Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Niewidzialni

Milion Ukraińców w Polsce: Kim są? Gdzie pracują?

Ukraiński bokser Sergey Verveyko pracujący na budowie. Ukraiński bokser Sergey Verveyko pracujący na budowie. Wojciech Artyniew/SE / EAST NEWS
W Polsce pracuje ponad milion Ukrainek i Ukraińców. Legalnie i nielegalnie. Kto ich zatrudnia? Ile płaci? Jak między nami żyją? I dlaczego tego miliona ludzi nie widać?
Natalia z Ukrainy otwiera przedszkole w Wałbrzychu.Dariusz Gdesz/Gazeta Wrocławska/POLSKAPRESSE Natalia z Ukrainy otwiera przedszkole w Wałbrzychu.
Ukraińscy pracownicy sezonowi podczas zbiorów kapusty w gospodarstwie rolnym na Mazowszu.Piotr Małecki/Forum Ukraińscy pracownicy sezonowi podczas zbiorów kapusty w gospodarstwie rolnym na Mazowszu.

Artykuł w wersji audio

Ilu Ukraińców pracuje w Polsce, tego dokładnie ustalić nie sposób. Zapewne około miliona. W 2015 r. polskie konsulaty na Ukrainie wydały 925 tys. wiz (Schengen i narodowych) typu D, uprawniających do pracy. W tym roku, w pierwszym kwartale, już 258 tys. Dziś procedury są uproszczone, Ukraińcy mogą pracować przez sześć miesięcy w roku na podstawie oświadczeń złożonych przez polskiego pracodawcę. Deklaruje on w urzędzie pracy, że zamierza zatrudnić obcokrajowców. Nie musi sprawdzać, czy na to miejsce znajdzie się chętny Polak, czyli dokonywać testu pracy. Na podstawie oświadczenia cudzoziemiec występuje o wizę w polskim konsulacie. W Polsce podpisuje – lub nie – umowę (zwykle tzw. śmieciową) i może pracować. Ale niekoniecznie, bo może też pojechać dalej.

W 2014 r., gdy uproszczony system zatrudniania zaczął obowiązywać, oświadczeń doliczono się 373 tys. Przed rokiem – już 763 tys. W tym roku blisko 310 tys.

Liczby nie kłamią, choć nie mówią prawdy

Żeby być bliżej prawdy o liczbie pracujących, należy dodać jeszcze legalnie przebywających u nas Ukraińców, którzy otrzymali zgodę na pracę w innym trybie. Chodzi głównie o zezwolenia wojewódzkich urzędów pracy na podstawie wniosków pracodawców. W ubiegłym roku z tej możliwości skorzystało ponad 48 tys. Ukraińców, głównie specjalistów zainteresowanych pracą w kilkuletniej perspektywie. Taka stała praca jest drogą do uzyskania prawa pobytu, a wreszcie – obywatelstwa. Zezwolenia to najlepsze papiery dla ludzi szukających stałego zajęcia, takiego z umową, ubezpieczeniem, opieką socjalną. Ale zdobycie i utrzymanie zezwoleń nie jest łatwe. W trakcie roku urzędy pracy, na wniosek pracodawców, cofnęły ponad 20 proc. wydanych decyzji. Do rachunku trzeba jeszcze dodać posiadaczy Karty Polaka, którzy nie muszą uzyskiwać pozwolenia na pracę, mogą ją podejmować na takich zasadach jak Polacy, regulując jedynie kwestię pobytu. Polskie konsulaty na Ukrainie wydały dotychczas (od 2008 r.) trochę ponad 65 tys. kart. Część tych osób przebywa w Polsce, nie wiadomo, ile pracuje. Bez zezwolenia pracują studenci. Według najnowszych danych GUS w tym roku akademickim studiuje ich u nas już 30 589 – czyli o 7197 więcej niż rok temu. Ukraińcy to ponad połowa zagranicznych studentów w Polsce.

No i jeszcze jedna wielka grupa: zatrudnieni na czarno, głównie w tzw. usługach opiekuńczych, przy sprzątaniu, jako pomoce domowe. Ci, na ogół „te”, przyjechali na zaproszenia prywatne i wizy turystyczne Schengen. Specjaliści nazywają ich niewidzialną siłą roboczą. W tej grupie niewidzialnych są też sezonowi pracownicy budownictwa, także ci podejmujący prace w rolnictwie i przetwórstwie. Od wybuchu wojny w Donbasie to głównie młodzi mężczyźni, często unikający w ten sposób służby w wojsku. Również ci, którzy wcześniej pracowali w Rosji, teraz wybierają Polskę. Jako cel zarobkowej migracji Ukraińców wysunęliśmy się na pierwsze miejsce, deklasując Rosję i dominujące kiedyś Czechy i Włochy.

Autorki raportu przygotowanego przez Instytut Spraw Publicznych „Niewidzialna siła robocza” przywołują dane, według których aż 600 tys., a nawet 900 tys. zatrudnionych w Polsce obcokrajowców wykonuje prace sezonowe i dorywcze. Nie wiadomo, ilu posiadaczy polskich wiz wyruszyło dalej na zachód (przy takiej skali „niewidzialnych” liczba 7 tys. uchodźców, jakich Polska zobowiązała się przyjąć, to tyle co nic).

Z danych cytowanych przez Ośrodek Studiów Wschodnich wynika, że migranci to stosunkowo dobrze wykształceni ludzie, aż 60 proc. deklaruje pełne wykształcenie średnie, a 12 proc. – wyższe. Dominuje od lat Ukraina Zachodnia, Lwów, Równe, Iwano-Frankowsk, Zakarpacie, Wołyń. Polski konsulat we Lwowie od lat przoduje w liczbie wydawanych wiz. W 2015 r. było to 380 tys. Dalej jest Łuck, 229 tys., Kijów – blisko 112 tys. Znacznie mniej osób to mieszkańcy wschodnich obwodów: po zamknięciu polskich konsulatów w Odessie i Doniecku aplikują w Charkowie i Kijowie. W sumie niektóre szacunki mówią nawet o półtoramilionowej rzeszy pracowników z Ukrainy. Narodowy Bank Polski, który analizuje dane dotyczące pracy Ukraińców, potwierdza, że w ubiegłym roku przez nasz rynek oficjalnie przemaszerowało ich około miliona. Tylko w pierwszym półroczu 2015 r. pracujący w Polsce Ukraińcy zarobili prawie miliard złotych.

Jak mówi Swietłana Krysa, szefowa Wydziału Konsularnego Ambasady Ukrainy w Warszawie, człowiek szuka takiego miejsca, gdzie lepiej mu się żyje i lepiej zarabia. A po Majdanie, w związku z wybuchem wojny, sytuacja gospodarcza Ukrainy jest bardzo trudna. Dochody spadły. Hrywna utraciła blisko 70 proc. wartości, inflacja przekracza 50 proc. Średnia płaca na Ukrainie przed rokiem wynosiła równowartość 130 dol. Dziś jest nawet mniejsza. Jeśli zarobki w Polsce przeliczyć na dolary, to opłaca się schylić nawet po truskawki czy szparagi. Średni zarobek w budownictwie to jednak 500 dol. Odliczywszy koszty skromnego życia w Polsce, wszyscy są „do przodu”, także dzięki przelicznikowi waluty (tak jak Polacy na Zachodzie).

System oświadczeń, który bardzo ułatwia dostęp do polskiego rynku pracy ma też swoje wady – papiery można kupić na czarnym rynku. Policja w Piasecznie pod Warszawą zatrzymała niedawno lokalnego pośrednika, który po wyjściu z Powiatowego Urzędu Pracy, na parkingu, sprzedawał ukraińskim współpracownikom 50 jeszcze ciepłych oświadczeń. W ubiegłym roku Urząd Pracy w Piasecznie wydał 22 tys. oświadczeń, w tym półroczu już ponad 16 tys., Urząd w Grójcu w 2015 r. – ponad 60 tys. Krytycy tego systemu przekonują, że państwo jest patronem, wręcz współorganizatorem czarnego rynku.

Pięć złotych za godzinę

Są branże, które bez Ukraińców już nie mogłyby funkcjonować. Choćby sprzątanie miast: skoro Brukselę sprzątają Polacy, to Warszawę Ukraińcy. Ale także rolnictwo, sadownictwo, budownictwo, usługi, hotelarstwo, gastronomia, handel – wiele firm zatrudnia już niemal wyłącznie robotników z Ukrainy, znów, także dlatego że milion młodych Polaków wyjechało za pracą do Anglii. Jednak Ukraińcy coraz częściej pracują też w przemyśle: w Kutnie w 2015 r. zarejestrowano 4389 oświadczeń, 95 proc. potrzeb zgłosiły dwie firmy poszukujące pracowników do obsługi linii produkcyjnej pakowania wędlin. – Ten trend się utrzymuje, w maju tego roku zarejestrowaliśmy 400 oświadczeń – mówi Małgorzata Kochańska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy. W Bielsku-Białej pracuje legalnie też około 4 tys. Ukraińców, podobnie jest w Częstochowie. W Kudowie-Zdroju obsługa sanatoriów, pensjonatów i domów wczasowych to przede wszystkim Ukrainki. Prym dzierży niezmiennie Mazowsze i Warszawa.

Zwykle Ukraińcy pracują na umowę-zlecenie, przy uznaniowej stawce. Bywa, że to 5 zł brutto za godzinę. Bywa 8 zł. Przedsiębiorca budowlany poszukujący pracowników do układania glazury poprzez portal pracadlaukrainy.pl proponuje stawkę 25 zł za m kw. Przeciętny miesięczny zarobek to ok. 2 tys. zł na rękę. Opiekunki osób starszych zarabiają 1400–1600 zł, ale często nie płacą za mieszkanie i wyżywienie. Sprzątające, zazwyczaj młode, przedsiębiorcze kobiety, potrafią jednak zarobić sporo więcej – dziennie nawet 200 zł. W jednym z zakładów odzieżowych niedaleko Warszawy szwaczki z kwalifikacjami zarabiają ponad 5 tys. plus mieszkanie. Praca jest katorżnicza, na akord, szyją w soboty i niedziele, ale robią to bez sprzeciwu. Polakom trzeba by zapłacić więcej. – Jest wolny rynek pracy – mówi dyrektor Małgorzata Kochańska. Te niższe stawki sprawiają, że przedsiębiorcy mogą obniżyć koszty, firmy są bardziej konkurencyjne.

Oczywiście nie ma też zazwyczaj mowy o ośmiogodzinnym dniu pracy. Anastasja Savczenko z fundacji Euromed, promującej szkolenia dla ukraińskich lekarzy w Polsce, opowiada, że zanim rozpoczęła studia w Warszawie, przyjeżdżała kilkakrotnie popracować. – To było zwykle 12 godzin przy taśmie. Czasem nawet 14. Rekordzista pracował 440 godzin miesięcznie – mówi. Wytrzymywała dwa, trzy miesiące, potem wracała do siebie. Nie narzekała, przecież zgodziła się na takie warunki. Mówi, że Ukraińcy przyzwyczajeni są do pracy. Z przeszczepienia ukraińskich lekarzy na polski rynek wyszło jednak niewiele. Koszt nostryfikacji dyplomu jest nie na ukraińską kieszeń, a do tego dochodzi rok bezpłatnego stażu.

Migranci zarobkowi żyją i mieszkają różnie. W Kutnie jest to rodzaj hotelu robotniczego. Zwykle wynajmują lokum na miejscu, kilka osób wspólnie, często z dostępem do kuchni, bo stołują się w domu, najprościej i najtaniej. Jadąc przez polskie miasta i miasteczka, a nawet wsie, można dostrzec ogłoszenia: pokoje, kwatery, po polsku i rosyjsku. Są hotele i hoteliki, pensjonaty, baraki. To właśnie propozycja dla pracowników z Ukrainy. Opłaty są rozmaite, zależne od standardu i popytu. Daniel Dziewit, twórca portalu pracadlaukrainy.pl otworzył hostel, gdzie pokój kosztuje 350 zł miesięcznie. Ale ogólnie Ukraińcy są w Polsce niewidzialni. Nie wyróżniają się strojem jak kiedyś. Póki nie otworzą ust, trudno ich rozpoznać. Zwłaszcza młodzi przystosowują się, wtapiają w polskie tło idealnie.

Najniższe zarobki są w rolnictwie i sadownictwie, mimo bardzo ciężkiej pracy. Jak mówią pracujący przy zbiorach owoców Ukraińcy, płace spadły, gdy polskie owoce zostały objęte rosyjskim embargiem. Rolnictwo ma jednak tę zaletę, że praca tam jest bez proszenia, a nawet można wybierać. Tymczasem polscy pracownicy protestują, że Ukraińcy psują rynek, że o podwyżce nie ma co marzyć, bo mamy w Polsce chętnych do roboty za najniższe stawki. Znamy tę sytuację. Polacy od zawsze robili i robią tak w Stanach i w krajach UE.

Ale Ukraińcy próbują to zmienić, powołując związek zawodowy. W Krajowym Rejestrze Sądowym złożono już dokumenty. Jak mówi Jurij Kariagin, przewodniczący Komitetu Założycielskiego związku zawodowego pracowników ukraińskich w Polsce, powołanie związku miałoby przeciwdziałać patologiom. Związek zdopinguje do legalnego zatrudniania się, a pracodawców do stosownego wynagradzania. To wspólna inicjatywa Jana Guza, szefa OPZZ, i stojącego na czele Stowarzyszenia Ukraina–Polska w Kijowie Jurija Kariagina. Związek zawodowy pracowników ukraińskich, jeśli zostanie zarejestrowany, przystąpi do OPZZ.

Ale nawet ci, którzy pracują legalnie, są często wyzyskiwani. Bo nie znają swoich praw, nie potrafią się poruszać w gąszczu przepisów, a na pomoc raczej nie mogą liczyć. Jak mówi Piotr Ostrowski, dyrektor Wydziału Międzynarodowego OPZZ, Ukraińcy pracujący w szarej strefie w ogóle nie są objęci prawem pracy i żadne zabezpieczenia socjalne w ich przypadku nie wchodzą w grę. Problem jednak w tym, że związek zawodowy może reprezentować jedynie tych, którzy pracują legalnie. Czy jego powstanie będzie dostateczną zachętą do wyjścia z szarej strefy? Związek zawodowy – przynajmniej w teorii – zwiększa poczucie pewności, daje też przekonanie, że w przypadku kłopotów można prosić o pomoc. Ale czy ograniczy wśród polskich pracodawców liczbę nieuczciwych wyzyskiwaczy?

Nabici w butelkę

Oszustwa wobec ukraińskich przybyszów są plagą. Jak mówi konsul Swietłana Krysa, do konsulatów wpływają skargi na odmawiających zapłaty za pracę. Zazwyczaj chodzi o ostatni przepracowany miesiąc. Pracodawca wie, że pracownik ma wizę na czas określony, że musi wrócić do siebie, aby starać się o przedłużenie pobytu. Wykorzystuje sytuację i nie płaci. Wie, że człowiek wyjedzie i raczej się nie poskarży, bo niby jak? Gdy dotyczy to pracujących nielegalnie – sprawa jest prosta. Oszukany pogodzi się z sytuacją. Zamknie buzię także osoba, która pracuje u innego pracodawcy niż ten, który ją zapraszał. Często zresztą oszukani pracują bez umowy pisemnej, a pracodawca wypiera się, że w ogóle zatrudniał takiego człowieka. Ukraińcy boją się, że sami odpowiedzą za pracę w szarej strefie, i wolą odpuścić. Patologie typu odbieranie paszportu lub zatrudnianie w agencji towarzyskiej i zmuszanie do prostytucji oczywiście wciąż się zdarzają, ale rzadziej niż kiedyś.

Dominik Dziewit mówi, że często oszukują także agencje pracy, firmy krzaki robiące interes na nieświadomych Ukraińcach. – Nabijają w butelkę, podsuwając polską umowę napisaną w sposób niejasny i niezrozumiały, gdzie zapisano jedynie obowiązki pracownika, nie wspominając słowem o wynagrodzeniu. Żądają też wygórowanych opłat za pośrednictwo, nawet tysiąca złotych.

Dlatego założył portal, gdzie szukający pracy nie płaci ani grosza, a pracodawca może wykupić abonament, na tydzień lub nawet pół roku. Chciał w ten sposób skrócić drogę Ukraińców do pracy w Polsce. Eksperyment okazał się dość udany, w ciągu trzech miesięcy zarejestrowano 340 profili pracowników. – Mówię, żeby nie kłamali, żeby się chwalili umiejętnościami, pokazywali listy referencyjne – opowiada. Jest tylko taki problem, że Ukraińcy nie mają zaufania do czegoś, co jest darmowe. Wolą zapłacić agencjom, które zdzierają skórę.

Ogromna szara strefa pracy Ukraińców, a raczej ukraińskich kobiet, to opieka nad starszymi osobami. To nie tylko polska specjalność. Nielegalne zatrudnianie imigrantów jako opiekunek i pomocy domowych jest codziennością na całym świecie. Również Polki tak pracują, głównie w Niemczech. To praca trudna i uciążliwa, często całodobowa. Pewnie dlatego zawód „opiekun osoby starszej” znalazł się na wysokim, czwartym miejscu w rankingu zawodów deficytowych sporządzonym przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Jak ustaliły Paulina Sobiesiak-Penszko i Justyna Seges-Frelek, autorki raportu ISP o zatrudnianiu migrantów w tym sektorze rynku pracy, zaledwie trzy z ankietowanej przez nie grupy uzgodniły z pracodawcą prawo do jednego dnia wolnego. Inne miały pół dnia wolnego, a czasem była to tylko godzina dziennie lub takiego czasu nie było w ogóle. Jak zauważają autorki, często cała praca opiekuńcza oraz prowadzenie domu jest przerzucone na barki zatrudnionej Ukrainki. W dodatku opiekunki bywają źle traktowane.

A jednak ten rynek pracy ma się dobrze, kobiety znajdują zajęcie łatwo, świetnie działa poczta pantoflowa. Pośrednikami – za opłatę 100 euro – są często kierowcy autobusów kursujących do Polski. Kiedy kobiety muszą wracać do siebie, znajdują i przysyłają zmienniczki: kuzynki, ciotki, przyjaciółki. Wymieniają się i tak pracują przez wiele lat. Sporo kobiet podejmuje pracę w Polsce, bo ich pensja stanowi ważne, a czasem jedyne źródło utrzymania rodziny. Część zresztą chciałaby się w Polsce osiedlić i sprowadzić tu dzieci.

Bywają jednak domy, gdzie panią do pomocy traktuje się jak członka rodziny, godnie wynagradza, zatrudnia legalnie. W 2014 r. z abolicji legalizującej pobyt przebywających i pracujących nielegalnie skorzystało 2 tys. osób, głównie opiekunek i sprzątających, otrzymując kartę pobytu. Dziś, jak mówi konsul Krysa, rzadziej zdarza się nielegalny pobyt, wszyscy bardzo przestrzegają terminów, żeby móc powrócić do pracy. Z danych NBP wynika, że depozyty imigrantów w polskich bankach rosną, w zeszłym roku suma odłożonych oszczędności sięgnęła 900 mln zł.

Miejsce dla Polaka?

To jednak może się niedługo skomplikować. Zgodnie z dyrektywą unijną, która zacznie obowiązywać od początku przyszłego roku, a wdrożona ma być do września bieżącego roku, resort pracy musi znowelizować ustawę o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Będą obowiązywać nowe zasady zatrudnienia cudzoziemców. Nowe przepisy mogą ograniczyć napływ do pracy Ukraińców (ale też obywateli Armenii, Białorusi, Gruzji, Mołdawii i Rosji), ponieważ oznaczają koniec uproszczonego systemu oświadczeń o zamiarze zatrudnienia obcokrajowców, zapewniający dziś swobodny dostęp do rynku pracy UE.

Dyrektywa wymusza wprowadzenie nowych typów zezwoleń na pracę sezonową i krótkoterminową. W myśl tych przepisów zezwolenie na pracę sezonową będzie wydawane na osiem miesięcy w roku. Do prac sezonowych, oprócz rolnictwa i hodowli, zostanie zaliczona gastronomia i hotelarstwo.

Ma się też zmienić system wynagradzania: koniec z dyskryminacją, pracujący sezonowo Ukraińcy muszą zarabiać tyle, ile inni pracownicy w danej branży, czyli Polacy. Dyrektywa wprowadza warunek posiadania przez cudzoziemca dowodu ubezpieczenia zdrowotnego od każdego ryzyka, od którego zazwyczaj ubezpieczeni są obywatele państwa przyjmującego. Obecnie starając się o wizę, wykupują obowiązkowo ubezpieczenie zdrowotne, które obejmuje doraźną pomoc medyczną. Pracujący legalnie są ubezpieczeni przez pracodawcę. Nielegalni mogą sami wykupić ubezpieczenie, ale większość poprzestaje na posiadanym obowiązkowym. Od dwóch lat Polska i Ukraina mają umowę o wzajemnym uznawaniu emerytur, pracującym w Polsce przysługuje emerytura, jeśli oczywiście opłacali składkę ZUS. Jak wynika z danych ZUS, 100 tys. Ukraińców korzysta z tego prawa.

Wyrównywanie standardów wynagrodzenia i ubezpieczenia oznacza jednak, że polscy pracodawcy mniej chętnie będą korzystać z usług pracowników z Ukrainy, zwłaszcza sadownicy, rolnicy, przedsiębiorcy budowlani. Część związkowców uważa, że w ten sposób będzie lepiej chroniony polski rynek pracy oraz interesy polskich pracowników. I lobbuje za zmianą. Przekonują, że to będzie koniec nieuczciwej konkurencji. Że Ukraińcy przestaną wypierać Polaków z rynku. Wątpliwe: przecież zazwyczaj wykonują pracę, jakiej Polak w Polsce nie tknie.

Współpraca: Wiesław Romanowski

Polityka 25.2016 (3064) z dnia 14.06.2016; Temat tygodnia; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Niewidzialni"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną