Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Uwaga, psychowirusy

Niepewność, nieufność, nienawiść bywają zaraźliwe

Najbardziej powszechnym nośnikiem nienawiści jest dziś sieć – zwłaszcza te jej obszary, gdzie akceptuje się anonimowe komentarze. Najbardziej powszechnym nośnikiem nienawiści jest dziś sieć – zwłaszcza te jej obszary, gdzie akceptuje się anonimowe komentarze. Rapid Eye / Getty Images
Czy dziś nasze zdrowie psychiczne jest wystawiane na szczególne próby? Jakie lęki i emocje we współczesnej Polsce są szczególnie groźne?
Tylko 23 proc. Polaków uważa, że większości ludzi można ufać, a 74 proc. opowiada się za ostrożnością.SIphotography/PantherMedia Tylko 23 proc. Polaków uważa, że większości ludzi można ufać, a 74 proc. opowiada się za ostrożnością.
Do zaatakowanej wirusami lęku i nieufności psychiki łatwiejszy wstęp ma emocja krańcowa: nienawiść.thomasmales/PantherMedia Do zaatakowanej wirusami lęku i nieufności psychiki łatwiejszy wstęp ma emocja krańcowa: nienawiść.

Artykuł w wersji audio

Kiedy pyta się psychologów czy historyków, a także specjalistów ze stosunkowo nowej subdziedziny – psychohistorii, co dolegało naszym przodkom, uparcie unikają jednoznacznych odpowiedzi. Zadziwiające, zwłaszcza wtedy, gdy pytanie dotyczy znanych postaci historycznych – świętych i szarlatanów, wodzów i oprawców, którzy wiedli narody ku przepaściom. Ludzie współcześni, przywykli do języka psychologii, oczekiwaliby diagnoz: ten był paranoikiem, ta z pewnością cierpiała na nerwicę eklezjogenną, ów zaburzenie afektywne. Ale badacze apelują: bierzcie pod uwagę ich czasy – kulturę, wyobrażenia o naturze świata, mentalność. Słowem – powszechny stan psychiczny, w jakim znajdowały się w określonych epokach ludzkie społeczności. Czasem mogło to sprawiać wrażenie epidemii. Jakby – mówiąc językiem współczesnym – to czy inne zaburzenie osobowości albo wręcz psychopatologia stawało się zakaźne niczym ospa.

Oczywiście o zaraźliwości psychologicznej możemy mówić tylko metaforycznie. Ale z całą pewnością da się zidentyfikować „wirusy” i „bakterie”, jakie zagrażają nam, ludziom wydającym się sobie zdrowymi i stosunkowo odpornymi psychicznie, w obecnej cywilizacji, w świecie zachodnim i – co szczególnie interesujące – we współczesnej Polsce.

W 1937 r. Karen Horney napisała legendarną „Neurotyczną osobowość naszych czasów”, diagnozując człowieka Zachodu lat 30. Choć pojęcie neurozy (nerwicy) wyszło z użycia naukowego, możemy pójść terminologicznym tropem słynnej niemieckiej psychoanalityczki i psychiatry. Bo te współczesne zagrożenia układają się właśnie w listę swoistych „n(i)euroz”.

NIEPEWNOŚĆ, czyli czasy lęku

Emocją, która niesie ze sobą szczególne niebezpieczeństwo, jest lęk. Strach – emocja podobna, tyle że odnosząca się do realnego, a nie przewidywanego czy wyimaginowanego zagrożenia – został wbudowany w ludzki mózg jako bardzo funkcjonalne narzędzie przetrwania: sprawia, że zanim organizm „pomyśli”, już „rozstrzyga”: walczyć czy uciekać, i automatycznie samowyposaża się w adrenalinę i kortyzol, rozszerza sobie naczynia obwodowe i oskrzeliki, hamuje wydzielanie kwasów żołądkowych, kurczy śledzionę, podnosi tętno itd. Problem, gdy robi to chronicznie. Dewastacji fizycznej towarzyszy psychologiczna. Osoba stale znękana lękiem wybiórczo koncentruje się na określonych aspektach rzeczywistości (nazywa się to selektywną abstrakcją), z pojedynczych wydarzeń wyciąga ogólne wnioski (nadgeneralizacja), nadaje faktom przesadne znaczenie bądź je minimalizuje (polaryzacja), wiąże rozmaite zdarzenia z konkretnymi osobami (personalizacja), ujmuje drobne niepowodzenia w kategoriach klęski (katastrofizacja). Słowem – widzi świat w czarnych, nieprawdziwych barwach.

Raj Persaud, brytyjski psychiatra i psychoterapeuta, który ćwierć wieku temu napisał bestseller „Pozostać przy zdrowych zmysłach. Jak nie stracić głowy w stresie współczesnego życia”, twierdzi, że podstawową konsekwencją chronicznego lęku jest ANT (z ang. Automatic Negativ Tought) – automatycznie pojawiająca się myśl negatywna, cokolwiek ma się zdarzyć. Przytacza badania, wedle których piąta część amerykańskich studentów medycyny przeżywa taki stres przed egzaminami, że okresowo stają się diabetykami. Zaś właśnie stres egzaminacyjny uważa on za podstawowy w naszym społeczeństwie. I nie chodzi tu wyłącznie o strach przed dosłownymi egzaminami (szkolnymi, zawodowymi, na prawo jazdy itd.), ale o całą konstrukcję współczesnego życia społecznego, która jest poddana logice egzaminu, testu, sprostania oczekiwaniom. Rosną kolejne pokolenia tresowane do zdawania, zaliczania, spełniania oczekiwań, wymogów.

Według raportu rzecznika praw obywatelskich „Ochrona zdrowia psychicznego w Polsce” z 2014 r. przewlekły lęk jest najczęstszym dziś zaburzeniem psychicznym w naszym kraju – dotyka co szóstą osobę. (Dla porównania: jedna osoba na dziesięć ma depresję, 7 proc. cierpi na bezsenność, 4 proc. jest od czegoś uzależnionych). Oczywiście w zależności od tego, kto i o co pyta, wychodzi trochę inna mapa tych lęków. Boimy się o zdrowie, o przyszłość, o zarobki, o dzieci, o pracę, a także „o życie”, czyli o to, czy mu podołamy, czy zdamy ten egzamin. Ogromny wpływ na stany lękowe ma wciąż historyczny test, jaki zbiorowo zdawaliśmy w ostatnim ćwierćwieczu. Prof. Krystyna Skarżyńska pisze, że im większa liczba zmian skumulowanych w okresie jednego, dwóch lat, tym większy stres – nawet gdy zmiany mają charakter pozytywny. Lęki zalewały Polaków falami. W 1990 r. w każdej z ośmiu sfer życia, o które pytano, przeważały obawy nad nadziejami. Najwięcej osób (prawie 70 proc.) obawiało się wtedy pogorszenia sytuacji materialnej, wzrostu przestępczości i braku wpływu na własne życie. Bezrobocia bało się 61 proc., a połowa – degradacji środowiska naturalnego, 49 proc. – agresji i nietolerancji, 47 proc. – nowego totalitaryzmu. Potem baliśmy się Unii: 38 proc. Polaków obawiało się wykupu ziemi przez Niemców, 22 proc. lękało się, że prawo obowiązujące w UE zagrozi tradycyjnym polskim wartościom rodzinnym, a 18 proc. miało wizję utraty niepodległości.

I tak te kolejne lęki trzymały nas za gardło, aż przed rokiem władzę polityczną przejęło ugrupowanie, które dokładnie na nich bazuje. W swojej opowieści o świecie ucieka się ono do nadgeneralizacji, personifikacji, katastrofizacji itd. Dziś lęk jakby zarażał również dotychczas niezalęknionych. Wedle świeżego sondażu IPSOS dla serwisu OKO 42 proc. rodaków boi się islamskich terrorystów. Co trzeci drży na myśl o rosyjskiej agresji i niemal tyle samo obawia się uchodźców z Afryki i Azji. Kolejne obawy wyraźnie łączą się ze spolaryzowanymi poglądami politycznymi: 22 proc. Polaków boi się władz, które ograniczą prawa obywatelskie, a 14 proc. – radykalnych ruchów narodowych. U 11 proc. lęk wywołuje natomiast myśl o ruchach opozycyjnych, jak KOD. Jakbyśmy podzielili się na dwie wspólnoty strachów.

NIEUFNOŚĆ, czyli czasy opacznego indywidualizmu

To fatalne, nie wróży bowiem, byśmy szybko pokonali jako społeczeństwo naszego tradycyjnego wirusa: nieufności. Socjologowie zaczęli już nawet przestrzegać, że może niepotrzebnie tyle o tej nieufności mówimy, bo ten przykry autostereotyp nas dodatkowo w niej pogrąża. Są tacy, którzy przekonują, że Polacy – z natury całkiem ufni – są tylko bardzo ostrożni. Więc gdy w międzynarodowych badaniach zadaje się im standardowe pytanie: „Czy, ogólnie rzecz biorąc, większości ludzi można ufać, czy też ostrożności nigdy za wiele?” – wybierają drugą odpowiedź. W przytłaczającej większości. Najświeższe badania CBOS (2016 r.) pokazują, że nic w tym względzie od czterech lat nie drgnęło: tylko 23 proc. Polaków uważa, że większości ludzi można ufać, a 74 proc. opowiada się za ostrożnością.

Jak to obrazowo wyjaśnia prof. Piotr Sztompka w fundamentalnej pracy „Zaufanie – fundament społeczeństwa”, Polska wciąż sytuuje się wśród krajów, gdzie ludzie działają przeważnie wedle założenia: każdy jest potencjalnym oszustem, złodziejem, łapówkarzem, agentem, dopóki nie udowodni, że jest uczciwy (do tej samej „rodziny” przynależą Rosja, Włochy, Brazylia czy Nigeria). Na przeciwnym biegunie są społeczeństwa z dewizą: inny jest godzien zaufania, dopóki nie okaże się, że jest oszustem (taka postawa dominuje np. w Norwegii, Szwecji, Japonii, USA). Osobliwością, która dodatkowo łączy Polskę np. z Włochami, jest przy tym gigantyczne zaufanie do rodziny (ono wręcz wzrasta z 82 proc. w 1999 r. do 98 proc. w ostatnich badaniach CBOS).

Dlaczego tacy jesteśmy i nie chcemy być inni? Wyjaśnień badacze poszukują oczywiście w polskiej historii, gdy dom, rodzina, klan rodzinny były dla ludzi jedyną ostoją, również w sensie psychicznym. A przynajmniej zbudowaliśmy sobie mit, że tak było.

Problem, że to właśnie w domach, w trakcie wychowania, to zaufanie jest skutecznie i bezpowrotnie burzone. Jak w ponurej sztafecie pokoleń. 51 proc. Polaków – pisze prof. Skarżyńska – zapamiętało z klimatu rodziny przede wszystkim zalecanie ostrożności w kontaktach z osobami spoza rodziny i ogólną nieufność. „Nic dziwnego, że jesteśmy jednym z najbardziej nieufnych społeczeństw Europy. Boimy się ludzi i nie ufamy im tym bardziej, im bardziej nasycony nieufnością wobec obcych był klimat rodziny w czasach naszego dzieciństwa oraz im bardziej wymagający posłuszeństwa byli nasi rodzice (zwłaszcza ojcowie)”.

Na tę ostrożnościową tradycję wychowawczą nałożył się szok cywilizacyjny. Kapitalizm nadszedł do Polski nago – nieubrany w żaden płaszcz etyczny czy ideowy. Hasła: „bierz los we własne ręce”, konkuruj, rywalizuj, oto czasy indywidualizmu, zostały przez wielu zrozumiane opacznie, jako wezwanie do egoizmu i egocentryzmu. Upowszechniać się zaczął obraz świata jako społecznej dżungli, w której zwyciężają silniejsi, bardziej cyniczni, a życie jest grą o sumie zero–jeden, ja wygrywam, to znaczy, że ktoś musi przegrać. „Badania – tłumaczy prof. Skarżyńska – nie pokazują, że ludzie w Polsce stali się źli, wyraźnie wskazują natomiast, że ludzie myślą, iż inni są bardzo źli. Niedawno CBOS pytał, co najbardziej rzuca się w oczy w ciągu minionych 20 lat, jakie zmiany są najbardziej widoczne. Odpowiadano, że ludzie są teraz mniej uczciwi, bardziej pazerni, mniej współpracują. Ale to nie znaczy, że tacy właśnie są – tylko takie jest społeczne wyobrażenie”.

NIENAWIŚĆ, czyli czasy złego słowa

Do zaatakowanej wirusami lęku i nieufności psychiki łatwiejszy wstęp ma emocja krańcowa: nienawiść. Określana jest jako przeciwieństwo miłości, silne uczucie wrogości, często połączone z pragnieniem, by obiekt nienawiści spotkało coś złego, oraz z chęcią zemsty, niekiedy obsesyjną. Opisywana bywa jako męczący stan w wyniku silnego, nieustępującego bólu po zranieniu. Wynikałoby z tego, że nienawiść jest cierpieniem. Jest stanem patologicznym.

Nie jest tak traktowana. Ludzie powszechnie wstydzą się (zresztą niesłusznie!) swoich kłopotów psychicznych, a nienawiść nie jest wstydliwa. W dyskursie publicznym manifestowanie nienawiści tak dominuje, jakby niestosownie było nie nienawidzić swojego oponenta. Kościół katolicki, dla którego centralnymi pojęciami są rzekomo miłość i miłosierdzie, podsuwa coraz to nowe, z pozoru abstrakcyjne (lecz o personifikację wcale nie trudno), obiekty nienawiści: ideologię gender, cywilizację śmierci. Nienawiść rozlewa się podobnie jak lęk. „Myślę, że genezy tego stanu należy szukać w podziale smoleńskim – wyjaśnia prof. Michał Bilewicz, który od lat bada tzw. język nienawiści. – Na początku było tak, że mniej więcej co czwarty Polak wierzył w zamach, a reszta w katastrofę. To wtedy zaczęto mówić o »sekcie smoleńskiej«, o tym, że niektórych trzeba wysłać do psychiatry. Być może w odpowiedzi na tę pogardę pojawił się pogardliwy język z przeciwnej strony, a wraz z nim te wszystkie kawałki o Lemingradzie. No, a potem to zaczęło eskalować”.

Najbardziej powszechnym nośnikiem nienawiści jest dziś sieć – zwłaszcza te jej obszary, gdzie akceptuje się anonimowe komentarze. Z badań Fundacji Batorego (którymi kierował m.in. prof. Bilewicz) wynika, że prawie dwie trzecie polskiej młodzieży zetknęło się w internecie z przykładami antysemickiej mowy nienawiści. Jeden na trzech dorosłych czytał w internecie wypowiedzi rasistowskie – wśród młodych Polaków aż 70 proc. I zaskakująco wielu nie widzi w tym czegoś, co należałoby zakazać. „Brzydzę się pedziów, są wynaturzeniem człowieczeństwa, powinni się leczyć” – co piąty Polak uważa taką wypowiedź w przestrzeni publicznej za dopuszczalną.

Ten wirus – jak twierdzi prof. Bilewicz – zaraża niepostrzeżenie i nieświadomie: „Z badań wynika, że im więcej ludzie konsumują mowy nienawiści – tym bardziej się na nią znieczulają, co więcej, zmienia się również ich stosunek do obiektów mowy nienawiści”. Przekonanie, że wygłaszanie ostrych poglądów poprzez internet to rodzaj wentylu, jest więc całkowitym nieporozumieniem. Mózg myśli słowami. Język ma ogromny potencjał toksyczny. I nie chodzi o to, że ten brudny i brutalny psuje relacje człowieka z innymi. Zatruwa go samego. Wpędza w nienawiść. W cierpienie, choćby nawet człowiek miał wrażenie, że mu z tą emocją lżej. Bo – jak pisze Raj Persaud – jeden z najbardziej intrygujących i szyderczych faktów z dziedziny nauki o społeczeństwie brzmi: potrzebujemy wroga, na którego możemy zwalić odpowiedzialność za swoją niedolę. Wróg niejako zabezpiecza nas przed jakże niekomfortowym poczuciem własnej niedoskonałości i odpowiedzialności za błędy.

NIECIERPLIWOŚĆ, czyli czasy chaosu

Bo też człowiek woli myśleć o sobie dobrze. Lubi pozytywnie wypadać w oczach innych. Kłopot, że dziś tkwi w rozkroku między skrywaną, krańcowo niską samooceną, taką „dwóją” za całokształt, a „celującym”, którego bezustannie łaknie na zewnątrz. Też za całokształt. Za to, że jest perfekcyjnym studentem, szefem, matką, urzędnikiem… Perfekcjonizm, narcyzm, egocentryzm to różne objawy zarażenia podobnym wirusem. Łączy te przypadłości niecierpliwe oczekiwanie nagrody, uznania. Tym intensywniejsze, im mniej poczucia własnej wartości.

To w ogromnej mierze efekt czasów, w których świat komercji oraz sprzymierzone z nim media, popkultura, reklama uparcie wmawiają ludziom, że wszystko jest do załatwienia: kupienia, zdobycia, ostatecznie nauczenia się. Również szczęście. Raj Persaud uważa, że jedno z większych nieszczęść współczesności polega na stworzeniu iluzji, że szczęście to zadanie – dla człowieka, dla społeczeństw, ba, dla rządów. W tym fałszywym przekonaniu umacniali ludzi przez dziesięciolecia nie kto inny, jak psychoterapeuci i psycholodzy, autorzy popularnych poradników i „złotych recept”. Oraz socjolodzy, badający uparcie wskaźniki szczęścia w poszczególnych krajach. (W Polsce np. według Diagnozy Społecznej w ostatnich latach poszybował on w górę, co stało się przedmiotem medialnej sensacji, ale nijak nie przełożyło się na ocenę sytuacji politycznej).

Świat wysyła człowiekowi Zachodu nęcący komunikat: jeśli jeszcze czegoś nie masz lub z czymś się borykasz, to tylko dlatego, że jesteś nieskuteczny. A możesz osiągnąć 100-procentową skuteczność. Za pomocą tabletki wzmocnisz: potencję, wzrok, pamięć, inteligencję, również zdrowie psychiczne. Odzyskasz spokój, zaśniesz, „obudzisz w sobie olbrzyma”. Za pomocą żelka z magnezem doprowadzisz do doskonałości swoje tumanowate i zestresowane z byle powodu dziecko. Za pomocą tabletki do prania wywabisz, wybielisz… Aż dziwne, że nikt jeszcze nie wpadł na pomysł tabletki do prania mózgu.

Żyjemy w kulturze, która nie znosi niedoskonałości. Ignoruje tę podstawową prawdę o życiu człowieka, że jest ono z natury pełne rozczarowań i przemija. W tym sensie to wręcz kultura niehumanitarna: łudzi nieśmiertelnością, całkowitą wolnością wyboru w każdej dziedzinie, dostępnością wszystkich możliwych dóbr. Współczesny obywatel świata – jak wynika choćby z badań konsumenckich – jest wszystkim i nikim jednocześnie, bez trudu zmienia bowiem poglądy, gusta, tożsamość.

Dla jednych brak jednoznacznych wzorów, punktów odniesień – od etycznych po estetyczne – to dowód na wolność. Dla innych – na totalny chaos świata. Jednych ten stan rzeczy uszczęśliwia, bardzo wielu unieszczęśliwia. Żądni natychmiastowego efektu popadają w uzależnienia i fobie, anoreksje i bulimie, kryzysy i załamania. Ze wspomnianego raportu RPO wynika, że u 23 proc. Polaków można rozpoznać przynajmniej jedno zaburzenie psychiczne w ciągu życia. 20–30 proc. osób w wieku 18–64 lata odnotowuje wcześniej czy później poważne obniżenia nastroju, spadek aktywności życiowej, skrajną drażliwość.

AUTOSZCZEPIONKA, czyli czasy samoświadomości

W obliczu tych czterech „n(i)euroz” świat może wyglądać na nieznośnie toksyczny. Co zatem robić? Jak przy grypie – nie jesteśmy w stanie odizolować się zupełnie od nosicieli zarazków, ale możemy przynajmniej wkładać czapkę i jeść kiszoną kapustę. Profilaktyka zdrowia psychicznego jest i łatwiejsza, i trudniejsza, może bowiem polegać wyłącznie na uodparniającym myśleniu.

Zdrowie psychiczne nie jest chronicznym poczuciem szczęścia – jest zdolnością, która po nieuchronnych kryzysach pozwala wrócić do równowagi. Umiejętnością przyznawania się do błędów i uczenia na nich. Przyjmowaniem odpowiedzialności za siebie, a nie ustawicznym poszukiwaniem winy u innych.

Choć amplituda emocjonalna jest w dużej mierze wbudowana w temperament człowieka (wrażliwcy skłonniejsi są i do entuzjazmu, i do załamań), to zawsze można trochę obniżyć swoją uczuciową gorączkę. Nie dać się ponosić lękom, nieufności, nienawiści, niecierpliwości? Tak, człowiek dziś wręcz powinien to robić w odniesieniu do siebie, do dzieci, do kogokolwiek, kto go pyta o radę. Stan „zagrożenia epidemiologicznego” w naszym kraju, w spokojnej do niedawna Europie, na świecie jest poważny. On wynosi do władzy niekoniecznie tych, którzy własną niepewność, lęki i poczucie chaosu chcą neutralizować. Przeciwnie, wielu daje zwodnicze recepty, dzieli świat na naszych i tych do znienawidzenia. Oby nasi potomni nie musieli się zastanawiać nad diagnozami, kto nas w jakieś obłędy powpychał, co mu dolegało i dlaczego był skuteczny.

Polityka 47.2016 (3086) z dnia 15.11.2016; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Uwaga, psychowirusy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną