Społeczeństwo

Bitwa na tratwie

Skąd się bierze agresja wśród nastolatek

komposita / Pixabay
Rozmowa z dr Anną Wójtewicz, socjolożką z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, o tym, dlaczego nastoletnie dziewczyny rzucają się na siebie z pięściami, oraz o pornografizacji przemocy.
„Są badania, które pokazują, że zachowań agresywnych dopuszczają się dzieci z tzw. dobrych domów. Dlaczego? Bo ich kontakt z rodzicami jest dużo mniejszy”.prudkov/PantherMedia „Są badania, które pokazują, że zachowań agresywnych dopuszczają się dzieci z tzw. dobrych domów. Dlaczego? Bo ich kontakt z rodzicami jest dużo mniejszy”.
„Kiedy „agresja niskiego ryzyka” wśród dziewcząt się potęguje, powoli rodzi się frustracja, a stąd niedaleka droga do zachowań typowych dla mężczyzn. Wtedy w ruch idą dziewczęce pięści”.Monkeybusiness Images/PantherMedia „Kiedy „agresja niskiego ryzyka” wśród dziewcząt się potęguje, powoli rodzi się frustracja, a stąd niedaleka droga do zachowań typowych dla mężczyzn. Wtedy w ruch idą dziewczęce pięści”.
„Ciągły kontakt z treściami, które przemoc i agresję serwują w sposób nieskrępowany, znieczula nastolatki”.Igor Morski/Polityka „Ciągły kontakt z treściami, które przemoc i agresję serwują w sposób nieskrępowany, znieczula nastolatki”.
Dr Anna WójtewiczAD Dr Anna Wójtewicz

Anna Wójtewicz: – Przyznam szczerze, że trochę to irytujące.

Mariusz Sepioło: – Co?
Razem z Katarzyną Stadnik od 2009 r., od kiedy ukazała się nasza książka „Anielice czy diablice?”, regularnie słyszymy od dziennikarzy pytania o agresję i seksualizację nastolatek. Temat wraca jak bumerang, ale tylko wtedy, gdy wydarzy się coś tak sensacyjnego, jak ostatnio w Gdańsku. Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym, jakie są źródła problemu. A także – jak w ogóle dziewczyny funkcjonują w relacjach społecznych.

Pytam więc: jak?
W Stanach Zjednoczonych już w latach 80. prowadzono badania dotyczące tego, jak wyglądają wzajemne relacje kobiet – nie tylko młodych – w określonych grupach społecznych. Jakie są wnioski? Otóż okazuje się, że takie zachowania, jak te, które stały się udziałem gimnazjalistek z Gdańska, wcale nie są nietypowe. Agresja jest tak samo wpisana w kobiece strategie działania jak w przypadku mężczyzn. Jest to agresja niebezpośrednia, która jednak czasami przybiera formę werbalną i fizyczną. Agresja wśród kobiet może przejawiać się więc w formie plotkowania, wzajemnego knucia i obgadywania za plecami, ale także w formie bicia.

Dlaczego?
Sto lat temu kobiety nie miały dostępu nawet do edukacji. Począwszy od wczesnego okresu młodości po dojrzałość nie funkcjonowały w sferach publicznych. Socjalizowano je wyłącznie do życia domowego: do bycia żonami i matkami. Gdy otrzymały możliwość nauki i weszły na rynek pracy, pojawił się w ich życiu problem operowania w społecznych standardach, które wcześniej były zarezerwowane tylko dla mężczyzn.

Czyli?
Np. rywalizacja w miejscu pracy. Kobiety wpisały się w standardy typowo męskiej rywalizacji. Te same relacje pojawiają się w sferze edukacji. I tu jest problem, bo nawet dzisiaj system edukacji nadal nie uwzględnia specyfiki wzajemnych kobiecych relacji.

Dlaczego?
To nie jest wina samych nauczycieli, ale sposobu ich kształcenia, przygotowania do kontaktu z młodzieżą. Jeśli zapyta pan nauczyciela, z zachowaniem których uczniów ma największy problem, prawdopodobnie odpowie, że z zachowaniem chłopców. Dziewczynki są „grzeczne” i „spokojne”, nie powodują takich wychowawczych wyzwań jak rozpuszczeni chłopcy. Kiedy nagle dochodzi do sytuacji, w której uczennice wyrywają sobie włosy, jest wielkie zaskoczenie.

System edukacji w żaden sposób nie kanalizuje pokładów agresji, które tak jak u chłopców występują także u dziewcząt. Nie ma spotkań z psychologami przeznaczonych tylko dla dziewczyn, podczas których można byłoby się zastanowić, co pomoże rozładować powstające napięcia. W wywiadach, które przeprowadzałyśmy, pojawiały się głosy, że dziewczyna chciałaby porozmawiać o swoich problemach z nauczycielem, ale barierą jest wstyd. I to wstyd nauczyciela, a nie uczennicy. Bo „on się czerwieni”, kiedy o „tym” mówi. Albo twierdzi, że to „grzeszne rzeczy”, o których nie powinno się rozmawiać z nastolatkami.

Katarzyna Stadnik pisze o tym, porównując sytuację, w której są na co dzień nastolatki, do ula. Wśród dziewcząt panuje hierarchia przypominająca tę pszczelą. Jest królowa, są jej zwolenniczki, ale są też szeregowe robotnice. Królowa jest bezwzględna, ale zawsze może zostać zdetronizowana. Albo nawet stracić głowę.

Wśród robotnic może się pojawić pretendentka do tronu. Osoba, która postanawia zająć miejsce królowej. Choćby to – pojawienie się konkurentki – sprawia, że rodzi się konflikt, który może się skończyć drastycznie. Królowa, czyli dziewczyna uważana za najładniejszą, najpopularniejszą i najatrakcyjniejszą wśród chłopców, będzie się bronić przy pomocy swoich przybocznych, które podejmą walkę z konkurentką o władzę. Dlatego wśród nastolatek na porządku dziennym są zabiegi przypominające taką walkę o tron.

Jakie to zabiegi?
Np. podważanie reputacji seksualnej w rywalizacji o chłopców (pamiętajmy, że mamy do czynienia z osobami w okresie dojrzewania płciowego i pewne mechanizmy zawsze są obecne). Wtedy występuje agresja w formie niebezpośredniej, pojawia się obgadywanie kogoś za jego plecami, psucie reputacji. Nazywa się to „agresją niskiego ryzyka”. To zjawisko uwarunkowane ewolucyjnie. W tym sensie, że to kobiety zapewniały opiekę potomkom, dlatego nie mogły ryzykować zdrowia i życia w rywalizacji z innymi przedstawicielami populacji, tak jak robili to mężczyźni, bardziej skłonni do podejmowania czysto fizycznego ryzyka.

Kiedy „agresja niskiego ryzyka” wśród dziewcząt się potęguje, powoli rodzi się frustracja, a stąd niedaleka droga do zachowań typowych dla mężczyzn. Wtedy w ruch idą dziewczęce pięści.

Można temu zapobiec?
Warto przyglądać się kobiecym hierarchiom i starać kanalizować ten potencjał, który w grupie młodych dziewcząt występuje. Nie udawać, że dziewczęta w wieku dojrzewania są grzeczniutkie, ale rozumieć, że ich agresja może przyjmować różne oblicza. Czasem cichy konflikt narasta tak bardzo, że dla dziewczyn nie ma już innego rozwiązania jak tylko bójka.

Ważną rolę odgrywają tu dzisiejsze media. To dzięki nim dziewczynki mogą mieć większą łatwość w decydowaniu się na drastyczne czyny. Popularne programy reality show niemal krzyczą do nastolatek: możecie robić to samo co chłopcy, a nawet bardziej!

Społeczne funkcjonowanie dziewcząt – tu znów powołam się na badania Rosalind Wiseman – można opisać metaforą tratwy.

Tratwy?
Okres dojrzewania to mocno wzburzone morze, na którym dziewczęta płyną na jednej małej tratwie – w ich przypadku może to być klasa. Niedawno zeszły z bezpiecznego statku, jakim było dzieciństwo, i teraz walczą o przetrwanie na kawałku zbitego drewna.

Atmosfera na tej tratwie jest gęsta. W końcu może dojść do sytuacji, w której któraś z nich wpadnie do wzburzonego morza, żeby tratwa nie zatonęła, a reszta mogła przetrwać. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że ofiara pobicia w Gdańsku była właśnie tą osobą, którą reszta zrzuciła z metaforycznej tratwy.

Co robić, żeby tratwa bezpiecznie dopłynęła do celu?
Można prowadzić pełną i odpowiedzialną edukację seksualną, w której pojawią się kwestie rywalizacji, braku kobiecej solidarności.

Kobiety nie są ze sobą solidarne?
Nie są. Młode, bo wzrastają w warunkach ciągłej rywalizacji, której system edukacji w żaden sposób nie kanalizuje, a dorosłe, bo tak zostały wychowane. Wynika to też z procesów ewolucyjnych.

Jakich?
Jeszcze sto lat temu kobieta, wychodząc za mąż, przechodziła niejako spod władzy ojca pod władzę męża i jego domu. Tam funkcjonowały już jego krewne, matka i inne kobiety, dla których ta nowa była „obcym ciałem”. Kobieta wkraczająca do świata, w którym inne kobiety dawno zaznaczyły swoją rolę, nie mogła liczyć na ich solidarność. Są analizy, przeprowadzane na bazie całych dynastii, pokazujące, jak kobiety w nich nawzajem się niszczyły. Nowe kobiety były konkurentkami do zasobów majątkowych, ale też były przyszłymi matkami dzieci, które potencjalnie mogą konkurować o majątek z potomkami innych kobiet. Te analizy pokazały też, że „niszczenie” odbywa się nie wprost, ale czasem w dużo gorszy sposób niż fizyczny.

Sto lat później mamy za sobą proces emancypacji. Kobiety mogą w pełni uczestniczyć w życiu społecznym, być aktywne zawodowo. Ale żyją w kulturze, która do tych zmian nie dorosła. Ciągle jesteśmy mocno przywiązani do kulturowych wzorców kobiecości, według których powinnością kobiety jest zapewnianie domowego ciepła. Zachowania agresywne się w takim pojmowaniu roli kobiet nie mieszczą.

W książce „Anielice czy diablice?” pisze pani o seksualizacji dziewczyństwa.
Często ma ona decydujące znaczenie. Dzisiaj dziewczynki, dojrzewając, porównują siebie z wzorcami atrakcyjności zaczerpniętymi z portali internetowych czy kolorowej prasy. Jedna przystaje do kulturowych wzorców kobiecości – posiada określone atrybuty, takie jak biust i kobiece kształty – a inna nie. I choćby to staje się już podłożem konfliktu. Powodem zazdrości, plotek, ale też drwin i oczerniania.

Nasze dociekania pokazały, że wśród dziewcząt obelgi typu „dziwka”, „kurwa”, „suka” są na porządku dziennym. I co najciekawsze – nie wolno się za takie określenia obrażać; czasami wręcz bywa to wyróżnieniem. Bo jeśli wyglądasz jak „suka”, to znaczy, że wyglądasz fajnie. Taki jest kulturowy obraz atrakcyjności, wynikający z popkultury i masowych mediów.

W dziewczęcych strukturach nie można sobie pozwolić na bycie szarą myszką. Trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron: są albo „sukowate” dziewczyny, albo te w zupełnej opozycji, odżegnujące się od tego wzorca, czyli, powiedzmy, chłopczyce. Jeśli dziewczyna nie wpisuje się w którąś z tych opozycyjnych ról, wypada z grupy.

Jaką rolę w kształtowaniu społecznych ról dziewcząt odgrywają chłopcy w ich wieku?
Ogromną. Dziś chłopcy są permanentnie nakręcani przez treści dostępne w internecie, dostępne na jedno kliknięcie, a prezentujące określony typ kobiecego wyglądu i osobowości. Wielkie znaczenie ma tutaj pornografia. To z niej biorą przekonanie, że te fajne to właśnie „suki”, a pozostałe mogą dla nich nie istnieć. Dziewczęta to widzą i próbują się do tych wymagań dostosować. Proszę sobie wyobrazić, jak destrukcyjnie musi to działać na dziewczyny i jaką toksyczną atmosferę wprowadza w ich relacje z chłopcami.

Katarzyna Stadnik wprowadza w naszej książce określenie, które doskonale to obrazuje, mianowicie „kultura tlenku węgla”. Czym jest ten związek chemiczny? To po prostu cichy zabójca, który rozprzestrzenia się niezauważony i stopniowo zabija. Atmosfera, która panuje dziś w gimnazjach wśród dziewcząt, jest przesycona takim właśnie „tlenkiem węgla”.

Nie możemy tego cichego zabójcy do końca zdefiniować i opisać. Nie możemy jednoznacznie stwierdzić, że za jego rozprzestrzenianie się w szkołach odpowiada wyłącznie wadliwy system edukacji. To cały kompleks problemów i czynników, które pozwalają mu się rozwijać.

Czy jednym z nich jest pochodzenie z tzw. rodzin dysfunkcyjnych?
Przeciwnie. Są badania, które pokazują, że zachowań agresywnych dopuszczają się dzieci z tzw. dobrych domów. Dlaczego? Bo ich kontakt z rodzicami jest dużo mniejszy. Rodzic dużo później zauważa, że z dzieckiem jest jakiś problem. W tym miejscu powtórzę: jeśli taki problem jest niezauważony przez rodzica, do akcji powinna wkroczyć szkoła.

Bójki gimnazjalistek zwykle obserwują koledzy. Nagrywają wszystko komórkami. Nie reagują. Skąd się bierze u młodych kibicowanie przemocy?
Bierność wobec przejawów agresji może mieć bardzo wiele źródeł. Także to, że wrażliwość młodych ludzi jest stępiana poprzez ciągłe obcowanie z brutalnością i przemocą za pośrednictwem ekranu – tabletu, komputera czy telefonu. Są przecież gry, w których zabijanie przechodniów za pomocą kija bejsbolowego jest jedną z czynności „do przejścia”. Ciągły kontakt z treściami, które przemoc i agresję serwują w sposób nieskrępowany, znieczula nastolatki.

Dzisiaj mamy wręcz do czynienia z pornografizacją przemocy. Drastyczne treści są w naszej codzienności wszechobecne. I powoli przestają nas ruszać. Nas już nic nie zdziwi, nie poruszy. Jakiś czas temu wszystkie media pokazywały zdjęcie martwego chłopca, którego morze wyrzuciło na brzeg po próbie przedostania się do Europy. Czym było to zdjęcie na ekranach telewizorów jak nie pornografią przemocy?

Ostatnio bardzo popularne są programy polegające na wzajemnym obrzucaniu się obelgami.

Tak zwane roasty.
Tak. Mówi się, że to wzajemne obrażanie się jest przecież konwencją programu, elementem scenariusza. Tyle że widzowie, którzy mają po kilkanaście lat, tej konwencji jeszcze nie rozumieją. Oni tę przemoc, która nie ma żadnej reakcji, krytyki, chłoną w prosty sposób. Dzisiaj nastolatki na co dzień otoczone są hejtem, na który przestają reagować w zdrowy sposób. W efekcie mamy do czynienia z przypadkami takimi jak samobójstwo 14-letniego Dominika, który na portalach społecznościowych był regularnie takiemu hejtowi poddawany. Proszę zauważyć, na czym polegał hejt w jego przypadku: na podważaniu jego wizerunku, na drwinach dotyczących orientacji seksualnej. W świecie nastolatków to aspekt decydujący. Jednocześnie nikt z nimi na te tematy nie rozmawia. Na czele ze szkołą.

A co z rodziną?
Jej rola w procesie wychowania młodego człowieka bardzo się dzisiaj zmienia. Dawniej rodzina była tą agendą socjalizacji, która pozostawała na pierwszym miejscu. Dopiero później pojawiała się szkoła – jeśli dana osoba miała do niej dostęp – i dalej środowisko rówieśnicze. Dzisiaj decydujący są rówieśnicy i media. Nie wiem, czy to informacja, którą chcieliby usłyszeć rodzice, przekonani, że mają wpływ na swojego nastolatka. Mają, ale malejący. Dzieci wychowywane są często przez tzw. medialną nianię. Nastolatek spędza dziś dużo więcej czasu w świecie wirtualnym i z kolegami (na żywo lub przez portale społecznościowe) niż z rodzicami. A to bardzo niebezpieczna droga.

W tym, co pani mówi, szkoła jawi się jako opresyjne miejsce.
Bo generalnie takie jest. Szkoła z założenia powinna być miejscem wyzwalającym potencjał jednostki, a wtłacza dzieci w schematy i skazuje je na funkcjonowanie w ciągłej opresji. I to nawet nie z winy nauczycieli, bo takie są narzucane programy. Polski system edukacji działa tak, jakby uczeń zostawiał ciało, emocje, problemy okresu dojrzewania i napięcia wyniesione z domu poza murami szkoły.

To problem, którego nie da się rozwiązać ot tak, doraźnymi działaniami, to problem systemowy, do rozwiązywania przez długie lata. Proszę mnie zapytać, czy w polskim systemie edukacji zmieniło się coś od 2009 r., kiedy opublikowałyśmy książkę.

Pytam.
Nie zmieniło się nic. A raczej zmieniło się na gorsze. Zamiast tak potrzebnych nowoczesnych zajęć z wychowania seksualnego z elementami treningu psychologicznego mamy (za danymi z PONTONU) wychowanie do życia w rodzinie prowadzone czasem przez katechetów! Z kolei z dużego raportu Feminoteki wynika, że w podręcznikach szkolnych (dopuszczonych w 2013 r.) jest rażąco dużo treści reprodukujących nierówności i propagujących dyskryminację ze względu na płeć. Pominę już fakt, że treści te odbiegają od realiów społecznych.

Jaka będzie przyszłość?
Myślę, że idziemy drogą, która prowadzi do pokolenia nieszczęśliwych dorosłych. Ludzi, którzy będą mieli problemy z podstawowymi relacjami społecznymi. Potrzebujących terapii, na potęgę łykających leki antydepresyjne. Dzisiejsze dziewczęta mogą mieć spore problemy z nawiązaniem relacji koleżeńskich i partnerskich. Tak samo jak chłopcy, którzy swoje odmedialne wyobrażenia na temat kobiet będą konfrontować z rzeczywistością.

rozmawiał Mariusz Sepioło

***

Dr Anna Wójtewicz – doktor nauk humanistycznych w zakresie socjologii (specjalność: socjologia ciała), adiunkt w Zakładzie Badania Jakości Życia. Autorka (wspólnie z socjolog Katarzyną Stadnik) książki „Anielice czy diablice? Dziewczęta w szponach seksualizacji i agresji w perspektywie socjologicznej” (Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, 2009).

Polityka 24.2017 (3114) z dnia 12.06.2017; Społeczeństwo; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Bitwa na tratwie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną