Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Problem życiowej wagi

Polki myślą, że są najbrzydsze w Europie. Dlaczego?

Polskie 15-latki mniej akceptują własne ciała niż ich rówieśniczki z innych krajów. Między innymi dlatego, że Polacy są pruderyjnym narodem - temat ciała i seksu jest wstydliwy. Polskie 15-latki mniej akceptują własne ciała niż ich rówieśniczki z innych krajów. Między innymi dlatego, że Polacy są pruderyjnym narodem - temat ciała i seksu jest wstydliwy. Deyan Georgiev / PantherMedia
Z badań wynika: Polki, zwłaszcza najmłodsze, czują się dziś najbrzydszymi kobietami w Europie. Skąd ten brak akceptacji? Wedle jakich kryteriów?
Psychologowie zwracają uwagę na to, że podłożem chęci chirurgicznego odmładzania się jest lęk przed starzeniem się, przemijaniem, śmiercią, samotnością.CITAlliance/PantherMedia Psychologowie zwracają uwagę na to, że podłożem chęci chirurgicznego odmładzania się jest lęk przed starzeniem się, przemijaniem, śmiercią, samotnością.
Samoocena u dziecka kształtuje się przez oceny płynące od osób dla niego ważnych.bernardojbp/PantherMedia Samoocena u dziecka kształtuje się przez oceny płynące od osób dla niego ważnych.
Większość młodych kobiet na pewnym etapie życia nie lubi swojego ciała.Igor Morski Większość młodych kobiet na pewnym etapie życia nie lubi swojego ciała.

Czasami lądują na kozetce u psychoanalityka albo w klinice medycyny estetycznej. I bywa, że prowadzi to do tragedii. Jak w przypadku Ani, trzydziestoczterolatki, która chciała wyglądać pięknie w sukni ślubnej. Liposukcja i jednoczesna plastyka brzucha skończyły się śmiercią po dwóch dniach od zabiegu. Prokuratura nadal prowadzi postępowanie. Najprawdopodobniej zgon nastąpił w wyniku zatoru płuca. Co, jak twierdzą chirurdzy, jest jednym z możliwych powikłań liposukcji: zator może wystąpić, gdy rozbity podczas liposukcji tłuszcz przeniknie do naczyń krwionośnych i dalej, do płuc i mózgu. Ryzyko takiego powikłania jest większe, gdy liposukcję łączy się z innym zabiegiem chirurgicznym. W przypadku Anny było to wycięcie nadmiaru skóry na brzuchu. Wcześniej znany lekarz medycyny estetycznej z Warszawy odmówił Annie wykonania liposukcji i plastyki brzucha podczas jednego zabiegu. A przed samą liposukcją radził zrzucić przynajmniej kilka kilogramów. Anna nie miała jednak czasu, chciała wyglądać szczupło na swoim ślubie w maju. Był koniec marca. Znalazła chirurga w rodzinnej Częstochowie, który zgodził się przeprowadzić oba zabiegi jednocześnie i nie kazał się przedtem odchudzać. I tak zamiast ślubu był pogrzeb.

Polki przodują w Europie w niezadowoleniu z własnego wyglądu. Krytyczne wobec siebie są zwłaszcza nastolatki. Z badań WHO wynika, że polskie dziewczynki zajmują pierwszą pozycję wśród nastolatek z 42 krajów, jeśli chodzi o negatywną samoocenę. W poprzedniej edycji badań Polska była na 9. miejscu. Aż 61 proc. polskich piętnastolatek uważa się za zbyt grube, przy czym prawie połowa z nich nie ma faktycznej nadwagi. – To o 10 proc. więcej niż 4 lata temu – mówi Anna Dzielska, psychodietetyk z Instytutu Matki i Dziecka. Światowa Organizacja Zdrowia, od lat systematycznie monitorująca zdrowotne zachowania młodzieży na całym świecie (HBSC Study), w Polsce swoje badania prowadzi we współpracy z Instytutem Matki i Dziecka.

Starsze kobiety też są niezadowolone. Według sondażu TNS OBOP 84 proc. Polek poddałoby się operacji plastycznej, gdyby znalazło na to fundusze. Zaledwie cztery na 100 uważają się za atrakcyjne!

Choć w praktyce nie jesteśmy krajem, który przoduje w chirurgicznym poprawianiu urody – daleko nam do Amerykanów chociażby, bo większości po prostu na to nie stać – dynamika wzrostu zainteresowania tym sektorem jest olbrzymia (300-proc. wzrost od 2010 r.). Tylko na jednej ulicy na warszawskim Ursynowie (al. Komisji Edukacji Narodowej) jest 150 punktów oferujących zastrzyki z botoksu.

Dieta za dietą

– To, jak odbieramy nasze ciało, determinuje nasze zachowanie, nie tylko w sferze intymnej, także w zawodowej – mówi Lidia Wiśniewska, psycholog, dr nauk humanistycznych, adiunkt w Katedrze Psychologii na Wydziale Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, której naukowe poszukiwania koncentrują się wokół problematyki ciała i znaczenia cielesności dla psychospołecznego funkcjonowania ludzi.

Tak było z Katarzyną, która za nic na świecie nie chciała podjąć się przedstawienia prezentacji dla firmowych klientów. Bo musiałaby wyjść na środek sali konferencyjnej, a wtedy wszyscy patrzyliby na jej grube nogi. Katarzyna marnowała szansę na karierę zawodową i była tego świadoma, co potęgowało frustrację i wyrzuty sumienia. Do psychiatry trafiła z objawami depresyjno-lękowymi. – Brak akceptacji dla własnego ciała powoduje obniżony nastrój, lęk, trudności z koncentracją, wycofywanie się, trudności w relacjach, niesatysfakcjonujące życie seksualne – wylicza dr Wiśniewska. – Może prowadzić do wchodzenia w relacje, w których jest się poniżanym, krzywdzonym lub odwrotnie – krzywdzi się i poniża partnera.

Coraz więcej jest w Polsce dziewczyn i młodych kobiet z zaburzonymi wzorcami odżywiania. Jak mówi dr Wiśniewska, to nie zawsze są anorektyczki czy bulimiczki, ale kobiety, które już nie potrafią normalnie jeść. Chcą cały czas siebie poprawiać, co chwila są z tego powodu na diecie. Ponad 80 proc. młodych kobiet do 23. roku życia w badanej przez dr Wiśniewską grupie przynajmniej raz w życiu stosowało dietę, niezależnie od masy ciała. Rekordzistka odchudzała się 20 razy. Takie diety nie przynoszą nic poza efektem jo-jo, kiedy to na zmianę tyje się i chudnie. – A od strony psychologicznej diety mają katastrofalny, destrukcyjny wpływ – dodaje dr Wiśniewska. – Te dziewczyny wyznaczają sobie nierealne cele, ponoszą porażkę, frustrują się, próbują następnej kuracji, wpadając w zaklęty krąg.

Okazuje się, że nawet świadomość tych mechanizmów nie chroni przed autodestrukcyjnym niezadowoleniem. Jedna ze studentek dr Wiśniewskiej, pomagająca jej w badaniach, zwierzyła się koleżance, że jest załamana, bo chciała kupić dżinsy, ale nie zmieściła się w rozmiar 34 (bardzo mały), który uważała za właściwy dla siebie. Nie kupiła większych, tylko wyszła roztrzęsiona ze sklepu.

Kultura plus minus natura

Jak podkreśla dr Wiśniewska, większość młodych kobiet na pewnym etapie życia nie lubi swojego ciała. Naukowcy określają to zjawisko jako normatywne niezadowolenie. Normatywne, czyli występujące u większości i na ogół niepowodujące żadnych niepokojących konsekwencji. Dlaczego niektóre z niezadowolonych żyją i funkcjonują normalnie, a inne brak akceptacji ciała przypłacają wręcz życiem? Działa tu wiele czynników. Oczywiście – obiektywna ocena wyglądu; najłatwiej mierzalna jest waga. Po drugie, ale najważniejsze, to jak swoje ciało odbiera jego posiadaczka. Subiektywne widzenie siebie nierzadko dalekie jest od prawdy. Po trzecie – znaczenie ma, co jest uważane za pożądane w miejscu, w którym żyje kobieta. A także jej subiektywna interpretacja obiektywnego ideału. Po czwarte – fakt, czy kreowany przez kulturę ideał jest w ogóle osiągalny, oraz to, na ile w danej kulturze ceni się (albo przecenia) wygląd zewnętrzny.

Przypadek Polski nie jest prosty; z jednej strony mamy jedną z najszybciej rosnących statystyk otyłości dzieci i młodzieży, więc widok grubszej dziewczyny czy chłopaka staje się coraz bardziej akceptowalny, z drugiej strony np. emigranci wracający do Polski z Londynu czy Berlina skarżą się na – nieobecną w innych krajach – manię „obcinania”. Na ciągłe, krytyczne lustrowanie ludzi na ulicach, w kawiarniach. Nieustanne oceny urody, ubioru, widoczne w krytycznych spojrzeniach. Co więcej, Polki wciąż konfrontują się z ideałami lansowanymi przez media, i nie mają szans w tych porównaniach. – Są zewsząd bombardowane wizerunkami kobiet, które kojarzą im się z sukcesem, z dużymi pieniędzmi, szczęściem i mają wymiary nieosiągalne dla zwyklej śmiertelniczki – mówi Julia Jeschke, psycholog zajmująca się pacjentkami z poważnymi zaburzeniami odżywiania w Klinice Zaburzeń Odżywiania Instytutu Psychiatrii i Neurologii oraz lżejszymi przypadkami w prywatnej praktyce psychoterapeutycznej. Na zachodzie Europy czy w Stanach to wizerunkowe bombardowanie kobiet zaczęło się wcześniej i już trochę się opatrzyło. A w Polsce to pierwsza fala. Która w dodatku zbiegła się z początkiem ery portali społecznościowych. – Młode dziewczyny robią sobie zdjęcia, wstawiają na portale, porównują ze zdjęciami modelek – dodaje dr Wiśniewska. Nawet jeżeli nie porównują się, to natychmiast dostają komentarze, bardziej bezpośrednie i krytyczne, niż gdyby były wypowiedziane wprost.

W układance, w której decyduje się, czy niezadowolenie z wyglądu negatywnie odbije się na życiu, a być może wręcz popchnie kobietę w stronę poważnej choroby, znaczenie okazuje się mieć też osobowość i inne cechy psychospołeczne. – Na przykład osoby bardziej empatyczne lepiej czują się w swoim ciele, pewnie dlatego, że nie koncentrują się wyłącznie na swojej fizyczności – mówi dr Wiśniewska. Poza tym ważne jest wszystko, co wpływa na jakość życia: relacje z najbliższymi, wsparcie społeczne, zadowolenie z pracy. Stosunek rodziców do własnego ciała.

Znikające kobiety

Gdy normatywne niezadowolenie przeradza się w poważne zaburzenie, najczęściej chodzi o anoreksję czy bulimię. Katarzynę, która cierpiała z powodu zbyt grubych, w swoim mniemaniu, nóg, tylko cienka linia dzieli od chorej na anoreksję Patrycji, która głodzi się od pięciu lat. Bo w pierwszej fazie anoreksji – ciężkiej, często śmiertelnej choroby – chodzi o to, żeby schudnąć. Dobrze wyglądać w bikini. Złapać chłopaka.

Jeszcze do niedawna winą za anoreksję nastoletnich córek obarczano głównie rodziców. – Ostatnie teorie dotyczące etiologii zaburzeń odżywiania łączą czynniki genetyczne, biologiczne, środowiskowe i kulturowe – mówi Julia Jeschke. Dziś mówi się o tym, że zaburzenia w funkcjonowaniu rodziny, traumy, doświadczenia straty w wieku dojrzewania, są katalizatorem, który wyzwala chorobę mającą uwarunkowania genetyczne lub biologiczne. Badania genetyczne idą jak po grudzie, bo nie jest możliwe przeprowadzenie badań modelowych na zwierzętach – one nie chcą się głodzić, ale wiadomo już, że prawdopodobieństwo wystąpienia anoreksji zwiększa się ośmiokrotnie, gdy wśród krewnych danej osoby jest inna cierpiąca na anoreksję, a bliźnięta chorujące na zaburzenia odżywiania mają tendencję do zapadania na ten sam typ zaburzeń. Naukowcy wyodrębnili też szereg cech determinowanych genetycznie, powiązanych z zaburzeniami odżywiania, np. skłonność do obsesyjności i perfekcjonizmu, podatność na stany lękowe.

Równie istotną przyczyną zaburzeń odżywiania wydają się czynniki fizjologiczne, np. niedobór serotoniny w przestrzeni międzysynaptycznej, nieprawidłowości ze strony neuroprzekaźników czy dysfunkcje ośrodków mózgowych regulujących określone procesy metaboliczne (np. związanych z odczuwaniem głodu). Jednak nie ma takiej anorektyczki (około 80 proc. chorych to kobiety), która jeszcze przed zachorowaniem akceptowałaby swoją wagę. – Zawsze zaczyna się od chęci schudnięcia – mówi Julia Jeschke. – Więc można powiedzieć, że każda z tych nastolatek, która uważa się za zbyt grubą, jest w grupie ryzyka.

Gdy rozwija się choroba, do coraz bardziej restrykcyjnej diety, eliminowania kolejnych pokarmów, intensywnych ćwiczeń fizycznych, może dochodzić stosowanie środków przeczyszczających. I bardzo silnie zaburzone postrzeganie własnego ciała. Jeschke opowiada o zajęciach terapeutycznych body image, na których pacjentka rysuje siebie na wielkim kartonie na podłodze w skali 1:1, leżącą, z rozłożonymi ramionami i nogami. – Rysują się monstrualnych rozmiarów, bez wcięcia w talii, olbrzymie ramiona i uda – mówi Julia Jeschke. Potem kładą się na kartonie, a terapeutka obrysowuje ich ciało innym kolorem. Kiedy wstają, widzą, że ich prawdziwy kontur to zaledwie jedna czwarta tego, co same narysowały. Muszą skonfrontować się z tym, że to, jak one siebie widzą, absolutnie nie przystaje do rzeczywistości. Czasem mdleją albo płaczą. Nie są w stanie uwierzyć, ale muszą, w obliczu namacalnego, narysowanego na kartonie dowodu.

W drugiej fazie choroby już nie chodzi o to, żeby schudnąć, tylko żeby zniknąć. Chore doświadczają niemal narkotycznej radości, że mogą się obyć bez jedzenia. – Moja czterdziestoletnia pacjentka z wielką satysfakcją przyznaje, że ubiera się w HM Kids – opowiada Julia Jeschke. Anoreksja staje się sposobem na życie, elementem tożsamości. Zdrowy wstaje i idzie do roboty, a one wstają do przeliczania kalorii, diet i ćwiczeń. Mimo deklarowanej chęci walki z chorobą i odczuwania wielkiego cierpienia.

Potem ciało chorej staje się, jak to określają, zamrożone, na skórze pojawia się drobny meszek, bariera ochronna przed światem, nie ma już żadnych funkcji kobiecych, zanika miesiączka. I to jest także powód do radości, że nie trzeba współżyć, być w ciąży, być matką. – Cieszą się, że już nic nie muszą, że nikt od nich nic nie chce, że nie są obiektem pożądania – mówi Julia Jeschke. – Więc to jest wolta w drugą stronę, bo przecież zaczęło się od tego, żeby schudnąć i mieć chłopaka, od poszukiwania miłości i akceptacji.

Dochodzą choroby somatyczne spowodowane wyniszczeniem organizmu, najczęściej osteoporoza, zaburzenia krążenia, choroby nerek, wątroby i serca. Depresja. – Jeżeli wyłapiemy chorobę na etapie „akceptacji, chłopaka i bikini”, to działania terapeutyczne są całkiem skuteczne – mówi Julia Jeschke. – Później już jest dużo ciężej. Jedna z jej pacjentek od ponad 20 lat walczy z anoreksją. Praktycznie nie może chodzić, tak ma zmiażdżone kości. Trwałe wyleczenie z anoreksji, bez nawrotów, to zaledwie ok. 15 proc. chorych. Jak twierdzą psychiatrzy, są to ci, którzy rozpoczęli terapię wcześnie, przy pierwszych objawach choroby. 45 proc. chorych osiąga niepełną poprawę. Anoreksja ma wysokie ryzyko śmiertelności (ok. 18 proc.), zwłaszcza u chorych, u których nie nastąpiła istotna poprawa stanu zdrowia po 20. roku życia.

Czym skorupka…

Gdyby przyczyny anoreksji i bulimii były wyłącznie genetyczne i fizjologiczne, częstotliwość przypadków klinicznych byłaby mniej więcej stała. Tymczasem w całym świecie statystyki tych przypadków szybują w górę. Pierwszy wielki skok był w latach siedemdziesiątych. W 1970 r. na anoreksję chorowała 1 na 550 osób, dziesięć lat później już 1 na 100. W następnym dziesięcioleciu liczba chorych z zaburzeniami odżywiania wzrosła o połowę i w USA, po publikacji danych na temat dziewcząt i młodych kobiet ograniczających restrykcyjnie ilość spożywanego jedzenia (dotyczy prawie 90 proc.), zaczęto mówić o epidemii. Jednocześnie lekarze spostrzegli stale obniżający się próg wieku, zarówno chorych na anoreksję, jak i nastolatek stosujących dietę. W Wielkiej Brytanii pod koniec XX w. było to aż 11 proc. 9-letnich i 40 proc. 13-letnich dziewczynek. (Dane pochodzą z opracowania „Anoreksja i bulimia psychiczna” Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie pod redakcją prof. Barbary Józefik). W Polsce jest podobnie, tylko zaczęło się później.

Polskie piętnastolatki mogą mieć większy niż ich rówieśniczki z innych krajów brak akceptacji dla własnego ciała. Między innymi dlatego, że Polacy są pruderyjnym narodem – temat ciała i seksu jest wstydliwy, czego dowodzi choćby brak w języku ładnych nazw na męskie i żeńskie genitalia. – Pamiętam dyskusję z młodymi matkami i propozycję, by odpowiednikiem „siusiaka” była „siuśka” – mówi dr Wiśniewska. Większość rodziców jest przekonana, że świadomość własnego ciała dzieci nabywają dopiero podczas dojrzewania. To kluczowy moment, ale wcześniej, już w niemowlęctwie, bardzo małemu dziecku kształtuje się jego obraz poprzez stosunek rodziców do jego ciała. Te dzieci, którym rodzice poświęcają więcej czasu przy czynnościach pielęgnacyjnych, czują się bardziej akceptowane. (Inna rzecz, że badania pokazują, że rodzice chętniej zajmują się dzieckiem, jeśli jest ono obiektywnie ładne). Później, w wieku kilku lat, uwagi w rodzaju „wyrośniesz z tego tłuszczyku” albo „jedz mniej, bo nikt cię nie zechce” sieją prawdziwe spustoszenie. Samoocena u dziecka kształtuje się przez oceny płynące od osób dla niego ważnych.

Tymczasem polscy rodzice z pokolenia dzisiejszych 40–50-latków, dla których ciało nie było aż tak ważne, nie mówią dzieciom komplementów z obawy, że będą próżne, że będą przywiązywać zbyt dużą wagę do swojego wyglądu. Osiągają efekt przeciwny do zamierzonego. A teraz rodzicami zaczynają być ludzie wychowywani w kulcie młodości i pięknego ciała, którzy najczęściej sobie z tym nie poradzili. Nie lubią swojej fizyczności, ale już mają świadomość, że piękne ciało daje sukces, pieniądze, dobre życie. Więc można się spodziewać, że pokolenie ich dzieci będzie miało jeszcze niższy poziom akceptacji. – W dodatku w Polsce wciąż częstym modelem wychowania jest model warunkowej miłości – mówi Julia Jeschke. – Dziecko na miłość rodziców musi sobie zasłużyć. Chłopcy dzielnością, osiągnięciami sportowymi, dziewczynki także urodą.

Skalpel i strzykawka

Mimo alarmujących danych zaburzenia odżywiania wciąż nie uchodzą za problem społeczny. Chore na anoreksję są leczone na oddziałach psychiatrycznych, ale tylko te, które mają BMI (współczynnik masy ciała) powyżej 13. Te z niższym BMI muszą być leczone na oddziałach internistycznych, często wymagają odżywiania pozajelitowego i szpitale bronią się przed nimi, jak tylko potrafią.

Niezadowolonymi ze swojego ciała chętnie zaopiekuje się za to chirurgia plastyczna – o ile będzie je stać. Szacunki mówią, że rynek medycyny estetycznej w Polsce wart jest już ponad 250 mln zł. Jeden z chirurgów plastycznych napisał na swoim blogu, że „Operacja powinna być wrotami, które się otworzą i wprowadzą nas w nowy świat – samoakceptacji i radości z ciała”. Często jednak otwiera drzwi do nałogowego poprawiania defektów urody. W USA od dawna psycholodzy mówią o fali uzależnień od operacji plastycznych i zabiegów odmładzających. – Zdarzają się pacjenci uzależnieni, ale to pojedyncze przypadki – mówi dr Marcin Ambroziak, jedna ze sław polskiej medycyny estetycznej. Właśnie wydał przewodnik po zabiegach odmładzających i upiększających: co i jak poprawić. W warszawskiej klinice Ambroziak lekarze przyjmują ok. 100 pacjentów dziennie. W większości kobiety. – Chcą coś zmienić, poprawić albo czemuś zapobiec – mówi dr Ambroziak. – Zatrzymać młodość, co kiedyś było marzeniem, a teraz stało się możliwe.

Psychologowie zwracają uwagę na to, że podłożem chęci chirurgicznego odmładzania się jest najbardziej pierwotny z lęków. Lęk przed starzeniem się, przemijaniem, śmiercią, samotnością. I wątpią, by skalpel mógł go uśmierzyć. Kluczem, jak zwykle, tak jak przy postrzeganiu własnego ciała, jest akceptacja. A uroda jest postrzegana jako warunek życiowego powodzenia. W Polsce, jak chyba w żadnym innym kraju w Europie, presja na założenie rodziny jest wciąż bardzo silna. Miarą wartości dziewczyny jest posiadanie chłopaka, a w perspektywie męża i dzieci. Singielka (w dużych miastach, bo na prowincji to wciąż po prostu stara panna) postrzegana jest jako zjawisko anormalne. Jeśli jest fizycznie atrakcyjna, to coś musi z nią być „nie tak”. Kłania się znów mit matki Polki, wzmacniany przez Kościół i rządzących, którzy lansują tradycyjne poglądy na rolę kobiety (przede wszystkim rodzina). Na katolicko-tradycyjną ideologię PiS nakłada się kultura disco polo promująca model długonogiej dziewczyny, kręcącej pupą w plastikowych szortach. Przepustką do spełnienia się jako kobieta (w roli żony i matki) jest przede wszystkim atrakcyjny wygląd. Dla wielu polskich dziewczyn to ich jedyna karta przetargowa. Muszą wyglądać, żeby mieć jakiekolwiek szanse w życiu. Na znalezienie męża lub na ucieczkę do lepszego świata, na castingi, wybiegi. I nie przekonują ich feministki głoszące, że kobieta nie musi być atrakcyjna po to, by czuć się spełniona. One muszą. Nawet za cenę własnego zdrowia.

Polityka 19.2017 (3109) z dnia 09.05.2017; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Problem życiowej wagi"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną