Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Morowe dziewczyny

Niech żaden lewak nie nazywa ich feministkami. Oto morowe dziewczyny

Justyna Helcyk Justyna Helcyk Marcin Rozpędowski/Pacific Press/Alamy / BEW
Są dobrze zorganizowane, niezależne, kochające Ojczyznę i nikt nie będzie im mówił, co mają robić. Tylko niech żaden lewak nie nazywa ich feministkami!
Adrianna GąsiorekAndrzej Grygiel/PAP Adrianna Gąsiorek

Artykuł w wersji audio

Wydawała się subtelna, wręcz eteryczna, dopóki się nie odezwała. Gdy stanęła na platformie, krzykiem nawoływała do ostatecznego zrzucenia jarzma babilońskiej nierządnicy i wypędzenia z Polski siewców wrogiej ideologii. Przestrzegała – nie można pozwolić, aby przybysze wyrżnęli nas wszystkich w pień, aby islamskie ścierwo niszczyło polski naród. Tymi właśnie słowami, wygłoszonymi we wrześniu 2015 r. na wiecu antyimigranckim we Wrocławiu, Justyna Helcyk, absolwentka chemii pochodząca z Lądka-Zdroju i koordynatorka brygady dolnośląskiej ONR, zapisała się w zbiorowej świadomości jako nowa kobieca twarz narodowego radykalizmu w Polsce. Pod yutubowym nagraniem z jej słynnego przemówienia, w którym zresztą wrocławska prokuratura nie dopatrzyła się nawoływania do nienawiści i na początku maja tego roku śledztwo w sprawie zostało ostatecznie umorzone, do dziś sypią się zachwyty patriotycznej części społeczeństwa. Że taka mądra i charyzmatyczna, prawdziwa Polka, idealny materiał na żonę, i że na całe szczęście coraz więcej pojawia się takich kobiet.

Bo Justyna Helcyk to istotnie zaledwie reprezentantka zjawiska. Młode kobiety ciągną do organizacji nacjonalistycznych już od kilku lat. Coraz bardziej widoczne, zaczynają odgrywać coraz większą rolę. Zapatrzone w międzywojenne myśli Mosdorfa i Dmowskiego pną się w górę po funkcyjnych szczeblach, na marszach niepodległościowych i pikietach przeciwko szkodliwym moralnie treściom zawartym np. w teatralnych przedstawieniach, z dumą dzierżą ozdobione falangami flagi, a od pewnego czasu zaczęły się uniezależniać. Zakładają swoje narodowe organizacje kobiet i spisują własne kobiece postulaty. Żeby, jak mówią, żaden facet nie mówił im, co mają robić. I żeby przełamać w końcu ten fałszywy obraz, wykreowany przez lewacko-liberalne media, że tylko feministki potrafią się zjednoczyć.

Fascynacje

Niektóre ducha narodowego czują już od dzieciństwa. Jak Anna Bryłka, schludna i elegancka absolwentka stosunków międzynarodowych, sekretarzH warszawskich struktur Ruchu Narodowego. Każda opowieść w jej rodzinnym domu rozpoczynała się od pradziadka, który we wrześniu 1939 r. poległ w bitwie nad Bzurą. Albo od drugiego pradziadka, który razem z rodziną został w czasie wojny przesiedlony z Wielkopolski na teren Generalnej Guberni. Anna na wspomnienie tych przejść zawsze ma łzy w oczach. Nigdy nie miała wątpliwości, co jest ważne w życiu – wiara, Ojczyzna oraz patriotyzm. Zacięcie polityczne czuła w sobie od dawna. Gdy w 2015 r. Ruch Narodowy, wspólne dziecko oenerowców i wszechpolaków, stawał się partią, od razu się zapisała.

Inne do tego, co dla nich istotne, docierają powoli. Ziarno zasiewa np. tata, pasjonat historii. I potem już same meandrują w lekturach, aż docierają do międzywojnia, które je oczarowuje. Literatura, historia ruchów narodowych polskich i europejskich, postulaty ONR z 1934 r. Aż w końcu, w trakcie tego szperania następuje olśnienie – na plakacie lub w internecie zauważają, że ONR wciąż działa i coś organizuje. Nie pozostaje im więc nic innego, jak wysłać swoje zgłoszenie. Tak było u Marii Pilarczyk, długowłosej blondynki o słowiańskiej urodzie, która cztery lata temu, jeszcze jako licealistka, rozkręcała oddział ONR w swoim rodzinnym Koninie, a dziś jest studentką I roku biologii i członkiem warszawskiej oenerowskiej brygady.

Dla wielu decydujące znaczenie miało Wydarzenie. Najważniejsze, jakie powinni świętować prawdziwi Polacy. Marsz Niepodległości w Warszawie. Wspólna msza święta, potem przemarsz z flagami ulicami miasta i ten tłum młodych ludzi, śpiewający jednym głosem polski hymn narodowy. Trudno pozostać obojętnym na taką atmosferę, zwłaszcza gdy wcześniej w małej miejscowości chodziło się tak po prostu i skromnie z wieńcami pod pomniki: Adrianna Gąsiorek, 26-letnia absolwentka polonistyki, chodziła w Bielsku-Białej; Aleksandra, tegoroczna maturzystka, w Łomiankach pod Warszawą.

Adrianna już od czasu liceum szukała swojej grupy. Najpierw były rekonstrukcje historyczne, w których odtwarzała rolę Słowianki w czasach wczesnego średniowiecza. Potem chwilowe zainteresowanie Narodowym Odrodzeniem Polski oraz Młodzieżą Wszechpolską, ale nie podobały jej się ówczesne powiązania polityczne tej organizacji z Ligą Polskich Rodzin. I dopiero ten marsz w 2010 r., na który pojechała sama, bez żadnych znajomych, sprawił, że wybrała ONR, jednego z dwóch organizatorów. Spodobało jej się, że tacy są otwarci i wychodzą do ludzi.

Z kolei Aleksandra wybrała Młodzież Wszechpolską, drugiego organizatora. Mimo że do organizacji można dołączać od 16. roku życia, ona chciała to zrobić już jako pełnoletnia. Żeby to była prawdziwie dojrzała decyzja. Gdy na początku tego roku ta chwila wreszcie nadeszła, została zaprzysiężona na oficjalnego członka. Zawsze miała bardzo krytyczne podejście do różnych ugrupowań, ale z MW było inaczej.

Aspiracje

W organizacjach nacjonalistycznych nie ma parytetów i nikt o nie się nie upomina. Liczbowo dziewczyny były i nadal są w mniejszości. – Ale to przecież normalne – zapewnia Anna Bryłka – kobiety w naturalny sposób mniej ciągnie do polityki. Zresztą może to i dobrze, zbyt często kierują się emocjami i wciąż są do działalności zbyt słabo merytorycznie przygotowane. Ale oczywiście zdarzają się wyjątki i to właśnie one w ostatnich latach w naszym środowisku są coraz bardziej widoczne.

Prof. Rafał Pankowski, socjolog z Collegium Civitas, wieloletni badacz ruchów nacjonalistycznych w Polsce i współzałożyciel stowarzyszenia Nigdy Więcej, uważa, że coraz większa i bardziej eksponowana w środowiskach narodowych aktywność kobiet to świadoma strategia. – Dziewczyny są dla wizerunku bardzo użyteczne. Dają szansę na dotarcie do nowych grup zwolenników – twierdzi prof. Rafał Pankowski.

Narodówki mają na ten temat trochę inne zdanie. Wolą mówić o etosie ciężkiej pracy. Adrianna Gąsiorek była jedyną dziewczyną, gdy sześć lat temu zakładała w swoim mieście, Bielsku-Białej, oddział oeneru. Jak każdy nowy członek, musiała najpierw zostać przeszkolona przez starszych od siebie stażem – formowanie w idei, odpowiednie lektury, egzamin, następnie coraz bardziej samodzielne organizowanie wydarzeń w najbliższym otoczeniu. Nigdy nie miała poczucia, że jest tu tylko na chwilę, a to wśród początkujących działaczy dosyć często się zdarza. Przychodzą, pokręcą się trochę, parę razy pójdą w marszu i szybko się wykruszają. Jakby nie rozumieli, że działalność dla narodu wymaga poświęcenia.

Maria Pilarczyk twierdzi, że takie podejście często można spotkać zwłaszcza wśród chłopaków – do organizacji przychodzą zachęceni przez kolegów, nie z powodu wewnętrznych przekonań. Co innego dziewczyny – jeśli już się angażują, to jest to zaangażowanie totalne. Maria Pilarczyk przez cztery lata po wstąpieniu do ONR była koordynatorką oddziału w Koninie. Teraz powoli pnie się w górę w nowej warszawskiej brygadzie, gdzie – jak podkreśla – odpowiada za formację nowych członków i publicystykę wewnętrzną. Adrianna Gąsiorek jest koordynatorką wojewódzkiej, górnośląskiej brygady i jedyną kobietą pełniącą w oenerze taką funkcję. Do niedawna była jeszcze słynna Justyna Helcyk – ta od wystąpienia we Wrocławiu – ale obecnie zajmuje niższe stanowisko, sekretarza brygady.

Zarówno Maria, jak i Adrianna twierdzą, że płeć niczego im nie utrudniła. Oczywiście zdarzyło się parę razy, że Maria usłyszała na swój temat jakiś seksistowski dowcip. Ale o wiele bardziej krzywdzące wydają jej się stereotypy rozpowszechniane przez – jak mówi – lewicowo-liberalne środowiska. Że jak narodówka to kura domowa, siedzi w kuchni z dziećmi i się nie odzywa. Nie mówiąc już o komentarzach w internecie, np. „faszystowska kurwo, jesteś w oenerze tylko dlatego, że masz ładną dupę”. Pierwszy z brzegu przykład, który przyszedł Marii do głowy. A przecież im chodzi o wartości. Tyle lat już o tym mówią i wciąż nic nie dociera.

Grupowo o swoich wartościach próbują mówić co najmniej od 2012 r. Wtedy to, podczas Marszu Niepodległości, ówczesny szef ONR Przemysław Holocher ogłosił powstanie Ruchu Narodowego we współpracy z Młodzieżą Wszechpolską. Potrzeba była prosta – chęć zaistnienia w poważnej polityce i wystawienia swoich kandydatów przy najbliższych wyborach, ale przy okazji ruch stał się szansą dla ambitnych działaczek. W sekcji kobiecej, pod przywództwem Anny Holocher, żony Przemysława, a także w równoległej grupie Kobiety dla Narodu, dowodzonej przez Marię Piasecką-Łopuszańską, narodówki zwarły szeregi, aby – jak pisały na swojej fejsbukowej stronie – być „reprezentacją dla kobiet, które nie utożsamiają się z głosem współczesnych feministek” i w walce tej „łączy je jedno niesamowite pragnienie – Wielka Polska”.

Organizacje

Działalność rozpoczęły od udziału w Manifie, w marcu 2013 r., na której pojawiły się z transparentami, m.in. „Stop dyskryminacji patriotek” i zdjęciami kobiet, które zmarły po dokonaniu aborcji. W tym samym roku były też na Kongresie Kobiet, na którym w koszulkach z rysunkami płodów rozdawały ulotki antyaborcyjne i z którego dość szybko zostały wyproszone.

Nawet narodowcy wydawali się wtedy poruszeni tą śmiałością. Głos w obronie narodówek, na blogu na stronie Salon24, zabrał wtedy Krzysztof Bosak. Uspokajał oburzonych działaczy, którzy uważali, że nie wypada, aby dziewczyny wdawały się w takie konfrontacje.

Walka ideowa sprowadzała się wtedy do jednego hasła – antyfeminizmu. W 2014 r., przy okazji wyborów do europarlamentu, jako kandydatki Ruchu Narodowego, narodówki wygłosiły manifest w takim właśnie duchu: feministki to zaślepione nienawiścią ekstremistki lewicowe, które oderwane są od rzeczywistości i zagłuszają głos normalnych kobiet. Edukacja seksualna? To niszczenie tradycyjnych chrześcijańskich norm moralnych. Gender? To walka z kobiecością. Ruchy dewiacyjne to zagrożenie dla polskiej rodziny. Manifest odczytywała właśnie Justyna Helcyk, wtedy jeszcze mniej znana działaczka ONR. Zapytana przez TVN o swój program wyborczy, nie była jednak w stanie zbyt wiele o nim powiedzieć i nawet „Fronda” nie odmówiła sobie na jej temat złośliwego komentarza.

W 2015 r., gdy Ruch Narodowy stał się partią polityczną, narodówki postanowiły całkowicie oddzielić się od niego. Powołały Narodową Organizację Kobiet. Starają się, by ich obecny przekaz był bardziej zróżnicowany. Zamiast konfrontacji z feministkami na marcowych Manifach od 2016 r. organizują swoje wydarzenie – Narodowy Tydzień Kobiet. Jego sztandarowym punktem jest m.in. pikieta „W imieniu dam”. Do tego msze św., konferencje, spotkania z kobietami. W tym roku były to m.in. Maria Mirecka-Loryś, 101-letnia kombatantka, przedwojenna działaczka Młodzieży Wszechpolskiej we Lwowie, Anna Golędzinowska, promująca czystość przedmałżeńską była modelka na stałe mieszkająca we Włoszech, oraz dr Marta Cywińska, polonistka i romanistka, powiązana z Młodzieżą Wszechpolską, pisząca felietony dla gazet i portali prawicowych, np. na temat wizjonerstwa Dmowskiego oraz potrzeby wychowania patriotycznego.

Adrianna Gąsiorek, która oprócz funkcji koordynatora brygady ONR zasiada również w zarządzie Narodowej Organizacji Kobiet, podaje orientacyjnie, że w całej Polsce w ramach organizacji działa obecnie ponad setka dziewczyn, choć sympatyków, np. na Facebooku, jest o wiele więcej, ok. 9 tys. Priorytety NOK określiłaby następująco: wartości chrześcijańskie i narodowe. Problemy kobiece, jak: przemoc domowa, problemy z opieką medyczną, okołoporodową czy traktowanie kobiet na rynku pracy. – Uważam, że ruch feministyczny w Polsce za bardzo skupił się ostatnio na kwestiach związanych z aborcją i na prawach różnych grup mniejszościowych. Nie jest już wystarczającą odpowiedzią na potrzeby wszystkich kobiet. I to jest właśnie szansa dla nas, kobiet narodowych – mówi.

Definicje

Skoro więc na pewno nie feministki, to jak by się określiły?

Adrianna Gąsiorek: – Ja chyba najbardziej lubię termin nacjonalistka. To nawiązanie do kobiet przedwojennych, które miały swoje poglądy. Gdy patrzę na starsze ode mnie działaczki, to widzę, że połączenie tych wszystkich ról naprawdę jest możliwe. Może nie pojawiają się one już na każdym naszym marszu, ale za to przychodzą ze swoimi dziećmi. Swoją przyszłość widzę w oenerze. W zarządzie krajowym jak na razie nie ma żadnej kobiety.

Anna Bryłka: – Nie do końca mam przekonanie do organizacji kobiecych. Przyjemnością jest dla mnie pisanie programu politycznego, interpelacji. Ostatnio zajmowałam się np. dyrektywą unijną w sprawie azotanów. Uważam siebie za konserwatystę. Jeśli w przyszłości będę miała rodzinę, to liczę się z tym, że będę musiała wybierać – albo praca, albo wychowywanie dzieci. Na razie to jednak odległa perspektywa. Wzorem dla mnie jest włoska święta Joanna Beretta Molla. Miała trójkę dzieci, była w ciąży z czwartym i wtedy okazało się, że jest chora na raka i jedynym ratunkiem dla niej jest aborcja. Jako lekarka postanowiła, że jednak urodzi to dziecko. Zmarła niedługo po porodzie.

Maria Pilarczyk: – Uważam, że feminizm jest bardzo szerokim pojęciem i nie musi się wcale ściśle wiązać z narracją liberalno-lewicową. My też możemy go przystosować do swoich potrzeb. Narodowa feministka to dla mnie dobry termin. Uważam, że przykładem dobrze działającej, zaangażowanej działaczki ONR jest Justyna Helcyk. Jest rozpoznawalna, opanowała sztukę wystąpień publicznych, ponadto dobrze sobie radzi w prowadzeniu własnej struktury. To warte naśladowania. Dla mnie osobiście wzorem jest Evita Peron – nie zwalczała tradycyjnych wartości, ale działała aktywnie, społecznie i politycznie, walczyła o poprawę losu najuboższych.

Aleksandra, działaczka Młodzieży Wszechpolskiej: – Patrzyłam na kobiety na Czarnym Proteście i to nie ma wiele wspólnego z moim ideałem – kobiety eleganckiej, wyważonej, ceniącej swoją kobiecość. Wizerunek niekobiecej kobiety bardzo mi przeszkadza. A kto jest dla mnie wzorem…? – działaczka Aleksandra przez chwilę się zastanawia. – …może koleżanka Maria Mirecka-Loryś? – podpowiada rzecznik Młodzieży Wszechpolskiej Mateusz Pławski. Spotkanie z Aleksandrą było bowiem możliwe tylko przy jego udziale. W końcu Aleksandra jest jeszcze bardzo młoda, w wypowiedziach dla mediów wciąż niedoświadczona. Rzecznik chciał być na miejscu, gdyby potrzebowała pomocy.

* Formy męskie zastosowane do przedstawiania bohaterek tekstu są zgodne z tym, jak same mówią o sobie.

Polityka 25.2017 (3115) z dnia 20.06.2017; Społeczeństwo; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Morowe dziewczyny"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną