Z Anną Alboth, organizatorką Obywatelskiego Marszu z Berlina do Aleppo, o życiu pod jednym dachem z uchodźcami oraz o tym, po co się to robi.
Marta Sapała: – Użyła pani pustego talerza dla przybyszów?
Anna Alboth: – W zeszłym roku to były nawet trzy talerze. Spędzaliśmy te święta w Berlinie, w naszym mieszkaniu, z mężem i dwiema córeczkami. Była moja mama, która przyjechała z Warszawy z moim rodzeństwem, wujek i ciocia, kilkoro naszych przyjaciół oraz Ali, Abdul i Akil. Abdul lepił z mamą i ciocią pierogi, Ali, choć nie mówił wtedy jeszcze po niemiecku, moderował razem z moim mężem Tomem gry towarzyskie, wujek palacz dyskutował z Akilem na balkonie na temat różnic między papierosami dostępnymi w Radomiu, Berlinie i Aleppo.
Polityka
52/53.2016
(3091) z dnia 18.12.2016;
Społeczeństwo;
s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Gwiazdki z nieba zamiast bomb"