Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Życie mnie zabija. Kilka słów o piętnastoletniej poetce

Ewa Adamska w młodości Ewa Adamska w młodości Arch. pryw.
Czy piętnastolatka mogła wiedzieć, że umrze? Nie była chora.
Ewa Adamska, piętnastoletnia poetkaArch. pryw. Ewa Adamska, piętnastoletnia poetka

Otwieram sztywną okładkę, z rzeźbiarskim torsem dziewczyny ostrzyżonej na Christophera Robina. Na Krzysia z „Kubusia Puchatka”. Szczupła twarz, długi nosek, broda wsparta na wierzchu dłoni. Autorka: Ewa Adamska. Tytuł: „Wiersze, wersy, wersety”. Wydawcy: Ireneusz Adamski i Elżbieta Staniszewska. Jak się okaże: stryj i mama Ewy.

W środku, pod fotografią nastolatki w niebieskiej bluzce, patrzącej z ukosa w obiektyw, przytrzymującej niespokojne włosy, są daty: 1990–2005. Piętnaście lat? Co się stało? Kim była?

Na stronie internetowej Gimnazjum Katolickiego w Radomiu do dziś jest nekrolog:

Śp. Ewa Anna Adamska

Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie...
5 sierpnia 2005 roku – w wyniku tragicznego wypadku zmarła w Bułgarii Ewa Anna Adamska, pełna wdzięku, prostoty i mądrości...

Potem jest mowa o urnie z prochami, przeniesionej z kościoła na cmentarz przy Limanowskiego. Przy ulicy, na której mieszkała.

„W miejscowości Złote Piaski, w Bułgarii, 24 lipca 2005 roku – pisze we „Wspomnieniach”, w przedmowie do „Wierszy” Elżbieta Staniszewska, mama poetki – Ewa została potrącona przez samochód i była w stanie śmierci klinicznej. Pojechałam do niej i pomagałam jej odejść, a ona pomagała mi pozostać pośród żywych. W Warnie, na OIOM-ie, patrząc na monitor wskazujący pracę serca Ewy, przypomniałam sobie, jak usłyszałam je po raz pierwszy, gdy byłam w ciąży...”. I dalej: „Żegnając się ze mną przed wyjazdem do Warny, powiedziała: »Jak ty sobie beze mnie poradzisz? Tylko nie rycz«. Potem powtórzyła to w SMS-ie...”.

Czy piętnastolatka mogła wiedzieć, że umrze? Nie była chora.

*

Mama Ewy jest rzeźbiarką. I autorką gobelinów, uczennicą Magdaleny Abakanowicz. Po raz pierwszy wyrzeźbiła córkę, kiedy ta miała 6 lat. A po śmierci wyrzeźbiła ją po raz drugi.

Ta, która jest na okładce – mówi mi dzisiaj pani Staniszewska – to rozwinięcie tamtego portretu. Rzeźbiarz uważnie przygląda się ludziom. Zna fizjonomię i dynamikę rozwoju. Dostosowałam więc tamtą rzeźbę sześcioletniego dziecka do nastoletniego wieku Ewy.

*

Ewa Adamska pisała wiersze niezwykle dojrzałe. Tą formą dojrzałości, którą jest czystość, prostota.

To naprawdę jest bardzo trudne: mieć naście lat, jeszcze nie szesnaście, i powściągliwie nazywać. Na przykład wyznać miłość do nieznanego. Do kogoś, kto być może nigdy się nie pojawi. Choć to „jeszcze” w przedostatnim wersie może świadczyć, że w główce Christophera Robina żyje nadzieja.

Kto wiedziałby o mnie wszystko

Bo musi być na świecie ktoś
Kto wiedzieć o mnie będzie wszystko

Znane mu będą zarówno moje imię i nazwisko
Jak i najmniejsze drobiazgi z życia

Że mrużę oczy, gdy kroję jabłka
Że zawsze, kiedy oczy suche, policzki duszy strużkami zalane
Że wolę umrzeć teraz przy kochanych, niż na wieki pośród obcych
Że kiedy się boję, to mi zimno i chcę się przytulić
Że kosmyk moich włosów po prawej stronie wywija się w kokieteryjne za zewnątrz

Nie mam kogoś takiego
Nie spotkałam go jeszcze
Nie znam nikogo, kto zasługiwałby na taką wiedzę

Uczucie Ewy, projektowane w przyszłość jak film z kategorii różowo-sinych i słodko-gorzkich, jest tak dojrzałe i gotowe, że aż boli nieobecność tego, o którym nie wiadomo, czy w ogóle istnieje. A wiersz jest dojrzałą poezją niedoświadczonej kobiety. Doświadczyła miłości w przeczuciu i wyobraźni, w marzeniach, ale nie w życiu.

Tego roku – mówi Agata Malinowska, szkolna koleżanka Ewy i jej najbliższa przyjaciółka – nie pojechałam do Złotych Piasków. Byłam rok wcześniej. Ale pisałyśmy do siebie. Tuż przed tym, jak wyszła na plażę, napisała mi, że kogoś poznała... Nie, nie była chyba jeszcze zakochana. Dopiero co się poznali, w autokarze. Poza tym to wiek, kiedy wszystko jeszcze może się zdarzyć. Coś się dopiero zaczynało. I po drodze na tę plażę zdarzył się wypadek.

Agata, dwudziestosześcioletnia dziś rówieśnica piętnastoletniej wciąż Ewy, mieszka w Sztokholmie. Skończyła Zarządzanie. Pracuje, ale wciąż szuka swojego miejsca.

Była inna niż my wszyscy – stara się opisać mi przez telefon niezwykłość przyjaciółki. – Zawsze to czuliśmy. Była poważna. Nawet głos miała poważny. Wygłupiałyśmy się czasem, dzwoniąc dla żartu na numer jakiejś infolinii. Mnie nigdy nikt nie uwierzył, że jestem osobą dorosłą. A jej wierzyli zawsze.

Chciała brać udział w rozmowach całej reszty, ale nie była taka jak my. Nas zajmowały jakieś nowe tendencje, mówiliśmy, jak będzie dobrze studiować zarządzanie i zarabiać pieniądze. A ona czytała poezję, książki filozoficzne.

Ewa prowadziła blog

W roku swojej śmierci pisała: „Niedawno zajrzałam do starych pamiętników. Znalazłam tam wiersze, które inspirują mnie do tej pory, mianowicie: Wisławy Szymborskiej »Portret kobiecy« i Czesława Miłosza »Tak mało«. Zachęcam do ich przeczytania”. I dalej: „do poczytania na samotne piątki i weekendy polecam Elizabeth Bishop, Emily Dickinson i Williama Shakespeare’a. A co do Willa, to czytajcie 100 najsłynniejszych monologów”.

Była w Warszawie z klasą na „Romeo i Julii”. Mama Ewy pamięta, że wróciła poruszona. Kiedy potem tę samą inscenizację pokazywano w telewizji – płakała.

Miała być może słabość do aktorstwa. Kiedy ogłoszono nabór na statystów do „Przedwiośnia” Filipa Bajona, zgłosiła się i potem wystąpiła w filmie. Za honorarium kupiła bliskim słodycze.

Pani Staniszewska wspomina we wstępie do „Wierszy...”: „Od dziecka poznawała i lubiła literaturę angielską. Czytałam jej Alana Alexandra Milne’a »Kubusia Puchatka« i »Chatkę Puchatka«, Lewisa Carrolla »Alicję w Krainie Czarów«”. Sama czytała „Anię z Zielonego Wzgórza” i poetów angielskojęzycznych w przekładach Barańczaka.

Milne... Stąd ta fryzura na Krzysia? Żeby w dojrzewającym ciele trzymać się dzieciństwa?

75 wierszy Ewy

W książce, którą wydała mama Ewy, jest 75 wierszy. Wydawnictwo nazywa się EA. Jak to, które powołała do życia Ewa, żeby wydać własne wiersze w jednym egzemplarzu, wpisane własnoręcznie niebieskim atramentem. Na okładce rękopisu Ewy, ładnym charakterem pisma jest napisane:

Pierwszy
tomik
wierszy               

Ewy
Adamskiej

Dalej tylko jeden wiersz i tytuł drugiego.

Komuś, kto nie znał autorki, wiersz mógłby wydać się sztuczny. Jak wszystko, co jest ponad wiek. Zakończony słowami:

Świat staje się dla mnie
grobowcem
Życie jest już tylko
więzieniem
A miłość przemieniła się
w najgorszego wroga

Nie było w niej nic sztucznego – zapewnia Agata. – Była autentyczna, bez względu na to, że jej odmienność zwracała uwagę, i może czasami wolałaby być taka jak my. Mówić o byle czym. Ale nie umiała. Choć bardzo chciała być lubiana...

Przyjaciółka Ewy wspomina, że nawet ubierała się inaczej.

Nie, nie obciachowo – zaprzecza. – Raczej artystycznie. Czy była ładna? Na pewno mogła się podobać i podobała się.

Elżbieta Staniszewska potwierdza, że w córce była ponadprzeciętna dojrzałość. – Często czułam – mówi – że to ona mnie czegoś uczy, nie ja ją. Postawy wobec innych ludzi, ich rozumienia. Nawet matematyki, z której była niezła. Choć najlepsza była z polskiego.

Mama Ewy opowiada, że kimś ważnym musiał być dla niej nauczyciel polskiego. Koleżanki zmarłej poetki wspominają go dobrze, choć trochę też się go bały. Potrafił być ironiczny, uczył je niezależności i buntu, co w gimnazjum katolickim ściągało na niego kłopoty. Ewa kiedyś się rozpłakała przy klasie podczas komentarza polonisty, czekając na stopień.

*

Z Agatą często rozmawiały o snach. Sny Ewy nie były tęczowe. Przyjaciółka pamięta, że na rok przed śmiercią Ewie przyśniła się śmierć. Sen miał być „koszmarny”, ale poetka nie opowiedziała szczegółów. Wspominała tylko, że powtórzył się kilkakrotnie. I to, że jej sny często się sprawdzały. Nigdy nie mówiła o nich po to, żeby budować własną legendę. Mówiła jak o zdarzeniach realnych, tyle że z lękiem i poczuciem tajemnicy. Nie wiedziała, co ma myśleć o tym zjawisku. „Zaniepokojona tymi przeżyciami – pisze we wspomnieniu Agata Malinowska – zwracała się dwukrotnie o przepowiedzenie jej losu. Za każdym razem pojawił się w tych przepowiedniach czarny as. W Tarocie oznacza to i zapowiada śmierć”.

*

Błędy

Napięty jest każdy mięsień mojego ciała
Ręce drżą nie ze strachu, ale ze złości
Dłonie sztywne, a przy tym takie nieporadne
Jakby jeszcze nigdy nie były używane
Jak opuchnięte nic nie potrafią zrobić
Ściśnięte gardło nie potrafi wydusić z siebie ani słowa

Sparaliżowana próbuję coś zrobić, cokolwiek
Uda się, ale dopiero gdy już otworzę oczy
I patrząc zobaczę rację

Wartość wierszy Ewy Adamskiej nie polega na tym, ile mają do powiedzenia o świecie. Raczej na tym, ile mają do powiedzenia o niej samej. To poezja do szpiku liryczna i refleksyjna, zadziwiona własną autorką. Młodzi poeci chcą często powiedzieć wszystko na raz. Plączą się ich pędy wyobraźni z cierniami, a ciernie z cieniami. U Ewy jest inaczej. Ona widzi samą siebie tak, jak farmaceuta obserwuje składniki lekarstwa. Wszystkiego jest w tej poezji tyle, ile trzeba. Jest w niej czystość przeżyć, sprawiedliwość proporcji. Nie ma tylko zbyt wielu doświadczeń. Są ich przeczucia. Jej domyślność tego, co może się zdarzyć.

Eliksir nieczystości

Jest tyle problemów
O których nie mówię
A chciałabym
Aby ktoś o nich usłyszał

Gdyby upłynęło ze mnie tyle kropel krwi
Ile krzywych dotąd spojrzeń na mnie rzucono
Już by mnie tu nie było

Płynie po ręku
Spływa po ostrzu

Ścieka na dno cierpienia
Po kolei burząc spokój sumienia
I brudząc niewinność, czystość

Krew!

Krew?

Krew.

Krew… Skąd krew w myślach zdrowej dziewczynki?

Elżbieta Staniszewska przytacza słowa, które córka napisała na blogu: „Śmierć – powód niejednego zawału, a raczej strach przed nią. Dlaczego wszyscy tak się jej boją? To naturalne i piękne. Jest zarówno końcem, jak i początkiem. Zaczyna nowy etap w życiu, nie tylko umierającego, ale także jego rodziny i bliskich. Nie boję się jej, ale też mi do niej nie spieszno”.

Śmierć jest obecna w wypowiedziach Ewy tak bardzo, jak gdyby dziewczyna przyzywała ją. Albo oswajała. Albo uważała za rzeczywistość równoprawną z drzewami, lekcjami, jedzeniem.

Agata pamięta, że w ostatnim roku przyjaciółka coraz częściej używała czasownika „umrzeć”. W pierwszej osobie liczby pojedynczej, w czasie przyszłym. Mawiała, że czegoś tam się nie bała, czego boją się wszyscy, bo i tak szybko umrze. Nie boi się jeść cukierków i utyć, bo umrze niedługo...

Czy mogło być w tym oswajanie z własną śmiercią nie siebie, lecz innych?

„Jedyne, czego pragnę – zanotowała – to aby nikt po mnie nie płakał, lub zapłakał raz, i nigdy więcej. Nie chcę, aby moje odejście zmieniło czyjeś życie, może, że na lepsze. Jeśli ktoś przez nią coś zrozumie, zastanowi się nad swoim życiem i naprawi nieuniknione – będę najszczęśliwszą nieżyjącą (nie) na tej ziemi”.

Mamie... „Dziękuję”

Elżbieta Staniszewska wspomina, że na dzień przed wyjazdem do Bułgarii Ewa otworzyła drzwiczki biurka i pokazała wiersze, przyklejone od wewnątrz. Powiedziała, że te właśnie wiersze uważa za najlepsze.

Pytam, czy mama Ewy wie, który wiersz był ostatni. Tak, wie. Był dedykowany właśnie jej. „Mamie”. Jest zatytułowany „Dziękuję”:

Chcę podziękować
Za parę zielonych oczu,
które patrzą,
choć czasem nie widzą.
Za uszy,
które słyszą,
mimo iż nie zawsze słuchają.
Za dwie nogi,
które chodzą,
choć zdarza im się zabłądzić…

Ulegam sugestii, że Ewa nieraz przymierzała się do śmierci, dotykając jakiegoś bezsensu. Z góry zakładanego niespełnienia. W wierszu „Kres życia” pisze:

Płaczę, by zdusić łzy
Kocham by postawić kres
Miłości

Cierpię, by zapomnieć o bólu.
Życie mnie zabija

Ona – dziewczynka o poważnych myślach. Lecz póki żyła, zawsze wygrywała w dziewczynce dziewczęca wrażliwość. Dziecięca miłość najbliższych:

Nie chcę zrobić przykrości bliskim
Moją śmiercią
Nie chcę
By się martwili

Bo to tylko WY
Trzymacie mnie przy życiu

Dlaczego mówi „nie chcę”, skoro śmierć naturalna długo jeszcze nie będzie jej grozić? Tylko przez te koszmarne sny? Przez czarnego asa z tarota?

*

Im bardziej poważne stawały się jej myśli, tym bliższa była Ewie poezja. Rozpoznanie siebie jako poetki.

Ekscytuje ją pisanie. To, że pisze, na blogu, a ludzie czytają i reagują.

„Magiczny dzień – zapisuje na pół roku przed śmiercią. – Dziś przeczytałam setny komentarz i policzyłam wszystkie moje wiersze. Jest równo pięćdziesiąt!”. Myśli o wysłaniu wierszy do wydawnictwa.

Niesubordynacja

Zadaje sobie pytania o tożsamość. Czuje własną odmienność, zastanawia się, co to znaczy. Jakie są konsekwencje bycia inną.

„Nie uważam się – pisała na blogu – za bardziej dojrzałą od innych, tylko myślę o innych jako mniej dojrzałych ode mnie”. Czyli – można to sobie łatwo wyobrazić – czuje się zanurzona w świecie głupkowatego rozszczebiotania, trwonienia słów, jakiegoś bla-bla. Nie tak bardzo szuka zrozumienia, co szacunku dla własnej odrębności.

Potrafi być uszczypliwa, jak w stosunku do korepetytora od niemieckiego, którego „nienawidzi”, bo ten diagnozuje, że dziewczyna „jest zerem”, i twierdzi, że „do niczego w życiu nie dojdzie”. Ewa odpłaca mu uwagami o łysinie i doprowadza do tego, że nauczyciel sam rezygnuje z lekcji.

Nie cierpi, kiedy ktoś, nawet mama, mówi, co ma robić.

Sama karci się za niesubordynację, pisząc do siebie w trzeciej osobie:

„Ewo! W tym roku byłaś niezbyt grzeczną dziewczyną. Biłaś koleżanki, znęcałaś się nad kotem, nie chciałaś przeprowadzać niewidomych przez jezdnię, kradłaś laski staruszkom, zabierałaś chłopaków koleżankom, nie uczyłaś się do sprawdzianów, pyskowałaś do nauczycieli, wagarowałaś, zabiłaś biednego robaka, niszczyłaś trawę w parku, nie nosiłaś czapki, ani szalika”.

Mimo wszystko obdarowuje się piórem. Ją, siebie samą, do której mówi przez „ty”:

... abyś pisała
Nim dzieła, o których
Już wkrótce
Usłyszy świat.

Idzie z mamą do sklepu z farbami i wybiera kolor swojego pokoju: fioletowy. Elżbieta Staniszewska wypełni wolę córki po śmierci.

Do mamy była przywiązana najbardziej

Urodziła się w Poznaniu, lecz po rozstaniu rodziców, kiedy miała niespełna dwa lata, zamieszkała w Radomiu, miejscu urodzenia mamy. Tylko z nią.

Chodziła do gimnazjum katolickiego, dotkliwie przeżyła śmierć Jana Pawła II. Lecz czytając rozmyślania Ewy o śmierci, łatwo przyjąć, że głęboko weszły w nią fragmenty „Tybetańskiej Księgi Życia i Umierania” Sogjala Rinpocze, czytane jej głośno przez mamę. Religijna perspektywa mniej zależna od gotowych obrazków zbawienia i potępienia. Bardziej abstrakcyjna, powietrzna.

*

Ewa – mówi Agata Malinowska – lubiła, jak śpiewam. Za którymś razem, kiedy znów powtórzyła, że niedługo umrze, obiecałam żartem, że zaśpiewam na jej pogrzebie. Powiedziała, że mnie trzyma za słowo. I na pogrzebie, nad urną, musiałam dotrzymać obietnicy. Nie wybierałam psalmu. Ktoś wybrał za mnie, mama przywiozła mi tekst ze szkoły...

Elżbieta Staniszewska pamięta, który to psalm. Sześćdziesiąty trzeci:

Boże, mój Boże, szukam Ciebie
i pragnie Ciebie moja dusza.
Ciało moje tęskni za Tobą,
jak zeschła ziemia łaknąca wody...

I dalej:

Moja dusza syci się obficie,
a usta Cię wielbią radosnymi wargami,
gdy myślę o Tobie na moim posłaniu...

Kto wybrał psalm? Ktoś, kto znał słowa zapisane przez Ewę na blogu?

Choćby te: „Chciałabym, aby rozsypując do morza moje prochy powiedzieli: Powróciła do nieba ta, której nigdy nie było wśród nas”.

I jeszcze inne, zastanawiające najgłębiej:

„Tak naprawdę nigdy nie byłam na ziemi... A raczej nie chcę być. Chcę żyć nie będąc ziemską istotą, bo człowiek to coś więcej niż tylko ciało i fakt jego istnienia na tej planecie. Nie chcę być tylko istotą, która zostawiła na tym świecie stary pamiętnik z wypłowiałymi kartkami...”.

*

Śmierć Ewy wydaje się nieuchronna, choć była absurdalna i nagła. A przecież wypadek nie wydaje się przypadkowy. Jest wiersz, który czyta się dziś jak klucz do strasznego finału. Wiersz o pewności losu i świadomości, że nie powinna przeciwstawiać się temu, co uznała już za przeznaczenie. Nie – o uległości wobec tragedii. O nieuchronności, której sens może nadać tylko własne przyzwolenie.

Wiatr

Śledzisz mnie od dawna
A teraz porywasz?
Kim w ogóle jesteś?

Pokaż się!
Ujawnij twarz!

Nie pchaj, pójdę sama
Nie krzycz, przecież słyszę
Nie szarp, nie zasłużyłam

...

*

Ostatni widok na Ewę, zanim karetka zawiozła ją do szpitala: „Wyrzucona w górę uderza plecami o maskę, potem głową o dach samochodu i upada plecami na jezdnię”. Tak opisują wypadek koleżanki i koledzy, którzy szli z nią na plażę.

Elżbieta Staniszewska była na miejscu śmierci córki. Zapisując to, co zobaczyła, zapisała też ostatnie spojrzenie Ewy na świat:

„Duży łuk jezdni, na drodze E 87 z Warny do wsi Krajewo, między wzniesieniami. Było tam ograniczenie prędkości do trzydziestu kilometrów na godzinę. Sprawczyni prowadziła samochód z prędkością siedemdziesięciu–osiemdziesięciu... Droga biegła równolegle do linii plaży, oddzielając część hoteli od morza...”.

Chyba że Ewa miała przed oczami inny pejzaż. Nieopisany.

Wiersze Ewy Adamskiej i całą książkę można przeczytać na stronach: https://issuu.com/ewaannaadamska/docs/wiersze_ewy_a5 oraz https://www.facebook.com/EwaAnnaAdamska/

Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną