Agata Czarnacka: – Czy analizując konsekwencje nie tylko ostatnich protestów, ale i tych wcześniejszych, grudniowych, można powiedzieć, że polskie społeczeństwo się zmienia? Mam wrażenie, że jako feministka przestałam być postacią z politycznego marginesu i zaczęłam być traktowana poważnie.
Katarzyna Kądziela: – Od czasu gdy PiS, zdobywając nieco powyżej jednej trzeciej głosów, w wyborach zgarnął pulę i utworzył rząd „dobrej zmiany” – wszyscy protestujemy. Wszyscy i wszystkie. Kobiety często animują te protesty. Udowodniłyśmy, że jesteśmy wielką siłą, z którą trzeba się liczyć. „Jest nas więcej – będzie sprawa – odzyskamy nasze prawa” – wołałyśmy na protestach. I jeszcze: „Władza minie – wstyd zostanie”. Zostanie też nasza czujność. My, kobiety, patrzymy władzy na ręce i nie damy się dłużej oszukiwać.
Po raz kolejny mamy własne priorytety, ale jesteśmy zmuszone na chwilę odłożyć je na półkę, gdy podpalacze odbierają nam podstawowe wartości, na których opiera się europejska demokracja. Krzyczałyśmy nasze „nie pozwalam” pod Trybunałem Konstytucyjnym, choć orzeczenie TK rozciągające i wzmacniające tzw. klauzulę sumienia oddało nasze życie i zdrowie w ręce ideologów.
Ale teraz, kiedy władza postanowiła odebrać polskim sądom niezależność, a sędziom niezawisłość, byłyśmy, jesteśmy i zapewniam – będziemy głośno protestować. Od rana do wieczora, nie tylko paląc światła pod sądami w nocy. Wiele z nas nie doczekało się sprawiedliwości przed sądem. Wielu sędziów musi się nauczyć, że przemoc w rodzinie, przemoc seksualna, niepłacenie alimentów, wyrzucanie lokatorów na bruk to krzywda. Trzeba to dostrzec i osądzić w całym majestacie prawa.