Zenon Procyk, prezes Pojezierza, a wcześniej pracownik naukowy olsztyńskiej Akademii Rolniczo-Technicznej, miał według aktu oskarżenia narazić spółdzielnię na straty finansowe w dużych rozmiarach, fałszować dokumenty spółdzielcze, poświadczać nieprawdę i za pomocą sprytnych manipulacji uniemożliwiać spółdzielcom zmianę prezesa. W sumie postawiono mu 20 zarzutów.
Śledztwo ruszyło w 2002 r., ale początkowo niemrawo. Nabrało tempa po emisji reportaży telewizyjnych demaskujących prezesa Procyka, który, według autorów, miał korumpować olsztyńskich sędziów i prokuratorów sprzedawanymi im poniżej kosztów mieszkaniami. Dziennikarzy zagrzewała do boju mająca osobiste porachunki z Procykiem pewna kobieta, nazwijmy ją Bizneswoman. Uważała, że spółdzielnia zawyża czynsz za jej lokal użytkowy. Wybudowała go na własny koszt, ale na spółdzielczym gruncie. Była przekonująca, przedstawiała liczne dowody kantów prezesa i wyliczenia, na jakie straty naraża spółdzielców. Docierała do innych w swoim mniemaniu pokrzywdzonych i rozszerzała front.
Prezes wszystkiemu zaprzeczał, ale bronił się nieumiejętnie. Dziennikarzy pouczał, a Bizneswoman lekceważył. Niesłusznie. Wiosną 2005 r. został aresztowany. W areszcie spędził 8 miesięcy. Ówczesny prokurator krajowy publicznie stwierdził, że sprawa spółdzielni Pojezierze to afera niebywałych rozmiarów. Zabrzmiało jak wyrok, chociaż proces ruszył dopiero dwa lata później. Jeszcze przed jego rozpoczęciem media ogłosiły, że rozbito spółdzielczą ośmiornicę.
Przed Sądem Rejonowym w Ostródzie zasiadło 29 oskarżonych: zarząd Pojezierza, księgowa, urzędnicy spółdzielni, a nawet pracownicy techniczni. Trzydziesty podejrzany, wiceprezes Pojezierza Andrzej Ł., nie doczekał procesu. W trakcie śledztwa popełnił samobójstwo, rzucając się z dziesiątego piętra spółdzielczego bloku.