Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Czy „Niebieski wieloryb” w ogóle istnieje? Owszem, ale nie to jest najważniejsze w tej sprawie

Plotka ostrzegająca przed „Niebieskim wielorybem” jest nie tylko powielana bezkrytycznie, ale i z błędem. Plotka ostrzegająca przed „Niebieskim wielorybem” jest nie tylko powielana bezkrytycznie, ale i z błędem. Eric Neitzel / Flickr CC by 2.0
Media straszą tajemniczą śmiercionośną grą „Niebieski wieloryb”. W powielanie niezweryfikowanych informacji dały się wciągnąć nawet organa państwowe. W efekcie zajmujemy się tym, co straszne, a nie tym, co groźne.

Kilka tygodni temu na portalach społecznościowych zaczęły krążyć informacje o pochodzącej z Rosji grze „Niebieski wieloryb”. Skierowana do młodzieży, polega na wykonaniu 50 zadań powierzonych przez tajemniczego opiekuna. Postępy komentują w sieci rówieśnicy. Z czasem pojawi się polecenie samookaleczenia się, a w finale – odebrania sobie życia.

„Niebieski wieloryb” to opowieść, która budzi lęk, bo tak właśnie została zaprojektowana. Na swoim fascynującym blogu „Mitologia Współczesna” zjawisko to tłumaczy dr Marcin Napiórkowski, semiotyk kultury z Uniwersytetu Warszawskiego. Przypomina, że to, co budzi lęk, nie musi być faktycznym zagrożeniem. I na odwrót: są rzeczy groźne, które nie są straszne. I vice versa. – Te właśnie, paradoksalnie, zagrażają nam najbardziej, bo bagatelizujemy niebezpieczeństwo – ostrzega Napiórkowski. – Mechanizmy paniki moralnej są tak niebezpieczne, bo często odwracają naszą uwagę od rzeczy groźnych, kierując ją ku temu, co straszne. Straszne sprzedaje się (i klika) lepiej niż groźne. Jesteśmy więc tak pochłonięci niebezpieczeństwem urojonym, że nie mamy czasu na zagrożenia jak najbardziej rzeczywiste.

Legend o czarnej wołdze było już wiele, teraz o pladze samobójstw huczą media, a do sprawy z powagą odnoszą się służby, prokuratura i resort edukacji. Mamy jednak do czynienia z powtarzaniem niesprawdzonych doniesień i budowaniem mitów. W czasach postprawdy powinniśmy być wyczuleni na nieprawdziwe informacje i próby manipulacji. A jednak ulegamy zbiorowej panice, nie podając w wątpliwość tego, co serwują nam i media, i – niestety – także państwowe instytucje.

Skąd płynie „Niebieski wieloryb”?

Zaczęło się od tekstu śledczego Galiny Mursalijewej na portalu „Nowaja Gazieta”. Opowiadał o dwóch dziewczynkach, które popełniły samobójstwo. Szukano powiązania z grupami na VKontakte, rosyjskim odpowiedniku Facebooka, gdzie poprzez gry dzieci miały być nakłaniane do autoagresji. Z czasem historia zaczęła żyć swoim życiem, przekształcając się w rodzaj miejskiej legendy. Sensacyjny temat „Wieloryba” podchwyciły też niektóre media w Polsce. Nie tylko tabloidy: przestrzegały przed nim m.in. „Wiadomości” i Program 1 Polskiego Radia. Na portalach mnożą się wpisy, że „jak donosi pewna czytelniczka z Kirgistanu, gra jest tam popularna” oraz „rozpoczęło się polowanie na dzieci w Europie”. Czytamy, że „gra, która zabija, dotarła do Polski”, a „rodziców ogarnia trwoga”. Raz mówi się o 130 dziecięcych samobójstwach w Rosji, a raz w Anglii. Ale nikt nie weryfikuje tych doniesień. Polsat informował o grze, podając, że „z jej powodu odebrało sobie życie blisko 200 dzieci w Rosji i na Ukrainie”, ale nie powołał się na żadne źródło. Nie sprawdza się informacji, tylko je powiela. Media przepisują jedne od drugich – na polskich portalach mnożą się te same skompilowane informacje. I jak w ściąganiu od kolegi – często przepisuje się z błędami.

Plotka ostrzegająca przed „Wielorybem” jest nie tylko powielana bezkrytycznie, ale i z błędem właśnie. W pierwotnych rosyjskich doniesieniach pisano o największym stworzeniu, jakie kiedykolwiek żyło na Ziemi: „синий кит”. Po angielsku ten ssak to „blue whale”, ale po polsku jego nazwa nie brzmi wcale „niebieski wieloryb”, tylko „płetwal błękitny”. Ktoś, kto nakręca histerię w polskim internecie, nie zadał sobie trudu nie tylko sprawdzenia źródeł, ale nawet dobrego tłumaczenia.

Nie tylko media karmią „Niebieskiego wieloryba”

Ale nie tylko media powielają niesprawdzone informacje. W grę z wielorybem włączają się też instytucje państwowe. Prokuratura Krajowa na swojej stronie powołuje się na niepotwierdzoną nigdzie liczbę 200 samobójstw – jej komunikat podał dalej PAP, a za nim kolejne media. Przynętę połknęło też Ministerstwo Edukacji Narodowej. Kuratorzy i nauczyciele mogli zapoznać się z listem podsekretarza stanu w MEN Macieja Kopcia w sprawie cyberbezpieczeństwa dzieci i młodzieży. Ministerstwo ostrzega: „Z doniesień medialnych wynika, że początek gry miał miejsce w Rosji, gdzie już ponad setka młodych internautów popełniła samobójstwo”. Ale także MEN nie podjął się weryfikacji źródeł, nie demaskuje plotki, nie tonuje nastrojów. Dodatkowo ostrzega przed „grami komputerowymi”, jakby to w nich czaiło się niebezpieczeństwo.

To jednocześnie i zasmucające, i zatrważające, że instytucje państwowe powołują się na sensacyjne łańcuszki i niezweryfikowane przekazy z zagranicznych tabloidów. „Co dalej – ostrzeżenie o reptilianach, bo napisali o nich w Bildzie?” – pyta Spider’sWeb, portal blogerów analizujących zjawiska w cybersprzestrzeni. Przypomina też, że zagrożenie nie istniało, dopóki nie zaczęły go popularyzować media.

Epidemia plotki

Wbrew opiniom powtarzanym naokoło nie jest to gra, ale rodzaj egzaminu, rytuału przejścia. Wykonanie 50 zadań urosło do rangi towarzyskiej inicjacji. To znany mechanizm oparty na zaangażowaniu i konsekwencji. Osiąganie kolejnych stopni wtajemniczenia jest nagradzane uznaniem wśród rówieśników. To silny motywator, zwłaszcza w okresie dojrzewania. Jedną tylko widać korzyść z histerii wokół #BlueWhaleChallenge. Zaniepokojeni rodzice mogą zacząć przyglądać się zainteresowaniom swoich dzieci. Być może dojdzie do wielu mądrych, szczerych rozmów przy kuchennym stole. Także o tym, jak się nie dać nabrać.

Bo choć samo istnienie „Wieloryba” nie musi budzić wątpliwości, to jego zasięg już tak. To klasyczna hiperbolizacja, czyli przesadne eksponowanie znaczenia jakiegoś zdarzenia. Marginalne zjawisko przedstawione jest jako powszechne. A im większy lęk budzi, tym łatwiej przypisujemy mu znamiona epidemii.

W tej chwili o „Wielorybie” mówią głównie mieszkańcy Rosji, Francji, Włoch i... Polski. Żyje on głównie dzięki dyskusjom m.in. na Facebooku i na Twitterze. To tam ludzie z ust do ust przekazują sobie ostrzeżenia przed masowymi samobójstwami. Dzięki temu o zdobywaniu uznania przez próbę odebrania sobie życia dowiaduje się coraz więcej młodzieży. Także tej, która borykając się z poważnymi kłopotami osobistymi, potrzebuje pomocy i zrozumienia, a nie zachęty do prób samobójczych. Już teraz poszczególne prokuratury informują o kolejnych przypadkach samookaleczeń – ale dzieci, które pocięły sobie przedramiona, raczej nie dowiedziały się o „grze” z rosyjskiego internetu, tylko z polskich mediów.

W rozsiewaniu tych nasion biorą udział ci wszyscy, którzy bezkrytycznie rozpowszechniają niesprawdzone plotki. Nieodpowiedzialni media workerzy, którzy chcą zwiększyć klikalność. Trolle, które lubią straszyć i budować poczucie zagrożenia – a dorastająca, niepewna siebie młodzież jest idealnym celem. Przestraszeni, niewiele rozumiejący rodzice, którzy nie potrafią poruszać się w sieci. A także polskie instytucje, które zamiast zarządzać kryzysem wywołanym medialną paniką, tylko go eskalują.

W efekcie opinia publiczna zajmuje się tym, co demoniczne, nieznane i straszne - nie zauważając tego, co naprawdę groźne.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną