Zza kulis wchodzi siwy mężczyzna z wąsem, a publiczność wstaje z miejsc, bije mu brawo i woła: Lechu, Lechu! Potem on mówi kilka wstępnych żartów, na przykład: myślał już, że na starość czekają go tylko grzybki-rybki-wnuczki i żona Danuśka, która jest ciągle niczego sobie, a tymczasem znów trzeba upominać się o Polskę.
Wcześniej upominał się przez kilkanaście lat za czasów dyktatury partyjnej, gdy groziło to śmiercią jemu i rodzinie: to on, elektryk w Stoczni Gdańskiej i ojciec kilkorga małych dzieci, bywał za politykę zwalniany z pracy, aresztowany i śledzony.
Był wśród przywódców strajku w grudniu 1970 r., kiedy milicja i wojsko zabiły kilkadziesiąt osób. Przewodził strajkowi w stoczni w sierpniu 1980 r., został pierwszym przywódcą Solidarności w 1981 r. Dwa lata później otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla, nie mógł po nią pojechać, bo władze odmówiły mu prawa wyjazdu z kraju – pojechała żona z trzyletnim synkiem. W 1990 r., w pierwszych wolnych wyborach, mężczyznę z wąsem wybrano na prezydenta Polski. Dziś jest kawalerem kilkudziesięciu polskich i zagranicznych orderów, ma kilkadziesiąt tytułów honoris causa uczelni z całego świata, kręcą o nim filmy i piszą książki. Wciąż jest najbardziej znanym Polakiem na świecie.
Nazywa się Wałęsa, nie Kaczyński. Siada w fotelu na scenie i czeka na pytania z sali.
•
Lech Wałęsa jeździ po kraju na zaproszenie Komitetu Obrony Demokracji i spotyka się z ludźmi, jakby to były czasy pierwszej Solidarności. Różnica taka, że pilnują go oficerowie BOR, z których jeden zawsze staje za plecami szefa z parasolem na wypadek ataku jajek.