogardą jako religia obca, wywrotowa, niebezpieczna dla stabilności Imperium.

Dialog religijny trudny był nawet w samym narodzie żydowskim, z którego wyszło chrześcijaństwo. Żydzi byli (i są) podzieleni na różne odłamy w kwestiach interpretacji judaizmu. W epoce Jezusa działała wspólnota esseńczyków w Qumran nad Morzem Martwym. Niektórzy badacze dostrzegają w naukach Jezusa zbieżność z mistycznym ascetyzmem esseńczyków. Jednak wszyscy pobożni Żydzi oczekiwali na nadejście Mesjasza, Zbawiciela z linii króla Dawida. Wierzyli, że przywróci on Izraelowi całkowicie niezależne królestwo i ogłosi Królestwo Boże. Jakim zaskoczeniem i zawodem musiało być dla wielu Żydów, że Jezus nie stanął na czele buntu przeciwko rzymskiej okupacji, lecz wzywał do oddania cesarzowi, co cesarskie, czyli poszanowania państwa ziemskiego, władzy świeckiej.

Tymczasem rewolucyjność Jezusa dokonywała się w sferze duchowej i etycznej. Jezus nadał prastarej żydowskiej idei sprawiedliwości nowy sens. Nauczał, że Bóg jest Bogiem wszystkich ludzi i narodów i wzywa, by ludzie kochali się miłością braterską. Odrzucił w tym sensie teologię polityczną, piętnującą wrogów „naszego Boga”, głosił teologię ekumeniczną, teologię wspólnoty Dzieci Bożych. To zawsze było trudne do przyjęcia.

Chrześcijanie na własnej skórze przekonali się w Imperium Rzymskim i wiele lat później w komunizmie, jak się żyje z piętnem obcych i podejrzanych. Najlepsi z chrześcijan (dziś choćby papież Franciszek) przenoszą tę lekcję na kolejne pokolenia i nie przykładają ręki do wykluczania kogokolwiek ze społeczeństwa i rodzaju ludzkiego.

Misja

Pojawienie się Jezusa na żydowskiej scenie publicznej zaogniło sytuację polityczną w Judei, która została prowincją rzymską na początku naszej ery, za panowania cesarza Augusta. Póki Jezus wędrował ze swą ewangelią po Galilei, był tolerowany, ale gdy przybył do Jerozolimy, konflikt się zaostrzył. Sanhedryn, religijno-sądownicza władza żydowska, oskarżył go o podwójną zbrodnię: że podburza Żydów przeciwko cesarzowi i że bluźni przeciwko Bogu. Z chrześcijańskiego punktu widzenia oba zarzuty nie miały podstaw. Piłat, ówczesny namiestnik Rzymu w kraju żydowskim, nie kwapił się ze skazaniem Jezusa. Ale obawiał się zamieszek w związku ze sprawą Jezusa i wydał nań wyrok śmierci, spełniając żądanie motłochu podburzonego przez kapłanów wrogich Jezusowi i jego zwolennikom, uznanych za niebezpieczną i bluźnierczą sektę.

Gdyby nie to, że wśród garstki uczniów Jezusa rozeszła się wieść o jego zmartwychwstaniu, ruch prawdopodobnie by nie przetrwał. Lecz ta wiadomość dodała im odwagi i sił do działania, bo była dla nich potwierdzeniem, że Jezus jest Mesjaszem. Gmina szybko rosła. Najodważniejsi i najbardziej zdeterminowani ruszyli głosić ewangelię światu rzymskiemu. Czynili to względnie swobodnie, póki nie łamali prawa rzymskiego (apostoł Paweł miał obywatelstwo Rzymu). Posługiwali się nie hebrajskim, lecz koine, dialektem języka greckiego, którym mówiono powszechnie na ówczesnym Bliskim Wschodzie. To ułatwiało im działalność. Ale były też kłopoty.

Wiara monoteistyczna wzbudzała sprzeciw i podejrzliwość. Jeśli bowiem wynoszą swego Boga nad innych, będą też chcieli nad innymi panować, narzucić im swoją wiarę. W epoce cesarza Nerona Rzymianie dostrzegli w zwolennikach Chrystusa sektę pełną nienawiści, ówczesnych radykalnych terrorystów niezdolnych do koegzystencji z poganami i do akceptacji ich systemu wartości oraz sposobu życia. Obawiali się z ich strony skrytobójstwa, ataku na publiczne obiekty, w ogóle na rzymską cywilizację. Stąd tak łatwo było ich wskazać jako podpalaczy Rzymu.

Chrześcijanie zaznali prześladowań od zarania swego istnienia. Ucieczka Świętej Rodziny do Egiptu przed żołdakami Heroda i zabijanie dzieci na rozkaz króla okazały się prefiguracją losu Jezusa i Kościoła.

Wyzwanie

Dzisiaj chrześcijanie z Bliskiego Wschodu i Afryki uciekają przed zagładą z rąk fanatyków muzułmańskich. Przed tymi samymi fanatykami uciekają zwykli muzułmanie. Tych chrześcijan i muzułmanów różni wiara, a łączy los uchodźcy.

Współczesny Kościół dostrzegł narastający dramat wcześniej niż politycy europejscy. Papież Franciszek wyznaczył ton. Już w 2013 r. odwiedził włoską wyspę Lampedusę, cel morskiej ucieczki zbiegów z Afryki Północnej, nim jeszcze potężna fala uchodźców ruszyła z Turcji, Syrii i Iraku drogą lądową. Wizyta Franciszka na Lampedusie popchnęła do działania małżeństwo milionerów i filantropów z Malty. Państwo Catrambone wyłożyli z własnej kieszeni 4 mln euro na statek ratowniczy „Phoenix”, wyławiający z morza uciekinierów rozbitków.

Franciszek podczas wizyty w Turcji w 2014 r. dziękował władzom tureckim za pomoc dla uchodźców: „Czy wiecie, co to znaczy myśleć o zdrowiu, wyżywieniu, łóżku, domu dla milionów uchodźców?” – pytał dziennikarzy. Bo sam papież chyba wie. Jak mówi jeden ze współpracowników Franciszka kard. Walter Kasper, „Bóg nieczuły na cierpienie staje się dla wielu ludzi najpierw obcy, a potem nieistotny”. Postawa chrześcijańska zaczyna się od współczucia.

Jeszcze mocniej papież odezwał się we wrześniu 2015 r. W orędziu na Światowy Dzień Migranta Franciszek pisze: „Migranci i uchodźcy są wyzwaniem. Odpowiedź daje Ewangelia Miłosierdzia”. Proste, jasne, chrześcijańskie przesłanie papież uzasadnia odwołaniem się do Chrystusa. Objawienie biblijne zachęca do przyjęcia obcokrajowca, zapewniając, że tak czyniąc, otwiera się drzwi Bogu, a w obliczu drugiej osoby dostrzega się rysy twarzy Jezusa Chrystusa. Wiele organizacji, stowarzyszeń, ruchów, zaangażowanych grup, instytucji diecezjalnych, krajowych i międzynarodowych doświadcza zdumienia i radości ze święta spotkania, z wymiany i solidarności. Oni rozpoznali głos Jezusa Chrystusa: „Oto stoję u drzwi i kołaczę” (Ap 3,20).

Ani papież, ani Kościół nie jest naiwnym gołębiem pokoju. W orędziu Franciszek dostrzega mnogość praktycznych, politycznych, kulturowych problemów związanych z napływem uchodźców. Społeczeństwa ich przyjmujące muszą stawiać czoło nowym realiom, które mogą okazać się niewygodne, jeśli nie będą należycie umotywowane, zorganizowane i regulowane. Na dodatek przyjęcie to tylko początek długiej i trudnej dla obu stron drogi integracji. Wyzwaniem są nie tylko kwestie techniczne. Jest nim także ryzyko „dyskryminacji, rasizmu, skrajnego nacjonalizmu lub ksenofobii”. Mimo to Franciszek przypomina, że z perspektywy religijnej spotkanie i przyjęcie bliźniego splata się ze spotkaniem i przyjęciem Boga (kto jeszcze pamięta polskie przysłowie „Gość w dom, Bóg w dom”?). „Obojętność i milczenie otwierają drogę do współodpowiedzialności, zwłaszcza gdy przyglądamy się biernie, jak ludzie giną przez uduszenie, z głodu, na skutek przemocy i katastrof na morzu”.

Nie lękajcie się

Przesłanie Franciszka odbiło się głośniejszym echem w samym Kościele niż w środowiskach katolickich. Zwłaszcza tych, które ulegają perswazjom skrajnej prawicy i nacjonalistów, a wiarę katolicką traktują jak plemienny totem. W Polsce siły te organizują protesty przeciwko przyjęciu jakiejkolwiek liczby uchodźców, chyba że byliby nimi chrześcijanie lub Polacy z Ukrainy. Rosnące wpływy antyimigranckiej prawicy sparaliżowały polityków różnych opcji, nawet niektórych na lewicy. Na szczęście – można powiedzieć, wyjątkowo – tym razem nie sparaliżowały Kościoła hierarchicznego.

Biskupi Stanisław Gądecki, Marek Jędraszewski i Artur Miziński wydali we wrześniu 2015 r. oświadczenie ujmujące się za uchodźcami. Przypomnieli, że sami Polacy byli uchodźcami i gośćmi w obcych krajach. Abp Gądecki poparł apel Franciszka, by każda parafia katolicka w Europie przyjęła jedną rodzinę imigrantów.

Dobitnie mówił bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący rady episkopatu do spraw migracji. Potwierdził, że Polska mogłaby przyjąć nawet 30 tys. uchodźców, skoro pod koniec lat 90. przyjęła ok. 100 tys. muzułmańskich Czeczenów uchodzących przed wojną toczącą się w ich kraju z udziałem wojsk rosyjskich. Biskup ma do sprawy podejście zadaniowe: trzeba wyzbyć się lęków, współdziałać z władzami lokalnymi, samorządami, organizacjami humanitarnymi.

Wzorem mógłby być model szwedzki, polegający na obejmowaniu przyjętych uchodźców, w tym muzułmanów, od samego początku przemyślanym programem integracji. „Bo co to znaczy, że muzułmanie będą nam zagrażać? – zastanawiał się bp Zadarko w rozmowie z Tomaszem Królakiem dla KAI. – Czy z góry zakładamy, że będą nas truć, mordować? Jeśli poszlibyśmy tą drogą, to obralibyśmy kierunek dokładnie odwrotny do tego, jaki jasno i wyraźnie kreśli nam papież Franciszek”. Bp Zadarko myśli i mówi Franciszkiem. „Co doradzam w kwestii uchodźców? Lekturę Ewangelii. Chrystus sam był uchodźcą. Święta Rodzina nie pojechała na wycieczkę do Egiptu, tylko uciekała przed śmiercią”.

Chrześcijaństwo przywędrowało do Europy z Bliskiego Wschodu, niesione przez uciekinierów, pielgrzymów, imigrantów. Ta religia, i w sensie historycznym, i duchowym, jest zapisem i wezwaniem do wędrówki. Kiedy, jeśli nie w Boże Narodzenie 2015 r. – Roku Uchodźców – przypomnieć słowa Chrystusa z Ewangelii Mateusza: „Byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić, byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie”.

Polityka 51/52.2015 (3040) z dnia 15.12.2015; Temat na Święta; s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Święta Rodzina na uchodźstwie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną