Nie – grzeczne dzieci
MEN chce się pozbyć „problematycznych” dzieci ze szkół. Komu zaszkodzą zmiany w prawie?
Od września 2017 r. ma nie być już możliwe łączenie indywidualnych lekcji prowadzonych w szkole lub w domu z zajęciami z klasą, w szkole.
MEN przekonuje, że zamierza jedynie ukrócić patologię: wykorzystywanie orzeczeń, zaprojektowanych na potrzeby uczniów łamiących nogi czy ulegających wypadkom przez inne dzieci – takie, które z różnych powodów nie podołałyby normalnemu trybowi nauki. Nie dałyby rady wysiedzieć pełnej liczy godzin, uczestniczyć we wszystkich zajęciach, wejść pomiędzy rówieśników na tych samych co oni zasadach. MEN mówi: niech szkoły bardziej się postarają, zaangażują wychowawczo, usuną bariery architektoniczne i włączą dzieci w życie klas. W innych wypadkach – do domów! Względnie do szkół specjalnych.
W kogo uderzą propozycje MEN?
W praktyce owe „sprawiające trudności, niedostosowane społecznie” okazują się dziećmi z autyzmem, zespołem Aspergera, zespołem Pradera i dziesiątkami innych przypadłości. Większość z dzieci, jeśli bywa niebezpieczna, to dla siebie. Część reaguje agresją, kiedy bodźców jest za dużo. Po to właśnie psychologowie zalecają kształcenie indywidualne – żeby kontaktu z innymi dziećmi nie było więcej, niż te dzieci mogą unieść. Rykoszetem oberwą uczniowie z przeróżnymi innymi chorobami – od depresji po nowotwory – którym stan zdrowia pozwala uczestniczyć w zajęciach szkolnych tylko w ograniczonym zakresie.
Oberwą dzieci wiejskie – tam nie ma nawet szkół specjalnych, które mogliby rozważać rodzice, za to czasem można znaleźć fantastycznych pedagogów, którzy radzą sobie z trudnymi przypadkami, jak im dotychczas pozwalał system. Takim dzieckiem jest Kuba ze szkoły w Dzierżążnie na Kaszubach: dzięki wysiłkom nauczycielki i mamy stopniami nie odbiega od średniej, z matematyki jest nawet wśród lepszych w klasie. Ale najbardziej liczy się ze zdaniem rówieśników, 8-latków. Ostatnio na wuefie klasa biła mu brawo: Kuba zrobił coś, czego dotychczas nie umiał. Mama Kuby szczególnie cieszyła się z reformy gimnazjalnej; chłopiec, mimo że jest w intelektualnej normie, nie podołałby przenosinom – nowy budynek, nowe dzieci, za trudne dla niego. Wydawało się jednak, że wszystko idzie ku dobremu. A teraz pat.
Orzeczenie o potrzebie nauczania indywidualnego ma ponad 20 tys. dzieci w Polsce. Nawet jeśli MEN uważa, że prawo jest nadużywane, a dzieci są „po prostu niegrzeczne”, przepycha się je przez szkoły kosztem innych uczniów, obniżając poprzeczkę tym pierwszym, była możliwość, żeby się tym zająć. Przecież w planach jest zmiana podstaw orzekania o niepełnosprawnościach. Można by wówczas ustalić zasady, tworzyć kryteria. Zamiast wylewania Kuby z kąpielą.