Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Słynny producent filmowy zwolniony za molestowanie kobiet. Dlaczego tak późno?

Milczenie elit Hollywood jest dla wielu ogłuszające. Milczenie elit Hollywood jest dla wielu ogłuszające. Thomas Hawk / Flickr CC by 2.0
Każda branża ma takich Harveyów Weinsteinów. Niestety większość z nich nigdy nie straci pracy.

Hollywood zadrżało w posadach. Jeden z najpotężniejszych i najbardziej znanych producentów filmowych – Harvey Weinstein – został zwolniony przez własną firmę. Weinstein Company zdecydowało się na to po artykule „New York Timesa”, który ujawnił, że od ponad 30 lat producent molestował młode kobiety – od aktorek po asystentki.

Ale samo zwolnienie Weinsteina to wierzchołek góry lodowej. Cała sprawa pokazuje, jak łatwo ukryć molestowanie seksualne w pracy.

Zmowa milczenia

Pierwsze pytanie, jakie zadają sobie dziennikarze, czytelnicy i gwiazdy, brzmi: jak to możliwe, że nikt nie wiedział?

Aktorki takie jak Meryl Streep czy Judi Dench oficjalnie potępiły producenta (odpowiedzialnego za ich niedawne sukcesy filmowe), jednocześnie podkreślając, że nie miały pojęcia o jakimkolwiek molestowaniu. Istotnie – większość ofiar Weinsteina nigdy nie poszła do sądu, a te, które zdecydowały się na pozew, podpisały pozasądowe ugody – w zamian za milczenie otrzymały rekompensaty finansowe.

Proceder jest powszechny w przypadku znanych osób oskarżonych o molestowanie czy gwałt. Tak samo umawiał się ze swoimi ofiarami Bill Cosby (którego sprawa w końcu trafiła przed sąd) czy nagrodzony niedawno Oscarem Casey Affleck. Nawet te aktorki, które mówiły, że spotkało je molestowanie, długo nie miały odwagi podać nazwiska producenta, który zachował się wobec nich karygodnie. Ashley Judd już w 2015 roku opowiedziała o swoim spotkaniu z napastliwym producentem – dopiero dziś wiemy, że chodziło o Weinsteina. Nie zmienia to jednak faktu, że milczenie elit Hollywood jest dla wielu ogłuszające.

Zmowa mężczyzn

Wielu osobom najtrudniej pojąć milczenie ofiar, a zwłaszcza decyzje o ugodzie finansowej. Nie powinno to aż tak dziwić. Ofiarami producenta były najczęściej bardzo młode kobiety – świadome, że nie będą w stanie wygrać z wpływowym mężczyzną. Zwłaszcza w Hollywood, gdzie ich pozycja jest bardzo słaba. Kobiety mają mało czasu na zrobienie kariery (mniej niż mężczyźni), a na dodatek wciąż są oceniane przez pryzmat urody.

Do tego dochodzi wymiar finansowy – procesowanie się z producentem, który może zatrudnić najwybitniejszych prawników czy speców od wizerunku, jest z góry skazane na porażkę. Więcej, może się okazać rujnujące nie tylko finansowo, ale i prywatnie. Dlaczego? Dlatego, że trudno o jednoznaczne dowody – to często słowo przeciwko słowu, a jedną z powszechnych metod obrony jest podważanie wiarygodności i moralności ofiary. Trudno się dziwić, że wiele kobiet nie podjęło tej walki.

Emocje jeszcze bardziej rozbudza to, że niewłaściwe zachowania Weinsteina były swoistą tajemnicą poliszynela. Dziennikarze przyznają, że od ponad dziesięciu lat próbowali się przebić z tematem do mediów – nie udało się przekonać żadnej gazety czy strony internetowej. Zdaniem niektórych świadczy to o olbrzymich wpływach producenta i lęku mediów przed kosztami procesu. Coraz częściej słychać, że o sprawie wiedzieli też pracownicy firmy. Kobiety ostrzegały się wzajemnie przed spotkaniami sam na sam z producentem, zaś rada nadzorcza (złożona z samych mężczyzn) już kilka razy rozważała zwolnienie czy ograniczenie funkcji Weinsteina – właśnie ze względu na pojawiające się to tu, to tam oskarżenia.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, ile wiedzieli kreatywni współpracownicy Weinsteina. Aktorzy i aktorki, którzy dzięki niemu robili kariery, dostawali Oscary i dziękowali mu na kolejnych branżowych galach. A było za co dziękować, bo jeszcze kilka lat temu Weinstein był królem oscarowych nominacji (do 2016 r. jego filmy miały na koncie ok. 250 nominacji i w sumie 75 statuetek).

W USA skandal ma wymiar polityczny

Po tym jak równo rok temu z zarzutami o molestowanie seksualne musiał się mierzyć Donald Trump, teraz i konserwatyści mogą dowodzić, że nie tylko ich ten problem dotyczy. Media przerzucają się zdjęciami Weinsteina z Hillary Clinton, przypominają o jego olbrzymich donacjach na rzecz demokratycznych senatorów i wskazują, że wpływy Weinsteina sięgały tak daleko, że nawet córka Baracka Obamy odbywała staż w jego firmie.

Konserwatywne media są zachwycone, że producent filmów dokumentalnych o prześladowaniu dzieci w szkołach czy gwałtach na kampusach uniwersyteckich też mógł molestować kobiety. I chętnie podają to jako przykład zepsucia Hollywood i amerykańskich elit. Choć należałoby ze smutkiem zauważyć, że Weinstein przynajmniej został po ujawnieniu oskarżeń zwolniony z pracy, zaś Trumpowi nie przeszkodziło to wygrać wyborów prezydenckich.

Ale powiązania Weinsteina z liberalnymi elitami dobrze pokazują coś jeszcze: że molestowanie w miejscu pracy nie jest jednoznacznie kwestią poglądów, tylko po prostu nadużywaniem siły i wpływów.

O ile sama sytuacja mogłaby wydać się typowym hollywoodzkim zamieszaniem, interesującym przez wzgląd na wypowiadające się w sprawie gwiazdy, to w istocie odbija się w niej całe spektrum problemów związanych z ujawnianiem molestowania seksualnego. Mamy więc nierówność siły i statusu, która przez lata pozwala uciszać ofiary lub je zastraszać. Mamy swoistą tolerancję molestowania – jako stały element funkcjonowania kobiet w środowisku pracy. Kolejne pokolenia kobiet uczą się coraz lepiej obchodzić problem, zamiast się z nim skonfrontować. Mężczyźni często o tym nawet nie myślą. Mamy obwinianie ofiar – ileż dyskusji toczy się w tonie „wzięła kasę, żeby siedzieć cicho, to po co teraz się odzywa”, „czego się spodziewała, idąc na spotkanie z producentem” itp. Tak jakby kobieta zawsze musiała brać pod uwagę możliwość molestowania.

Mamy w końcu kwestie wychowania – nie bez powodu Weinstein wykorzystywał głównie młode kobiety. Dziewczyny wciąż przecież wychowuje się tak, żeby się za bardzo nie stawiały, żeby za często nie mówiły „nie”, żeby pogodziły się z tym, że „prowokują”. Mamy też w końcu wielką złość – kierowaną na aktorki, prawniczki, działaczki. Tak jakby wina stała bardziej po stronie kobiet niż mężczyzn.

30 lat. Tyle minęło od pierwszych informacji o niewłaściwym zachowaniu Weinsteina wobec młodych kobiet. Tekst wydrukowany w „New York Timesie” mówił o ośmiu kobietach, ale po jego publikacji zaczęły się wypowiadać kolejne aktorki. Lista nazwisk rośnie. Większość z tych kobiet milczała, bo mówienie o molestowaniu w pracy przynosi kobiecie więcej strat niż korzyści. Częściej spotyka się z niedowierzaniem, oskarżeniem, przerzucaniem winy niż ze współczuciem. Nawet gdy wszystkie informacje ujrzą światło dzienne, może się okazać, że winne niewłaściwemu zachowaniu mężczyzny były kobiety.

Żyjemy w kulturze, która bardziej toleruje molestowanie niż mówienie o nim. Kulturze, która wybiera milczenie. I to nie jest historia o zgniłym Hollywood. Bo przecież każda branża ma takich Weinsteinów. Większość z nich nigdy nie straci pracy.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną